W skrócie. Dziennikarz Rafał Betlejewski w swoim autorskim programie emitowanym w TTV  (należącym do Grupy TVN) postanowił pokazać do czego zdolni są ludzie, żeby dostać w Polsce pracę. Co więcej, wynikami prowokacji postanowił podzielić się z czytelnikami prowadzonego przez siebie portalu Medium Publiczne. O tym, co się tam wydarzyło, w zasadzie wszyscy wiedzą. Ludzie pozbawieni pracy pokazali, że są w stanie zrobić bardzo dużo, niekoniecznie zgodnego z prawem, aby tylko móc pracować. Czy jest to coś, o czym nie wiedzieliśmy?

I tutaj można się zatrzymać i rzucić biblijnym „kto jest bez winy…” i nie chodzi mi o fakt, że nie ma w Polsce dziennikarza, który nie złamał etyki swojego zawodu, ale raczej o samą reakcję na materiał, który wywołał nad Wisłą spore (i słuszne) oburzenie. Cofnijmy się parę lat w historii YouTube’a i przypomnijmy sobie słynny film Baba z Radomia” pokazujący jak anonimowa staruszka kradnie napoje gazowane z wigilijnego stołu wystawionego na ulicy. Wtedy mało kto się zastanawiał, jaki jest stan majątkowy antybohaterki, została „chytrą babą”, określeniem, którym nikt nie nazywa raczej rzucających się na sushi w czasie celbryckich bankietów. To podobna reakcja, jak pogarda ludzi utrzymujących się z unijnych dotacji w stosunku do tych biorących 500 złotych na dziecko. W przypadku Betlejewskiego sprawa jest jednak bardziej skomplikowana i rozgrywa się na zbyt wielu obszarach, więc gdyby chodziło wyłącznie o prowokację, można by się wyłącznie oburzyć i spokojnie wrócić do swoich spraw.

Pierwsza rzecz to stygmatyzacja. Rafał Betlejewski nieprzypadkowo wybrał Radom, jako miasto, w którym żyje się wyjątkowo trudno. Niech wystarczy fakt, że bezrobocie wynosi tam ponad 17 procent (wynik całego powiatu to ponad 20 procent), co i tak jest najlepszym wynikiem od ponad dwóch dekad, ale i tak stawia ten region na czwartym miejscu w Polsce (gorzej jest tylko w powiatach szydłowieckim, braniewskim i kętrzyńskim). Betlejewski, wybierając Radom, poszedł nie tylko na łatwiznę, wiedząc, że tam rynek pracy jest w stanie tragicznym, ale jednocześnie przyczynił się do stworzenia łatki „miasta patologii”, stawiając swój program mniej więcej w tym miejscu, gdzie postawiło go wideo o chytrej babie”. Poniżanie ludzi przez stawianie im propozycji nielegalnej i poniżającej pracy tylko tę stygmatyzację powiększa. Nie ma sensu się o tym rozpisywać, bo sprawa została już w mediach mocno przedyskutowana.

Druga rzecz to sam eksperyment i co najmniej dyskusyjna sprawa, czy jest to faktycznie dziennikarska prowokacja” albo „społeczny eksperyment”. To wypunktował dziennikarzowi Medium Publicznego reportażysta Artur Domosławski, który na swoim Facebooku napisał: Jeśli chcesz robić prowokacje czy eksperymenty społeczne, to przeczytaj najpierw cokolwiek. Np. książkę Barbary Ehrenreich i powtórz jej eksperyment w Polsce – żyj jak ona w jakimś polskim odpowiedniku trailer parku przez pół roku, potem w następnym i następnym. I to opisz. Albo zrób coś jak Guenter Wallraff, gdzie coś zaryzykujesz sam, zamiast robić biednego i bezbronnego w balona. Wkręć pracodawcę, którego ochroniarze mogą połamać Ci nogi – wtedy powalczysz z dzikim kapitalizmem. I może dzięki temu ktoś zmieni prawo w Polsce. Albo tego nie rób, bo to niebezpieczne i może nie warto  nikt nie będzie miał do Ciebie o to pretensji".

Trzecia sprawa tyczy się samego „Medium Publicznego” i tutaj niestety sprawa jest bardzo przykra. Ceniony portal oraz radio, jakie przy nim działa zostały stworzone przez dziennikarzy warszawskiego RDC, które z przeciętnej rozgłośni stało się dzięki Ewie Wanat jedną z ciekawszych stacji w Polsce. Po jej zwolnieniu z RDC wiele osób zobaczyło właśnie w „Medium Publicznym” arenę wymiany ciekawych poglądów i myśli. Na oficjalnej stronie MP czytamy wytłuszczonym drukiem m.in.: „Chcemy wytwarzać wiedzę, nie zysk”, „Chcemy być głosem społeczeństwa obywatelskiego” oraz „Dążymy do pozytywnej zmiany społecznej”.

Portal, z którym współpracuje kilkadziesiąt osób kompletnie jednak nie zdał egzaminu z obywatelskości. Oczywiście, w każdym medium zdarzają się wpadki, kłamstwa czy w końcu nadużycia, ale miarą profesjonalizmu nie jest reakcja, jaka miała miejsce w MP. Rozsądne było stworzenie listu podpisanego przez 16 dziennikarzy portalu odcinających się od prowokacji szefa, ale opuszczanie MP przez kolejnych twórców (w końcu samą Ewę Wanat, która długo kazała czekać na jakikolwiek komentarz) i kolejne teksty (broniące/polemizujące/tłumaczące) z tekstem Betlejewskiego wzmacnia tylko chaos i osłabia wiarygodność medium, które miało być obywatelską platformą.

Najsmutniejsze, że wszystko rozchodzi się ciągle o to samo. Witold Gombrowicz pisał: „Nie sztuka mieć ideały, ale w imię wielkich ideałów nie popełniać drobnych fałszerstw”. Publikując, a wcześniej tworząc ten eksperyment, zarówno Betlejewski, TTV, jak i Medium Publiczne umacniają podział społeczny na tych, którzy mają głos i tych, którzy go nie mają. Jakkolwiek nie byłyby dobre intencje twórcy (bo przyjmijmy, że mógł je mieć), to w dalszym ciągu dzielimy społeczeństwo na gorszych i lepszy, gardzących i pogardzanych i wcale nie chodzi o lepszy i gorszy sort, jak lubią nosić się niektórzy opozycjoniści wobec rządzącego obozu, którego członkowie tylko zacierają ręce, patrząc, jak obywatele dzielą się bez ich pomocy. W niedawnym wywiadzie dla Onetu dr hab. Jan Sowa pytał retorycznie, jak mówić o równości, kiedy na marszu KOD-u ma się spotkać prezes banku zarabiający 200 tys. zł miesięcznie i sprzątaczka dostająca w tej placówce na rękę 1,5 tys. Jak mają manifestować wspólnie i wiarygodnie swoje marzenia do powrotu sprzed czasów PiS-u? Jeśli chcemy, żeby się cokolwiek w tym kraju zmieniło, musimy te granice ścierać, a poniżanie bezrobotnych raczej sposobem na to nie jest.

Przypis:

http://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/bezrobocie-w-polsce-2016-wojewodztwa-powiaty,82762.html

Fot. materiały prasowe