Chciałabym zacząć naszą rozmowę od najstarszego filmu, nad którym pan pracował, czyli „Metropolis”. Czytałam w jednym z wywiadów, że chciał pan nadać obrazowi Fritza Langa współczesny kontekst – odwołać się do wydarzeń, które miały miejsce po 11 września w Stanach Zjednoczonych, do lęku przed tworzeniem się nowych podziałów i murów. Jak pan odnajduje się w tej amerykańskiej rzeczywistości w tym momencie, gdy po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa, te mury stają się coraz bardziej realne?

Abel Korzeniowski: Ostatnie wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych były pierwszymi, w których wraz z żoną mieliśmy okazję głosować, ponieważ niedawno otrzymaliśmy obywatelstwo amerykańskie. Byliśmy ogromnie podekscytowani tą perspektywą, po czym okazało się, że niespecjalnie nam to głosowanie wyszło (śmiech). W tym momencie wszystko jest jedną wielką niewiadomą, sytuacja w kraju zmienia się niemal codziennie i czasem jest to przerażające. Wspomniała pani o filmie „Metropolis” Fritza Langa, bardzo wiekowym, bo nakręconym w roku 1927. Choć akcja filmu ma miejsce w odległej przyszłości, „Metropolis” jest echem ówczesnych nastrojów społecznych, opowiada o społecznej polaryzacji, którą można było zaobserwować pod koniec lat 20. i później w latach 30. To pokazuje, że do budowania murów i odgradzania się od innych wracamy cyklicznie. Potem mamy okazję trochę się uspokoić i jest jakby lepiej, ale na jak długo? Jako Europejczyk, który wie dokładnie, jak skończyło się dzielenie ludzi na „swoich” i „innych”, chcę wierzyć, że czegoś już się nauczyliśmy, przerobiliśmy pewne tematy i te widoczne dziś napięcia się zmniejszą. Stany Zjednoczone są mimo wszystko bardzo młodym krajem i nie przechodziły przez wiele rzeczy, przez które my w Europie przechodziliśmy. Najwyraźniej trzeba te wszystkie choroby dziecięce odbyć.

 

Wielu publicystów zwraca uwagę na to, że Trump rozbudził demony i doprowadził do tego, że polaryzacja społeczna w Stanach Zjednoczonych jest dziś ogromna, zdaniem niektórych może nawet najbardziej widoczna od czasów wojny secesyjnej. Czy odczuwa pan na co dzień te podziały? A może w liberalnej, tolerancyjnej Kalifornii nie są one tak widoczne?

Abel Korzeniowski: My, mieszkańcy Kalifornii, jesteśmy zdecydowanie po lewej stronie spektrum politycznego, dlatego wewnątrz stanu te podziały w zasadzie nie są widoczne. Gdy rozmawia się z ludźmi pracującymi w Hollywood, okazuje się, że praktycznie wszyscy są po stronie Demokratów. Natomiast jeśli spojrzeć na cały kraj, sytuacja jest zupełnie inna. Mam wrażenie, że nowoczesne media, a w szczególności media społecznościowe, bardzo przyczyniły się do polaryzacji społeczeństwa. Elity i autorytety właściwie zniknęły, żywimy się powierzchownymi informacjami, dopasowanymi do naszych potrzeb. Każdy może wykroić dla siebie kawałek newsów, który mu odpowiada, kontaktować się wyłącznie z ludźmi, którzy mają te same poglądy. Spowodowało to nową szczepowość. Przypomina to powrót do naszych plemiennych początków. Dziś tych nowych plemion jest mnóstwo i grupy te pozostają w ciągłym konflikcie. Nie ma tu nawet mowy o wojnie ideologicznej, raczej o egzystencjalnej rywalizacji, chęci bycia wygranym, udowodnienia za wszelką cenę, że to ja mam rację.

 

Ta społeczna polaryzacja jest niestety w tym momencie widoczna nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Nastroje dość mocno przypominają te z lat 30., o których rozmawialiśmy już wcześniej. Czy przeczuwa pan nadciągającą katastrofę?

Abel Korzeniowski: Wydaje mi się, że za każdym razem, gdy dorasta kolejna generacja lub generacje, które zapomniały już, czym jest wojna, cieszyły się dobrobytem, historia ma niestety szansę się powtórzyć. Zdaję sobie sprawę, że polaryzacja społeczna również w Europie jest bardzo silna. Wierzę natomiast, że to przejdzie. Pytanie tylko, co się stanie, zanim to przejdzie. Trudno być w tym wypadku optymistą.

Film jest dla mnie idealną formą sztuki, która odbija naszą siłę jako społeczeństwa. Pokazuje, co możemy osiągnąć poprzez wspólną pracę. 

Czy uważa pan, że kino może nam pomóc? Że ma zdolność generowania czy napędzania zmian społecznych, wywierania wpływu, inspirowania do konkretnych postaw?

Abel Korzeniowski: Nie wydaje mi się. Nie wierzę w to, by było to zadaniem sztuki czy kina. Dla mnie sztuka jest raczej odbiciem pewnych procesów, które zachodzą w społeczeństwie. Jeżeli jest taka potrzeba społeczna, sztuka również ewoluuje w pewnym kierunku i zawsze w ten lub inny sposób odwołuje się do tego, co się dzieje. Jako artyści możemy oczywiście pokazywać różne postawy, zachęcić ludzi do zadawania sobie pytań, pozwolić im identyfikować się na przykład z tym, co widzą na ekranie. Jestem jednak sceptyczny, nie wierzę, że artysta jest w stanie sterować kierunkiem społecznym. Sztuka to raczej forma dialogu. To prawda, że zmiany zachodzą poprzez dialog, kształtują się, gdy rozmawiamy z innymi, pochylamy się nad jakimś tematem. Sztuka i kino są jednym z elementów tego dialogu, ale nie zastąpią jego całości. 

 3 zwierzta nowy abel wywiad rozmowa

Kadr z filmu „Zwierzęta nocy”

Jakiś czas temu oglądałam „Zwierzęta nocy” i byłam absolutnie zahipnotyzowana i zachwycona tym filmem, a w tym pana muzyką, która byłą bardzo mroczna, melancholijna. Zastanawia mnie, jak zachowuje pan higienę emocjonalną, pracując nad taką właśnie muzyką?

Abel Korzeniowski: Panuje bardzo głębokie przekonanie, że artysta musi być nieszczęśliwy i wiecznie się zadręczać, bo to napędza jego sztukę. Mój punkt widzenia na ten temat jest zupełnie inny. Uważam, że aby być dobrym chirurgiem, wcale nie trzeba mieć zawału serca, a aby być dobrym artystą, nie trzeba pogrążać się w negatywnych emocjach. Właśnie po to mamy sztukę, by móc wyabstrahować pewne rzeczy, które możemy tylko przeczuwać; żeby wydobyć pewne myśli i przeczucia na światło dzienne i obejrzeć je z innej perspektywy. Głęboko wierzę, że tak naprawdę możemy zrozumieć cały świat poprzez jego kontemplację. Sztuka działała w ten sposób przez wieki. Kontemplacji nie rozumiem tutaj jako czegoś statycznego, a po prostu jako zrozumienie procesów, które nas otaczają. Kino jest dla mnie o tyle wspaniałą dziedziną, ponieważ na ekranie mają szansę spotkać się różne gałęzie sztuki. Światło, aktorzy, muzyka, literatura… Spotykają się różni ludzie, różne punkty widzenia… Kiedy oglądam obraz, który jest spójny i zachwyca mnie pod każdym kątem, jest to dla mnie fantastyczne przeżycie. Mam świadomość, że obcuję z czymś, czego nie mogła stworzyć jedna osoba, ponieważ  nikt nie jest w stanie być takim samym artystą w każdej z tych dziedzin naraz. Dlatego film jest dla mnie idealną formą sztuki, która odbija naszą siłę jako społeczeństwa. Pokazuje, co możemy osiągnąć poprzez wspólną pracę.

 

Jeśli mówimy o kinie jako miejscu styku różnych sztuk, trzeba przyznać, że muzyka filmowa nieczęsto wychodzi na pierwszy plan. Tymczasem mam wrażenie, że w filmach Toma Forda muzyka ma o wiele większe znaczenie, wręcz kluczowe, nie tylko dla budowania atmosfery, ale i prowadzenia fabuły. U Forda dla tej muzyki jest przestrzeń, dźwięki są głośniejsze…

Abel Korzeniowski: Tak, Tom Ford jako reżyser świadomie zostawia pole dla muzyki. Wystarczy, że przypomni sobie pani na przykład ostatnią scenę filmu „Nocne zwierzęta”. Susan czeka na swojego byłego partnera samotnie w restauracji. W zasadzie w całej scenie nic się nie dzieje, ujęcie jest statyczne, obraz w zasadzie się nie zmienia – wszystko jest przekazane przez muzykę. Mamy zbliżenie na bohaterkę, która doświadcza bólu w momencie, w którym uświadamia sobie, że zostanie sama, że nie jest już w stanie uratować tego, co zniszczyła. Jest wiele rzeczy, które bardzo pociągają mnie w stylu filmowym Toma Forda. Tom jest przykładem twórcy, dla którego film nie jest tylko naturalnym przedłużeniem literatury, gdzie głównym zadaniem jest zobrazowanie historii i zaprezentowanie dialogów. Ford stara się tworzyć coś przekraczającego literaturę i pozwalającego innym dziedzinom sztuki również przemówić własnym głosem.

 

Na ile różniła się pana pierwsza współpraca z Tomem Fordem przy „Samotnym mężczyźnie” od tej drugiej przy „Nocnych zwierzętach”?

Abel Korzeniowski: Te współprace różniły się dość zasadniczo. Podczas mojej współpracy z Tomem przy „Samotnym mężczyźnie” większość rozmów odbywała się telefonicznie. Po prostu w tamtym momencie Tom bardzo dużo podróżował i ciężko było z tym kontaktem. Co prawa widzieliśmy się na samym początku pracy przy filmie, ale odczuwałem niedosyt osobistej współpracy z reżyserem. Natomiast przy „Zwierzętach nocy” Tom przekonał mnie, bym przeniósł moje studio z Los Angeles do Londynu i tak też zrobiłem. W rezultacie Tom mógł przychodzić co drugi dzień, dyskutować o muzyce i o filmie, słuchać, tego co powstawało, więc w rezultacie był to nieporównywanie bardziej osobisty proces współpracy.

 2 zwierzta nowy abel wywiad rozmowa

Kadr z filmu „Samotny mężczyzna”

Czy marzy się panu jeszcze jakaś współpraca z konkretnym reżyserem?

Abel Korzeniowski: Jest cała masa twórców, z którymi chciałbym współpracować. Jest też wiele filmów, które oglądam i myślę: o rany, tak chciałbym napisać muzykę do tego filmu i nie miałem takiej okazji! Pamiętam, że takim filmem była choćby „Incepcja”. Natomiast co do samych reżyserów – fascynują mnie na przykład filmy Guillermo del Toro, który również przykłada ogromną wagę do sfery wizualnej i nastroju. Oczywiście chciałbym też pracować przy kolejnym filmie Toma Forda (śmiech).

 

A czy Ford planuje już jakąś kolejną produkcję?

Abel Korzeniowski: Planuje, ale zajmie to prawdopodobnie jeszcze co najmniej trzy lata, zanim obraz powstanie.

 

Wspomniał pan o „Incepcji”, jako o przykładzie filmu, do którego chciałby pan zrobić muzykę, ale tak się nie stało. Ciekawi mnie, czy lata temu jakiś film bądź filmy i towarzysząca im muzyka zrobiły na panu tak duże wrażenie, że stwierdził pan, że chce się zająć muzyką filmową?

Abel Korzeniowski: Tak, „Ojciec Chrzestny” i muzyka Nino Roty. To jest film, który zawsze przychodzi mi na myśl jako pierwszy, kiedy mówię o muzyce filmowej i staram się wytłumaczyć, do czego ona służy – co może dać filmowi, w jaki sposób może wzmocnić jego osobowość i jak wiele byśmy bez tej muzyki stracili. 

4 zwierzta nowy abel wywiad rozmowa

Abel Korzeniowski

Fot. materiały prasowe