Pamiętasz swoją Pierwszą Komunię?

Bardzo bałam się pierwszej spowiedzi, bo miałam trochę za uszami. Na kartce spisałam grzechy i skreśliłam te, o których wolałam nie mówić. Pamiętam wkuwanie formułek, z których przepytywała mnie mama i rozczarowanie Eucharystią, która smakowała jak zwykły opłatek.

 

Akcja twojego debiutanckiego filmu - „Komunii” - skupia się wokół tytułowego wydarzenia. Dla głównych bohaterów stanowi ona pewnego rodzaju inicjację - nie tylko dla Nikodema, który tę komunię przyjmuje, ale również dla jego siostry, Oli. Dlaczego postanowiłaś skoncentrować akcję wokół tego wydarzenia?

Komunia posłużyła mi jako metafora wkroczenia w dorosłość głównych bohaterów. Pomyślałam o niej jak o rytuale przejścia. Na poziomie religijnym oznacza wkroczenie do kościelnej wspólnoty, ale też inicjację w grzech, w poczucie winy. To ważny sakrament, ale i uroczystość, integrująca wokół dziecka jego bliskich. Dla Oli komunia brata była okazją, by na powrót poskładać rozbitą rodzinę.

 

Jak udało ci się trafić na tych bohaterów?

W tamtym czasie przymierzałam się do scenariusza krótkiego filmu fabularnego na podobny temat, ważny dla mnie, bo podobnie jak Ola, główna bohaterka „Komunii”, sama byłam dorosłym dzieckiem. Przypadkiem poznałam jej ojca, Marka, na Dworcu Centralnym w Warszawie. Zainteresował mnie z jakiegoś powodu i zgadałam do niego.  Opowiedział mi o swoich dzieciach, przyznając, że nie poradziłby sobie, gdyby nie córka. Zapragnęłam ją poznać.

 

Od razu był otwarty i skory do rozmowy?

Marek lubi chwalić się dziećmi, kocha je i jest z nich dumny. Przejmująco mi o nich opowiedział.

680x510 komunia 

W jednej z rozmów wspominasz, że jedyną możliwością na nagranie tego filmu i oddanie w nim rzeczywistego stanu rzeczy było to, aby kamera stała się czwartym członkiem rodziny. Łatwo było przeniknąć do hermetycznego rodzinnego kręgu i zdobyć zaufanie jego członków?

To był proces. Pisanie scenariusza i przygotowania do zdjęć zajęły mi ponad rok i był to kluczowy etap prac nad „Komunią”. Nie chciałam aranżować pewnych sytuacji, jeśli czułam, że to sprzeczne z tym, czego Ola czy Nikodem rzeczywiście pragną. Dlatego przed napisaniem scenariusza chciałam dobrze poznać bohaterów. Dzięki temu łatwiej było mi przewidzieć ich reakcje na konkretne zdarzenia. Po pewnym czasie pojawiła się pomiędzy nami, ekipą a bohaterami, autentyczna emocjonalna więź i zaufanie i mogłyśmy podejść z operatorką, Małgosią Szyłak, bardzo blisko. Taka bliskość kamery odsłaniała wzajemne intencje, nie dawała przestrzeni na udawanie.

 

Którego członka rodziny musiałaś najdłużej do siebie przekonywać, zdobywać jego zaufanie?

Najtrudniej było pozyskać zaufanie samej Oli. Reprezentuję w jej oczach świat dorosłych, który wielokrotnie ją rozczarował, długo była więc wobec mnie podejrzliwa. Zależało mi, żeby poznała moje intencje. To wymagało czasu.

 

Większość akcji rozgrywa się w niewielkim mieszkaniu. Na planie oprócz ciebie były także dwie osoby z ekipy – operatorka i dźwiękowiec. Rozumiem, że rodzina przez ten rok poprzedzający zdjęcia była przyzwyczajona tylko do twojej obecności. A co z pozostałymi?

Najpierw przyjeżdżałam do Serocka sama, później z operatorką Małgosią Szyłak. Dbałam o to, żeby już w trakcie zdjęć nie zmieniał się skład ekipy, żeby nie zaskakiwać rodziny nowymi osobami. Zanim weszłyśmy w zdjęcia, bohaterowie poznali całą ekipę.

 

Rodzina od początku wiedziała, że masz zamiar nakręcić o nich film, czy wypłynęło to dopiero po jakimś czasie?

Nigdy tego nie ukrywałam. Potrzebowałam jednak czasu na decyzję o realizacji tego filmu i napisanie scenariusza. A bohaterowie na zastanowienie, czy na pewno chcą wziąć w nim udział.

 

Krzysztof Kieślowski po zrealizowaniu filmu „Z punktu widzenia nocnego portiera” doszedł do wniosku, że przestaje kręcić filmy dokumentalne i przechodzi do fabuły, ponieważ czuje się zbyt odpowiedzialny za to, w jaki sposób przedstawia swoich bohaterów, i jaki to ma na nich wpływ. Jak ty się na to zapatrujesz? Twoje relacje z bohaterami uległy zmianie po filmie?

Odpowiedzialność za bohatera zawsze ponosi reżyser, a kiedy bohaterami są dzieci, zwłaszcza niepełnosprawne, ta odpowiedzialność jest jeszcze większa. Nie dziwię się Kieślowskiemu, że nie chciał przeżywać emocji z tym związanych. Miał świadomość, że skrzywdzić można pomimo najlepszych intencji i nie chciał ryzykować. Doskonale go rozumiem.

 

Podobno film, żeby został doceniony na zagranicznych festiwalach, musi dotyczyć uniwersalnych tematów, przy zachowaniu widocznej lokalności poruszanych problemów, a także wysokiej wartości artystycznej. „Komunia” wydaje się być właśnie takim filmem. Zresztą potwierdza to między innymi nagroda zdobyta na festiwalu w Locarno. Czy podczas realizowania filmu wiedziałaś, że temat jest na tyle uniwersalny, że zostanie zrozumiany poza granicami Polski?

Na pewno nie myślałam o nagrodzie w Locarno ani o tym, jaki powinien być film, by podbijał festiwale. Opowiedziałam o rzeczach, które były dla mnie ważne, ale mam nadzieję, że nie tylko dla mnie, że udało się nam dotknąć tematów, z którymi wielu widzów może się identyfikować.

680x383 komunia 

Przy realizowaniu „Komunii” wystąpiłaś w roli scenarzystki, reżyserki, a także masz swój udział w produkcji i montażu. „Komunia” jest twoim debiutem, stąd też moje pytanie: w której z tych ról najtrudniej było się odnaleźć?

Plan Komunii był moją szkołą filmową, bo nie skończyłam studiów w żadnym z tych kierunków. Każda z tych ról była dla mnie wyzwaniem. Miałam szczęście pracować z wyjątkowymi, wrażliwymi ludźmi, Agnieszką Glińską, montażystką i Małgosią Szyłak, operatorką, od których dużo się nauczyłam i dostałam ogromne wsparcie na wszystkich etapach pracy nad Komunią.

 

Przed swoim debiutem studiowałaś dziennikarstwo, antropologię kulturową i fotografię w Warszawie i Kopenhadze. Gdzie w tym wszystkim znalazło się miejsce na robienie kina? Okres studiów to były jeszcze poszukiwania?

Trochę się nastudiowałam. Od dawna wiedziałam, że chcę robić filmy, ale nie czułam się gotowa. Chciałam najpierw, jak mówi Hanna Krall, nażyć.

 

W ostatnim czasie polskie kino jest obsypywane nagrodami, doceniane zostają debiuty i reżyserzy młodszego pokolenia, jak na przykład Jan P. Matuszyński, Tomasz Wasilewski, Michał Marczak. Jak się do tego ustosunkowujesz? Odbierasz to jako sygnał do kręcenia kolejnych filmów? Myślisz, że teraz jest ten właściwy moment, czas polskiego kina?

Myślę, że to jest w ogóle dobry czas dla kina, nie tylko w Polsce. Przede wszystkim dlatego, że jest o czym robić filmy. A w Polsce i w Unii Europejskiej na szczęście wciąż mamy za co.

 

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Po krótkiej przerwie chciałabym zacząć pracę nad kolejnym filmem.

680 plakat komunia

Fot. materiały prasowe