Od jakiegoś czasu jest pani dyrektor artystyczną Teatru Miejskiego w Lesznie. Dzisiaj spotykamy się jednak w okolicach Warszawy. Pani grafik jest bardzo napięty, jak znajduje więc pani czas na czytanie książek?

Z tym teraz nie jest łatwo. Przez ostatnie pół roku, a nawet dłużej, czytałam głównie dramaty. Dramaturg podrzuca nam wszystkie możliwe pozycje, które moglibyśmy wystawić w teatrze. W tej chwili czytam sztukę „Desperatki”. To opowieść o dwóch kobietach, które przychodzą na most popełnić samobójstwo, każda z innego powodu. Bardzo mnie ta lektura zachwyciła ze względu na poczucie humoru i  język, którym została napisana Podoba mi się też, że  autor, Jerzy Andrzej Masłowski, jest Polakiem. Odnoszę wrażenie, że polscy autorzy są w teatrze traktowani nieco po macoszemu. Z innego rodzaju literaturą jest ostatnio ciężko. Pracując jednocześnie w Warszawie i w Lesznie, naprawdę sporo czasu spędzam w samochodzie. W takich warunkach nie łatwo o czas na czytanie książek, staram się więc przynajmniej w drodze posłuchać audiobooków. Zresztą sama też sporo ich nagrywam w swojej firmie.

 

No właśnie, jest pani także producentką oraz właścicielką studia dźwiękowego. Czy jakieś słuchowiska może nam pani polecić szczególnie?

Bardzo lubię audiobook Janusza Leona Wiśniewskiego „Na fejsie z moim synem”. Zresztą, było mi niezwykle miło spotkać się z autorem w studiu, przy okazji czytania audiobooka przez Grażynę Barszczewską. Zawsze wielką przyjemnością jest dla mnie możliwość poznania pisarzy i podsłuchiwania, jak inni aktorzy interpretują literaturę. Świetna pozycja, też nagrana w naszym Film Factory Studio to książka Marcina Mellera „Między wariatami” w wykonaniu Wojtka Mecwaldowskiego. Mamy na swoim koncie superprodukcję słuchowiska „Powstanie Warszawskie. Wędrówka po walczącym mieście” w reżyserii Grzegorza Drojewskiego. Bardzo przyjemnym doświadczeniem była też produkcja słuchowiska na podstawie powieści Stefana  „Wiecha Wiecheckiego „Cafe pod Minogą”. Reżyserowała Agnieszka Matysiak. To było naprawdę wielkie przedsięwzięcie, w którym wzięło udział mnóstwo aktorów. Bardzo przyjemne, ale i długie, bo trwało prawie rok, współtworzone przez „Niewidzialną wystawę”, z udziałem niewidomych aktorów. Niestety, nagranie jest dostępne tylko w internecie, nie można, tak jak lubię postawić sobie płyty na półce.

 

I chyba w tym sensie audiobooki, które są często wirtualne, różnią się od książki, którą można dotknąć, powąchać i oglądać na półce. Przyznam, że ja jestem raczej zwolenniczką papieru, a jak jest z panią?

Bardzo lubię czuć zapach książek i słuchać szelestu przewracanych stron. Szukanie audiobooków lub muzyki w internecie jest dla mnie zwyczajnie problematyczne. Zawsze wolę płytę z muzyką lub filmem mieć, fizycznie. Lubię widzieć okładkę i czuć tę charakterystyczną woń. Jeżeli chodzi o książki papierowe –  to jest niewątpliwie ogromna wartość. Komputer czy tablet to nie to samo. Wydaje mi się, że to jest przyzwyczajenie z całego życia. Jak się całe życie czytało książki papierowe, to teraz ten ekran jest absolutnie rozpraszający, ja na przykład nie jestem w stanie się zorientować, na której jestem stronie. A może ja jestem już dinozaurem, który nie nauczy się skupiać na ekranie komputera… Jeżeli z panią jest tak samo, to być może jest pani takim młodym dinozaurem (śmiech), bo z tego co widzę, młodzi ludzie czytają teraz ze wszystkich nośników.

2 beata kawka wywiad aktorka teatr artystka reading room ksiazka book 

Mówiła pani, że ze względu na obowiązki z czytaniem teraz nie jest łatwo. Może cofnijmy się więc do przeszłości. Jak pani wspomina swoje czytelnicze doświadczenia z młodości?

W dzieciństwie czytałam bardzo dużo, a moim ukochanym dziełem była oczywiście  „Ania z zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery. Ale nie stroniłam też od „Przygód Tomka Sawyera” Marka Twaina. Dzisiaj trudno jest mi sobie przypomnieć, jakie książki mnie wtedy pasjonowały, bo tak naprawdę czytałam wszystko jak leci. Nie było literatury, którą bym na wstępie dyskwalifikowała. Kiedy dorastałam, ogromne wrażenie zrobiło na mnie „Jezioro osobliwości” Krystyny Siesickiej. To była książka, do której bardzo często wracałam. Do tej listy należałoby dodać książkę Anny Kowalskiej pod tytułem „Pestka”. Na jej podstawie powstał film o tym samym tytule w reżyserii Krystyny Jandy. Przy okazji premiery filmu – którego zresztą do dzisiaj nie udało mi się obejrzeć – w latach 90. przeczytałam tę lekturę jeszcze raz.

 

W pani narracji o książkach ciągle pojawiają się aktorsko-filmowe motywy.

Taki mam zawód i ten pryzmat wydaje mi się naturalny. Zresztą  zawsze bardzo mnie interesowało przekładanie treści książek na język filmu. Ciekawiło mnie, co zostanie z tego niezwykłego bogactwa książkowego, które możemy sobie wyobrazić, i które w głowach czytelnika może rozrastać się na różne sposoby. Kiedy byłam młodsza, często bywałam zawiedziona ekranizacjami powieści. Miałam pretensje do twórców, bo w mojej wyobraźni wszystko wyglądało inaczej. Film i książka to zupełnie różne środki wyrazu. Kiedyś tego nie rozumiałam.  Na podstawie jednej książki można zrobić kilka filmów, natomiast one nigdy nie oddadzą tego, co powstaje w głowie czytelnika, który oddaje się lekturze. Na tym polega chyba wielka magia literatury. Dotarło to do mnie dopiero gdy rozpoczęłam pracę jako aktorka, a potem producentka.

 

No właśnie, jeżeli chodzi o pracę aktorki: czy zdarzało się pani sięgać po jakieś specjalne lektury, żeby opracować postać, w którą musiała się pani wcielić?

W moim gabinecie jest bardzo dużo książek psychologicznych. To właśnie one często bywały przydatne, bo pomagały mi zrozumieć niektóre mechanizmy oraz to, że człowiek nie jest czarno-biały. Zawsze fascynowało mnie zło, a to dlatego, że bardzo często dostawałam role kobiet, które nie były oględnie rzecz ujmując postaciami nijakimi. Zwykle moje bohaterki były w jakiś sposób muśnięte pędzlem zła. Książki psychologiczne pomagały mi w opracowywaniu takich ról. Nie mogę sobie natomiast przypomnieć, abym grała postać, o której mogłabym poczytać. Nie zagrałam Ireny Sendlerowej ani Marilyn Monroe. Natomiast zdarzało mi się szukać w literaturze odpowiednika postaci, w którą miałam się wcielić.

6 beata kawka wywiad aktorka teatr artystka reading room ksiazka book 

Wydaje mi się, że czytanie jest w jakiś sposób wpisane w zawód aktora. Dużo jednak się mówi o powszechnym kryzysie czytelnictwa, czy dotknął on także pani środowisko?

Słyszę zewsząd, że podobno nie czytamy ogólnie, jako naród. Nie potrafię postawić diagnozy, jak to jest w środowisku aktorów. Znam ludzi, którzy czytają bardzo dużo. Moja przyjaciółka i reżyserka w moim studiu, Agnieszka Matysiak, jest osobą, która biega na targi i przynosi tony książek. Ja nie mam czasu buszować w księgarniach, więc to ona czasami podrzuca mi jakąś ciekawą lekturę, której mogę się oddać w wolnej chwili. Na podstawie obserwacji młodych aktorów w naszym teatrze, powiedziałabym, że nie jest źle. Wszyscy są bardzo dobrze wykształceni aktorsko, mam wrażenie, że czytają wszyscy. Jednak czuć, że ci, którzy mają nawyk czytania, wyróżniają się stylem mówienia i wyobraźnią.  Ale żeby było sprawiedliwie, muszę przyznać, że jest jedna jednostka, która  jak sądzę niespecjalnie czyta, a wyobraźnię ma przeogromną. Ciężko rozszerzać diagnozę na całe środowisko aktorskie. Z pewnością nie da się powiedzieć na przykład, że lekarze czytają, a tramwajarze nie. Bywa z tym bardzo różnie.

 

Te różnice często wynikają z nawyku wyniesionego z domu. Czy w pani domu rodzinnym dużo się czytało?

W moim domu było sporo książek. Moja mama pochodziła ze wsi, gdzie  mieszkała z czworgiem rodzeństwa i rodzicami. Według jej wspomnień, w jej domu był nawyk czytania na głos, a robiła to co wieczór właśnie moja mama, która była najstarsza i umiała czytać najpiękniej. W moim domu rodzinnym już nie było tak wielkiego zainteresowania książkami ani takiej nabożności z tym związanej. Natomiast ja sama w którymś momencie odkryłam, że czytanie jest fajne. Kiedy zostałam mamą, w pewnym momencie zauważyłam, że moja córka nie chce czytać. Było to związane z pewnym uzależnieniem od wideo, które nauczyła się obsługiwać już w wieku dwóch lat, ale też wadą wzroku i dysleksją, bo wpatrywanie w literki ją męczyło. Obie te wady leczyliśmy i nadszedł ten dzień, kiedy sięgnęła po książkę bez zainteresowania, ale  po zakończeniu lektury poprosiła o kolejną część. To była jakaś seria o bliźniaczkach, liczyła, jeśli dobrze pomnę kilkanaście tytułów, powstała na podstawie amerykańskiego serialu. Tytułu nie pamiętam, a w domu już tych książek nie mamy, jako, że wszelka dziecięca literatura zwykle wędruje do innych potrzebujących. Dziś Zuzka czyta bardzo dużo. I na różnych nośnikach. Widzę jednak, że mimo komputera i tabletu, lubi pojechać do księgarni po bardzo konkretne tytuły.

 

3 beata kawka wywiad aktorka teatr artystka reading room ksiazka book

A są może jakieś pozycje, które są na tyle ważne i bliskie, że nie oddałaby ich pani nikomu?

Na pewno nie oddałabym żadnej książki Gabriela Garcii Márqueza. Cały czas się przymierzam do tego, że jak tylko przejdę na emeryturę albo choć trochę mi się poluźni w obowiązkach służbowych, to znajdę moment, żeby jeszcze raz do niego zajrzeć. Bardzo jestem ciekawa jak do tego podejdę, jaka będzie moja reakcja po latach, bo czytałam tę literaturę grubo 20 lat temu. W tej chwili jestem jak koń w galopie. Teatr otwiera się sześcioma premierami. Od 10 września dajemy premierowe spektakle z częstotliwością szybszą od światła, bo tydzień po tygodniu. To ogromny wysiłek i praca po 12 godzin dziennie. Nie mam wolnych weekendów ani wakacji, bo nieprzerwanie trwają próby. Muszę przyznać, że czytanie niejako zastąpiła praca w ogrodzie. Takiej formy relaksu potrzebuję teraz najbardziej. Jakkolwiek źle to nie zabrzmi, prawda jest taka, że nawet koszenie trawy jest czynnością, która mnie odpręża. Tego domaga się moja głowa. Przez chwilę skupić się na precyzyjnym wysiłku fizycznym.

 

Czytanie, o ile nasza lektura nie jest z gatunku tej bardzo łatwej, jest jednak intelektualnym wyzwaniem, często nie możemy nazwać tego relaksem absolutnym.

Popularność tej  łatwej literatury trochę mnie niepokoi. Mój przyjaciel napisał książkę, znakomitą. Trzy lata zabiegaliśmy w różnych wydawnictwach, aby ją wydać. Wydawca w końcu się znalazł, ale nie było to łatwe, proszę mi wierzyć. W rozmowach z wydawnictwami ciągle słyszeliśmy, że książka tego rodzaju się nie sprzeda, bo jest za trudna i za gruba. Wydawcy szukają literatury lżejszej, a najlepiej takiej „dla kobiet”. Traktują więc czytelnika w sposób bardzo niesprawiedliwy, bo wiem, że istnieją  ludzie, którzy szukają innych pozycji. I to mnie martwi. Piszą wszyscy, każdy celebryta chce być Janiną Porazińską (śmiech),  a o ile mi wiadomo, w magazynach zalegają tony książek, które się nie sprzedały. Nastąpił dziwny czas – i to dotyczy wszystkich płaszczyzn sztuki kina, telewizji, radia, prasy również  decydenci myślą tylko o tym, co widz lub czytelnik chciałby dostać. I uważają, że my konsumenci chcemy, aby sztuka była łatwa i przyjemna, do przyjęcia przy przysłowiowym piwie. Traktują nas po macoszemu, nie uwzględniają tego, że nie każdy chce dostać produkt z etykietką „dla głupich”. W telewizji karmią nas głośnym, kolorowym, błyszczącym show, wpychanym prosto do gardła. Prasa krzyczy kretyńskimi nagłówkami. Skończyły się czasy, kiedy pewien stopień trudności był atutem.

5 beata kawka wywiad aktorka teatr artystka reading room ksiazka book 

Tak, telewizja nastawiona jest głównie na słupki oglądalności, które przynoszą zysk.

Zysk to nie wszystko. Dziś słabo liczy się marka. Mam swoją teorię i wiem, że to, co błyszczy, błyszczy krótko. Mam wielką nadzieję, że odbiorcy się kiedyś ockną. To zresztą już się powoli dzieje, bo idiotyczne seriale, formaty oderwane od naszej rzeczywistości spadają z anten. Pokładam wielką nadzieję w młodym pokoleniu. Kiedyś pewien wydawca telewizyjny, któremu przedłożyłam zacny serialowy projekt, o nieco wyrafinowanym poczuciu humoru, powiedział mi, że dziś już nikt nie zrozumiałby Kabaretu Starszych Panów. Postanowiłam zrobić test. Pewnego dnia pokazałam  mojej córce „Jeżeli kochać to nie indywidualnie” Wiesława Michnikowskiego. Ona i jej znajomi oszaleli na punkcie tych utworów! Ta literatura, te lata, na które przypada działalność Kabaretu Starszych Panów, dla mnie to przykład humoru, który jest lekki, piękny i inteligentny. Jak zobaczyłam jak te nastolatki gorączkowo zaczęły szukać w sieci  podobnych rzeczy, to pomyślałam, że być może to jest właśnie pokolenie, które wraca do czegoś, co ma niezaprzeczalną wartość. I być może ci młodzi ludzie będą potrafili odróżnić ziarno od plew. Jest nadzieja w narodzie!(śmiech).

 

Z pewnością jest. Myślę jednak, że mieszkając w Warszawie czy innych większych miastach, żyjemy w pewnego rodzaju bańce – mamy większy i łatwiejszy dostęp do kultury. To wspaniale, że może pani teraz współtworzyć nowy teatr w Lesznie.

W Lesznie nie było teatru od ponad siedemdziesięciu lat. Bardzo bym chciała, aby leszczynianie zechcieli bywać w naszym teatrze. Nie wiem jak ich tego nauczyć, bo przed nami nikt nie otwierał całkiem nowego teatru. Ostatni publiczny teatr otworzył się prawie pół wieku temu w Warszawie. To teatr Na Woli imienia Tadeusza Łomnickiego. Ale być może wcale nie będę musiała naszych leszczynian niczego uczyć, bo frekwencja na razie wygląda obiecująco. Bilety na premiery, a nawet na wszystkie październikowe spektakle są wyprzedane. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się „Zagraj to jeszcze raz, Sam” genialnego Woody'ego Allena.

 

Pierwsza premiera będzie miała dużo wspólnego z czytaniem, bo będzie to spektakl na  podstawie szkolnej lektury.

Dokładnie, sięgamy po polską klasykę, czyli „Moralność pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej. Mimo że jest to lektura – a o tych się mówi, że są nudne i czytamy je z przymusu – mam wrażenie, że jest to historia ponadczasowa. Myślę, że dulskie kołtuństwo wciąż jest widoczne w naszym społeczeństwie. Historię podamy nieco bardziej współcześnie, będzie to podkreślone w języku i kostiumach, jednak czasu nie dookreślimy. Raczej popatrzymy na bohaterów z dystansem. Kiedy spotykam się z ludźmi w Lesznie, czy to na siłowni, czy na targu,  zapowiadają, że na ten spektakl pójdą koniecznie. Bardzo się cieszę na tak duże zainteresowanie. Staram się, aby nasz teatr stał się teatrem powszechnym, takim, do którego będzie mógł przyjść każdy i każdy znajdzie dla siebie odpowiednią ofertę. I dziec, i dorośli. Eksperymentów teatralnych w tym początkowym czasie nie przewiduję. Wiem, że fachowcy od słupków wytkną mi tę powszechność w pierwszym odruchu, bo oni najczęściej pytają w pierwszej kolejności o  target, czyli do kogo jest skierowany dany produkt. Mój target to każdy człowiek, który chce obejrzeć spektakl. Każdy widz odbiera sztukę swoimi zmysłami, bo każdy jest w innym punkcie swojego życia. Mam wrażenie, że z teatrem jest trochę jak z czytaniem książek. Czytanie książki to czytanie historii. W teatrze też czytamy pewną historię, opowiedzianą przez reżysera ustami aktorów. I każdy tę historię odbierze inaczej. To jest ogromna wartość.

7 beata kawka wywiad aktorka teatr artystka reading room ksiazka book

Fot. Marcos Rodriguez Velo dla enter the ROOM