Wyobraźmy sobie taką sytuację: oto Partia Razem zaczyna organizować na wyspie Wolin letni obóz dla swoich członków i sympatyków z całej Polski. Każdy zainteresowany związany z lewicą i każdy, komu nieobce są ideały równościowe jest mile widziany. Co roku na wyspie odbywają się wykłady, spotkania z mądrymi głowami, warsztaty. Zawisza, Zandberg i pozostali z zarządu krajowego opowiadają o planach partii, a w czasie wolnym stawiają na niezobowiązującą rozrywkę, czyli rowery, kajaki, grill (w tym vege), dyskoteki i takie takie. Ot, niezobowiązujący, acz ważny dla poczucia jedności, zjazd ludzi, którym faktycznie bliska jest Polska wielokulturowa, zdrowsza, tolerancyjna, i którzy dążą do tego, by obywatele byli równouprawnieni.

Pewnego lata, na kolejnym obozie, wszystko się zmienia. Przy jednym z domków organizatorzy spotykają policjanta, który, jak twierdzi, został oddelegowany przez miejscowy komisariat, aby sprawdzić bezpieczeństwo zjazdu. Tylko po co to ciężkie osprzętowienie mundurowego? Jego twarz też wygląda dziwnie znajomo, zastanawiają się. Na próżno. Mężczyzna otwiera ogień w ich kierunku. Gdy załatwia pierwszą grupę, ściąga mundur, który okazuje się tylko przebraniem. Pod spodem króluje obecna moda: koszulka z orłem białym i biało-czerwoną opaską na ramieniu, a  na ręce wytatuowany znak Polski Walczącej. Gdy kluczy między namiotami i strzela do tych, w których zauważa ruch, barwiąc je krwią lewaków, gdy wyważa drzwi domków kempingowych morduje w nich wszystkich, gdy wchodzi do budynku, nazywanego „warsztatowym” dokonuje rzezi. Członkowie i sympatycy Partii Razem tuż przed śmiercią, przypominają sobie, gdzie widzieli tę twarz, łysą głowę, niewielkie okularki. Czy to przypadkiem nie on widniał na jednej z okładek katolickiego tygodnika opinii? Przyszedł po nas. Dlaczego? Bo – co później opowie morderca na swoim procesie – „Prawdziwi Polacy są tym, co najcenniejsze i najbardziej kruche, na równi z naszym chrześcijaństwem i naszą wolnością. Bez homoniewiadomo, ciapatych, lewaków, feministek i genderu”.

Właśnie taki obraz pojawiał się często w mojej głowie, gdy czytałem „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii” Åsne Seierstad (w tłumaczeniu Iwony Zimnickiej). Książka miała u nas premierę trochę ponad rok temu, jednak dopiero teraz z łatwością dojrzymy drugie dno. Okej, historia Andersa Behringa Breivika – który 22 lipca 2011 roku zabił blisko siedemdziesiąt dziewięć osób (głównie dzieciaków z lewicowej młodzieżówki) na wyspie Utøya, a wcześniej wysadził bombę w dzielnicy rządowej Oslo (osiem trupów) i łącznie, w obu tych miejscach, ranił ponad trzystu ludzi – robi wrażenie i bez mojego porównania; jednak powody, tudzież ideały, dla który Breivik zabijał w mniejszym lub większym stopniu odnajdziemy w brunatnych postulatach na polskim podwórku. Ba! Często znajdziemy je na samym szczycie.

2 kuba wojtaszczyk felieton book ksiazka jeden z nas opowiesc z norwegii asne seierstad

Fot. materiały prasowe

Wróćmy jednak do książki. Aby opisać przyczyny masowego morderstwa dokonanego przez Breivika, Seierstad nie posuwa się do ogranych metod, tylko dokonuje wiwisekcji całego narodu. Nie szuka przyczyn szaleństwa wyłącznie w trudnym dzieciństwie (Brevik był to kochany, to odrzucany przez matkę); nie robi tak, jak autorka tekstu w „New York Magazine”, pt. „What Mass Killers Really Have in Common”, która dowodzi, że wszyscy mordercy (np. kolo z vana w Nicei) mają problem z kobietami, że stosują wobec nich przemoc. Nie. Seierstad w swoim reportażu „wertuje” całą Norwegię, jej opiekuńczość, jej tolerancję, jej ufność wobec wszystkich mieszkańców. Pokazuje, że nietolerancja (to słowo, w tym konkretnym przypadku, wypada nad wyraz blado) pojawiła się w „jednym z nas”, czyli wewnątrz bezpiecznego, szanującego Innych, przyjmującego imigrantów kraju. Czasami mam wrażenie, że w Polsce byłoby zupełnie odwrotnie. Dobroć wśród nacjonalistów.

Powody, tudzież ideały, dla który Breivik zabijał w mniejszym lub większym stopniu odnajdziemy w brunatnych postulatach na polskim podwórku

„Jeden z nas. Opowieść o Norwegii” to nie tylko opowieść o Breviku. Na równi z jego historią poznajemy biografię części z dzieciaków, które zamordował. Mamy więc m.in. Bano, która jako mała dziewczynka uciekła wraz z rodzicami przed Husajnem do Norwegii, czy Simona, który pomaga w lekcjach imigrantom w jego miejscowości. Początkowo historie dzieciaków przypominały mi mowy pochwalne, wygłaszane na pogrzebach w amerykańskich filmach. Crystal clear, bez rysy. Jednak później pomyślałem: „Kurde, czy nawet jeżeliby kradły albo wdały się w bójkę uliczną, to faktycznie musiały tak skończyć?”.

Bo dla zbrodni Brevika nie ma wyjaśnienia, a tym bardziej nie ma wytłumaczenia. Wszelkie fobie, brunatne myśli, akty przemocy, które coraz mocniej królują też i w Polsce, należy tłumić w zarodku. Jak? Nie wiem. Ale może warto zacząć od tych najbardziej widocznych, od tych z pierwszych stron gazet.

1 kuba wojtaszczyk felieton book ksiazka jeden z nas opowiesc z norwegii asne seierstad

Kuba Wojtaszczyk – rocznik '86, pisarz, kulturoznawca, absolwent Gender Studies UAM. Publikował i publikuje m.in. w „Kulturze u Podstaw”, „Czasie Kultury”, „Blizie”, „Lampie”, antologii „Nowe Marzy” 10. MFO. W 2014 r. debiutował powieścią „Portret trumienny”. Druga książka „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Akurat. Tłumaczony na niemiecki, węgierski i ukraiński. Stypendysta m.in. Prezydent m.st. Warszawy oraz Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego.

Fot.  Kamila Szuba

Opracowanie graficzne Małgorzata Stolińska dla enter the ROOM