Znana historyk designu, kuratorka wystaw, konkursów projektowych, autorka książek, wykładowca krytyki designu dzieli się wiedzą i pięknymi przedmiotami zdobywanymi na aukcjach, targach designu, w pracowniach projektantów, w gabinetach kolekcjonerów, na garażówkach i w wielu, wielu innych nieprawdopodobnych miejscach. Była prezes kultowego Instytutu Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie, dzisiaj pracująca jako konsultant z największymi firmami przy doborze trendów stylistycznych dla ich produktów. By pomóc kolekcjonerom, napisała książkę „Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową”. 

 1 Zacznij kocha dizajn Jak kolekcjonowa polsk sztuk uytkow Beata Bochiska Marginesy design vintage

Milena Buszkiewicz: Bardzo podoba mi się akcent na polską sztukę użytkową. Skąd decyzja, żeby skupić się na naszym rynku? 

Beata Bochińska: To bardzo prosta decyzja, konsekwencja właściwie całego mojego życia. Skończyłam historię sztuki i kiedyś bardzo chciałam się zajmować sztuką średniowieczną, szybciutko przeskoczyłam jednak do designu i zaczęłam się nim interesować. Wielu moich profesorów żałowało, a ja w ogóle tego nie żałuję i konsekwentnie przez całe życie zajmuję się designem, a na designie polskim znam się najlepiej, bo mam go po prostu dookoła siebie. Książka powstała dlatego, że założyłam fanpage na Facebooku. W pewnym momencie zauważyłam, że jest wielu ludzi, którzy kolekcjonują, szukają, kupują polski design, czyli przykłady dobrego polskiego wzornictwa przemysłowego z lat 50., 60., 70. i mają bardzo mało wiedzy na ten temat. Wiele takich osób, które mieszkają w bardzo małych miejscowościach i czasami za szybką w segmencie ciotki Ireny znajdą na przykład piękny serwis albo szkło i nie bardzo wiedzą co z tym zrobić, gdzie poszukać wiedzy. Takie osoby nie zgłoszą się do Desy, do ekspertów, bo mieszkają za daleko albo nie wiedzą, czy to, co odkryli jest coś warte czy nie, więc trudno im podjąć taką decyzję. Trochę zrobiło mi się ich żal, bo pomyślałam, że znajdują piękne przedmioty, warte uratowania, więc założyłam fanpage, napisałam dwa, trzy pierwsze wpisy, mówiące na przykład: „to jest serwis Wincentego Potockiego z roku 1962, bardzo zacny, na tle europejskim wydaje mi się bardzo ważny i dużo warty” i nagle rozpoczął się szał, zaczęłam dostawać mnóstwo zapytań w stylu „mam taki wazon, niech mi pani powie, czy to jest coś warte”. Trochę się wpakowałam, ale siła Facebooka jest niesamowita i właśnie przez niego zgłosił się wydawca, Marginesy. Pani Hania Grudzińska powiedziała: „pani Beato, my musimy się spotkać, to niesamowity temat, ludzie tego chcą, pani nie wstydzi się mówić, że coś jest piękne, po prostu zróbmy książkę”. Na co powiedziałam, że to świetny pomysł, ale musimy mieć mnóstwo dobrych zdjęć, bo taka książka musi być bogato ilustrowana”. Padło pytanie, gdzie te przedmioty są, i zdradziłam się wtedy zupełnie, mówiąc, że mam taką kolekcję, ponad 1400 obiektów. Jest jednak wielu ludzi, którzy mają takie kolekcje, niektórzy nawet nie wiedzą, że je mają. Część z nich jest związana z portalem, który nazywa się patyna.pl i są to zazwyczaj młodzi ludzie, z całej Polski, którzy odkryli urodę i piękno przedmiotów z młodości ich dziadków. Zaproponowałam, żebyśmy spotkały się jeszcze z tym portalem, z Emilią Obrzut, na co ona powiedziała, że też chętnie odda swoje zdjęcia, ona również zrobiła identyfikację graficzną tej książki. W ten sposób zaczęłyśmy pokazywać piękno przedmiotów codziennego użytku.

 

Od czego zaczęła się pani kolekcja? Pamięta pani ten pierwszy przedmiot?

Tak! To była ramka. Miałam 17 lat, moja o 10 lat starsza siostra kupiła mi w prezencie ramkę, nie obraz, nie dzieło sztuki, a ramkę. Była ona piękna, natomiast ni diabła nie pasowała do mojego pokoju i moi rodzice zgodzili się zrobić mi remont pokoju z okazji urodzin, a ja wszystko zrobiłam pod tę ramkę. Mało tego, pamiętam, że wylądowałam wtedy w bibliotece miejskiej i sprawdziłam w niej wszystko, co tylko mogłam znaleźć na temat ram, ramiarstwa, historii ramy i właściwie to koniec, wsiąkłam.

 

Wspomniała pani o swojej kolekcji, jest ona olbrzymia, co jest jej najcenniejszym elementem?

To bardzo ciekawe pytanie dla kolekcjonera, bo wydaje się, że najcenniejsze jest to, co jest najdroższe i mam takie obiekty, które zdecydowanie są bardzo drogie, dziś wyceniane na 6-10 tysięcy euro, są to szkła duńskiego projektanta, olbrzymie wazony wyglądające jak krople wody, bardzo rzadkie kolekcjonerskie obiekty. Mam trochę mebli Raya i Charlesa Eamesów, które są akermańskimi projektami z lat 60. tworzonymi dla słynnej firmy Herman Miller. Posiadam nieco mebli polskich z lat 60., one też są bardzo rzadkie i drogie. Ale sama wartość przedmiotu nie zawsze musi być związana z kwestią finansową, mam kilka obiektów, które nie będą aż tak cenne, jednak są wyjątkowe. Na przykład serwisy, które miały wyjątkową formę lub kształt, były bardzo trudne w produkcji, a jednak podjęto decyzję o ich stworzeniu i to w całkiem sporych seriach, o kilkunastu różnych zdobieniach, kolorach, typach. Każdy rasowy kolekcjoner zbiera te różne, a niektóre z nich są wyjątkowe, bo mają jakiś błąd albo coś nie wyszło, albo przez przypadek wyszło jeszcze ładniej, dzięki temu są one unikalne, często nie są skompletowane, więc nie będą miały dużej wartości kolekcjonerskiej, ale ten rys ludzkiej ręki, która brała udział w zdobieniu, jest podobny do kancerów w filatelistyce, znaczków, które mają jakiś błąd. Wielką wartość mają też dla mnie projekty z lat 90., którym mogłam się przyglądać w momencie ich powstawania, tuż po przełomie, gdy młodzi artyści pojechali do fabryk z myślą, że wszystko się teraz zmieni i rozpoczęli próby projektowania nowej rzeczywistości. Mam wiele pierwszych obiektów z tego okresu. Dziś ci artyści to ludzie solidnie po 40., a wtedy byli to studenci, którzy koniecznie chcieli współpracować z przemysłem.

 2 Zacznij kocha dizajn Jak kolekcjonowa polsk sztuk uytkow Beata Bochiska Marginesy design vintage

A czy kiedy patrzy pani na odbiorców sztuki, to współcześnie jest wielu młodych ludzi, którzy interesują się vintage designem?

Wyróżniam dwie grupy. Jedna to ludzie zamożni, wyrobieni estetycznie, kupili już czwartą zmywarkę, piąte kołpaki, w związku z tym naprawdę mają pieniądze, by inwestować w różne rzeczy. Czasami wybierają sztukę, kupują współczesne malarstwo młodych artystów, ale zorientowali się, że ciekawym obszarem jest design. Są to osoby, które traktują zakup przedmiotów vintage designu jak inwestycję, mają świadomość, że takich rzeczy będzie na rynku coraz mniej, kupują droższe przedmioty, widząc, że za chwilę będą warte jeszcze więcej.

Grupa druga, to w większości młodzi ludzie, którzy są zahipnotyzowani urodą, estetyką lat 50. i 60. Widzą dobrze zaprojektowane, pięknie zdobione, nasze polskie przedmioty. Wokół nas rośnie pokolenie w pełni cyfrowe, milenialsi tęsknią za slow life, przez to, że są tak mocno zanurzeni w nowych technologiach, tak szybko żyją i pracują na plikach, że chcą też żyć bardzo realnie, fizycznie w swoich domach. I to wymaga pewnej scenografii, otoczenia się przedmiotami. Trochę jest też tak, że mówią: „fajną miałem babcię, ona miała fajny serwis, ten fotel świetnie dzisiaj u mnie wygląda, ma dobre konotacje, dlatego go chcę”.

 

Jak nie stracić kontroli nad zbieractwem? Można być kolekcjonerem, ale można też zagracić sobie dom. Granica jest bardzo cienka?

Prawie jej nie ma. Choroba wieku młodzieńczego kolekcjonera wygląda tak, że on najpierw kupuje pierwszy przedmiot, myśli sobie: ładny wazonik, ładna filiżanka, podoba mi się, po czym zaczyna go gryźć robak i zaczyna myśleć „a jeżeli ona jest coś warta, a jeżeli ona jest bardzo dużo warta?”. Zaczyna szukać wiedzy, dowiaduje się. Kiedy okazuje się, że taka filiżanka rzeczywiście jest coś warta, to przestaje jej używać, odstawia na bok. Potem trafia na rynki staroci i tu widzi nagle okazyjny zakup wazonika za 8 zł, no to musi go kupić. Następnie znajduje krzesło za 15 zł, a później przy śmietniku ktoś wystawi coś, co jest świetne, wystarczy tylko przetapicerować. Tak wszystko zaczyna narastać i tylko tak się mówi: „przecież nie przepuszczę takiej okazji, kupię za 8 zł, sprzedam za 80 i będę miał na to, co chcę kupić”.

Rasowy kolekcjoner musi sobie powiedzieć, czego nie chce kolekcjonować, a co chce. Jeżeli powie sobie, że interesuje go szkło ręcznie formowane, polskie, z lat 80., to tylko to kupuje. Wtedy to jest jego kolekcja. Jeżeli powie sobie, że chce wszystkie ładne przedmioty z lat 50., będzie to nadmiar. Trzeba postawić sobie pewne ograniczenia i być konsekwentnym. Ja nie znam takich super konsekwentnych kolekcjonerów, bo to jest po prostu trudne. Czasami widzę przedmiot i wiem, że jeśli ja go nie kupię, to za chwilę zostanie stłuczony, bo nawet dla sprzedawcy jest bezwartościowy, boję się o niego. Czasem kupuję i rozdaję. Jeżeli ktoś jest hunterem, poluje, to niech swoją zdobycz odda w prezencie, to też jest fajny pomysł, ale niech zostawia tylko te rzeczy, z których faktycznie chce zbudować kolekcję. Ważne jest to, że jeden wazon plus drugi wazon, to nie są trzy wazony, to kolekcja wazonów, i jeżeli jest to dobrze wymyślone, według jakiegoś fajnego klucza, to może się okazać, że jesteśmy jedynymi posiadaczami takiego zestawu i ma to większą wartość niż te trzy wazony – liczone każdy osobno. Na tym polega wartość dobrze poprowadzonych, dużych kolekcji, że mają one większą wartość niż suma poszczególnych przedmiotów.

 

Zaczęła pani już trochę mówić o ratowaniu przedmiotów, co pani udało się uratować?

Wiele osób, które piszą do mnie przez Facebooka, czyli stronę Bochińska Design, zwracają się do mnie z wiadomościami takimi jak: „udało mi się uratować wazon porcelanowy, który troszeczkę jest uszczerbiony i nie wiem co teraz z nim zrobić”. Załączają zdjęcia i widzę, że jest to bardzo rzadki okaz, wtedy odpisuję, że są osoby zajmujące się konserwowaniem takich przedmiotów, ale z drugiej strony widzę, że ta osoba nie chce go konserwować, więc proponuję, by po prostu się nim opiekowała, miała go u siebie w domu i nie dała mu się potłuc. Niech przetrwa w naszej pamięci jako znak czasu.

Natomiast jest sporo osób, które potrafią znaleźć przedmioty wiele warte, na różnych bazarkach, także w internecie, czasami u rodziny, w piwnicy i decydąuję się je odnowić. I tak długo jak odnawiają je zgodnie z zamysłem projektanta, czyli nie przemalowują tego olejną farbą, to jest w porządku, bo odnawiają, odświeżają przedmiot codziennego użytku, ratują go.

 

Podobno kolekcjoner musi mieć „uzbrojone oko”?

To znaczy musi rozróżniać, co jest dobrym designem, a co nie. Myślę, że uzbrojeniu oka służy wiedza, trzeba czytać, szukać, oglądać katalogi, rozmawiać z ludźmi, którzy są ekspertami, dopytywać, po prostu interesować się tym. Druga rzecz, to nauczyć się patrzeć na proporcje, porównywać, patrzeć na ile zdobienie jest stosowne do formy, na ile jest w kontraście, czy było to zamierzone… Im więcej czytamy, oglądamy, żyjemy z przedmiotami, które są dobrze zaprojektowane, tym większa jest szansa, że uzbroimy to oko i nauczymy się rozróżniać kicz od jakości i wartości. 

 3 Zacznij kocha dizajn Jak kolekcjonowa polsk sztuk uytkow Beata Bochiska Marginesy design vintage

Fot. materiały prasowe