„Podobnie dorastaliśmy, podobnie się starzejmy” – mówią członkowie jednego z najpopularniejszych polskich zespołów hip-hopowych. Jakie przełożenie ma ta świadoma deklaracja na ich nowy album? Co chcą zamanifestować przedstawiciele rocznika „1985”? 

Spotkałem się z Rasem i Mentem tydzień po premierze nowego wydawnictwa, w tym samym dniu, kiedy zespół zadebiutował na szczycie najlepiej sprzedających się płyt w Polsce. To pierwszy taki przypadek w historii zespołu, który właśnie wydał trzeci album. Artyści w swoim stylu ze śmiechem reagują na moje gratulacje. Jednak już całkiem na serio opowiadają o swoich korzeniach, dorastaniu, wchodzeniu w dorosłość, alkoholu oraz wartościach, na których opierają swoją twórczość.

 

Chcecie być głosem swojego pokolenia?

Ras: Nie chcemy, ale nikt nie zostaje głosem pokolenia z wyboru. Jeśli ktoś tak nas określi, to spoko. Przyjmiemy to z pokorą. 

 

Jaki koncept stał za wydaniem nowego albumu „1985”? Na okładce widzimy wasze czarno-białe zdjęcie, na którym widnieje wielki czerwony napis z tytułową datą.  

Ras: Nasz pomysł na zdjęcia opierał się na tym, że chcieliśmy pojechać do jakiejś miejscowości, która zbytnio „nie ucierpiała” wraz z nastaniem kapitalizmu i pamięta stare czasy. Nie jest luksusowa i reprezentatywna, ale szczera i prawdziwa.

Ment: Koncepcja, która nam przyświecała to: „wczorajszy dzień dzisiaj”. Sklep, który widać na zdjęciach jest takim, jakie pamiętamy z naszego dzieciństwa. Mając siedem czy osiem lat biegaliśmy całe dnie za piłką, a do tego typu sklepów jak z naszej okładki lataliśmy po gumy Turbo, lody Marwil, chipsy Snaki i oranżadę. Jednak nie jest to płyta w klimacie retro, ale trochę porusza tematy z czasów, kiedy dorastaliśmy.

2 Rasmentalism wywiad hiphop warsaw      

Jak wyglądało dorastanie w latach 90. w Zamościu (Ras) czy Hajnówce (Ment)? 

Ment: U mnie było tak, że na początku nie było „kolorowo”, ale to pamiętam średnio. Kiedy miałem około pięciu lat, mieszkałem przy ulicy Partyzanckiej w Hajnówce, tuż przy samym lesie. Mam w głowie wspomnienie, jak z amerykańskiego filmu, gdzie dzieciaki chodzą po torach i rzucają kamieniami z mostu. My robiliśmy to samo. Rzucaliśmy kapsle na tory, żeby przejeżdżający pociąg je miażdżył, biegaliśmy po lecznicy dla zwierząt (pamiętam jedną leżącą na stole operacyjnym krowę), bawiliśmy się w chowanego na złomowisku i kradliśmy maliny z działek. Moje dzieciństwo było bardzo outdoorowe: domki na drzewach, granie w piłkę na leśnych polanach. Mam jakiś wyidealizowany fetysz związany z tym, że dane mi było doświadczyć dzieciństwa w ten nieskażony internetem sposób. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma porównanie, jak wiele w naszym kraju się zmieniło. Bo żyliśmy na styku tych dwóch światów. Jestem wdzięczny Wałęsie. 

Ras: Wychowywałem się na dużym osiedlu Zamoyskiego-Wyszyńskiego w Zamościu. W „Księdze zachwytów” Filipa Springera [swoisty przewodnik po tym, co w Polsce piękne, znaczące – przyp.red.] znalazło się moje osiedle. Choć jak ja się tam wprowadzałem, to były to Aleje Lenina. Pamiętam, że za małolata chodziliśmy przez płot na basen, bo bilet kosztował dwa złote. Nie zarabiasz, więc musisz kombinować (śmiech). Zwykłe dzieciństwo, jakie przeżyło miliony dzieciaków urodzonych w tamtych latach.   

Ment: Nie siedziało się wtedy w domach. Choć gdybyśmy pogadali z naszymi rodzicami, oni pewnie by powiedzieli, że to my mieliśmy spieprzone dzieciństwo, bo komputery pojawiły się, kiedy dorastaliśmy. 

Ras: Nie ma co walczyć z postępem, ale mamy w sobie pewien sentyment do przeszłości.  

Ment: Bardzo dobrze swego czasu nawinął Borixon: „kiedyś było inaczej, teraz jest inaczej”. (zbiorowy śmiech)

 

Bardzo uniwersalne. Ras, poprzednią płytę zaczynałeś od słów: „po najgorszym mam najlepszy rok w życiu”. Z kolei na tytułowym singlu z nowej płyty rapujesz, że: „stare życie kopie cię po jajach”. Na przestrzeni roku tak wiele się u ciebie zmieniło? 

Ras: Sytuacja w moim życiu jest dynamiczna. Zmienia się dosłownie z godziny na godzinę. Moje stany emocjonalne ewoluują i to słychać na kolejnych albumach. Tak w ogóle ten wers został przez kogoś zinterpretowany tak, że jest to wyraz sprzeciwu wobec spłodzenia dziecka (śmiech). Chciałbym to zdementować.  Rok temu dominował triumf, bo druga płyta była zobrazowaniem tego, jak życie nam się wywróciło do góry nogami po legalnym debiucie. Rzuciłem pracę, przeprowadziłem się do Warszawy, kompletnie zmieniłem tryb życia. Kamil już tu mieszkał...

Wchodzenie w dorosłość niezmiennie pozostaje tematem waszej twórczości. Pochodzicie z mniejszych miejscowości, a obecnie stacjonujecie w wielkiej aglomeracji – czy w związku z tym dostrzegacie, jakie różnice towarzyszą temu procesowi w zależności od tego, gdzie młodzi mieszkają? 

Ment: Tak. Znajomi, którzy zostali w rodzinnych stronach, szybciej „osiadają”: wchodzą w związki małżeńskie, decydują się (albo tak wychodzi) na dzieci.  

Ras: Myślisz, że tę zmianę determinuje miejsce, w którym mieszkasz czy środowisko, w którym się obracasz? Większość moich znajomych w podobnym wieku prowadzi tryb życia taki jak ja.

Ment: Tak, ale mówisz o tych, którzy mieszkają w Warszawie. Normalne jest, że w mniejszych miejscowościach wachlarz możliwości jest mniejszy, dlatego wcześniej zapada decyzja o ustatkowaniu się. Jednak nie mówimy, co jest lepsze, która droga życiowa jest słuszna.

 

Absolutnie nie ma sensu wartościować tych wyborów, chciałem tylko zauważyć pewien schemat. Ważne było dla was, aby wyrwać się z miejsc, z których pochodzicie?

Ras: Dla mnie to była naturalna droga. Jeśli chcesz kontynuować edukację po szkole średniej, to powinieneś wyjechać. Tak przynajmniej było w 2004 roku, kiedy ja kończyłem liceum w Zamościu. 

 

Na legalnym debiucie nawijałeś: Co dał mi Zamość to głód/moja tożsamość po grób”. 

Ras: Jasne. Nigdy nie czułem się jakbym mieszkał na prowincji czy na wsi. 

 

Ment, a jak ty to widzisz? 

Ment: Wiadomo, że wychowując się w Hajnówce, nie za bardzo kumałem, co jest poza nią. Poza wycieczkami szkolnymi czy fuchami z ojcem na Zachodzie. Utożsamiam się z miejscem, z którego się wziąłem. Ciągle jednak odbieram je przez pryzmat czasów, kiedy tam mieszkałem. Było bardzo spoko. Teraz – co chyba normalne w tego typu miastach – czuć jak pustoszeje i żal dupę ściska, że nie ma pubu, do którego kiedyś chodziło się na piwo. Żubr, Puszcza Białowieska – to jest to. 

 

Pogadaliśmy o waszych korzeniach, to teraz wypada zapytać, czy „1985” jest płytą „warszawską”?

Ras: Jest. Zarówno brzmienie, jak i historie opowiedziane na albumie są bardzo miejskie. Od paru dobrych lat żyjemy tutaj, więc w naturalny sposób przesiąknęliśmy tym miejscem. Muzyka może jest podszyta tym sentymentem, o którym mówiliśmy, lecz opowiada o refleksjach, które towarzyszą nam obecnie. 

 

Żoliborz wydaje się być bardzo istotny w waszym życiu. Odniesień do tego miejsca w waszej twórczości nazbierało się mnóstwo przez ostatnie lata.   

 

Ras: Chodząc jego ulicami, ciągle spotykam znajomych...

Ment: Od razu miałeś tu znajomych?

Ras: Nie, to kwestia łatwości z jaką poznaje się ludzi w tym miejscu. Album zamknęliśmy praktycznie w kręgu znajomych żyjących tutaj na co dzień. 

Ment: Wszyscy nadają na tych samych falach na Żoliborzu, przez co znajomości szybko się zazębiają i trwają.

 

Niejednokrotnie podkreślacie, że to najlepsze wydawnictwo Rasmentalismu. Skąd ta pewność?

Ment: Jesteśmy dumni z tej płyty. Wiem, że jest to produkcja na poziomie, którą mógłbym puścić członkowi filharmonii, muzykowi z klubu jazzowego, dać mojej mamie czy jej koleżance. Nie każdy musi ją zrozumieć, lecz ja mam pewność, że nie czułbym wstydu, grając komuś ten album. To jest muzyka, żywioł. Pomimo że płyta jest bardzo „jamowa” i powstawała spontanicznie podczas naszych lekko zadymionych sesji, jest jednocześnie świadoma i przemyślana.  

 

Przyznam, że mnie porwał groove, jaki się tworzy między bitem a głosem Pana Tubasa w „K.”.

Ras: Bardzo jestem zadowolony z tego refrenu. Ten featuring zrobiłem trochę za plecami Kamila...

Ment: Zaraz wyjdzie, że jest dobry dlatego, bo powstał bez mojej wiedzy.  

Ras: Nie, bo największą robotę, jeśli chodzi o groove, robi twój aranż.

Ment: Ja jestem bardzo dumny z utworu „Jeszcze jeden kieliszek”. Wyjątkowo mi tam wszystko „siedzi”. Wiesz, niektóre piosenki są dla nas już stare i nie podniecamy się nimi tak, jak na początku, gdy je stworzyliśmy.

Ale chyba wypuszcza się piosenkę po to, aby żyła latami. 

Ment: Mamy nadzieję, że płyta będzie żyła latami, jak ten sklep z okładki. 

 

Kto dał najlepszą zwrotkę spośród wszystkich gości na płytach Rasmentalismu?

Ras: Ten Typ Mes. Na pewno wpływ na ocenę ma to, że to jest najnowszy feat., dlatego też jest świeżą miłością. Bardzo mi się spodobało, jak tylko wysłał zwrotkę. Są goście, z których obecności na naszych płytach jestem dumny, ale w kwestii wpasowania się w temat, to bezdyskusyjnie wygrywa Mes.  

 

Pojawiły się już głosy, że jego zwrotka to przerost formy nad treścią. Jak jest waszym zdaniem?

Ras: Dla mnie nie, bo robi to dobrze. Wersy są położone w ekwilibrystyczny sposób, ale nie pompowałbym tego balonika w rozmowie o formie rapowania. To jest taki środek wyrazu, a on używa go z dużą lekkością i wychodzi mu to zajebiście. 

 

„Jebani faszyści widzą pięść i krew/Hipisowskie cipy bezgraniczną miłość” – nawijasz we wspomnianym „Ale zdejmij buty” z Mesem. Opowiedz proszę o tym kontraście postaw, który dostrzegasz w naszym społeczeństwie.  

Ras: Nie bałem się nawinąć tych zdań, bo dopóki wyrażasz swoje zdanie, nie ma co się obawiać kontrowersji. Ogólnie dostrzegam brak zdolności do różnorodności. Tyle. Ta tendencja jest równie wkurwiająca po obu stronach barykady, bez względu na to, o co toczy się spór. Nie potrafimy w tym kraju ustępować drugiemu człowiekowi w imię dobra wspólnego. Obie strony, walcząc o swoje racje, uderzają de facto same w siebie. 

A swojemu wydawcy umiecie ustąpić? Wydaje mi się, że unikacie wybierania na single numerów, które mają potencjał, aby stać się hitem.

Ras: Jesteśmy niepełnosprawni pod względem wyboru singli i można to napisać caps lockiem i pogrubić (śmiech). Powinniśmy być niedopuszczani do procesu wyboru kawałka promującego materiał. Na ten czas można by nas zamknąć w szklanym sześcianie... 

Ment: Narzekasz.

Ras: Nie narzekam, stwierdzam fakt.

Ment: Wybieramy takie single, na podstawie których chcemy być odbierani. Utwór „1985” jest singlem świadomym, bo jest na swój sposób nowatorski i jest przy tym delikatnym manifestem.

 

Manifestem czego?

Ment: Jest trochę obrazem rzeczywistości, którą widzi Arek i którą widzę ja. A ta rzeczywistość jest coraz szybsza, ciekawa, ale często płytka. Nie będę się bawił w socjologa. Internet wyciąga na wierzch ludzkie wszy, które do tej pory były pochowane po kątach. Teraz wystarczy obciągnąć komuś publicznie, żeby być gwiazdą... 

Ras: (patrzy w telefon) Czekaj. Prince umarł. 

(chwila ciszy)

Słuchaliście dużo Prince'a?  

Ment: „Crazy you” to mój ulubiony kawałek od niego. Chyba największa „pościelówa”, jaką znam. Może posłuchajmy Prince'a?  

 

Jasne, niech leci w tle. Czy macie obecnie swój prime, czyli szczytowy okres w karierze?

Ras: Nie, mieliśmy taki moment po debiucie.

Ment: Też mi się tak wydaje, pewnie przez to, że debiut był bardzo udany i nasze kolejne rzeczy są z nim ciągle porównywane.

Ras: Mam jednak nadzieję, że tamten prime był trailerem czegoś, co jeszcze nastąpi.

 

To dziwne, skoro mówicie, że to wasza najlepsza płyta. 

Ras: Czekaj. Chodziło ci o prime artystyczny czy medialny?

Artystyczny.

Ras: Zatem – jak najbardziej tak. Oczywiście jak na ten moment, bo wierzę, że to dopiero początek.  

 

Nie masz wrażenia, że jest tylko krótki okres, w którym artysta czy sportowiec znajduje się u szczytu swoich możliwości? 

Ras: Myślę, że jest to kwestia bipolarna i ten szczytowy okres formy może przychodzić i odchodzić. 

 

„Tematy tragiczne najlepiej obśmiać” – Janusza Głowackiego cytował Ras podczas naszego ostatniego spotkania. Tematy tragiczne na tym albumie są, śmiechu jednak raczej nie uświadczymy. Co zatem mamy?     

Ras: Relacje z miejsca wydarzeń. Obśmiać można coś dla zdrowia psychicznego czy w ramach terapii, a to jest mój pamiętnik. Nie mam większego problemu z dzieleniem się moimi odczuciami, bo wybrałem sobie takie zajęcie świadomie. Nie piszę o tym, że widziałem ptaka cień albo że wszystko się może zdarzyć. Piszę o tym, co widzę, a częściej o tym, co czuję. 

Ment: Ale ten pamiętnik jest nie tylko twój. Sposób mówienia i wypowiadane przez Arka słowa sprawiają, że sam mocno identyfikuję się z tym materiałem. Oczywiście prywatne storytellingi czy osobiste wspomnienia nie mają przełożenia 1:1. Jednak zakres tematów, które porusza Arek, jest mi totalnie bliski. I to trzyma od 10 lat ten zespół w całości. Podobnie myślimy, podobnie dorastaliśmy. Podobnie się starzejmy. Takie numer jak „1985”, „Na pół” czy „Jeszcze jeden kieliszek”, są dla mnie ważne. Ładnie sklejone, bez szczeniackich popisów, realne: miłość, melanż i wszystko dookoła. 

 

Na płycie pada takie zdanie: „Jedno przykazanie – żyć masz”. Na tym fundamencie moralnym budujecie swoje postawy?

Ras: Rozwinąłbym na „żyj i daj żyć innym”. Chodzi o to, żeby być szczęśliwym, robiąc to, co nam przynosi satysfakcję. 

 

Przed wywiadem Ment powiedział, że przez jakiś czas granie imprez nie sprawiało mu radości. 

Ment: Było tych imprez za dużo w krótkim czasie. Dodatkowo przez miesiąc postanowiłem nie spożywać alkoholu i przetrwanie takiego miesiąca w klubie było najgorsze. Czujesz się wtedy jak trędowaty. Ta odmienność na dłuższą metę jest męcząca. Trzeźwość w naszych czasach... A zresztą chyba zawsze tak było, że w środowiskach artystycznych (pozwolę sobie) bardzo ciężko unikać alkoholu. Jałowym się jest. 

 

Uczciwym będzie, jeśli powiem, że jednym z głównych tematów płyty jest alkohol?

Ras: Widzę, że tak to jest odbierane z zewnątrz, więc nie będę polemizował. Alkohol pojawia się na płycie. Kropka. 

 

„Nowa miłość, jak nowa tyra/ Najpierw tęcza potem szef to ch**” – rapuje Ras na płycie. Może już proza życia w graniu was dopada?

Ras: Wiadomo, że z czasem entuzjazm delikatnie opada, ale ja ciągle kocham moją żonę (śmiech). Bywa wredna i niewdzięczna, to prawda. Z muzyką, jak ze wszystkim innym: na początku podchodzimy bezkrytycznie, a z czasem zaczynamy dostrzegać wady, jak i wychodzą na wierzch nasze własne braki. Zatem alegoria do rapu, jak najbardziej jest trafiona. 

Wydaje mi się, że każdy człowiek ma jakiś obraz siebie i stara się go urzeczywistnić. Nie uważam, żeby to dotyczyło jedynie artystów. Na pewno epatowanie tym obrazem dotyczy szczególnie artystów, a już na pewno raperów na Instagramie (śmiech). 

 

A często się zdarza, że „raperzy puszczają swoje płyty na melanżach”, jak wspominasz na płycie? 

Ras: Niestety tak. Choć ostatnio, jak puszczałem przy whisky Mesowi nasze nowe kawałki, podszedł do mnie Piotrek Sawicki i powiedział: „Co to za raper puszcza swoje kawałki na melanżu”. Uderzyły mnie własne słowa (śmiech). Smutna sytuacja jak raper w klubie prosi DJ o swój kawałek albo na domówce zaczyna z YouTube'a puszczać własną twórczość. 

Ment: Najgorsze jest to, że nigdy jako nowy słuchacz nie dobijesz do poziomu ekscytacji, którą ma „puszczający”. Udawanie podniety, unikamy tego.

3 Rasmentalism wywiad hiphop warsaw 

Fot. Marcos Rodriguez Velo; materiały prasowe