Czy mogliby Państwo opowiedzieć w jakim charakterze zajmują się Państwo w Goethe-Institut zagadnieniem „język niemiecki jako język obcy” (niem. Deutsch als Fremdsprache, w skrócie DaF)?

Christoph Mohr: Pracuję w Goethe-Institut w Warszawie od dwóch lat na stanowisku „Konsultant ds. nauczania języka niemieckiego” i jestem odpowiedzialny za wspieranie nauki w szkołach podstawowych i przedszkolach. Wcześniej uczyłem języka niemieckiego w podstawówkach i przedszkolach we Włoszech i w Serbii. Z samym Instytutem Goethego jestem związany właściwie dopiero od trzech lat.

Ulrike Würz: Kieruję działem językowym w Goethe-Institut w Warszawie. Jestem tutaj od 2013 roku. Wcześniej pracowałam w centrali Instytutu w Monachium, a jeszcze wcześniej na uniwersytecie w Jenie, gdzie praca moja także związana była z nauką niemieckiego dla obcokrajowców. Kształciłam studentów i sama też mam duże doświadczenie w nauczaniu niemieckiego.

Tu w Goethe-Institut jestem przede wszystkim odpowiedzialna za to, by dla wszystkich uczących się w Polsce języka niemieckiego nauka była pozytywnym doświadczeniem. Nie chodzi tu tylko o kursy w placówkach Goethe-Institut w Warszawie i Krakowie, ale także o wszystkich uczniów w polskim systemie szkolnictwa, którzy wybrali naukę tego języka, bądź tych, którym przyszło się go uczyć. Chcemy stworzyć dla nich takie propozycje, by byli zainteresowani językiem niemieckim. Zależy nam, by mieli motywację, by nauka sprawiała im przyjemność i widzieli w tej nauce szansę na przyszłość.

1 EstcherSocke wywiad Goethe Institut 

Ulrike Würz

Zdecydowali się Państwo zainspirować nauczycieli i uczniów z pomocą „Esther und Socke”. Proszę krótko opisać projekt „Esther und Socke”. Dlaczego akurat ten uważają Państwo za warty polecenia we wczesnym nauczaniu niemieckiego?

Ch. Mohr: „Esther und Socke” to program telewizyjny wyprodukowany przez WDR, w którym występuje para, dorosła Esther oraz lalka-skarpetka. Z założenia jest to materiał dla dzieci uchodźców, które nie znają niemieckiego i które czasem przybywają do Niemiec bez rodziców. Stąd wzięło się zapotrzebowanie, także w niemieckiej telewizji, by stworzyć materiały dydaktyczne dla tej specyficznej grupy docelowej.

Telewizja edukacyjna dla uczniów i szkół ma w Niemczech długą tradycję. „Esther und Socke” jest godne polecenia, bo traktuje dzieci poważnie i akceptuje to, że dzieci bywają niepewne, chaotyczne, zuchwałe, że popełniają błędy. Taka jest też lalka-skarpetka. Obie postaci są poza tym przystępne dla maluchów i emanują dobrą energią.

 

Czy podobne koncepcje to przyszłość nauki niemieckiego jako języka obcego dla dzieci?

Ch. Mohr: Koncepcja rozmów z lalką nie jest rewolucyjna, bo pojawiła się już wcześniej. To nie ona jest tu pomysłem na przyszłość. Jest nim raczej właśnie traktowanie dzieci poważnie i indywidualnie, a nie jako las głów, do których na siłę trzeba wbijać regułki. Ważne jest to, by materiały związane były z dniem powszednim dzieci i tym, co je porusza. To właśnie jedna z zalet programu „Esther und Socke”.

U. Würz: To zawsze ważne, by materiały dydaktyczne odzwierciedlały spektrum zainteresowań uczniów. Tematy programu „Esther und Socke” dobrane są w taki sposób, by dzieci mogły wykorzystywać zdobytą wiedzę na co dzień. Tematyka jest zatem dziecięca, ale nie…

Ch. Mohr: …dziecinna!

U. Würz: No właśnie! Małych uczniów powinno się traktować poważnie, dopasowując zarazem materiały do ich dziecięcych zainteresowań.

 

Czy Goethe-Institut bierze też pod uwagę jakieś inne ciekawe koncepcje i pomysły na nauczanie języka?

U. Würz: We wszystkich projektach oferowanych przez nas, także w nauce języka, zwracamy uwagę na to, co ich uczestnicy będą mogli dalej zrobić ze zdobytą u nas wiedzą. Język warto przyswajać w działaniu, nie poprzez teksty, z których tematyką ma się mało do czynienia. Jesteśmy bardzo aktywni w zakresie tzw. CLIL (Content Language Integrated Learning), tzn. staramy się łączyć naukę niemieckiego np. z naukami przyrodniczymi. Mieliśmy duży projekt, którego tematyka kręciła się wokół energii. I choć niemiecki nie ma bezpośrednio z energią właściwie nic wspólnego, uczestnicy projektu mieli za zadanie działać i wypracować coś w tym właśnie języku. W takim przypadku uczeń ma większą świadomość, do czego ów język może mu się przydać i nie zadaje już sobie tego znanego ze szkoły pytania „Właściwie po co mi to?”.

Mamy teraz nowy duży projekt pod nazwą „Niemiecki ma klasę”. Uczniowie aranżują swoje szkolne klasy na nowo, by czuć się tam lepiej i by efektywniej się tam uczyć. Nie chodzi tu zmianę kolorystyki ścian, a raczej o ducha współpracy. Uczniowie dyskutują o tym, co właściwie pragną zmienić, po niemiecku. Język staje się doświadczeniem, a uczący się przyswajają zwroty, którymi mogą wpływać na swoje otoczenie. Staramy się być wierni takiej koncepcji we wszystkich naszych projektach.

 

To pierwsza międzynarodowa „delegacja” Esther i jej lalki-skarpetki. Czemu do Polski?

Ch. Mohr: Poznałem twórców „Deutsch mit Socke” przypadkiem na konferencji w Monachium. Początkiem był właściwie „David & Red”, program dla niemieckich dzieci chcących uczyć się angielskiego. Pokazałem to mojemu wtedy prawie czteroletniemu synowi i tak pozytywnie na to zareagował (wzmacniając tym samym moje pozytywne wrażenie), że skontaktowałem się od razu z owymi twórcami, by już w maju 2015 zorganizować tu pierwsze seminarium na temat możliwości wykorzystania takich lalek w nauczaniu.

Polska to też oczywiście jeden z niewielu krajów na świecie z dużą liczbą szkół podstawowych, w których uczy się niemieckiego. W ogóle na świecie najwięcej uczących się niemieckiego jako języka obcego jest właśnie w Polsce. Stąd też duże zapotrzebowanie, zwłaszcza nauczycieli szkół podstawowych, na nowe materiały. Są nimi zainteresowani, bo chcą po prostu prowadzić dobre lekcje. Dlatego czujemy się niejako w obowiązku, by nasza oferta była wciąż nowa i ciekawa.

 

Czy lalka-skarpetka odwiedzi także inne kraje?

U. Würz: Materiały dydaktyczne, które wydrukowaliśmy w oparciu o filmy „Esther und Socke”, stworzone są w taki sposób, by można było je wykorzystać gdziekolwiek. Instytuty Goethego w Brazylii, Stanach czy Chinach mogą zaprosić twórców programu, jeśli chcą. Zależy to jednak od zapotrzebowania i przydatności tego konkretnego projektu w danym kraju.

Materiał jest przeznaczony dla młodszych dzieci do dziesiątego roku życia, a w wielu krajach nie uczy się niemieckiego w szkołach podstawowych. Poza tym rozpoczynanie nauki niemieckiego w tak młodym wieku nie zdarza się, poza Polską, często. Na Węgrzech owszem, ale na przykład na Litwie już nie. Kluczowa jest tu nie liczba uczących się niemieckiego w danym kraju, ale to, ilu jest małych uczniów, których ten program mógłby zaciekawić.

Ch. Mohr: W Chinach zorganizowano już warsztaty, na których tworzono lalki-skarpetki. Chińscy nauczyciele uważają, że materiały te można stosować nawet z uczniami powyżej dziesiątego roku życia, bo młodzi Chińczycy osiągają pewną autonomię nieco później, niż dzieci w Europie. To już chyba kwestia różnic kulturowych na świecie.

 

Czy wyobrażają sobie Państwo, że Goethe-Institut wspiera lingwistyczną grę na komórki lub program wymiany z pobytem uczniów w rodzinach niemieckich?

U. Würz: Obie rzeczy już są. W ramach inicjatywy PASCH takie wymiany istnieją od 2009 roku. Polega to na tym, że szkoły z całego świata organizują się po to, by wspierać naukę niemieckiego. Uczący się niemieckiego mają dzięki temu wiele możliwości pobytu w Niemczech i nawiązania tam kontaktów. Oferta jest bardzo szeroka.

Poza tym zależy to od kraju. W Polsce zadania związane z wymianami przejęła Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży. Działają bardzo prężnie. W innych krajach, gdzie nie ma takich organizacji, też próbuje się upowszechniać wymiany młodzieży. Jeśli chodzi o studentów i nauczycieli akademickich, propozycje dla nich ma DAAD (Deutscher Akademischer Austauschdienst), struktura obecna też w Polsce.

Pierwsza gra komputerowa, którą wsparł Goethe-Institut, to „Die Himmelscheibe von Nebra. W 1999 roku odnaleziono bowiem w Niemczech dysk (Himmelscheibe) z epoki brązu. Do tego znaleziska odwołuje się gra w formie aplikacji do ściągnięcia na komórki.

Ch. Mohr: Goethe-Institut wsparł już dość dużo gier. Grając w nie, można przy okazji utrwalać niemiecki. To właściwie wyżej wymienione podejście CLIL, bo język jest tu narzędziem. Ale trzeba jasno powiedzieć, że gra to tylko uzupełnienie kursu lub programu nauczania, których struktura jest zawsze lepiej usystematyzowana. Gra nie zastąpi kursu, jest tylko materiałem dodatkowym.

Niemcy są ważnym sąsiadem Polski, a kiedy sąsiedzi dobrze się rozumieją, kiedy realizuje się to na poziomie języka, to jest to według mnie zawsze cenne i godne wsparcia.

Niemiecki dla dorosłych to jedno, a lekcje dla dzieci to już inna sprawa. Jakie są Państwa zdaniem najczęstsze błędy popełniane w nauczaniu dzieci?

Ch. Mohr: Dużym błędem jest to, że oczekuje się od dzieci za wiele i za wcześnie. Partie materiału są zbyt obszerne. Drugi ważny problem, to zrozumienie, że dzieci uczą się w różny sposób i że wobec tego mają w procesie nauczania zróżnicowane potrzeby. Niestety nie zawsze traktuje się je poważnie – nauczyciel widzi klasę, ale poszczególnych uczniów już nie.

U. Würz: To dla nauczyciela duże wyzwanie. Kiedy dorośli uczą się języka, wiedzą, po co to robią. Dorośli potrafią też lepiej odnaleźć się w sytuacji zasypania nowymi informacjami i nie przeszkadzają innym, gdy przez chwilę się nudzą. Dzieci często po prostu tego nie potrafią. Sadza się je w ławkach i wymaga rezultatów. Największym wyzwaniem staje się więc przykucie uwagi dziecka. Uważam, że czynnik frajdy płynącej z nauki jest na zajęciach dla dzieci jeszcze ważniejszy niż na lekcjach dla dorosłych. To on daje młodszym uczniom motywację, bo nie wiadomo przecież jeszcze, czy ten język przyda się za dwadzieścia lat w czasie studiów lub szukania pracy.

 

Jaka jest Państwa opinia? Czy sukces „Esther und Socke” w Niemczech nie jest związany z obecnymi tam problemami społecznymi, np. tym, że w wielu rodzinach dzieci uczą się niemieckiego dopiero w momencie pójścia do pierwszej klasy?

U. Würz: Sytuacja jest wyjątkowo złożona i taka też musi być moja odpowiedź. Po pierwsze fala uchodźców przyniosła ze sobą dzieci, nieraz przybywające do Niemiec bez rodziców. Po drugie są też dzieci z rodzin migrantów, które w domu mówią w innym języku, niż na zewnątrz. Jeśli takie dzieci idą do przedszkola, można stwarzać im warunki naturalnego przyswajania niemieckiego. Jeśli idą bez znajomości niemieckiego do pierwszej klasy, istnieją różne modele pomocy, np. całkiem nowe „Willkommensklassen” (willkommen – witać, przyp. tłum.), gdzie łączy się wszystkie dzieci muszące nadrobić braki w niemieckim.

To rodzaj kursu przygotowawczego dla nowo przybyłych.

Oferta jest szeroka, bo potrzeby także są rozmaite. Niektóre rodziny przeprowadzają się do Niemiec ze względów zawodowych czy ekonomicznych, innym tematem są uchodźcy. Cel jest zawsze ten sam: jak najszybciej przystosować dzieci do standardów niemieckiej szkoły, tak aby też mogły brać udział w lekcji.

Ch. Mohr: Niemcy mają długie tradycje przedmiotu „niemiecki jako język obcy”. Istnieje świadomość, że warto go nauczać. Nowe jest może to, że w obecnej sytuacji nauka koncentruje się wokół nieznanych dotąd wyzwań. DaF jest jednak od dawna przedmiotem uniwersyteckim, Goethe-Institut ma w tym zakresie długie tradycje, a inne podmioty też wspierają prace nad programami i materiałami dydaktycznymi.

 

Angielski wydaje się dziś standardem w krajach Unii Europejskiej. Na uniwersytecie, w biurze, na przyjęciu jest to język, który (prawie) każdy zna. Z każdym pokoleniem jest w tym zakresie lepiej. Dlaczego wciąż warto uczyć się niemieckiego? Czemu choćby Goethe-Institut wciąż wspiera to nauczanie?

Ch. Mohr: Angielski jest bez wątpienia najważniejszym językiem gospodarki i komunikacji w świecie. I to jest jasne. Jednak każdy dodatkowy język, którego się uczymy, w pewien sposób nas wzbogaca. Moja żona pochodzi z Serbii, gdzie mawia się, że każdy ma tyle osobowości, iloma językami włada. Myślę, że jest w tym sporo racji. Nauka każdego dodatkowego języka pociąga za sobą poznanie kultury, sztuki, historii i sytuacji w danym kraju, a to wzbogaca. Takie są argumenty na rzecz nauki czegoś jeszcze, oprócz angielskiego. Niemcy są ważnym sąsiadem Polski, a kiedy sąsiedzi dobrze się rozumieją, kiedy realizuje się to na poziomie języka, to jest to według mnie zawsze cenne i godne wsparcia.

U. Würz: Trzeba uważać z tym przekonaniem, że angielski zna każdy. W dużych miastach jest inaczej, niż na prowincji. Zarówno w Polsce jak i w Niemczech istnieje duża grupa, która choć uczyła się kiedyś angielskiego, to nigdy go później nie używała. Nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że angielski każdy zna już tak dobrze, że może się nim np. swobodnie posługiwać w pracy.

Jeśli ktoś mówi słabo po angielsku, zawodowo będzie raczej ograniczony do swego języka ojczystego. Jeśli jednak włada dodatkowo jeszcze jednym językiem, może to przesądzić o jego szansach na rynku pracy. Zawsze cieszymy się bardzo, kiedy ludzie chcą uczyć się niemieckiego. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że znajomość każdego języka jest oczywiście zawsze zaletą.

Naszym celem jest też zapewnienie polskim nauczycielom języka niemieckiego komfortu w pracy i takiej pomocy metodycznej, by mogli oni prowadzić swe lekcje jak najlepiej. Dlatego organizujemy szkolenia po niemiecku i stypendia na terenie Niemiec. Nauczyciele mogą w ten sposób rozwijać swoje kompetencje językowe i mam nadzieję, że to wszystko pomaga im w przekazywaniu nie tylko wiedzy, ale też pasji w odkrywaniu języka niemieckiego.

Dziękuję za rozmowę!

 

pl de

 

Können Sie sich kurz vorstellen und sagen seit wann und wie Sie sich am Goethe-Institut mit dem Thema Deutsch als Fremdsprache (DaF) beschäftigen?

Christoph Mohr: Ich bin jetzt seit zwei Jahren hier am Goethe-Institut Warschau und bin hier sog. Experte für Unterricht, zuständig für die Förderung des Deutschunterrichts in Grundschulen und Kindergärten. Ich war vorher Deutschlehrer in Kindergärten und Grundschulen in Italien und in Serbien und bin auch noch gar nicht lange beim Goethe Institut, insgesamt erst seit drei Jahren eigentlich.

Ulrike Würz: Ich bin Leiterin der Sprachabteilung beim Goethe-Institut Warschau. Ich bin hier seit 2013, war vorher in München in der Zentrale tätig und noch davor arbeitete ich im Bereich DaF am Institut für Auslandsgermanistik an der Uni Jena. Ich habe dort Studenten ausgebildet. Ich habe auch selbst viel Deutsch unterrichtet.

Am Goethe-Institut in Warschau bin ich vor allem dafür verantwortlich, wie wir DaF bei allen Deutschlernern in ganz Polen positiv besetzen. Es geht nicht nur um die Sprachkurse, die wir am Institut in Warschau und Krakau anbieten, sondern auch um alle SchülerInnen, die sich im polnischen Schulsystem für Deutsch entschieden haben oder entscheiden mussten. Gerade für sie möchten wir Angebote schaffen, um Deutsch interessant zu machen. Wir  wollen, dass sie Spaß am Lernen haben, motiviert sind und eine Perspektive mit der Sprache sehen.

 

Sie haben sich jetzt entschieden, zusammen mit „Esther und Socke” sowohl Deutschlehrer in Polen als auch ihre Schüler zu inspirieren. Erklären Sie noch kurz wer „Esther und Socke” ist und warum finden Sie gerade dieses Konzept so empfehlenswert für das sog. frühe Deutsch?

Ch. Mohr: „Esther und Socke” sind ein Paar, das aus einem Erwachsenen und tatsächlich einer Socke besteht in einer Fernsehshow, die vom Westdeutschen Rundfunk (WDR) produziert worden ist. Das wurde ursprünglich als Material für Flüchtlingskinder gemacht, die kein Deutsch sprechen und die auch manchmal nach Deutschland ohne Eltern kommen. Und da gab es den Bedarf auch beim deutschen Fernsehen, dass man Materialien für diese Zielgruppe entwickelt.

In Deutschland gibt es eine große Tradition des Bildungsfernsehens für Schulen und Kinder. Ich glaube, dass „Esther und Socke” so empfehlenswert sind, weil sie Kinder ernst nehmen, so wie sie sind: manchmal unsicher, manchmal chaotisch, manchmal frech... Genauso sind „Esther und Socke”. Kinder mögen „Esther und Socke“ auch deswegen, weil sie unkompliziert und einfach auftreten und ein gutes Gefühl vermitteln.

 

Sind solche Konzepte die Zukunft des Deutschunterrichts für Künder?

Ch. Mohr: Das Konzept des Gesprächs mit einer Puppe gab es schon früher. Das ist nichts Revolutionäres. Das wird jetzt nicht für die Zukunft das Programm sein. Das Konzept für die Zukunft ist, dass man Kinder ernst nimmt, dass man sie als Individuum betrachtet und nicht als Köpfe, in die man Informationen reinstecken muss. Es ist wichtig, dass man sich mit dem Alltag der Kinder auseinandersetzt, mit dem, was Kinder bewegt. Der Alltag der Kinder ist ein starker Vorteil von „Esther und Socke”.

U. Würz: Es ist wichtig, die Lebenswelt der jeweiligen Zielgruppe zu erfassen. Und bei „Esther und Socke“ geht es um Themen, die Kinder unmittelbar betreffen, die sie sofort in ihren Alltag integrieren können und dabei aber auch kindlich bleiben. Kindlich aber nicht…

Ch. Mohr: …kindisch!

U. Würz: Genau! Man soll also Kinder ernst nehmen und gleichzeitig Lehrmaterialien an das Leben der Kinder anknüpfen.

 

Gibt/Gab es auch andere Ideen/Strategien die vom Institut in Betracht genommen wurden?

U. Würz: Bei allen Projekten, die wir hier anbieten, auch beim Deutschunterricht, achten wir darauf, was die Teilnehmer damit weiter machen können. Man sollte Sprache im Handeln erwerben, nicht durch Texte, die nichts mit einem zu tun haben. In Projekten zeigt sich das bei uns z.B., dass wir im CLIL-Bereich sehr stark aktiv sind (Content Language Integrated Learning). Wir versuchen Deutsch mit naturwissenschaftlichen Fächern zu verbinden. Wir hatten z.B. ein großes Projekt, das sich rund um das Thema Energie gedreht hat. Obwohl dieses Thema direkt nichts mit Deutschlernen zu tun hat, konnten die Teilnehmer aber etwas im Thema auf Deutsch tun, mit der neuen Sprache handeln bzw. ein neues Thema erarbeiten. Dann erkennt man besser, wozu die Fremdsprache dient und man stellt sich diese Frage aus der Schule „Wozu brauche ich das eigentlich?“ nicht mehr.

Wir haben jetzt ein großes neues Projekt „Deutsch hat Klasse“: Schüler verändern ihren Klassenraum so, dass sie sich dort besser wohlfühlen, auch hinsichtlich des Lernens. Man malt aber nicht die Wände bunt, sondern handelt eher in einem langen Prozess der Teamarbeit. Diese Auseinandersetzung „was wollen wir eigentlich?“ wird auf Deutsch geführt, d.h. Schüler erleben wie sie die Sprache einsetzen können, lernen etwas was sie unmittelbar umsetzen in ihrem Umfeld. Und das ist etwas, was wir als Konzept eigentlich versuchen, in allen unseren Projekten abzubilden.

 

Das ist die erste internationale „Dienstreise“ von „Esther und Socke”. Warum Polen?

Ch. Mohr: Ich habe die Macher von „Deutsch mit Socke“ durch Zufall auf einer Konferenz in München kennengelernt. Der Ursprung ist eigentlich „David & Red“, eine Show für deutsche Kinder, die Englisch lernen wollen. Ich habe das meinem damals fast vierjährigen Sohn gezeigt und er hat so positiv darauf reagiert (und meinen positiven Eindruck noch bestätigt), dass ich dann gleich mit den Autoren Kontakt aufgenommen habe und schon im Mai 2015 hatten wir hier das erste Seminar zum Thema wie man mit diesen Puppen arbeitet.

Polen hat natürlich als eins der wenigen Länder weltweit eine ganz ganz große Zahl an Grundschulen, wo deutsch unterrichtet wird. Es gibt hier einfach die meisten DaF-Lerner auf der ganzen Welt. Insofern gibt es auch einen großen Bedarf gerade bei den Grundschullehrern nach neuem Material. Sie sind daran interessiert, weil sie einfach guten Unterricht anbieten wollen. Deswegen stehen wir ein bisschen unter Druck, etwas Neues und Interessantes bieten zu müssen.

 

Hat die Socke vielleicht auch Pläne, andere Länder zu besuchen?

U. Würz: Wir haben das ganze Begleitmaterial für die Socke-Shows in der Art und Weise entwickelt, das es prinzipiell auf der ganzen Welt eingesetzt werden kann, d.h. die Kollegen in Brasilien, in den USA oder in China können dieses Material so nehmen und Socke einladen, wenn sie das möchten. Das liegt aber daran, wie die Goethe-Institute in anderen Ländern die Einsetzbarkeit dieses Projekts und den Bedarf danach in jeweiligem Land schätzen.

Das Material ist eher für kleinere Kinder bis zum Alter von zehn konzipiert und Deutsch als Schulfach ist in vielen Ländern überhaupt nicht in Grundschulen verankert. Zweitens, so früh mit Deutsch anzufangen wie in Polen ist eben auch nicht gerade häufig zu finden. Ungarn z.B. ist ein Land, wo es sehr viel frühes Deutschlernen gibt, aber z.B. Litauen – gar nicht. Die Frage lautet nicht wie viele Leute überhaupt in einem Land Deutsch lernen, sondern wie viele von denen im Socke-entsprechenden Alter sind.

Ch. Mohr: In China gab es schon Workshops, wie man die Socke baut. Und die chinesischen Lehrer meinen, dass dieses Material sich dort auch bis zum ein bisschen höheren Alter einsetzen lässt, weil chinesische Schüler später als in Europa ein gewisse Autonomie erreichen. Das sind ja länderspezifische Unterschiede.

 

Können Sie sich heute vorstellen, dass Goethe-Institut z.B. ein linguistisches Computerspiel für Handys oder Familienaustauschprogramm unterstützt? 

U. Würz: Es gibt schon beides. Im Rahmen von PASCH (eine Initiative „Schulen: Partner der Zukunft“) gibt es seit 2009 Austauschprogramme. Sie bestehen darin, dass verschiedene Schulen weltweit in ein Netzwerk zusammengefasst wurden, um Deutschunterricht fördern zu können. Deutschlerner aus diesen Schulen haben dann viele Möglichkeiten, nach Deutschland zu reisen und sich untereinander zu vernetzen. Es gibt sehr viele Angebote.

Ansonsten ist das länderabhängig. In Polen hat das Deutsch-Polnische Jugendwerk den ganzen Bereich Austausch übernommen und ist sehr aktiv. In anderen Ländern, wo es solche Organisationen nicht gibt, wird es jetzt versucht, Austausch zugänglich zu machen. Sonst gibt es, auch in Polen, DAAD (Deutscher Akademischer Austauschdienst) mit Angebote für Studenten und Akademiker.

Und das erste Computerspiel, das vom Goethe-Institut unterstützt wurde, war „Die Himmelsscheibe von Nebra“. 1999 wurde nämlich eine sehr alte Himmelsscheibe in Deutschland gefunden. An diese Geschichte knüpft eben ein Spiel an, das als eine App herunterladbar ist.

Ch. Mohr: Es gibt vom Goethe-Institut tatsächlich relativ viele Computerspiele, bei denen man Deutsch nebenbei lernt. Das ist im Prinzip CLIL, weil Deutsch als Werkzeug benutzt wird. Aber man muss auch klar sagen: Spiele sind nur eine Ergänzung zu einem Kurs oder Lernprogramm, die systematischer aufgebaut sind. Ein Spiel kann natürlich keinen Kurs ersetzen. Das ist immer nur Zusatzmaterial.

 

Ein Deutschkurs für Erwachsene und Deutschunterricht für Kinder sind zwei Paar Stiefel. Was sind Ihrer Meinung nach die meisten Fehler, die beim Fremdsprachenunterricht für Kinder begangen werden?

Ch. Mohr: Ein großer Fehler ist, dass zu viel zu früh von den Kindern erwartet wird und dass häufig zu viel Input im Unterricht da ist. Wichtig ist es zu verstehen, und das ist gerade das zweite Problem, dass Kinder unterschiedlich lernen und unterschiedliche Bedürfnisse beim Lernprozess haben. Leider werden die nicht immer ernst genug genommen: der Lehrer sieht die Klasse statt Kinder individuell zu betrachten.

U. Würz: Das ist ja eine große Herausforderung. Wenn Erwachsene eine Fremdsprache lernen, wissen sie warum sie es tun. Erwachsene können sich damit mal abfinden, dass sie kognitiv zugeschüttet werden. Sie können auch Langeweile besser aushalten. Kinder können das oft nicht. Sie werden dahingesetzt und es wird erwartet, dass sie etwas lernen. Die größte Herausforderung ist dann, die Aufmerksamkeit von Kindern zu bekommen. Meiner Meinung nach ist der Spaßfaktor bei den Kindern noch wichtiger als beim Unterricht für Erwachsene. Der Lehrer muss eine Motivationsbrücke schaffen, weil Kinder nicht wissen, ob sie die Sprache in 20 Jahren für das Studium oder Bewerbung brauchen.

 

Was glauben Sie? Ist der Erfolg dieser WDR-Sendung in Deutschland nicht mit dessen sozialen Problemen verbunden? Nämlich damit, dass es in Deutschland junge Schüler aus den ausländischen Familien gibt, in denen Kinder die deutsche Sprache erst in der Grundschule eigentlich als Fremdsprache lernen?

U. Würz: Die Situation ist extrem komplex und deswegen ist die Antwort kompliziert. Zum einen gibt es minderjährige Flüchtlinge, die manchmal auch ohne Eltern nach Deutschland kommen. Dann gibt es natürlich die große Gruppe von Familien mit Migrationshintergrund, wo in den Familien andere Sprache als außerhalb gesprochen wird. Wenn Kinder aus solchen Familien Kindergarten besuchen, ist es dann möglich, eine natürliche Umgebung beim Deutschlernen zu bieten. Wenn das erst mit Eintritt in die Schule passiert, gibt es die verschiedenen Modelle z.B. die relativ neuen „Willkommensklassen“, wo alle Kinder zusammengefasst werden, die möglichst schnell Deutsch aufarbeiten müssen. Das sind eine Art Vorbereitungskurse für Kinder, die neu angekommen sind.

Angebote sind vielfältig, weil auch die Bedürfnisse verschieden sind. Einige Familien kommen einfach aus beruflichen bzw. wirtschaftlichen Gründen nach Deutschland, das andere Thema ist der Fluchthintergrund. Ziel ist natürlich immer, dass man die Kinder in den regulären Schulalltag möglichst schnell eingliedert, damit sie im Unterricht teilnehmen können.

Ch. Mohr: Es gibt natürlich in Deutschland auch eine lange Tradition des Faches Deutsch als Fremdsprache. Es gibt ein Bewusstsein für die Vermittlung der deutschen Sprache. Es ist vielleicht neu, dass es heutzutage in Deutschland einen speziellen Fokus hat. Es gibt aber seit langem das Uni-Fach „DaF“, die lange Tradition des Goethe-Instituts in diesem Bereich und andere Strukturen, die Entwicklung von Lernprogrammen und Materialien fördern.

 

Englisch scheint jetzt in der EU überall Standard zu sein. An der Uni, im Büro, auf den Partys ist das die Sprache, die (fast) jeder kann. Und mit jeder Generation funktioniert das besser. Warum also lohnt es sich weiterhin, Deutsch zu lernen und dessen Lehren zu unterstützen?

Ch. Mohr: Englisch ist natürlich die wichtigste Sprache für Wirtschaft und weltweite Kommunikation. Das ist klar. Dennoch bietet natürlich jede zusätzliche Sprache, die man lernt, einen gewissen Reichtum. Meine Frau z.B. kommt aus Serbien, wo es ein Sprichwort gibt: „Jeder Mensch hat so viele Persönlichkeiten, wie er Sprachen spricht“. Ich glaube, es ist wahr. Jede Sprache, die man zusätzlich lernt, bedeutet auch, dass man Kultur, Kunst, Hintergrund, Geschichte dieser Sprache mit aufnimmt. Insofern macht das die Menschen reicher, wenn sie mehrere Sprachen sprechen. Das ist erstmal Plädoyer für mehrere Sprachen außer nur Englisch als Fremdsprache. Deutschland ist ein wichtiger Nachbar von Polen und wenn Nachbarn sich gut verstehen und wenn das über die Sprache funktionieren kann, dann ist das meiner Meinung nach immer wertvoll und unterstützenswert.

U. Würz: Man muss aufpassen mit der Meinung „Englisch kann jeder“. In den Großstätten ist es anders als in der Provinz. Es gibt auch, sowohl in Polen als auch in Deutschland, eine große Gruppe, die zwar Englisch mal gelernt, aber später nicht anwendet hat. Ich muss widersprechen: meiner Meinung nach kann nicht jeder Englisch so gut, dass man es als Arbeitssprache benutzen kann.

Wenn man nur ein bisschen Englisch spricht, bleibt man dann beruflich eher in der Muttersprache. Wenn man aber noch dazu andere Fremdsprache beherrscht, kann das bei der Jobsuche ein entscheidender Faktor werden. Wir freuen uns immer natürlich, wenn Leute Deutsch lernen möchten. Es muss aber auch offen gesagt werden, dass jede Fremdsprache natürlich von Vorteil ist.

Unser Ziel ist auch, den Deutschlehrern in Polen Sicherheit zu geben und den methodischen Vorsprung zu gewährleisten, damit sie ihren Unterricht so attraktiv wie möglich gestalten können. Deswegen bieten wir Fortbildungsveranstaltungen auf Deutsch und Stipendien in Deutschland, damit die Lehrer ihre Sprachkenntnisse entwickeln können. Ich hoffe, dass es den Lehrern hilft, ihr Fach und ganz oft auch ihre große Leidenschaft praktisch weiterzutragen.

Herzlichen Dank für das Gespräch.

2 EstcherSocke wywiad Goethe Institut 

„Esther und Socke”

Fot. © WDR / Nachtmann & Silies GbR