Fot. Girls Rock Camp Alliance

Trzymaj nogi razem, nie właź na drzewa i nigdy nie bądź zła. Ludzie nie lubią złośnic. Usiądź grzecznie i przestań się wreszcie wiercić! Nie bądź agresywna. Bądź mądrzejsza. Ustąp. Dziewczynki mają być miłe i grzeczne.

A CO JEŚLI NIE CHCĄ?

Kulturowy przekaz mówiący o tym, jak być dobrą dziewczyną, a potem kobietą był określony dość jasno. Może chłopcy nie płaczą, ale dziewczyny powinny się skompresować, zabierać możliwie mało przestrzeni i czekać w kącie, aż je znajdą. No chyba, że ich nie znajdą. Jest jednak takie miejsce, gdzie te zasady nie istnieją. Dziewczyńską Nibylandią może być punk rock. I choć, jak wiadomo, punk rock to nie rurki z kremem (wiedzą to dziewczyny z Pussy Riot), a może w ogóle scena muzyczna to nie cukierki (Madonna wspominała, że Davidowi Bowie’mu łatwiej przebierać się za kobietę, niż jej zachować własną ekspresję na scenie), to właśnie tam można być sobą, można krzyczeć, tarzać się po scenie, bezpiecznie wyrazić gniew, poczuć własną siłę i swój autentyczny głos. Jednak dotychczas, żeby mieć swój zespół i z nim występować, trzeba było mieć masę samozaparcia, pieniędzy lub wiele szczęścia.

Pierwszą przeszkodą, którą napotyka młoda dziewczyna może być sceptycyzmy rodziców, którzy mają być domniemanymi sponsorami całej imprezy. Być może dziś, w czasach YouTube'a, można internetowo pobrać lekcje gry na instrumencie, całkiem za darmo. Jednak 10-15 lat temu to nie było wcale takie oczywiste. Żeby się nauczyć, trzeba było mieć instrument. Gitara, piec… albo perkusja. Najłatwiej byłoby śpiewać. Spróbuj jednak dostać się do rockowej kapeli w Polsce, gdzie na instrumentach grają dorastający kolesie. Dróg jest kilka. Albo pokazać, że masz największe jaja z nich wszystkich i po prostu wymiatać. Albo być zbuntowaną, ale seksowną, tak żeby wzięli cię do kapeli, bo fajnie przebywać z gorącą laską na próbach. Może któremuś uda się z tobą chodzić, a jeśli nie, to i tak jest szansa, że ze śliczną laską na wokalu zdobędą więcej uwagi. Każda z przybranych strategii oznacza, że trzeba będzie włożyć sporo siły w rozpychanie się łokciami (znowu!), zamiast zabrać się za właściwą robotę. Żeby uniknąć takich problemów, doświadczone laski, wymiatające na instrumentach, postanowiły przygarnąć młodsze koleżanki pod swoje skrzydła. Swoją drogą, jak niedostępny to obszar dla kobiet, pokazuje nawet polski język. Miałam napisać doświadczone muzyczki. Muzyczki? Coś jak nutki? A to istota sprawy, bowiem muzycy, którzy uczą dziewczynki są muzykami rodzaju wyłącznie żeńskiego.

1

Fot. Małgo Grygierczyk

BĄDŹ GŁOŚNA I ZAJMIJ TROCHĘ MIEJSCA!

GIRLS ROCK CAMPS jako idea powstały w Portland w stanie Oregon w 2001, a potem rozprzestrzeniły się po całym świecie i odbywają się m.in. w Grecji, Polsce, Wielkiej Brytanii, Francji czy Kanadzie. Koncept zakłada, że rock’n’roll jest siłą, która może działać wzmacniająco na poczucie własnej wartości i sprawczości. I że efekt ten można osiągnąć przez muzyczną edukację dziewczynek. Wypracowana metodologia sprawia, że nawet osoby, które mają gitarę pierwszy raz w ręce, są w stanie po kilku dniach zagrać swój pierwszy koncert! Na obozie można nauczyć się, jak pisać piosenki, grać na instrumentach i dać show. Jednocześnie to coś więcej. Granie w zespole i przyspieszona nauka to potężny proces, podczas którego trzeba nauczyć się wzajemnie współpracować, pozwolić sobie na ekspresję, zgrać się i być dziewczyńską drużyną. Polskie girl rock campy, których matką założycielką jest Ewa Langer, nie tylko uczą dziewczyny czym jest muzyka, ale też tego, że jeśli czują, że ich miejsce jest na scenie, a nie bycie groupie, mają do tego pełne prawo. Prócz punkowego kopniaka cały klan dorosłych kobiet uczy te młodsze siostrzeństwa. Organizatorki wierzą, że dziewczynki, które mogą obcować i liczyć na wsparcie kilkunastu lub kilkudziesięciu dorosłych kobiet mocno osadzonych w swojej pasji, realnie występujących na scenie, dostaną w prezencie przekonanie, że i one, kiedy dorosną, mogą być kim chcą i dadzą sobie świetnie radę. Na obozach uwalnia się wiele emocji, często złości. Dziewczyny uczą się robić własnoręcznie koszulki z nadrukami za pomocą szablonu, ale biorą też udział w warsztatach przeciw przemocy, uczą się stawiania własnych granic i asertywności. Jest też pula miejsc przeznaczona dla dziewczyn, które z powodów ciężkiej sytuacji finansowej lub życiowej nie byłyby w stanie uczestniczyć w rock campach.

2

Fot. Girls Rock Camp Alliance

KTO DA MI POZWOLENIE, ŻEBY BYĆ GWIAZDĄ ROCKA?

Historia Ewy Langer, basistki Transloli, a wcześniej członkini zespołu PRL, była inna. Marząca o karierze aktorki, przebywała dużo z chłopakami z zespołów, jeździła z nimi w trasy, ale raczej z powodów sercowych niż aspiracji do bycia rockmanką. Chłopaki w pewnym momencie wsadzili jej bas w ręce i kazali grać, i tak już zostało. Jednak wiele kobiet, które naprawdę marzą o tym, żeby mieć własną kapelę, czuje się zbyt onieśmielonych. Ewa brutalnie odczarowuje przekonanie, że trzeba być kimś wyjątkowym czy piekielnie utalentowanym, żeby na instrumencie grać. – Często to tupet, a nie talent decyduje o tym, kto zostanie artystą. Dziewczynom ciągle tego tupetu brakuje. Jakby czekały, aż ktoś je namaści, da im pozwolenie, żeby mogły wdrapać się na scenę. Z kolesiami jest totalnie inaczej. Kiedy zdecydują, że fajnie byłoby mieć zespół, po prostu na sucho ustalają kto będzie na czym grał, kupują instrumenty, uczą się i już – mówi. – Mi zależy na tym, żeby kobiety poczuły moc twórczej ekspresji, zaczęły żyć kreatywnie. Wierzę, że bycie w kapeli złożonej z samych dziewczyn, to jedna z fajniejszych rzeczy jakie można zrobić dla siebie w życiu. Ale też niektóre osoby po prostu marzą o kontakcie z muzyką, tak po prostu. Jak moja siostra. Chcą móc usiąść sobie przed kominkiem, wyjąć gitarę i pobrzdąkać. To jest zupełnie w porządku. Inne kultury czy narody mają o wiele większe tradycje muzykowania, tam kontakt z instrumentem jest raczej czymś normalnym. Trzeba więc trochę obskrobać granie z nimbu wyjątkowości. Masz uszy i słyszysz? To znaczy, że masz słuch. Nie jesteś za stara, nie jesteś za mało utalentowana. Chodź i spróbuj – dodaje Ewa, która prócz obozów dla małych dziewczyn prowadzi też takie dla całkiem starych, nawet jakby miały mieć 98 lat. Z Ewą z pewnością zgodziłaby się inna kultowa basistka, Kim Gordon, która twierdzi, że „w rock’n’rollu nigdy nie chodziło o muzyczny trening czy technikę, raczej o nieskrępowaną, pełną fantazji ekspresję”. I to właśnie wartości, które rock campy starają się przekazać zarówno młodym, jak i starym dziewczynom. Nie czekaj więc na pozwolenie, po prostu siadaj do grania.

3

Fot. Basia Budniak

BABY DO GARÓW!

Ani Górskiej gwiazdą rocka nie pozwolił być tata. Dziś ta całkiem duża i dorosła Anka, matka dzieciom, przedsiębiorczyni i aktywistka z Trójmiasta gra na basie w dwuosobowym zespole Drum&Bass.

– Kiedy słyszysz od rodzica, autorytetu, że nie masz talentu, zaczynasz w to wierzyć. Jak jechałam na pierwszą Lucciolę dla starych dziewczyn, trzęsły mi się nogi. A potem złapałam za bas. I poczułam, że trzęsie mi się wszystko w środku! I tak mi zostało. Ćwiczę codziennie i wiem, że mogę odkurzyć swoje marzenia z ’93. Nagrać płytę, zagrać koncert. Ten obóz zmienił moje życie – dodaje.

Marzenie o dziewczyńskiej kapeli było też marzeniem pisarki Sylwii Chutnik. Wraz z innymi dziewczynami z rock campów Lucciola założyły w 2015 roku zespół PMS, który doceniany jest zarówno za warstwę tekstową, jak i muzyczną. Muzyka jednak wydaje się być tu tylko formą łączącą sisterhood i wartości wyznawane przez członkinie. Dziewczyny określają się feministkami, aktywistkami, ekolożkami, ale zespół powstał raczej z chęci wspólnego robienia czegoś z innymi dziewczynami i przebywania w muzycznym sosie, bez napinki, a dla samej radości z kontaktu z muzyką, i sobą nawzajem.

Dlatego organizatorki Lucciolii dbają o to, żeby kobiety, które bardzo marzą o graniu w zespole, ale z powodów finansowych nie mogą sobie na to pozwolić, dostały siostrzane wsparcie od innych. Jeśli więc jesteś zaradną kobietą biznesu, możesz postawić uczestnictwo w takim obozie, powiedzmy, mniej zaradnej finansowo pani z pomorskiego. Okiełznanie gry na instrumencie, twórcze spotkanie z innymi kobietami, proces wydobywania z siebie tego, o czym chcemy śpiewać, daje poczucie, że skoro możemy i potrafimy, to możemy zmienić swoje życie w ogóle. I to dla tej magicznej przemiany warto wziąć udział w rock campie. Jak mówi stare punkowe przysłowie: „jeśli możesz zrobić ciasto, możesz też zrobić bombę”. Warto więc może odejść od garów i na chwilę usiąść do perkusji?

8

Prawdopodobnie nie przestajemy się bawić, bo się starzejemy. Raczej starzejemy się, bo przestajemy się bawić. A muzykowanie potrafi być pyszną zabawą, na którą nigdy nie jest zbyt późno. Najlepszym potwierdzeniem niech będzie najnowsza edycja Luccioli. Królowe Bitu to najnowszy obóz, tym razem nie dla rockmanek, ale starych dziewczyn, które chcą rapować i robić elektronikę. Uczestniczki współpracować będą w duetach, a miejsca na tę edycję rozeszły się jak świeże bułeczki.

Dziewczyny mają wiele do powiedzenia. I wykrzyczą to, wyrapują, wystukają. Bo mogą. Te stare i te całkiem małe.

Koncert zwieńczający pierwszą edycję Królowych Bitu odbędzie się 02.04.2017 w klubie Piękny Pies w Krakowie.

7

Fot. http://girlsrockcampalliance.org/http://lucciola.rockcamp.com.pl/