Tabloidowe podejście do kobiecej przyjaźni, determinujące dzisiaj narrację o niej, spycha na margines to, które powinno pojawiać się w pierwszej linii jako matecznik idei – ideę siostrzeństwa. Oglądając wystawę „Przyjaźni moc” kuratorowaną przez Tomka Pawłowskiego w lokalu_30 przypomniałam sobie inną, łódzką wystawę zrobioną przez Joannę Sokołowską kilka lat temu. „Wszyscy ludzie będą siostrami” konceptualizowała feministyczną ideę siostrzeństwa rodzącą się wraz z drugą falą, skupiając się na politycznym i solidarnościowym wymiarze wspólnoty kobiet. Nie chcę tworzyć arbitralnych porównań, ale wystawa w lokalu_30, jeżeli się nad tym zastanowimy, w założeniu nie odchodzi aż tak daleko, pomimo że interesuje się artystkami, które używają innych narzędzi, jakie też są determinowane innymi strukturami, które artystki muszą rozbijać. Chociaż z całą pewnością nie jest też polityczna, to jest w pewien sposób krytyczna. Nie tylko na poziomie dosłownej krytyki: instytucji zdominowanych przez mężczyzn, co uwidocznia praca duetu Sędzia Główny, rozbijania patriarchalnych wyobrażeń o dziewczynach, które subwersywnie realizowała grupa Virgin$ Deluxe Edition czy odzyskiwania prawa do zarządzania własną seksualnością, tak jak robiła to grupa Threesome. Ale w pojęciu krytyczności, które rozumiemy jako budujące refleksję.
Przy okazji pojawia się ważne pytanie: jakim językiem mówić o kobiecej przyjaźni? Nie tkliwym i słodkim, ale ostrym i prostym – brzmiałaby odpowiedź. Gesty, które w swoich działaniach artystycznych wykonują zaproszone na wystawę duety (i jeden tercet), współdzieląc nawet najbardziej graniczne momenty testowania siebie, wytwarzają siostrzeństwo rozumiane nie tylko, jak na wystawie Sokołowskiej, jako wspólnota interesów społecznych, ale w relacji poszukują najbardziej intymnych miejsc i momentów, których można wspólnie doświadczać.
Być może komuś wyda się to banalne, ale tak naprawdę wypowiadając słowa „solidarność jajników”, rozumiemy je dopiero wtedy, kiedy podzielamy bóle menstruacyjne, ciążowe zmiany ciała, otwarcie rozmawiamy o tym, że mamy problem z osiągnięciem orgazmu, który dla kobiet nie jest tak oczywisty i prosty. Kobieca cielesność i seksualność jest jednym z filarów kobiecej przyjaźni, która generuje te wszystkie kolejne procesy, które przesuwają i zaznaczają granicę.
Kobiety u Sokołowskiej, to artystki tworzące w latach 70. i 80., czyli w momencie rodzenia się bardziej lub mniej radykalnego pola sztuki feministycznej. Na wystawie „Przyjaźni moc” ta opresja wytworzona jest już przez postkapitalizm, czyli taki moment, gdzie w geście sprzeciwu możemy na przykład świadomie i subwersywnie wejść w rolę produktu, co w pewien sposób realizują Ada Karczmarczyk i Aneta Ptak-Rufino. Dziewczyny tworząc grupę Virgin$ Deluxe Edition odgrywają role Alexis Anorexis i Mariji Histeriji. Nie ma w tym żadnego gestu politycznego ani otwartej krytyki kapitalizmu. Jest raczej afirmacja świata show-biznesu, sławy i kreacji. „Koniecznie chciałyśmy się z kimś pokłócić” – mówiła Ada Karczmarczyk podczas towarzyszącej wystawie dyskusji o przyjaźni, prowadzonej przez Zofię Krawiec. Dziewczyny zaczepiały Grupę Sędzia Główny, szkalując ich projekt dyplomowy. „Stanęłyśmy w pudełkach i pokazywałyśmy fucki, ale dziewczyny nie zareagowały” – relacjonowała Adu, a filozofka Agata Czarnacka uczestnicząca w tej samej dyskusji odpowiadała – „Może przychodzi taki moment, kiedy już nie chce się walczyć między sobą”.
Projekt, który Virgins chciały wykorzystać do zawiązania beefu, to prezentowana w ekspozycji podwójna praca dyplomowa Karoliny Wiktor i Aleksandry Kubiak „Wypróbuj przyszłego magistra sztuki”. Artystki umieściły się w pudełkach, na wzór tych, w których sprzedaje się lalki Barbie, opisując na opakowaniach instrukcje, jak należy postępować z dyplomantem. Grupa Sędzia Główny występuje w tym geście przeciwko regułom produkcji w świecie artystycznym, proponując wytworzenie nowych mechanizmów. W innych działaniach artystki przekraczały nie tylko instytucjonalne reguły obowiązujące w świecie sztuki, podważając je i konstruując nowe porządki, ale też testowały granice własnej wytrzymałości na wszystkich możliwych poziomach. Ciekawa jest jeszcze inna relacja pomiędzy grupą Sędzia Główny a działaniami Virgin$ Deluxe Edition. Mechanizmy wytwarzania siebie jako produktu w relacji do panujących warunków ekonomicznych i społecznych, regulowanych przez struktury patriarchalne, Sędziny najmocniej ujawniły m.in. w performansie z 2005 roku, gdzie pozwoliły mężczyznom grać o prawo do „posiadania” siebie przez dobę. Warunki tej transakcji regulowała umowa sporządzona przez prawnika. Alexis Anroexis i Marija Histerija, przez wizerunek, z którego korzystają, wysyłają podobny komunikat. Wbrew wszystkiemu, jest w tym sporo autentyczności.
Bzdurą jest, że kobiety są stworzone do konkurowania między sobą i wie to każda, która czekała kiedyś późną nocą gdzieś na mieście w kolejce do łazienki.
Autentyczności nie brakuje duetowi Cipedrapskuad (Dominika Olszowy i Maria Toboła), należącemu do nurtu lokującego się na pograniczu sztuki i realizacji dźwiękowych. W praktyce to bezkompromisowy radykalny duet rapowy, który bardziej niż w dźwięku lub sferze wizualnej realizuje się w języku. Rap jest sposobem komunikacji, o którym niepotrzebnie przywykliśmy myśleć głównie w męskich kategoriach. Swoją drogą, ostatnio prof. Jan Tadeusz Duda powiedział, że chłopcy lubią bawić się twardymi rzeczami, a dziewczynki miękkimi. Z pewnością, gdyby zapoznał się z twórczością tego duetu, dwa razy przemyślałby tworzenie takich arbitralnych genderowych opozycji. Polecam jako lekcję, może profesor powinien zacząć właśnie od wizyty w lokalu_30?
Kuratorka w tekście wprowadzającym do wystawy przywołuje sytuację, gdzie, na tydzień przed performansem na festiwalu „Święto kobiet” w Krakowie, Karolina Wiktor zachorowała na ospę. Druga połowa duetu – Aleksandra Kubiak – solidarnie wbijała w ciało igły zakończone kwiatami, analogicznie do miejsc, gdzie Karolina nanosi na swoje ciało środek leczniczy na wysypkę. Ta relacja na poziomie cielesności, która wytwarza się pomiędzy artystkami, wychodzi już poza konwencjonalne myślenie o kobiecej przyjaźni jako uroczej więzi emocjonalnej. Definiuje przyjaźń kobiet jako taką sytuację, która opiera się już nie tylko na empatii (tak silnie i mocno opisywanej jako cecha „typowo kobieca”, w czym rzeczywiście jest trochę prawdy), ale na współodczuwaniu. Wspólnocie posiadania tak samo zbudowanego ciała, tak samo zdolnego do bólu, w którym zachodzą podobne przemiany biologiczne. Być może komuś wyda się to banalne, ale tak naprawdę wypowiadając słowa „solidarność jajników” rozumiemy je dopiero wtedy, kiedy podzielamy bóle menstruacyjne, ciążowe zmiany ciała, otwarcie rozmawiamy o tym, że mamy problem z osiągnięciem orgazmu, który dla kobiet nie jest tak oczywisty i prosty. Kobieca cielesność i seksualność jest jednym z filarów kobiecej przyjaźni, która generuje te wszystkie kolejne procesy, które przesuwają i zaznaczają granicę – nie tylko z historycznego kontekstu, w którym to właśnie ciało było głównym polem walki i drugofalowe feministki musiały stawać w jego obronie. Wtedy w geście solidarności nie zastanawiały się, o jakie i czyje ciała walczą – było to jedno kobiece ciało jako konstrukt kulturowy. Swoją drogą, tak jest również i dzisiaj. Ciało jako pole walki powraca nie tylko w sytuacji politycznej, będąc właśnie katalizatorem kobiecej energii, która w Polsce uruchomiła czarne protesty, ale też pewnego rodzaju spoiwem, którego procesy biologiczne współreagują na te, rozgrywające się na zewnątrz – nie wiem na ile to prawda, ale istnieje przekonanie o tym, że jeśli dziewczyny mieszkają razem albo spędzają ze sobą dużo czasu, to w pewnym momencie synchronizuje się ich menstruacja. I jeśli to jest jeden z mitów, to proszę, nie uświadamiajcie mi tego, bo jestem mocno przywiązana do tej idei.
Cielesność i seksualność kobiet nie rozgrywa się w przyjaźni na polu rywalizacji. Bzdurą jest, że kobiety są stworzone do konkurowania między sobą i wie to każda, która czekała kiedyś późną nocą gdzieś na mieście w kolejce do łazienki. Może tylko ja mam takie szczęście, ale te kilka minut oczekiwania rzadko wypełnia cisza, nawet jeśli zawiązuje się casualowa rozmowa, jest w tym radość i fajna energia.
Z kobiecej przyjaźni, rozumianej jako relacja dwóch świadomych siebie jednostek, które nie traktują jej jako samopotwierdzania, ale dysponują autonomicznym ja, jakie mogą ofiarować drugiej osobie, może wytworzyć się ogromna siła emancypacyjna. Z takiej siły czerpią dziewczyny z jedynego wśród duetów tercetu prezentowanego na wystawie „Przyjaźni moc” – Karolina Dryps, Lonia Kaniuk i Karolina Mełnicka, czyli kolektyw Threesome, realizując postulaty feminizmu proseksualnego (powracającego dzisiaj jako jedno z najbardziej uwidacznianych pól walki w duchu Naomi Wolf). Artystki chcą odzyskać cielesność i seksualność dla kobiet, poprzez subwersywne czerpanie m.in. ze sfery porno. W tytule odwołują się do postaci walkirii – nordyckich bogiń dziewic-wojowniczek, a w samym wideo uświadamiają, że to nadal problemowe etycznie porno, z którego czerpią, to nie tylko mechaniczny stosunek seksualny, ale cały szereg mechanizmów, jakie wytwarzają się obok. To, co kiedyś nazywalibyśmy szufladkami, dzisiaj przybiera o wiele mniej sformalizowaną postać hashtagów, funkcjonujących w mediach społecznościowych nie tylko w kontekście pornografii. Zgromadzone w jednym miejscu hasła mogliśmy zobaczyć zapisane na quasi-celebryckiej ściance ustawionej na wystawie. Hasła intensyfikują oczekiwania. Kiedy patrzymy na nie pozbawione kontekstu możemy odnieść wrażenie, że spełnienie fantazji seksualnych o kobiecym ciele, nigdy nie dokona się poza rejestrowaną na potrzeby internetowej przyjemności rzeczywistością. Rzecz w tym, że w porno nie wszystko musi rozgrywać się o seks. Okazuje się, że dużo bardziej podniecające jest budowanie napięcia przez gesty zapowiadające jego obietnicę, która, jeśli nigdy nie zostanie zrealizowana, może działać jako siła oporu przed opresją. Podobne praktyki artystyczne w serwisie RedTube realizuje Faith Holland.
Wystawa „Przyjaźni moc” w lokalu_30 zdecydowanie jest ważnym głosem szczególnie teraz, kiedy na nowo opisujemy od dawna znane kategorie – na przykład feminizm, którego dziewczyny przestały się bać albo wstydzić, kiedy zobaczyliśmy na własne oczy, jak w praktyce realizuje się kobieca solidarność. Kurator, Tomek Pawłowski, obwołał się kuratorką i ma do tej żeńskiej końcówki pełne prawo. Bo jeśli kobiecość potraktujemy jako pewien konstrukt, który generuje energię, w odpowiednim połączeniu, będącą w stanie podpalić świat, to sama sobie zazdroszczę, że jestem dziewczyną.
Fot. materiały prasowe