„Przez całe życie myślałem, że jak podróże, to jak najdalej stąd. Patagonia, Norwegia, Afryka. Im dalej i trudniej, tym lepiej” – pisze nasz nowy felietonista, Łukasz Długowski, autor bloga Mikrowyprawy, który pokaże, że wcale nie trzeba daleko jechać i wydawać masy pieniędzy, bo przygoda może czaić się tuż za rogiem, wystarczy wyjechać za miasto. 

Przez całe życie myślałem, że jak podróże, to jak najdalej stąd. Patagonia, Norwegia, Afryka. Im dalej i trudniej, tym lepiej. Więc nie tylko jeździłem za wodę, ale też starałem się wybrać najmniej dostępne, najtrudniejsze i mało popularne miejsca. Wydawało mi się, że tam jest prawdziwe życie – wysoko w górach, na pustyni, odludnym płaskowyżu. To przekonanie podsycali we mnie eksploratorzy, których podziwiałem: Fridtjof Nansen, Krzysztof Wielicki, Børge Ousland. Ma być zimno, trudno, nieprzyjaźnie i daleko. Przez kilkanaście lat szedłem tym tropem, aż trafiłem na bloga brytyjskiego podróżnika, Alastaira Humphreysa, który w miejsce wielkich wypraw, wymyślił microadventures, kieszonkowe wyprawy, które możesz zrealizować pod domem, za rogiem albo rzut beretem od miasta. Czasu na to potrzeba niewiele, pieniędzy trochę albo w ogóle i praktycznie żadnych specjalistycznych umiejętności. Przeżywasz przygodę, doświadczasz emocji podobnych do tych z wielkich wypraw, a jednocześnie nie ponosisz związanych z nimi kosztów: ani finansowych, ani osobistych.

Przeżywasz przygodę, doświadczasz emocji podobnych do tych z wielkich wypraw, a jednocześnie nie ponosisz związanych z nimi kosztów: ani finansowych, ani osobistych.

Od pierwszej mikrowyprawy, którą zrobiłem, minęły prawie cztery lata. Z kumplem nie mogliśmy się spotkać, bo każdy z nas był strasznie zapracowany, więc któregoś dnia umówiliśmy się, że wyjedziemy na noc za miasto. Pojechaliśmy pod Warszawę na wyspy na Wiśle. Na piasku rozłożyliśmy karimaty i śpiwory, gadaliśmy do późnej nocy i w końcu poszliśmy spać. Rano wstaliśmy, przemyliśmy twarz i pojechaliśmy do pracy. Było genialnie. Czułem się jakbym wyjechał na tydzień w Bieszczady, a nie na jedną noc pod Warszawę. Co więcej, okazało się, że nawet przy bardzo zabieganym życiu, da się wycisnąć kilka godzin na to, żeby przeżyć coś nowego, ekscytującego.

1 felieton Dugowski natura podrozowanie trip travel nature discover

Od tego czasu zrobiłem pewnie ze sto, jak nie więcej mikrowypraw. Pływałem w rzekach, wspinałem się po drzewach, spałem w zamku, w namiocie podwieszonym na 30 m wysokości, włóczyłem się po rozlewiskach, wyjeżdżałem gdzieś i celowo się gubiłem (wszystkie zebrałem w książce „Mikrowyprawy w wielkim mieście”). Z czasem zrozumiałem, że moja potrzeba wyjeżdżania daleko po części wynikała ze ślepoty. Z nieumiejętności dostrzeżenia piękna i przygody w tym, co jest tutaj, pod ręką.

Przygoda jest w nas. To umiejętność zadziwiania się światem, bycia na niego otwartym, zachwycania się nim. To umiejętność bycia uważnym. Bycia tylko tu i teraz.

To prawda, Polska nie ma tak dramatycznych terenów outdoorowych jak Ameryka Północna czy Azja. Ani super głębokich kanionów, strasznie wysokich gór, ani porywających, górskich rzek. Taki, jaki mamy klimat, taki też mamy krajobraz – umiarkowany. Ale w tej powtarzalności, prostocie i łagodności też się da przeżyć przygodę. Bo przygoda nie jest czymś, co istnieje poza nami. Przygoda jest w nas. To umiejętność zadziwiania się światem, bycia na niego otwartym, zachwycania się nim. To umiejętność bycia uważnym. Bycia tylko tu i teraz.

Ciągle się tego uczę. I im bardziej mi wychodzi, tym mniej mnie ciągnie, żeby wsiadać w samolot i lecieć na drugi koniec świata. Wszystko jest tutaj. 

2 felieton Dugowski natura podrozowanie trip travel nature discover

Łukasz Długowski – absolwent filozofii, podróżnik, dziennikarz. Pisze m.in. o mikrowyprawach – proponuje, jak wcisnąć przygodę między pracę a zabiegane życie rodzinne. Wydał książkę „Mikrowyprawy w wielkim mieście”, której partnerem jest The North Face. Swoje przygody relacjonuje na Facebooku i Instagramie: Mikrowyprawy.

Fot. Łukasz Długowski