W zapachu jest sztuka?

Zdziwiłabym się, gdyby ktoś jej nie zauważał. Samo kreowanie perfum do ciała ma otoczkę sztuki. Uważam więc, że używanie zapachu w sztuce przez duże S musi mieć w sobie jeszcze coś bardziej nobilitującego. Odchodzę od rzemiosła, wspinam się do większej bezinteresowności.

Druga moja myśl jest taka, że sztuki jeszcze nikt idealnie nie zdefiniował, zatem to od nas zależy, w czym sztukę zobaczymy. Może to być jakaś codzienna czynność – taki punkt widzenia ma wielu współczesnych artystów. A może, patrząc historycznie, coś, co porusza, zachwyca, niesie ideę. A może, totalnie odlatując, sztuka to po prostu jedna sztuka, niepowtarzalność, jedyność, wyjątkowość. Nic taśmowego, nic zwielokrotnionego nawet ręcznie.

 

Rozumiem, że prowadzisz kolorowo pachnące życie?

Kolorowy zapach – ładnie ujęłaś, synestezyjnie. Jak widzisz, czuła jestem na słowa. To po tacie poecie. I dlatego w życiu wzrusza mnie nie tylko zapach, ale też język – w znaczeniu smakowym (to akurat po mamie) i słownym. Również przestrzeń, oddech, duży kubik. Im więcej powietrza do oglądania, tym mi lepiej. Dźwięk i cisza. Ludzie i brak ludzi. W sumie na moje serce wszystko może być przysłowiowym miodem z cebulą (śmiech).

Dlatego nie koncentruję się na wzbogacaniu życia w zapachy. Czasem potrzebuję chwil niepachnących, nienarzucających się pamięci. Ja się skupiam na zapachach, bo potrzebne mi to do pracy. Ale czy ja żyję pełnią wonnego życia? Ha, pomyślę nad tym.

 1 Mara Chowaniec zapach wywiad

Fot. Dariusz Kwiatkowski

Jaki jest właściwie twój zawód?

Ekonomista (śmiech). Na własny użytek stworzyłam sobie nazwy zawodowe: kompozytorka smaków i zapachów, autorytet w tych dziedzinach. Czyli nie wiadomo, co w sumie robię. Tylko ja to wiem. Dlatego mam problem, gdy ludziom mam opowiedzieć w skrócie, kim właściwie jestem.

Jak opowiadam, że wykładam, to mnie widzą przy pulpicie na uczelniach. A to tylko element mojego życia. Gdy mówię, że robię pokazy i warsztaty, to widzą we mnie trochę clowna, trochę panią od terapii zajęciowej. A to zupełnie nie tak, bo to tylko po to robię, żeby przybliżyć te dziedziny publiczności. Lubię się dzielić pięknem, skarbem. Gdy powiem, że komponuję zapachy, to albo moje miejsce jest w laboratorium w białym kitlu, albo jestem czarownicą w powiewnych szatach i z rozwianym włosem. Gdy mówię, że zapachem opowiadam idee, to widzą artystę, który „korzysta z niewidzialności” jak w „Ulissesie” Joyce’a.

A przecież jestem normalną współczesną kobietą – trochę domową, trochę towarzyską, która tworzy w godzinach, a nie po godzinach. Może najbliżej mi do życia arystokratki – robię to, co jest moją pasją, do tego dzielę się tym z ludźmi. Nie muszę za to kupować jadła, by coś do przysłowiowego gara włożyć, bo żyję trochę poza czasem i przestrzenią, eterycznie. Jestem panią od zapachów i panią swojego dnia.

 

Po co komu zapach? Co on mówi?

Zapach upiększa, mówi, oszpeca, zniechęca, zachęca, wywołuje emocje, utrwala wspomnienia.

W świecie przyrody, a w takim żyjemy, zapach przybliża i oddala. Mogę kogoś zaprosić na igraszki miłosne, mogę odstraszyć wroga lub konkurencję – za pomocą woni.

Zapach pokazuje też pozycję w stadzie. Woń mojego ciała, domu, przestrzeni jest informacją dla odbiorców. Mogę zapachem zbudować prestiż lub zdegradować się towarzysko.
Długo by mówić o roli zapachów. Chyba lepiej wydam książkę, a potem pyk! Ależ proszę, to jest w rozdziale drugim, akapit piąty (śmiech). I książkę rozdam, żeby trafiła pod strzechy.

A tak jak najbardziej serio, to nie da się tego wszystkiego tu dziś opowiedzieć. Nie chcę spłaszczyć ani niezrozumiale zagaić tematu. Dlatego staram się stale opowiadać i pisać o wybranych zagadnieniach w świecie zapachów, żeby podzielić się wiedzą i pasją.

 

Jak użyć zapachu w sztuce?

Pomyśleć, poczuć, dobrać składniki i proporcje, wyrazić. To chyba cały przepis (śmiech).

No dobrze, wgłębiam się w temat.

W moim życiu sztuka na wielkie znaczenie od zawsze. Poetata oraz mama – kompozytorka smaków i zapachów słodyczy – wywarli na mnie „niewysrywalny” wpływ. Przepraszam za wyrażenie, ale tak to już jest z genami i wychowaniem. Możemy się nie godzić, ale przesiąkamy. Dziecięciem będąc, na drzewach koło pałacu, w którym mieszkałam, czytywałam poezje Jalu Kurka i innych. Oglądałam albumy ze sztuką. Tatuś rzeźbił mi i bratu zabawki oraz rysował obrazki do kolorowania. Do dziś pamiętam, jak okoliczne dzieci śmiały się, że moje księżniczki mają biust. A ja im na to, że tak wyglądają prawdziwe kobiety, a nie jakieś specjalnie dostosowane do pokazywania dziewczynkom w moim wieku. Chadzaliśmy też na wernisaże. Dużo dobrej literatury czytaliśmy. Smakowałam i wąchałam wytwory mojej mamy, żeby poczuć, co to jest kompozycja. W młodzieńczości brałam udział w akcjach artystów różnych dziedzin. To mnie inspirowało i napędzało. Doszło do tego, że w telewizyjnej Dwójce wypowiadałam się na temat sztuki współczesnej jako chyba 16-latka.

Od tego momentu życia zaczęłam wnikać z całą nastoletnią mocą w świat zapachów. Przeczytałam wszystko, co było na rynku, o roli woni. Potem o tym pisałam. Tak, taka mała, a publikowała i miała wiernych czytelników. I ciągle się uczę, sprawdzam, wącham. Wiem, że umrę z niezaspokojonym głodem wiedzy.

Oba czynniki – sztuka i zapachy – kazały mi obecnie się połączyć. No to łączę. Mówię, co już wiem, co czuję, co dopiero testuję. Uczę się wraz z odbiorcami. Mam trochę wiedzy, ale nie mam pychy.

 2 Mara Chowaniec zapach wywiad

Fot. Dariusz Kwiatkowski

W czasie czwartkowego wernisażu (07.07.2016) nawiązujesz do dzieła Transfuzja I – performance'u z 2014 roku. Opowiedz o nim. Na czym polega zależność między tym performance'm a obecną instalacją Transfuzja II?

Maja Sikorska, artystka urodzona i tworząca w Szwecji, zaproponowała mi współpracę ze względu na dziwną nić artystycznego porozumienia, która nas szybko oplątała. Poza tym była ciekawa języka zapachów w sztuce. Okazało się, że trzeba tyle wiedzieć o zapachu, żeby go użyć, że bez sensu byłoby teraz spędzać lata na nauce. Lepiej było użyć mnie (śmiech). Ja w niej to podziwiam. Że nie chciała po omacku, idąc na żywioł, eksperymentować z woniami, lecz zaufała mi, która siedzi w temacie ponad 20 lat. Po dwóch spotkaniach już ćwiczyłyśmy nasz performance! To niezwykłe tak się dogadać artystycznie, że aż słów nie trzeba było. Przekułyśmy to na zapach i czyn.

Transfuzja I to performance w Warszawie, przy metrze Wilanowska, wśród przechodzących ludzi w szale sobotnich zakupów. A my w środku tego mętliku siedzimy jak zaklęte i dzielimy się uczuciami, tzn. ja za pomocą zapachu opowiadam Mai Sikorskiej moje trudne uczucia. Kurczę, nie znamy się, a ja się zwierzam! Maja opracowała całą koncepcję performance'u. Ja miałam w noc przed akcją nawonić bandaż zapachem, którego Maja nie znała ani nie wiedziała, o czym będę mówić tym dziwnym językiem. Wszystko zrozumiała! Jej reakcję na moje opowieści zapachowe widać na nagraniu wideo, które można znaleźć na YouTube pod hasłem performance zapachowo-uczuciowy „Transfuzja”. Ludzie w większości starali się nas nie zauważać, lecz parę osób zadziwiliśmy i one przystanęły i zgadły, że tajemnica tkwi w nawonionym bandażu. Potem podchodzili i chcieli nas wąchać. Cud, zapach był bowiem wyczuwalny jednak tylko dla nas dwóch. Udało się nam przekazać kolejny pomysł na komunikację międzyludzką.

Transfuzja II to pomysł Mai Sikorskiej, żeby opowiedzieć mi, co czuła wtedy i co czuje dziś, gdy rozwija się między nami przyjaźń, bliskość i ciepło. Znów zapachem będziemy mówić. Tym razem w formie instalacji. I znów ja robię tylko zapach. Ale ponieważ już jesteśmy „porozumiane”, to wiem, jaki to ma być zapach. Siedzę w Mai, a ona siedzi we mnie. Zapach jest poza dyktatem rozumu.

Zresztą udało nam się wcześniej stworzyć wspólnie w szwedzkim Göteborgu wystawę. Maja Sikorska pokazała swoje rysunki jak z atlasu anatomii, dopieszczone, czułe, tyle że to było o człowieku, który myślał, czuł, żył, zostawił po sobie ślad. Ja skomponowałam z roślin zapach świeżo otwartych wnętrzności. Jeszcze ciepłych. Galerię prowadzi Francuzka, która doskonale rozumie ludzkie dylematy i świat zapachów. To języki międzynarodowe, poza podziałami.

 

W jaki sposób poznałaś Maję? Na czym polega wasz wspólny język?

Poznałyśmy się na metalowej imprezie tanecznej i od razu przypadłyśmy sobie „do biustu”. Mówiłyśmy po polsku i po angielsku, ale nie było między nami żadnego trudu komunikacyjnego mimo hałasu, tłumu, świeżego kontaktu. Postanowiłyśmy spotkać się w ciszy. Rozmawiałyśmy o sztuce. Samo się tak zrobiło. Z zaplanowanego godzinnego spotkania urodziło się kilka godzin rozmowy. I ta rozmowa była jak rentgen. Nie musiałam kończyć myśli. Maja ją kończyła właściwie. W drugą stronę działało tak samo. Obie jeszcze nigdy nie spotkałyśmy kogoś drugiego tak „kumatego” w naszych osobistych odbiorach sztuki. Z tego musiała powstać współpraca. Nie wolno marnować takiej okazji.

Ten język to specyficzna wrażliwość na całość świata.

 

Na plakacie Transfuzji II widnieją dwa przytulające się łokcie i dłoń, która owija je białym bandażem. Czy to konserwacja taka jak mumii egipskiej czy raczej ciepła lecząca dłoń?

Transfuzja to takie bezpośrednie przekazanie do wnętrza. My zapachem przenikamy do krwiobiegu i do mózgu. Tak robią zapachy roślinne. Serio. Nauka w służbie sztuki. Zapach dotyka skóry oraz wpada do nosa. A tak działa aromaterapia – transdermalnie i wziewnie. Dotyk nas obu ma tu mniej do rzeczy niż faktyczne oddziaływanie zapachów. Także nasze owijanie to bardziej symboliczne, bo język zapachów zbliżył nas najbardziej.

Teraz pokażemy instalację bez elementu ludzkiego. Niech człowiek wyzwoli się z dotyku i niech władzę przejmie zapach. Będą tylko nasze dwa krzesła i ten pachnący bandaż. Każdy będzie mógł wejść w nasze role. Obserwatorzy mogą być jak my, a kto się do instalacji zbliży, to zostawi też swoje ślady na piasku.

 3 Mara Chowaniec zapach wywiad

Fot. Klaudia Keler

Czy współczesne konglomeracje nie są dla nas traumatyczne w kwestii zapachu? Czy w twojej sztuce zapach nie jest po prostu powrotem do natury, dzikości, tego, co pierwotne?

Dlaczego traumatyczne? Nie wąchamy siebie, lecz świat otaczający, wytwory ludzi. Już nikt raczej nie wylewa z okien domowych resztek czy fekaliów. Nie dzielimy się sobą, nie narzucamy siebie innym. Nikt prawie nie wchodzi w naszą przestrzeń osobistą swoim zapachem, chyba że spoceni ludzie dzicy. Teraz zapach się ukrywa. Nakładamy na siebie mnóstwo sztucznych woni, żeby nie mówić. Komunikacyjnie – bieda. A zapach miasta to zapach, którego się nie czuje, będąc mieszczuchem. Przyzwyczajamy się. To tak jak z zapachem stajni. Gdybyśmy w niej mieszkali, nie czulibyśmy odorów. Czujemy tylko krótsze impulsy zapachowe. Zmiany.

Stały zapach to jeden z elementów skutecznej manipulacji. Czujemy na początku, potem przestajemy o tym pamiętać, ale zapach działa. Nie wiemy, że coś się dzieje.

 

Czego dokładnie w zapachu w tej chwili poszukujesz?

Wciąż czegoś nowego. Wkrótce chcemy z Mają Sikorską pokazać zapach za pomocą innych zmysłów. To nasz kolejny plan. Sama tego nie zrobię. Artysta dobry w innych dziedzinach lepiej to ze mną rozegra.

 

Czy znasz zagranicznych artystów od zapachu? Czy to, co w Polsce jest nowością, ma już swoją historię za granicą?

Tak, jest paru, choć część osób nie jest raczej artystami, tylko choćby chemikami, którzy eksperymentują. Dają nam ciekawostki. Są też artyści, którzy używają zapachów, ale nie są chemikami czy specjalistami od zapachów. To taki ich nowy element, medium. I są artyści zapachowi. Cieszy mnie każda z tych działalności. Pokazujmy zapach.

Ja chcę jednak robić rzeczy nowatorskie. Nie kierować się wpływami, modami. Mam swój mózg i wiele pomysłów, „które dościgam włóczniami” jak w „Bema pamięci żałobnym rapsodzie”.

 

A jaki jest właściwie twój ulubiony zapach?

A właściwie już nie wiem. Kobieta zmienną jest.

 

Katarzyna Kochańska – znawczyni najlepszych herbat i olejków eterycznych, naturalnych przepisów na urodę, aromamarketingu, kiperka. Kompozytorka smaków i zapachów, również tworzonych na wyłączność jako logo instytucji, artysty, firmy, osoby prywatnej albo willi, ostatnio m.in. dla rezydencji królewskiej - Pałacu w Wilanowie.

4 Mara Chowaniec zapach wywiad