Nie, to nie jest jeden z tych męskich tekstów odmawiających kobietom prawa do decydowania o swoim ciele. Powiedzmy sobie szczerze, tu nie ma mowy o kwestii „podejścia równościowego”. Ciąża to długi, żmudny stan, którego skutki bywają odczuwalne długo po jego zakończeniu, czy to w związku z poronieniem, terminacją czy narodzinami dziecka. Udział w zapłodnieniu nie może być rozpatrywany na równi z tym, co wiąże się również z biologicznymi następstwami tego procesu.
Wydaje się to dość oczywiście, choć – jak pokazują lata politycznych dyskusji (a w zasadzie ich braku) oraz ignorowania potrzeb zmian w obowiązującym prawie antyaborcyjnym – nie dla wszystkich. I powiedzmy sobie do tego jasno – nazywanie polskiego prawa antyaborcyjnego kompromisem jest niezwykle obłudne. Z kimże zawarto ten kompromis? Na pewno nie z osobami, których sprawa dotyczy lub może dotyczyć.
Dlaczego zatem kwestia aborcji miałaby nie być tylko i wyłącznie sprawą kobiet? I dlaczego w tym tekście bez przerwy pada słowo „osoby”? Choć od kilku lat mówimy w Polsce o potrzebach osób transpłciowych (chociażby o zaprzepaszczonej w zeszłym roku szansie na uchwalenie ustawy o uzgodnieniu płci), najczęściej skupiamy się na kwestii ogólnej dyskryminacji i prawie do samostanowienia oraz dostępu do procedur korekty płci. Nadal jednak niewiele zastanawiamy się nad prawami reprodukcyjnymi osób transpłciowych, szczególnie jeśli chodzi o włączanie ich do ogólnopolskich, mainstreamowych kampanii i demonstracji.
Być może wiąże się to z tym, że Polska – o dziwo – stanowi wyjątek na mapie praw osób transpłciowych w swoim regionie, jeśli chodzi o reprodukcję. W przeciwieństwie do Czech, Słowacji czy Ukrainy (i wielu innych krajów, w tym także tych zachodnioeuropejskich) nie wymusza sterylizacji przed zmianą dokumentów. To bardzo ważny aspekt procesu uzgodnienia płci – możliwość decydowania o tym, jak będą wyglądały nasze ciała, nie jest wcale czymś, co byłoby dostępne każdej osobie transpłciowej na świecie. Wprost przeciwnie.
Jeśli kiedykolwiek w Polsce powstanie ustawa, która wprowadzi wolny dostęp do aborcji, musi być skierowana do wszystkich z nas. Tak, aby już nikomu nigdy w Polsce nie można było odmówić prawa do decydowania o własnym ciele.
Poszanowanie naszej integralności cielesnej, które w Polsce ma miejsce jedynie dzięki temu, że nie można tutaj w ogóle dokonać sterylizacji na życzenie, a płodność wydaje się niezwykle ważną kartą przetargową zarówno w dyskursie politycznym, jak i społecznym, oznacza jednakże, że jako osoby oznaczone po urodzeniu jako kobiety – czy definiujemy się jako transmężczyźni, czy jako osoby niebinarne – potrzebujemy usług ginekologicznych, w tym także dostępu do aborcji.
Ta potrzeba nie oznacza konieczności zabrania dyskursu na temat aborcji z rąk kobiet. Wprost przeciwnie. Czarny Protest pokazuje siłę polskich kobiet i nadal powinien ją pokazywać. Ale w ramach swojej działalności powinien wziąć pod uwagę potrzeby tych z nas, którzy mogą w przyszłości potrzebować usług, które nasza binarna kultura identyfikuje jako tylko kobiece.
Jeśli kiedykolwiek w Polsce powstanie ustawa, która wprowadzi wolny dostęp do aborcji, musi być skierowana do wszystkich z nas. Tak, aby już nikomu nigdy w Polsce nie można było odmówić prawa do decydowania o własnym ciele. Nie zapominajcie o nas.
Fot. dzięki uprzejmości Wiktora Dynarskiego
Wiktor Dynarski – doktorant w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych, recenzent czasopism „InterAlia” oraz „Transgender Studies Quarterly”. Osoba prezesująca Fundacji Trans-Fuzja i jej Dyrektor Wykonawczy. Bloger i entuzjasta mediów społecznościowych.
Opracowanie graficzne Małgorzata Stolińska, fot. Marcos Rodriguez Velo