MOST Records to wytwórnia, która od początku jasno zaznaczyła swoje miejsce na polskim rynku muzycznym. Na płycie The Beginning” postawiła na silnych przedstawicieli ambitniejszej strony klubowego brzmienia z gatunków takich jak techno, house czy nowa fala juke. Po takiej wielokierunkowej zapowiedzi MOST w swojej kolejnej odsłonie zaserwował nam album, który łączy zdecydowane elementy popu ze zwiewnym echem ambientu. W starciu stylu wokalnego z instrumentalnym stanął Piotr Krygier aka Duit, przedstawiając swoją kolekcję barwnych sampli, skrzeczących historii” i eterycznej liryki. Jego płytę „Now I’m here” można znaleźć w sklepach od 28 października.

 1

Duit w obiektywie Jacka Kołodziejskiego

A więc jak to się wszystko zaczęło? Skąd fascynacja muzyką i to elektroniczną?

Duit: Od długiego czasu chciałem i próbowałem zająć się muzyką. Udało mi się znaleźć w internecie czy od kumpla jakiś program do produkcji i zacząłem coś sklejać, nie wiedząc dokładnie, co robię. 15 lat temu nie było takiej ilości informacji na ten temat, jak teraz, więc nie miałem dostępu do żadnych materiałów czy tutoriali. Wtedy poznałem Auera, producenta, który także pochodził z Białegostoku. Marek nie tylko wytłumaczył mi wiele rzeczy, ale uświadomił mi też, że mogę się tym zająć na poważnie. Następny oczywiście był etap kupowania gramofonów i pierwsze skrecze, później MPC-tki [urządzenie łączące w sobie sampler i sekwencer, wykorzystywane do produkowania muzyki –przyp. red.]. Całkowicie porzuciwszy skreczowanie zająłem się bardziej produkcją, przechodząc najpierw na Cubase’a, Acida, żeby ostatecznie trafić w objęcia Ableton’a, który był dla mnie właściwie wejściem w etap elektroniki. Na początku nie skupiałem się na żadnym konkretnym gatunku. Mieszałem pop z muzyką taneczną i symfoniczną czy różnymi innymi stylami. Etap hip-hopu był bardziej specyficzny, był to okres fascynacji takimi producentami jak DJ Shadow, Noon, a także samplowaniem, winylami…

 

Szperałeś w starych sklepach w poszukiwaniu sampli?

Duit: Dokładnie! Piękne to były czasy. Typowa zajawka i siedzenie po nocach, wrzucanie do programu czy do MPC-tki i klepanie bez ustanku. Wtedy właśnie tworzyłem coś na pograniczu hip-hopu i muzyki instrumentalnej. Potem dowiedziałem się, że jest coś takiego jak elektronika i pamiętam dokładnie, który utwór otworzył mi oczy. Była to produkcja Enveego dla Fisza, „Tłusty bit”. Nagle oświeciło mnie, że istnieje coś takiego jak syntezator i że można tym dźwiękiem manipulować. Muszę wspomnieć, że przyczyniła się do tego także ekipa Sa-Ra Creative Partners. Bardzo dobrze wspominam te czasy. Teraz muzyka jest dla mnie również pracą. Wtedy to było chodzenie lub nie (śmiech) do szkoły, po której spotykaliśmy się z chłopakami i po prostu bawiliśmy się muzyką.

 

Skąd znacie się z Flirtini? Wiele twoich pierwszych szerzej znanych utworów pochodzi ze wspólnych remixów i kompilacji.

Duit: Znamy się stąd, że Janek (współtwórca Flirtini) zajmował się składanką Niewidzialna nerka”. Do pracy przy niej zgarnął mnie Rafał Grobel, który teraz zajmuje się MOST-em. Ci dwaj połączyli siły i tak powstała wytwórnia S1. Potem ich drogi się trochę rozeszły – Rafał zajął się MOST-em, a Janek stworzył Flirtini. Znamy się, lubimy i mam nadzieję że będziemy jeszcze razem współpracować. 

 

To co prawda trochę inny styl niż na Now I’m here”...

Duit: Płyta, którą teraz wydałem, prezentuje muzykę, którą robiłem od zawsze. Mam ochotę i na taką muzykę, i na taką. W trakcie, gdy produkowałem dla Flirtini, także robiłem kawałki bardziej nostalgiczne. Gdy Janek zaprosił mnie do współpracy przy kompilacjach Flirtini, zaproponował, że może zrobię coś bardziej na parkiet. Stwierdziłem, że to świetny pomysł, spróbowałem i w konsekwencji ta praca dała mi dużo satysfakcji, dlatego dalej produkowałem takie kawałki i angażowałem się w kolejne kompilacje. W międzyczasie jednak dalej robiłem te swoje spokojne, senne kawałki, z myślą o płycie. Na pewno jeszcze wrócę do tanecznego stylu. Poniekąd mam ambicje, żeby te dwa światy połączyć.

 

Próbując opisać twoje brzmienie, powiedziałabym, że jest to muzyka ilustracyjna, wszystko dzieje się w szerokiej i oddalonej warstwie pogłosu. Do tego używasz dość naturalnych efektów, z użyciem organicznych sampli, takich jak np. odgłos lanej wody. Jak wygląda twoje przygotowanie? Chodzisz po górach z mikrofonem jak Björk czy raczej zapożyczasz z kinematografii i gotowych nagrań terenowych?

Duit: Zdarzało mi się kiedyś biegać z mikrofonem. W utworze Everyday” jest faktycznie dużo nagranych dźwięków i różnych, skrzeczących historii. Kiedyś ze swoją ówczesną współlokatorką, Ewą (znana jako PRUS w utworze Free”), chodziliśmy po domu i nagrywaliśmy różne przypadkowe sample, które potem wykorzystywałem w swoich produkcjach. Nazywaliśmy je Dźwięki ze szczęki”. Teraz częściej czerpię z banków sampli, ale powiem ci, że to ma swój urok. Słuchając czyichś nagrań, nie przyporządkowuję ich do źródła dźwięku. Takie słuchanie jest inne, czyste. Nie wiedząc, co to dokładnie za dźwięk i co go produkuje, mogę rozwinąć trochę wyobraźnię i zmienić jego użycie. Na przykład zamiast sampla przeznaczonego na element perkusyjny, mogę przekształcić go w ton.

 2

W twojej muzyce jest wiele instrumentów orkiestralnych i akustycznych, takich jak smyczki, fortepian, a szczególnie wspomniana perkusja… Czy jest ci to bliskie? Grasz na instrumentach czy jesteś oddany samplom?

Duit: Przede wszystkim używam KONTAKT, którego biblioteki są jednak nie do porównania z domowymi nagraniami instrumentów. Robiłem swego czasu muzykę do etiudy, której akcja działa się w przeróżnych krajach Azji i Południowej Ameryki. Najpierw wyszukiwałem charakterystyczne dla krajów instrumenty, poznawałem je, potem znajdowałem odpowiednie biblioteki dźwięku i dzięki KONTAKTowi mogłem je sobie wrzucić na klawisze i w ten sposób teoretycznie na nich… grać! Była to bardzo przyjemna praca. Z drugiej strony widziałem gdzieś zdjęcie z sesji nagraniowej Bonobo, na którym widać trzech niezidentyfikowanych muzyków grających na trzech niezidentyfikowanych instrumentach. I jednak to mi się gdzieś tam marzy –  ta interakcja z muzykami w studiu, poznawanie tych instrumentów na żywo. Mam plan zastosować instrumenty u siebie, bo to jest jednak piękne w pracy producenta – możliwość interakcji, jaką daje wspólna praca. KONTAKT jest świetnym programem, ale jednak ogranicza mnie do siedzenia samemu przy komputerze.

 

Pomimo że pojawiają się u ciebie automaty perkusyjne, szczególnie częste wydaje się użycie żywej, akustycznej perkusji, szczególnie zwracając uwagę na użyte bębny. Nadaje to twojej muzyce trochę charakter muzyki filmowej. Skąd taki pomysł?

Duit: W szerokim pojęciu tworzę muzykę elektroniczną, bo robię ją na komputerze, używam syntezatorów, i tak dalej. Natomiast staram się od tej elektroniki trochę uciekać, właśnie przez użycie cymbałków, smyczków czy właśnie bębnów akustycznych. Wspomagam się automatami perkusyjnymi, które są przydatne bardziej w kwestii procesowania dźwięku, ale coraz bardziej staram się od nich odchodzić, bo pasjonuję się żywym brzmieniem.

 

Lubisz bawić się wokalami na poziomie granularnym, bardziej tworząc z nich strukturę dźwięku niż używając jako instrumentu” solowego. Ta technika jest często używana w muzyce downtempo z mocnym wpływem muzyki tanecznej, np. tzw. future garage, stosowanym przez artystów takich jak dla przykładu Shlohomo czy Flume. Czy ci artyści są dla ciebie inspiracją?

Duit: Z jednej strony tak, inspirują mnie. Kiedy pierwszy raz usłyszałem Shlohomo, to było dla mnie coś rewolucyjnego. Jego muzyka była czymś bardzo świeżym na rynku muzycznym. Tak samo Flume –  łączył piękne harmonie do tej, nazwijmy to, muzyki futurebeatsowej. Na pewno słuchając ich, trochę uczę się czy wplatam ich małe cząstki do swoich produkcji. Trzeba jednak przyznać, że jesteśmy z tej samej branży i nie da się tu uciec od porównań. Pitchowanie wokali jest używane teraz szeroko zarówno w muzyce popularnej, jak i w każdym innym gatunku. Używam też elementów zaczerpniętych z jazzu, jak i muzyki klasycznej. Dzięki takim właśnie interakcjom stylów, w muzyce dzieje się to co najlepsze –ewolucja.

 

W wielu utworach współpracujesz z wokalistami. To trochę nadzwyczajne dla producenta, który tworzy raczej złożoną i progresywną muzykę. Twoje utwory mogłyby istnieć bez wokalu…

Duit: Ja na maksa lubię muzykę wokalną. Kiedyś trzymałem się tylko instrumentalnej. Potem, pod różnymi wpływami, mój gust się zmienił i w ciągu półtora roku zakochałem się w muzyce wokalnej. W ten sposób z albumu, który miał być głównie instrumentalny, zrobił się album, na którym sporo jest kolaboracji z wokalistami.

 

W jaki sposób współpracujecie? Co powstaje najpierw: wokal czy twoja produkcja?

Duit: Zazwyczaj najpierw ja wysyłałem bit, niewykończony, bo wiadomo że potem trzeba będzie coś jeszcze zmienić. Czasami wstawiałem małe poprawki po odsłuchaniu wokalnej wersji, a czasami wywracałem utwór do góry nogami. W studiu byłem jedynie z Dawidem Podsiadło i z PRUS. Pozostałe współprace odbywały się raczej drogą internetową.

 

Która z tych kolaboracji zapadła ci najbardziej w pamięć? Podobno Jesse Boykins jest twoim wielkim idolem (śmiech).

Duit: Może wielki idol to lekka przesada, ale bardzo faceta lubię. Byłem na jego koncercie w Polsce i był rewelacyjny. Udało mi się go poznać przy okazji kręcenia klipu do Niewidzialnej nerki”. Robiliśmy grilla na Kępie Potockiej, Janek przyprowadził właśnie Jessego Boykinsa i tam się spotkaliśmy! 15 lat później w końcu mieliśmy okazję nagrać razem kawałek, co było dla mnie wielkim wydarzeniem. Na pewno szczególnym przeżyciem było robienie muzyki z Dawidem Podsiadło, którego twórczość osobiście bardzo szanuję. Nieprzypadkowo znalazł się na mojej płycie. „Trójkąty i kwadraty” i wiele jego innych piosenek są mi po prostu bliskie i często ich słucham.

 

A jak wspominasz współpracę z Sokołem? Jak się poznaliście?

Duit: Rafał Grobel zaprosił mnie kiedyś na spotkanie odnośnie wydania moich utworów w MOŚCIE. Wspomniał, że na spotkaniu będzie Wojtek Sokół, więc nie ukrywam, że trochę się tym spotkaniem denerwowałem… Jednak Wojtek okazał się świetnym typem, bardzo dobrze nam się rozmawiało. Jakiś czas później dotarła do mnie informacja, że poszukiwany jest bit pod piosenkę sponsorowaną przez Johnny’ego Walkera, że będzie przygotowywany klip z Bogusławem Lindą i że generalnie warto się napocić. Siadłem, zrobiłem ten utwór, no i z wielu został wybrany mój.

 

Gratulacje!

Duit: Dziękuję! Od tego czasu z Wojtkiem spotkaliśmy się na spokojnie, żeby porozmawiać o naszej współpracy. Po spotkaniu w studio poznaliśmy się dużo lepiej. Dopiero po wydaniu Rób to, w co wierzysz” ostatecznie zdecydowałem się na współpracę z wytwórnią.

 

Twierdzisz, że jesteś zwolennikiem popu. To ciekawe, bo MOST inwestuje w alternatywną muzykę elektroniczną. Zazwyczaj te interesy się kłócą.

Duit: Godzi się to na pewno ze strony Rafała. Wiem, że on ma bardzo mocny i konkretny pomysł na tę wytwórnię. Gdy wysłałem mu mój materiał po raz pierwszy, stwierdził, że pasuje do wizji MOST-u, bo z jednej strony zahacza o ambitną, a z drugiej o popularną muzykę. Trochę taki był właśnie cel mojej płyty – połączyć te dwa światy. Myślę, że chyba to Rafałowi właśnie pasowało.

 

W Polsce mamy trochę ekstremalny podział pod tym względem. Istnieje przewaga dużych koncernów muzycznych. To, co w undergroundzie, pozostaje jednak w szarej strefie. Obróbka dźwiękowa nie jest na najwyższym poziomie i brakuje niszowej promocji. Przez to mamy albo nagrania z najwyższej, komercyjnej półki, albo musimy grzebać w głębokim podziemiu. MOST zapowiada się jako odpowiedź na polaryzację polskiej muzyki. Co o tym sądzisz?

Duit: Ciekawym zjawiskiem jest to, że ten nasz underground często chce pozostać undergroundem. Ludzie, którzy go tworzą, raczej nie chcą pieniędzy na klipy i promocję, bo im to w pewnym sensie ujmuje. Ja wychodzę z założenia, że można te cele łączyć i również sprowadzać muzykę w bardziej popularnym kierunku. Ja chcę mieć klipy, chcę żeby ta muzyka trafiała do jak najszerszego grona. Z drugiej strony, cieszy mnie, że podobno moja muzyka trafia i do tych z najgłębszego undergroundu. Choć te bardziej popowe utwory (jak np. Free”) na pewno im nie podchodzą.

 

Myślę, że to poniekąd fenomen twojej płyty, tak samo jak i wytwórni. Warto jest mieć barwny, silny underground, który siedzi w podziemiu, ale chodzi też o to, żeby scenę i publikę edukować i przekazywać tę elektronikę na skalę szerszą niż grupa znajomych koneserów.

Duit: Dziękuję, Natalia.

 

Czy marzysz o współpracy z jakimś artystą? Czy jest ktoś taki w Polsce czy na świecie, kto jest dla ciebie prawdziwą inspiracją?

Duit: Jest zbyt wielu wybitnie zdolnych wokalistów na świecie, ciężko kogoś wybrać… Jeden z, ale podkreślam JEDEN Z! moich ulubionych wokalistów to Gallant. Tak samo od kilku dni faworytem dla mnie jest Childish Gambino, który co prawda jest bardziej raperem, ale jestem pod wielkim wrażeniem jego śpiewu. Jeśli chodzi o Polskę, na pewno chciałbym podjąć współpracę z Moniką Brodką i Natalią Nykiel... Są to świetne wokalistki. Poza tym jak najbardziej Natalia Przybysz. Do tej pory na tej liście był także Dawid Podsiadło, więc bardzo się cieszę, że udało mi się z nim już współpracować.

 

Co dalej? Czego możemy się spodziewać od Duita?

Duit: W najbliższej przyszłości mam zaplanowane koncerty z zespołem na żywo. Poza tym mam oczywiście w planie kolejne produkcje. Głównie współpraca z wokalistami, ale także z raperem.

 

Wspomniałeś że utwory na ten album były tworzone przez 29 lat. Co masz przez to na myśli?

Duit: Pamiętam, że pewna znajoma powiedziała kiedyś zdanie, że pierwszą płytę tworzy się przez całe życie. Strasznie mi się to spodobało. Faktycznie, jest to zbiór naszych przeżyć, wpływu osób, które poznaliśmy i różnych etapów naszego życia. 

Fot. materiały prasowe