Iza: Moje książki znajdują się po prawej, Kuby po lewej, w dwóch szeregach, ale to nie są wszystkie nasze tomy. Część mojego zbioru stanowiły książki okresu dojrzewania, teraz trafiły do mojej trzynastoletniej siostry. Niektóre zdobycze Kuby zostały natomiast w jego rodzinnym domu na Podlasiu. W wolnej chwili planuje je przewieźć, nie wiem, jak to zrobi, ale życzę mu powodzenia.

 

Łukasz: Osobne zbiory, zawsze się zastanawiałem, czy połączenie książek to największy dowód miłości, a może nie ma to znaczenia.

Iza i Kuba: Nieee.

 

Łukasz: No, ale ma to sens – tutaj dwa tomy Cormaca McCarthy’ego, a tam trzy, lepiej by wyglądały obok siebie.

Iza: Moje książki przywiozłam razem z regałami, które miały już wcześniej ustalone ułożenie. Co innego Kuba, któremu musieliśmy kupić półki. Zresztą on miał inną wizję układania książek, chciał je katalogować. Właśnie, lubię mieć dzieła danego pisarza w jednym miejscu – tu znajduje się Wiesław Myśliwski, a tu Henry Miller. Kuba za to w jednym końcu regału trzyma jedną powieść Williama Burroughsa, a tam drugą. Nie rozumiem tego, ale możliwe, że jest to podszyte moim perfekcjonizmem.

Kuba: Odpaliłem aplikację na telefonie, która po zeskanowaniu kodu ISBN kataloguje twoje zbiory, ale to trwało na tyle długo, że odpuściłem.

 

Łukasz: Poczekaj, ty na co dzień pracujesz w branży IT, ale nie studiowałeś informatyki…

Kuba: ...polonistykę, ale wiedziałem, że z pisania nie będzie pieniędzy. A co do połączenia księgozbiorów, to wytłumaczenie jest proste: wspólne książki pojawiły się obok siebie dopiero, gdy zamieszkaliśmy razem. Nie mieliśmy czasu na to, żeby je łączyć i zastanawiać się nad dowodem miłości.

Iza: Przenieśliśmy regały i to one narzuciły nam układ. Stwierdziliśmy, że w jeden dzień uporamy się z ułożeniem książek. Kuba po pierwszej setce darował sobie katalogowanie, ja za to nie odpuściłam, ale to potem odchorowałam, skończyło się antybiotykiem. Jak widać, było jednak warto.

4 

Fot. @missizaa

Łukasz: Iza, studiujesz amerykanistykę, masz wiele książek anglojęzycznych, niektóre z nich są już wydane po polsku. W ogóle czekasz na polskie premiery?

Iza: Może na „Infinite Jest” Davida Fostera Wallace’a. Kupiłam ją oczywiście w oryginale, byłam bardzo zdeterminowana, żeby przez nią przebrnąć, ale jedno spojrzenie Kuby wystarczyło, żebym dała sobie na wstrzymanie. W przypadku innych powieści, uważam, że jest bez sensu czekać – na przykład rok na nową Zadie Smith czy okrzykniętą fenomenem, moją ukochaną Chimamandę Ngozi Adichie. Szczególnie, gdy się czyta te wszystkie zagraniczne opinie, przegląda instagramy amerykańskich bibliofilii, to adrenalina rośnie. Zawsze istnieje ogromne ryzyko, że dana książki po polsku się nie ukaże. Myślę, że w moich zbiorach jest tak pół na pół, jeśli chodzi o język. Najchętniej kupowałabym wyłącznie literaturę anglojęzyczną. Problem w tym, że w Warszawie nie ma żadnej dobrej księgarni z anglojęzyczną literaturą. Gdy odwiedzam moją rodzinę w Zurychu i wchodzę do księgarni Orell Füssli, to dosłownie dostaję drgawek, kiedy widzę ilość amerykańskich nowości. Potrafię spędzić tam pół dnia.

Kuba: Kiedyś w Warszawie było kilka dobrych księgarni American Bookstore, mieli swoje punkty w Arkadii, Galerii Mokotów czy na Nowym Świecie.

 

Łukasz: Prozy polskiej macie chyba najmniej.

Iza: To jest problem. Przez semestr brałam udział w konwersatorium krytyczno-literackim o polskiej literaturze. Uświadomiłam sobie, że każda moja wypowiedź dotyczyła wyłącznie literatury amerykańskiej. Byłam tym dosyć speszona.

 

Łukasz: Ale też polskiej czytacie mniej niż anglosaskiej.

Kuba: W ostatnich latach zacząłem się od niej odwracać, bo mam na czytanie coraz mniej czasu, więc w pierwszej chwili wybieram najważniejsze tytuły, a tych jest moim zdaniem więcej na rynku amerykańskim – i mam tu na myśli zarówno teksty pisane przez Amerykanów, jak i światową literaturę tam się ukazującą. Nie mam czasu i ochoty siedzieć nad polską literaturą: za dużo zawodów, za mało zachwytów.   

Iza: Mnie osobiście razi mały świat polskiej literatury. Wiem, że jesteśmy małym państwem, ale bardzo nie lubię takich usprawiedliwień. Niektórzy mnie krytykują, że jestem antypolska, i to się tyczy nie tylko literatury. Mam oczywiście paru pisarzy, których bardzo sobie cenię, jak choćby Mrożek, Kapuściński czy wspomniany wcześniej Myśliwski. W klasie maturalnej zachwyciłam się „Lalką” i „Chłopami”! Było to jednak cztery lata temu.

 

Łukasz: I raczej na tym stanie?

Kuba: Zbiory przestały się rozrastać w takim tempie jak kiedyś. Zapał z wiekiem maleje, poza tym mamy Kindle, więc nowych książek na półkach jest coraz mniej.

Iza: Papier jest piękny, chciałabym kupować go jak najwięcej, ale ściąganie do Polski książek anglojęzycznych jest bardzo drogie. Dawkując sobie zakupy, późniejsze obcowanie z taką książką daje jeszcze więcej przyjemności.

6 

Fot. @szestek

Łukasz: Wydawcy też liczą sobie sporo za e-booki, nierzadko ich cena jest zbliżona do ceny papierowego wydania.

Kuba: Ale to nie do końca prawda, że e-booki są drogie. Masz bardzo dużo promocji. I wielokrotnie jest tak, że wtedy koszt e-booka to mniej niż połowa ceny książki papierowej.

Żałuję, że przy zakupie papierowych książek wydawcy nie dają bezpłatnego dostępu do wersji elektronicznej. Wtedy z pewnością książek papierowych by mi przybywało.

Kindle ma też tę przewagę, że premiery wydawane w Stanach można kupić w kilka minut i mieć je po chwili na czytniku. Nie trzeba czekać, aż książka zostanie sprowadzona do Polski.

7

Fot. @szestek

Łukasz: A prasa literacka zza oceanu?

Iza: Jestem uzależniona od magazynu „The New Yorker”. Bardzo sobie też cenię „The New York Review of Books”. W trakcie naszego sierpniowego pobytu w Nowym Jorku zostaliśmy oprowadzeni po ich siedzibie! Bardzo ciekawe przeżycie, gdy wyobrażenie o najbardziej prestiżowej literackiej gazecie na świecie styka się z rzeczywistością. Skromne wnętrze, redaktorzy na prostych biurkach trzymają kolorowe bidony i wszędzie leżą książki. I w tej chwili wyłania się postać 87-letniego redaktora naczelnego (Robert B. Silvers) w nienagannym surducie, w idealnie wypastowanych butach i zaczynasz dostrzegać fenomen tego miejsca. Nie mogłam oddychać, gdy objął mnie do pamiątkowego zdjęcia!

Kuba: Śledzimy portale literackie (np. Lithub.com) czy blogi znanych krytyków („Complete Review” Michaela Orthofera czy „Conversational Reading” Scotta Esposito) – tych serwisów jest bardzo wiele – nie jesteśmy w stanie przeczytać wszystkiego.

Iza: To pokazuje, jak ogromny jest to rynek. W „New York Times” masz co tydzień listę dziesięciu książek, które musisz przeczytać. A u nas? Dobra książka raz na trzy miesiące?

Kuba: Oni potrafią poza tym przypominać klasyczne teksty sprzed trzydziestu, czterdziestu lat. I są to teksty, które niejednokrotnie ukazały się w Polsce kilka dekad temu i są całkowicie zapomniane. Przykładowo: w ubiegłym roku ukazała się „Zama” Antonio di Benedetto – klasyk argentyńskiej literatury, którym zachwycają się kolejne prestiżowe pisma literackie w USA (ostatnio wielką pochwałę „Zamy” wygłosił na łamach „The New York Review of Books” John Maxwell Coetzee). „Zamę” w Polsce wydało Wydawnictwo Literackie w 1976 (tłum. Zofia Chądzyńska). Na Lubimyczytać i Biblionetce oceniło ją łącznie 8 osób...

3 

Fot. @missizaa

Łukasz Saturczak: „Happy Reader” każdy numer robi wokół klasycznej książki, która wyszła w Penguin.

Iza: Albo wydawnictwo „New York Review Books”, które wypuszcza klasyki literatury. Sprzedają się jak nowości, recenzje można znaleźć w wielu miejscach. A szata graficzna tych dzieł to najprawdziwsza sztuka!

Kuba: Należy jednak mieć sporą dozę nieufności wobec amerykańskiego rynku, bo jest tam silne nastawienie na marketing, sporo jest książek przereklamowanych. Kiedy wydano „Małe życie” Yanagihary (moim zdaniem najbardziej przereklamowana książka 2015 roku), to niemal cała zachodnia prasa była zachwycona, jedynie w „The New York Review of Books” opublikowano bardzo krytyczną recenzję.

W Polsce mamy inny problem z marketingiem. Odnoszę wrażenie, że jest zapotrzebowanie na „wybitne” teksty; wybitne, czyli takie, które mogą się dobrze sprzedać – nie ma to nic wspólnego z wysokim poziomem literackim. W związku z czym mamy do czynienia z inflacją ocen: mamy zalew „wybitnych” tekstów, które często są bardzo przeciętnej jakości. Z drugiej strony, kiedy ktoś opublikuje dobry esej czy dobrą powieść, to branża boi się go tak nazwać. „Dobra powieść” to zakazana fraza branży wydawniczej – jesteśmy skazani na „wybitność”.

5 

Fot. @missizaa

Łukasz: To na koniec was zapytam, co byście chcieli, żeby z tej amerykańskiej literatury wyszło w Polsce?

Iza: Koniecznie najlepsza powieść, jaką przeczytałam w ubiegłym roku – „The Nix” Nathana Hilla. Bardzo też lubię Marilynne Robinson, która pisze świetne powieści środka, wiele w nich można znaleźć motywów chrześcijańskich. Zachwycał się nią (moja słabość) Barack Obama...

Kuba: Który już jako prezydent zrobił z Robinson wielki wywiad dla „The New York Review of Books”. William H. Gass i William T. Vollmann – ich bym chciał.

2 

Fot. Łukasz Saturczak

Iza Cupiał – studentka III roku amerykanistyki na UW. Właścicielka najbardziej znanego mopsa w Warszawie – Kazimierza. Mopsa, książki i dużo kawy znajdziecie na Instagramie: @missizaa

1

Fot. Łukasz Saturczak

Jakub Szestowicki – Mobile Product Owner w Wirtualnej Polsce. Fragmenty swoich lektur publikuje na Tumblrze Łamanie literą, czyta również na Instagramie: @szestek 

Zdjęcie główne: archiwum prywatne, zdjęcia książek i magazynów pochodzą z kont na Instagramie naszych rozmówców