Klaśnięcie jednej dłoni, Richard Flanagan. Wydawnictwo Literackie

„The Sound of One Hand Clapping”, powieść wydana w 1997 roku, u nas pojawiła się na początku roku bieżącego w tłumaczeniu Roberta Sudoła. Od pierwszej strony wciąga. Maria Buloh, Słowenka mieszkająca na Tasmanii z mężem Bojanem i trzyletnią córeczką Sonją wychodzi z domu w bordowych botkach. W śnieżną ciemną noc. I już nie wraca, co kładzie się cieniem na dalszym życiu jej rodziny. Mała Sonja albo przerzucana jest od jednych sąsiadów do drugich, albo mieszka z ojcem, ale nie jest to łatwe mieszkanie. Bo ati jest kochany, robi jej na chorą skórę kąpiele w kwiatach rumianku w zardzewiałej wannie, ale potrafi też zmienić się w potwora, który bije po alkoholu, nie mogąc się uporać ze stratą ukochanej żony. Sonja w końcu wyjeżdża do Sydnej, aby tam szukać szczęścia, jednak różnie jej to wychodzi. Boi się bliskości, nie potrafi zbudować normalnego związku, woli porzucać niż być porzucaną. Aż w końcu wraca na Tasmanię, po latach odwiedza ojca, z którym zerwała kontakty. Wraca i musi podjąć ważne życiowe decyzje, co dalej. Prawie czterdziestoletnia, w ciąży, samotna, ze strzępkami wspomnień o matce i jej zagadkowym zniknięciu. Co postanowi Sonja? Warto przeczytać, nie tylko dla samej historii, ale i dla tego, jak Flanagan nam ją przedstawia. A robi to w sposób korelujący z surowym pięknem Tasmanii, z naciskiem na emocje, które towarzyszą stęsknionym za swoimi ojczyznami emigrantom, którzy mimo wszystko starają się jakoś żyć, choć nie ma nadziei na lepsze jutro, które kiedyś obiecywały im socjalistyczne hasła. 

 

Siódemka, Ziemowit Szczerek. Wydawnictwo Ha!art.

Szczerkowi nie można odmówić. Oka, ucha, wyobraźni. Choć ta ostania go czasami ponosi. Surrealistyczne wizje tłumaczone zażywaniem wiedźmińskich eliksirów nie wszystkim przypadną do gustu i mogą zmęczyć. Ale po kolei. Wpadamy na trasę, którą każdy Polak przemierzał pewnie nie raz. Jesteśmy na E7, Siódemce, krajowej drodze nr 7. Kierunek Kraków-Warszawa. Ruszamy z Pawłem, redaktorem portalu Światpol.pl, który 1 listopada zmierza do stolicy. Po drodze ma różne przygody, przed wszystkim czyni jednak obserwacje i spostrzeżenia dotyczące Polski i Polaków, Siódemka to dla niego taka soczewka, na której czy też przy której ogniskują się polskie kompleksy, bolączki, stracone złudzenia. Takie polskie piekiełko, którego kolejne kręgi przemierzamy, zaglądając do Jędrzejowa, na zamek w Książu, patrząc na chaos reklamowy, budowlany. Obserwacje celne, sprawne, dobrze napisane, ale jednak jest wrażenie, że to już wszystko było, tylko zostało zebrane teraz razem, do kupy. No i choć groteskowo, choć śmiesznie, to jednak diagnoza Szczerka jest dość smutna, widzi negatywy same, nie wspominając już o finale. Czytając Siódemkę” przeżywałam więc wzloty i upadki, śmiałam się i krzywiłam, przyznawałam rację i wzdychałam, czym prędzej przewracając stronę. Na pewno warto, na pewno śmiesznie (bo z kogo się najlepiej nam śmieje? Oczywiście z siebie samych), ale jednak nie do końca, jednak coś tu uwiera. 

Paulina Klepacz

1 to czytamy haart szczerek siodemka flanagan wydawnictwo literackie ksiazka book

Fot. Marcos Rodriguez Velo dla enter the ROOM