Laur Queer przyznawany jest od 2007 roku dla najlepszego filmu festiwalu, który podejmuje tematy homoseksualne i queerowe. Warto dodać, że w ubiegłym roku wyróżnienie specjalne w tej kategorii trafiło w ręce Kuby Czekaja za „Baby Bump”. Właśnie ogłoszono, że „Heartstone” pokazany zostanie w konkursie Warszawskiego Festiwalu Filmowego. 

 

„Heartstone” to opowieść o trudnych relacjach pomiędzy nastolatkami, których areną jest niewielka rybacka wioska na Islandii. Dużo w tym filmie jest ciebie?

Rzeczywiście sporo w tym filmie inspiracji z mojego życia. Ale także moich najbliższych – sióstr, rodziny, przyjaciół. Wiele scen, jakie widzimy na ekranie, to moje wspomnienia z młodości czy nasze rodzinne sprawy. Sama historia jest jednak fikcyjna. Określiłbym zatem ten film jako fikcję mocno zakorzenioną w rzeczywistości. Dzięki temu stosunkowo łatwo mi się nad tym pracowało. To chyba najlepszy sposób rozwijania historii, kiedy wychodzi ona z twoich własnych doświadczeń i tego, co sam dobrze znasz. Uwalniasz ją, wplatając jakieś fikcyjne elementy. Tak właśnie było z moimi bohaterami  Christianem i Thorem. Początkowo czułem się z nimi mocno związany, ale z czasem, kiedy historia się rozwijała, dochodziły kolejne wątki, zaczynali żyć własnym życiem. Od tego momentu to już nie jestem ja.

 

Okresowi dorastania towarzyszy pewna ambiwalencja. Bo z jednej strony wtedy odczuwamy najmocniej i najbardziej intensywnie, a z tym wiążą się ból i cierpienie. Z drugiej, po latach wielu ludzi wspomina ten czas jako najlepszy moment swojego życia.

Dokładnie tak było ze mną. Ten czas był bardzo intensywny. Kojarzy mi się z mnóstwem zmian, które przebiegały w bardzo krótkim czasie. Towarzyszy temu pełne spektrum emocji. To taki dość specyficzny moment, bo nikt jeszcze nie traktuje cię poważnie, społeczność nie postrzega cię jako pełnoprawnej osoby, mającej prawo głosu. Nie masz jeszcze statusu równego z dorosłymi, którzy wszystko kontrolują. Ale jednocześnie czujesz dużo większą swobodę niż w wieku dziecięcym. Tak sobie myślę, że gdyby było to możliwe, bardzo bym chciał raz jeszcze być nastolatkiem, ale najlepiej z tą całą wiedzą i doświadczeniem, jakie mam teraz (śmiech).

1 Hjartasteinn Arnar Gumundsson heartstone golden lion zoty lew wenecja film festival venice 

Byłeś typem buntowniczego nastolatka?

Jasne, dość dużo się buntowałem. Choć w zasadzie nie potrafię powiedzieć dlaczego (śmiech). Pamiętam jednak, że zarówno ja, jak i moja siostra byliśmy bardzo konfrontacyjnie nastawieni do otaczającej rzeczywistości. Ale przed dwudziestką trochę się uspokoiłem. W ogóle miałem takie poczucie, że dorośli – rodzice, nauczyciele, specjalnie nas nie doceniali. A my byliśmy zdecydowanie mądrzejsi, niż im się wydawało. Staram się dzisiaj o tym pamiętać, kiedy tylko rozmawiam z dzieciakami. Pamiętam, że nasz bunt nie był typowym buntem pokoleniowym, raczej skierowany był przeciw jakimś normom społecznym i temu, co nas otaczało. Dlaczego musimy być właśnie tacy, postępować w określony sposób i tak dalej. Nie wiem, co się ze mną potem stało, ale stopniowo chyba zacząłem to rozumieć i się do tego przyzwyczajać. Może po prostu wydoroślałem. 

 

Ta perspektywa dużo zmienia?

Na pewno, ale dzisiaj myślę przede wszystkim, że jako dorosły sam kreuję własne środowisko. Oczywiście muszę zaakceptować jakąś większą całość, choć na dobrą sprawę mogę wybrać z niej to, co mnie najbardziej interesuje. Kiedy czegoś nie czujesz, wcale nie musisz się dostosowywać.

 

Nawet w tak małym miasteczku, w jakim rozgrywa się akcja twojego filmu?

To miejsce traktuję jako kolejnego bohatera filmu. To malutkie miasteczko na wschodnim wybrzeżu Islandii. Najbardziej podoba mi się w nim to, że wciąż jest dziewicze, nietknięte. Nie przyjeżdża tam zbyt wielu turystów, a ludzie będący na miejscu są mili i otwarci. Choć może od samego miasta bardziej chodziło o otaczającą je naturę. Widać tam mocne połączenie pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co cię otacza. Zresztą spora część Islandii jest bardzo mocna związana z naturą i nastawiona na to, by jakoś z nią koegzystować.

 

Powiedziałeś jednak, że jest to miejsce, które w jednej chwili kochasz i nienawidzisz.

Jest w tym pewna ambiwalencja. Bardzo dużo zawiera się w naturze i w jej dzikości. Jako dziecko możesz na przykład pójść polować, to, co cię otacza, nie stawia żadnych ograniczeń. Stawiają je jedynie ludzie, bo co najwyżej może pogrozić ci bronią farmer, którego posiadłość naruszyłeś (śmiech). Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem, wraz z kolegami rzucaliśmy śnieżkami w dom pewnego mężczyzny. Wybiegł z dubeltówką i zaczął do nas strzelać. Oczywiście ślepakami. A że jak już wspomniałem, dzieci są mądrzejsze, niż wszyscy dookoła myślą, doskonale o tym wiedzieliśmy i zupełnie nam to nie przeszkadzało w dokuczaniu mu nadal. Życie w takim miejscu jest na pewno dużo bardziej ekstremalne, i to nie tylko ze względu na tę historię z farmerem (śmiech).

3 Hjartasteinn Arnar Gumundsson heartstone golden lion zoty lew wenecja film festival venice.jpg 

Dlaczego jeszcze?

Mentalność małego miasteczka to trudny temat. W takim miejscu dużo łatwiej o oceny. Jeżeli nie pasujesz do takiego miejsca, wtedy masz problem. Bo kiedy wrócisz ze szkoły do domu, nie masz możliwości ucieczki do innych znajomych. Ich po prostu nie ma. Jeśli coś się wydarzy, natychmiast wiedzą o tym wszyscy. Więc jeżeli posuniesz się za daleko, rodzina może być nawet zmuszona do opuszczenia miasta. Pamiętam takie sytuacje z dzieciństwa. Myślę jednak, że sporo w tej materii ostatnio się zmienia. Stajemy się bardziej otwartą społecznością.

 

Wcześniej byliście zamknięci na innych?

Dawniej niechętnie patrzyliśmy na ludzi z zewnątrz. Co więcej, byliśmy mocno nietolerancyjni dla mniejszości seksualnych. W tamtych czasach trudno było otwarcie się przyznać, że jest się homoseksualistą. Wychowany w takim klimacie, sam byłem homofobem. Do tego stopnia, że potrafiłem powiedzieć, że wolałbym się zabić, niż być gejem. W ten sposób straciłem kilku przyjaciół. W takiej atmosferze po prostu bali się ujawnić. Teraz bardzo się to zmieniło. Jeżeli ktoś wypowiada się w taki sposób, od razu jest krytykowany. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zorganizowana została parada równości, uczestniczyło w niej około stu osób. Ludzie śmiali się z tego, przekonując, że to niedorzeczne. Rok później brało w niej udział już tysiąc osób, kolejnego roku dziesięć tysięcy i tak dalej. Te kilka lat zmieniło postrzeganie mniejszości seksualnych. W ogóle jesteśmy takim krajem, który bardzo szybko przejmuje jakieś zmiany i się do nich adaptuje.

 

Czy z tej perspektywy twój film traktuje o potrzebie samoakceptacji?

Szczerze mówiąc, dla mnie osobiście to główny temat „Heartstone”. Odnosi się zresztą do bardzo wielu elementów filmu i dotyczy wszystkich bohaterów. Od tych młodszych po starszych. Każdy z nich ma z tym jakiś problem.

 

Zwłaszcza że ich relacje bardzo mocno się krzyżują.

Najbardziej zależało mi na tym, żeby oddać to wszystko w możliwie realistyczny sposób, z uwzględnieniem każdego detalu. Pamiętam, że kiedy pisałem tę historię, miałem takie momenty, kiedy chciałem wszystko uprościć. Tyle że wtedy okazywało się, że to nie ma sensu, nie działa tak, jak powinno. Co prawda kręgosłup tej historii nie jest skomplikowany, ale interesujące są te wszystkie meandry. Tendencja do upraszczania fabuły to, moim zdaniem, w ogóle problem współczesnego kina. Nie chodzi przecież o to, żeby po dziesięciu minutach projekcji widz był w stanie powiedzieć, co się wydarzy do samego końca.

2 Hjartasteinn Arnar Gumundsson heartstone golden lion zoty lew wenecja film festival venice.jpg 

Islandzkie kino daje dowód wyjątkowej relacji pomiędzy człowiekiem a naturą, zwierzętami. U ciebie jest podobnie.

Natura jest blisko nas, a zatem staje się ważną częścią naszego życia. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz wyjechałem z Islandii, wpadłem w depresję, bo nie widziałem na co dzień gór. Dochodziło do kuriozalnej sytuacji: siedziałem przed komputerem i w Google wpatrywałem się w zdjęcia gór, które tak dobrze znam. W mieście byłem zagubiony, czułem smutek. Nie podobało mi się, że wszystko jest zaplanowane. Kiedy szedłem do parku, nie widziałem w nim nic organicznego. To było dołujące. Starałem się do tego przyzwyczaić, ale to nie było to. Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy żyją w mieście bez jakiejś głębszej relacji z naturą. Ona pozwala mi poradzić sobie z własnymi emocjami.

 

Filmy islandzkie, które trafiają do Polski, mam wrażenie, że są nieco lżejsze niż „Heartstone”. To taki mroczny coming-of-age movie.

To ciekawe, bo ja postrzegam mój film jako optymistyczny i pełen miłości (śmiech). A przynajmniej tak funkcjonuje w mojej głowie. Wydaje mi się nawet, że jest jaśniejszy niż to, co robi wielu moich kolegów po fachu na Islandii. Ciekawa jest ta różnica w percepcji. Czasami sam się o niej przekonuję, kiedy wraz z moim islandzkimi kolegami śmiejemy się w momentach, kiedy wszyscy inni uważają, że to bardzo poważne momenty. Widać tak już musi być (śmiech).

4 Hjartasteinn Arnar Gumundsson heartstone golden lion zoty lew wenecja film festival venice.jpg 

Fot. materiały prasowe