Na oko, Maria Poprzęcka. Wydawnictwo słowo / obraz terytoria

„Pacz!” – krzyczą tłuste litery na żółtym tle. Powyżej piękne, niebieskie oko. Całość okala czerwona, uderzająca kolorem obwódka. Najnowsza książka Marii Poprzęckiej już na poziomie okładki bije po oczach i stara się skupić rozbiegany wzrok potencjalnego czytelnika. Reprodukcja pracy Pawła Jarodzkiego, stylizowana na tablicę  BHP z dawnych, peerelowskich zakładów pracy, która znalazła się na obwolucie tej pięknie wydanej książki to raptem zapowiedź tego, co przyjdzie nam czytać i oglądać w zbiorze felietonów „Na oko”.

Profesor Poprzęcka, krytyczka i historyczka sztuki, a osobiście także jedna z najbardziej inspirujących osób, z jakimi przyszło mi się zetknąć, w „Na oko” znów wchodzi w rolę akademiczki, lecz robi to w sposób tak niewymuszony i subtelny, że aż uwodzicielski. Nie głosi z katedry prawd objawionych, nie stara się na siłę moralizować – po prostu uczy patrzeć. Któż ma pilniej patrzeć niż historyk sztuki? Patrzenie to jego zawód. Jego spojrzenie profesjonalisty powinno być zarazem uczone i nieuprzedzone. Powinno rejestrować i kontemplować. Analitycznie przenikać na wskroś i syntetycznie ogarniać całość. Krążyć w labiryntach form, ale się nie zgubić. Uważaćnapisze w jednym z esejów.

Tak też robi. Z dociekliwością śledzi w rzeczywistości to, co na pozór niezauważalne, i wyciąga trafiające w punkt wnioski. Analizuje fotografie ruin dawnej stolicy Armenii i te z czasów kolonialnego Konga. Wytyka palcem miejski i podmiejski, „wylotówkowy” krajobraz zaśmiecony billboardami i banerami firm outdoorowych rodem z typopolo. W świetnym „Chrystusiku” pisze o polskim infantylizmie religijnym. Wychodząc od przykładów XIX-wiecznych powieści perwersyjnych analizuje polskie projekty ustaw o uzgodnieniu płci. Pisze o wirtualnych wizytach w muzeum, nieszczęśliwie przemalowanej Damie z gronostajem” i fenomenie selfie. O „Dziennikach” Iwaszkiewicza i o tym, jaką rolę odgrywa rosół w literaturze pisarzy nominowanych do Nagrody Nike. W „Na oko” sztuka przeplata się z publicystyką socjologiczną, a literatura z urbanistycznymi analizami polskiej przestrzeni potransformacyjnej. Zawsze trafnie, oszczędnie, bez stawiania ostatecznej, rozstrzygającej kropki nad „i”.

Oliwia Fryc

 

Fot.