Tomek Tyndyk, aktor TR Warszawa, zabiera nas za teatralne kulisy. Zabiera za pośrednictwem fotografii, które robi od kilku lat, starając się przy tym nie dać wepchnąć w szufladkę z napisem „fotograf teatralny”. Wystawa jego zdjęć pod tytułem „Labirynt” rusza w poniedziałek i towarzyszy premierze spektaklu „G.E.N”.

Jak to się właściwie zaczęło?

Niemal do okresu studiów posiadam niewiele fotografii, bo sam ich nie robiłem, ale też nie lubiłem jak ktoś mnie fotografował. Zmiana nadeszła, kiedy pojawiły się pierwsze telefony komórkowe z aparatami. Tutaj impreza, jakieś spotkanie, które można było sfotografować. Wkręciło mnie to, kupiłem najprostszą cyfrę, taką, co zabierasz na wakacje do Egiptu, ale kilka zdjęć wyszło. Później moje zainteresowanie tematem tylko rosło. Nic mnie wcześniej tak nie pochłonęło. Do tego Photoshop, pamiętam pierwsze próby, kiedy testowałem wszystkie przyciskami na oślep, wszystko było jeszcze po angielsku, koszmar. Czytanie o tym, jak zbudowany jest aparat, jak działa migawka, mnóstwo zmarnowanych filmów. 

 

Dziesiątki wyrzuconych negatywów?

Raczej lata nauki.

 

I trzeba było te lata czekać na twoją pierwszą wystawę.

Chciałem mieć konkretną propozycję, a żeby mieć temat, musisz chwilę poczekać.  

 

To jedno, ale kuszące jest pokazanie tego, co się już umie.

Miałem kiedyś niewielką wystawę, która pokazywała, że w ogóle robię zdjęcia, ale wtedy nie wiedziałem, o co mi właściwie chodzi. „Labirynt” to wystawa w pełni świadoma, o tym, co jest blisko mnie. 

 

Pamiętam twoje zdjęcia sprzed siedmiu lat, też, jak w przypadku twojej wystawy, były robione w przestrzeni teatralnej. Jak to się właściwie zaczęło?

Samo wykiełkowało. Później bardzo szybko narzuciłem sobie styl i pomysł, jak ten teatr chcę pokazać. Szybko zacząłem robić zdjęcia analogiem, co było loterią, bo do końca nie wiedziałem, jaki będzie efekt. Chwilę trwało, zanim rozpoznałem aparat, jak należy kadrować, aby uzyskać to, co sobie wyobraziłem. Jak złapałem, to samo poszło, jednak narzuciłem sobie kolejny warunek, że robię zdjęcie tylko wtedy, gdy gram przedstawienia. 

 

Zamknąłeś się w konkretnej przestrzeni.

I przyjąłem konkretną rolę, jednocześnie zastanawiając się, czy uda mi się ją połączyć z graniem. Efektem tego były zdjęcia, które robiłem ja, ale nie do końca ja. Ciekawiło mnie, czy i jak wpłynie to na te prace 

 

A dystans? Pokazywałeś je komuś?

Nie. Zbierałem ten materiał po cichu. Jak już miałem naprawdę pokaźny, to zacząłem go selekcjonować. Miałem dużo ciekawych ujęć, ale musiałem je odrzucić, bo nie grały mi z całością. Później to już była konceptualna praca z moim kuratorem czy konsultacje z moimi profesorami z Opavskiej Szkoły Fotografii.

 

Szybko zdecydowałeś się, żeby tam pójść? 

Z pięć lat temu…

2 

Późno jak na studia.

Dwa lata po tym, jak zacząłem robić zdjęcia. Zresztą szybko się wkręciłem w robienie zdjęć, stało się to moją obsesją, ale nie myślałem, żeby zacząć takie studia. Po prostu znajoma, która studiowała w Opavie, zapytała mnie, czy nie chcę poszerzyć mojej pasji o konkretną wiedzę. Powiedziałem, że dobra i zdałem egzamin. W czasie studiów odkryłem, że byłem słabo rozwinięty fotograficznie. Z perspektywy czasu widzę, jak dużo ta szkoła mi dała. 

 

Nauczyła selektywnego myślenia o zdjęciach?

Nawet kiedy zaczynałem z cyfrą, to patrzyłem na fotografię bardzo krytycznie, co być może jest błędem. Na początku odrzucałem mnóstwo zdjęć, a kiedy teraz do nich wracam, to niektóre wydają mi się równie dobre albo i lepsze od tych, które robię aktualnie. Sięganie na początku po cyfrę jest zresztą czymś naturalnym, bo branie się od razu za analog niesie ze są sporo ryzyka…

 

Masz szczęście do przestrzeni, w której działasz, aktorzy są przyzwyczajeni do podglądania.

Tak. Nikt nie zwracał na mnie właściwie uwagi.

 

A jak współpraca z twoim kuratorem Krzysztofem Kowalczykiem?

Nic mi nie narzucał, bardzo się rozumieliśmy w tym, co ja chciałem zobaczyć, a co jemu się podobało. Nasze wizje w wielu momentach się spotykały. Ta praca też mnie rozwinęła. Chciałem mieć przy sobie osobę krytyczną, drążącą temat. Krzysztofowi te zdjęcia też się podobają i choć nie mam doświadczenia w pracy z kuratorem, bo to moja pierwsza wystawa, to taka wspólna fascynacja wydaje mi się niezbędna. Inaczej trudno coś ciekawego zbudować.

 

Zacząłeś od zdjęć teatralnych, tego też dotyczy twoja wystawa, jesteś też finalistą II Konkursu Fotografii Teatralnej. Nie przeszkadza ci ta specjalizacja? 

Zdaję sobie sprawę, że fotografia teatralna przez środowisko jest traktowana specyficznie, bo to sztuka użytkowa, robiona po to, aby sprzedać przedstawienie, reklamować przedstawienie itd. Ja tak do teatru nie podchodzę, więc nie umiałbym spojrzeć na tę fotografię użytkowo, tylko wręcz przeciwnie, filtruję wszystko przez siebie, więc ten projekt jest dla mnie długoterminowym autoportretem z rolami głównymi również innych osób, które są blisko mnie. To jest osobista wypowiedź. Nie wiem, czy gdybym powiedział, że wystawa dotyczy teatru, to byłoby takie oczywiste. Nie chciałbym oczywiście nosić nalepki „fotograf teatralny”.

 

Robisz zdjęcia od kilku dobrych lat, ale znacznie dłużej jesteś aktorem, ale w tej swojej fotografii nie jesteś bezczelny, nie pchasz się z nią nigdzie, jest obok.

Jestem już stary, nie zależy mi, żeby siebie pieścić.

 

W pewnym momencie usunąłeś wszystkie swoje zdjęcia z sieci.

Poczułem wtedy, że już coś umiem, mam coś do powiedzenia.

 

Nie rozumiem. To wtedy należy pokazać!

Powód był błahy. Gdybym wrzucał zdjęcia na bloga, to po co robić wystawę, skoro cały materiał jest w internecie. Inny jest mój stosunek do wydrukowanego zdjęcia, które jest dziełem sztuki, a inny, gdy przerzucam tysięczną stronę w internecie. Dlatego nie chciałem się tymi zdjęciami dzielić w sieci. Wiedziałem, że chcę do czegoś doprowadzić. To było świadome działanie.  


Intymnie.

Oczywiście pięknie byłoby zarabiać na zdjęciach, wtedy nie robiłbym nic innego, ale ja nie mam parcia. Traktuję to jak proces, rozwój, który mi dużo daje. Chcę długo studiować, pójść na studia doktoranckie, a robić zdjęcia możesz mając tysiąc lat. Nie ma we mnie myślenia, że muszę wszystkich wykosić, sprzedać, robić wszędzie. Poczekajmy. Dobre zdjęcia robi się rzadko, mam mnóstwo magazynowych sesji, które są lepsza albo gorsze. Mam to szczęście, że utrzymuję się z innego zawodu, więc mogę eksperymentować. 

1 

Otwarcie wystawy „Labirynt”: 6 lutego, godz. 19.00, TR Warszawa, ul. Marszałkowska 8

Wystawa czynna na godzinę przed spektaklami:

7-11.02, TR Warszawa, ul. Marszałkowska 8
14.02-30.03, TR Warszawa, ul. Wał Miedzeszyński 384 (ATM Studio)

Fot. Łukasz Saturczak, materiały prasowe