Bliskie kraje, Julia Fiedorczuk. Wydawnictwo Marginesy

Lubię opowiadania, lubię też Fiedorczuk. Dostaliśmy od niej tej wiosny 22 opowiadania. Łączy je ze sobą motyw oniryczności. Sama Fiedorczuk przyznaje w posłowiu, że nawiązuje w tym tomie do Freuda i jego książki „Objaśnianie marzeń sennych”. Dużo jest też o czasie. „Czas przyspiesza – mówi bohaterka jednego z opowiadań, przez co nie jest zwykłą zjadaczką chleba, choć może inni powiedzieli by o niej wprost: obłąkana. Jest więc o czasie, przemijaniu, starości, izolacji społecznej, braku nadziei, straconych szansach, niepewności jutra, pogodzeniu z różnymi brakami i niedostatkami lub cichej niezgodzie. Sporo kobiecej perspektywy. Mnie zatrzymało opowiadanie „Strefa unikania”, którego bohaterami są akurat mężczyźni. Milczący mężczyźni, pogodzeni ze swoim marnym losem, z taką a nie inną codziennością, która przypadła im w udziale, którzy śmierć kolegi kwitują milczeniem. Emigranci wewnętrzni wychodzący do pracy bladym świtem i wracający do domu późną nocą. Fiedorczuk opowiada nam te wszystkie małe losy, pokazuje codzienne trudy i ucieczkę w senne marzenia w formie poetyckiej prozy, co jest dla jej twórczości charakterystyczne. Próbuje zatrzymać przyspieszający czas i faktycznie kreowane przez nią mikroświaty, tak podobne, ale jednak inne, poruszające różne struny naszych emocji, zatrzymują. Dają do myślenia. Pokazują też wagę opowiadania, słowa, przez które coś stwarzamy, istniejemy. Więc nie ma tematu nie wartego uwagi, nie musi być on spektakularny, aby go poruszyć. To, co bliskie nam, codzienne zdaje się być wręcz tematem najistotniejszym.

Paulina Klepacz

 

 Fale, Virginia Woolf. Wydawnictwo Literackie

„Fale” to lektura, której trzeba poświęcić czas i znaleźć dla niej miejsce. Nie polecam czytania na szybko, w drodze do pracy, wśród chaotycznych, rozpasanych dźwięków dochodzących z każdej strony. Książkę Woolf najlepiej sączyć w spokoju, delektować się jej uniwersalnością – bo choć napisana jeszcze w latach 30. – wcale nie straciła na psychologicznej i filozoficznej aktualności. „Fale” mają w sobie coś sennego, depresyjnego, mistycznego, mglistego. Pierwszą rzeczą, która mnie w nich uderzyła, był nieprzeciętny liryzm. Taki, którego próżno szukać w większości współczesnych powieści; z którym dzisiejsi autorzy są raczej na bakier. U Woolf granica między poezją a prozą się zaciera. Rytm i dźwięk słów, formalne eksperymenty oraz zapętlone myśli bohaterów są znacznie ważniejsze, niż akcja. To wzorcowy przykład, a nawet arcyprzykład prozy modernistycznej. Dlatego też „Fale” nie są książką, którą czyta się łatwo i lekko. Są natomiast książką, która kompletnie odrywa od rzeczywistości, wydobywa na światło dzienne różne stłamszone emocje i przynosi oczyszczenie – coś na kształt antycznego katharsis; w dzisiejszym, dynamicznym świecie chyba jeszcze cenniejszego niż kiedyś.

Aleksandra Nowak

1 virginia woolf fedorczuk marginesy czytamy book ksiazka 

Fot. Marcos Rodriguez Velo dla enter the ROOM