„Chciałem, żeby moje dzieci miały oczy otwarte na świat. Żeby umiały docenić inność pod względem religijnym i kulturowym. Były tolerancyjne. Umiały prawidłowo oceniać. Znałem tylko jedną drogę”. Rozmawiamy z Kazimierzem Ludwińskim, autorem książki „Wyspa szczęśliwych dzieci”.

W latach 70. ty i twoi bracia zbudowaliście katamaran i popłynęliście nim do Afryki i Ameryki Południowej. Po latach w podróż jachtem zabrałeś też dzieci.

Z dziećmi rozpocząłem podróż we wrześniu 2004 roku. Wtedy Nel miała 6 lat, a Noe 7 miesięcy. Wyruszyliśmy z Kadyksu w Hiszpanii w komplecie – była jeszcze z nami Anna, matka moich dzieci. Odwiedziliśmy Afrykę Zachodnią. Anna następnie wróciła do Polski. Malutki Noe został z nią, a Nel chciała kontynuować podróż ze mną. Popłynęliśmy we dwójkę do Ameryki Południowej i Środkowej. Po dwóch latach na pokład powrócili Noe z Anną. Przez Pacyfik do Galapagos, Wysp Polinezji, Nową Zelandię i Fidżi dotarliśmy do Vanuatu. Anna po 1,5 roku wróciła sama do Europy, zostawiając mi dzieci pod wyłączną opieką. Pożeglowaliśmy już we trójkę do Nowej Kaledonii i Australii. Następnie przez Azję i Ocean Indyjski dotarliśmy do Afryki Południowej. Ponownie Atlantyk, Wyspa Świętej Heleny i po dziewięciu latach zamknęliśmy wokółziemską pętlę w Afryce Zachodniej.

 

Jak Nel dziś wspomina najwcześniejsze podróże?

Najwcześniejszych to nie jest w stanie pamiętać, bo podróżowała ze mną już jako kilkumiesięczne dziecko – najpierw samochodami i samolotami. Ale z podróży dookoła świata jachtem pamięta prawie wszystko.

 

Czy jest jakieś miejsce, które wspomina najlepiej?

Najczęściej i z nostalgią wspomina Markizy, Nową Zelandię i Australię.

 

Miałeś jakieś obawy przed zabraniem dzieci w taką podróż?

Nie wyobrażałem sobie wyjechać w długą podróż bez moich dzieci. Obawiałem się, że będzie im brakowało naszej rodziny i obawiałem się... powrotu.

1 wyspa szczliwych dzieci wywiad dzieci podroz trip travel rodzina discover

Czy któreś obawy się sprawdziły?

Po trzech latach od powrotu wciąż tak naprawdę nie zaadaptowaliśmy się do życia lądowego w Europie.       

 

A obawy bardziej praktyczne? Byłeś pewien, że będziesz w stanie zadbać o ich bezpieczeństwo?

Gdybyśmy nie byli pewni ich bezpieczeństwa, to byśmy nie popłynęli. Dzieci są mimo wszystko ważniejsze od wszelkich podróży. Uważam, że prawdziwe i nieobliczalne zagrożenia istnieją w czasie życia lądowego, szczególnie w Europie. To tu boję się tak naprawdę o bezpieczeństwo moich dzieci.

 

Dlaczego właściwie warto zabierać dzieci w podróże?

Jeżeli wydaje się dzieci na świat, to po to, aby zajmować się nimi maksymalnie. Wychowywać po swojemu. Czerpać radość z ich dzieciństwa, póki nie urosną. Dzieci to nie warzywa czy kwiatki, które wystarczy podlewać. Zdaję sobie sprawę z tego, jak dużo wartości wynosimy z domu. Ale jednocześnie wiem, jak szkoła czy ulica (albo piaskownica) potrafią zdeformować i zniweczyć wysiłki nawet najlepiej wychowanych, a zapracowanych rodziców. Chciałem, żeby moje dzieci miały oczy otwarte na świat. Żeby umiały docenić inność pod względem religijnym i kulturowym. Były tolerancyjne. Umiały prawidłowo oceniać, a nie ulegały modom i demagogiom. Były otwarte na przyjaźń. Realnie szanowały naturę, bez ekologicznych sloganów. Pragnąłem aby wyrosły na dobrych ludzi. Znałem tylko jedną drogę – ruszyć z nimi w drogę. Podróże otwierają oczy i serca.

 

Czy dzieci inaczej odbierają nowe miejsca niż dorośli?

Na szczęście trochę inaczej, bo otwierają tym oczy rodzicom. Dzieci nie mają takiego bagażu zbędnych informacji – wręcz śmietnika – jak dorośli, dzięki czemu reagują spontanicznie i bez hipokryzji.

4 wyspa szczliwych dzieci wywiad dzieci podroz trip travel rodzina discover

Pamiętasz może jakąś ciekawą sytuację, w której dzieci zareagowały na coś inaczej niż ty?

Na przykład: „Tatusiu, co to za algi pływają w tym słoiku?”  zapytał Noe, patrząc na przyprawy w słoiku z ogórkami. Tylko dzieci jachtowe mogą mieć takie skojarzenia. Albo inna scena: Noe przeskakuje spod jednej palmy pod drugą, w pewnym momencie mówi:

„- Dziękuję ci, palmo!

- A za co jej dziękujesz synku?

- Za cień.”

 

Czego nauczyły cię podróże z dziećmi w sensie praktycznym? O czym przede wszystkim powinni pamiętać rodzice?

Aby nie traktowali dzieci jak dzieci! A sami dostosowywali się do tego, czego je nauczają.

 

Niektórzy dorośli boją się, że dzieci zabrane w podróż będą kłopotliwe, będą ich ograniczać, co na pewno w jakimś stopniu jest prawdą – sam piszesz o takich chwilach w swoich książkach. Co poradziłbyś rodzicom wahającym się przed wyjechaniem w ciekawszą, dalszą podróż ze względu na dzieci?

Radziłbym, aby przestali się wahać, ale od samego początku założyli, że dzieci są najważniejsze, a na pewno są pełnoprawnymi uczestnikami, a nie koniecznym dodatkiem. Celem jest ich radość w trakcie wspólnej podróży, nawet jeżeli „czegoś ważnego” się nie zobaczy.

 

Jak rejs wpłynął na twoje dzieci? Piszesz, że dzieci „lądowe” są inne od „jachtowych”, na czym ta różnica polega?

Moje dzieci stały się bardziej odpowiedzialne od swoich lądowych rówieśników. Różnica też polega na braku uszanowania przyjaźni przez dzieci lądowe. Dorośli z jachtów szanują dzieci, nie tylko swoje, ale również cudze – z wzajemnością.

 

Czy Nel i Noe mają przyjaciół z podróży, z którymi utrzymują kontakt?

Przyjaciele moich dzieci są moimi przyjaciółmi i odwrotnie. Otrzymujemy korespondencję z nowościami lub życzeniami od nich.

8 wyspa szczliwych dzieci wywiad dzieci podroz trip travel rodzina discover

Będąc w podróży dbałeś o edukację Nel, jak to wyglądało?

Najpierw zapisałem Nel do polskiej szkoły korespondencyjnej. A kiedy przyszedł na to czas, zapisałem również Noe. Uczyłem ich z polskich podręczników. Do dzisiaj moje dzieci uważają O.R.P.E.G. [Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą – przyp. red.] za najwspanialszą szkołę, do jakiej „chodzili”. W Senegalu Nel uczestniczyła w zajęciach lekcyjnych w lokalnej wiejskiej szkole, a Noe w Nowej Kaledonii, aby oswoić się z językiem francuskim. W Australii chodzili do szkoły anglojęzycznej. Oczywiście radzą sobie z tymi językami doskonale. Wszelkie prace kontrolne i egzaminy w szkole korespondencyjnej zaliczali z bardzo dobrymi notami, więc i nauczyciel miał powód do dumy.

 

Jak wychowuje się dzieci na morzu? Łatwiej czy trudniej niż na lądzie?

Czapki z głów przed rodzicami samotnie wychowującymi dzieci w Polsce. Na jachcie pomoc stanowiła dla mnie jego ograniczona powierzchnia, z linką relingu na obwodzie, wyznaczającą wyraźnie limit bezpieczeństwa. Wiatr i morze były moimi sprzymierzeńcami. Nie musiałem teoretyzować. Dzieci nauczyły się respektu i cierpliwości. A na lądzie czyhają rozliczne pułapki w postaci patologii społecznej, niepedagogicznych nauczycieli, babci i dziadków „chcących dobrze”, a przede wszystkim rówieśników, których rodzice zbyt serio zajęli się materialną stroną wychowania dla „dobra dzieci”.

 

Jak dalej ułożyło się życie Nel i Noego? Czy wciąż podróżują?

Dzieci kontynuują naukę w polskich szkołach stacjonarnych. Niestety początkowy entuzjazm do życia w nowym kraju, który nazywa się Polska, pomału zastąpiła niechęć. Niechęć do systemu edukacji, do hipokryzji świata dorosłych, w końcu do wszechobecnej nienawiści – tak bardzo rozpanoszonych w naszym kraju. Dzieci podróżują po Europie wakacyjnie, w ramach odwiedzin swojej mamy, która mieszka w Belgii. Marzą o powrocie do naszego podróżniczego życia. Chcieliby kontynuować naukę w Nowej Zelandii lub Australii, głównie ze względu na sympatycznych i otwartych ludzi.

 

Czy w tej chwili planujecie jeszcze jakieś wspólne rejsy?

Marzy nam się kontynuacja wspólnego żeglowania, ale również podróży lądowych. Na przeszkodzie stoją głównie finanse, mocno nadwyrężone. Mam nadzieję, że sprzedaż książek pozwoli nam na spełnianie marzeń i da jednocześnie możliwość ciągłego dzielenia się naszymi doświadczeniami z innymi.

5 wyspa szczliwych dzieci wywiad dzieci podroz trip travel rodzina discover

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Kazimierza Ludwińskiego