W jednym z wywiadów powiedział pan: „Nie jestem panem od historii czy nauk politycznych – ja jestem panem od przyjemności”. Jest we współczesnej sztuce miejsce na przyjemność/zabawę?

Wydaje mi się, że zasadniczym pytaniem jest raczej czy są nam one potrzebne. W moim odczuciu przyjemność i zabawa, a przede wszystkim radość z nich płynąca, są absolutnie fundamentalne. Ulotne chwile szczęścia, jakie im zawdzięczamy, są najjaśniejszymi momentami naszego życia, a dla wszystkiego, co jest istotne w życiu, jest również miejsce w sztuce. Możliwość tworzenia to specyficzny przywilej człowieka. Nie postrzegam sztuki jako zamkniętego terenu rządzącego się jakimiś sztywno ustalonymi zasadami. Mody intelektualne, jak i każde inne, są czymś naturalnym a jednocześnie przejściowym. Oczywiście można powiedzieć, że np. zajmowanie się erotyką w latach 50. było czymś niefrasobliwym, mnie jednak raduje ta niefrasobliwość i kłaniam się w pas Mai Berezowskiej. Gdyby życie nas nie cieszyło, to jaki w ogóle miałoby sens?

 

A czy jest na nią miejsce w przestrzeni publicznej? Zdawałoby się, że to wizualne pole wspólne musi być zachowawcze, choćby dlatego, że jest wspólne – widać to po częstych reakcjach na sztukę pojawiającą się w przestrzeni miasta. A pan wchodzi w nią ze swoimi pracami i rozbija tę potencjalną zachowawczość. Odnoszę się tutaj do takich realizacji jak „Fryga”, „Obelisk”, „Światłotrysk”.

Najprostszą reakcją na coś czego nie znamy, a więc nie rozumiemy jest strach, a w konsekwencji odrzucenie. Strach leży u podstaw wszelkich postaw konserwatywnych. Jednocześnie wszystko co nowe prędzej czy później zostaje zasymilowane, gdyż po jakimś czasie opatrzone i poddane różnorodnym interpretacjom przestaje być nieznane, a więc groźne. Historia człowieka to historia jego ewolucji – tego procesu nie da się zatrzymać, można go najwyżej spowolnić. Z natury nie jestem rewolucjonistą, nie wydaje mi się, żeby to co robię było szczególnie kontrowersyjne. Odwołuję się do kodów podstawowych, uniwersalnie dostępnych, powszechnie obecnych, jeżeli nie w polu świadomym, to w podświadomości, takich jak radość zabawy, erotyczny zachwyt czy rudymentarna wrażliwość na piękno. Czuję się wolny od różnych lęków i fobii więc przychodzi mi to stosunkowo łatwo. Moje realizacje trafiają czasem na bardziej, czasem na mniej podatny grunt. Fryga miała wyjątkowo trudny kontekst. Szkoda, że akurat ta praca, która sprowokowała kaskadową reakcję w mediach społecznościowych i stała się swoistym kozłem ofiarnym na którym wielu ludzi mogło wyładować swoje frustracje, została położona na poziomie technicznym przez wykonawcę, co stworzyło doskonały pretekst, by ją usunąć z przestrzeni miejskiej. Interesujące byłoby prześledzenie procesu jej asymilacji, w tej chwili nie jest to jednak możliwe. Światłotrysk za to jest już dziś mocno zintegrowany ze swoją lokalizacja. Wydaje się, że warszawiacy polubili różowe bąbelki.

1 Gomulicki 
FRYGA obiekt, beton / polimerobeton, h 7 m, Szczecin 2015 (zdemontowana 2016)

Na wystawie „Późna polskość” w Centrum Sztuki Współczesnej dokonuje pan współczesnej interpretacji twórczości Szukalskiego. Co się z niej wyłania?

Interpretacja to chyba za dużo powiedziane – zaaranżowałem salę, a Jacek Staniszewski opatrzył komentarzem wybrane prace – obaj staraliśmy się w sposób obiektywny przybliżyć odbiorcy skomplikowane i kontrowersyjne zjawisko, jakim jest fenomen Stacha z Warty. Jest to postać tak radykalna, przerysowana, a momentami wręcz absurdalna, że trudno ją uznać za reprezentatywną dla jakiejkolwiek tendencji w kulturze polskiej. Jednocześnie, pomijając kwestię tego jak oryginalnym i utalentowanym artystą był Szukalski, przygotowana przez nas prezentacja stwarza, jak sądzę, idealną okazję, żeby przyjrzeć się polskiemu patosowi, naszemu monstrualnemu narodowemu ego i naszej grandilokwencji. 

 

Na tej samej wystawie w CSW wytworzyła się pewnego rodzaju ironia – sala o Szukalskim, którą pan zaprojektował, stała się chyba najczęstszym tłem do selfie. 

Nie wyciągałbym z tego dalej idących wniosków. Na wystawie jest wiele interesujących prac, a moja kompozycja z toporłów po prostu dobrze funkcjonuje jako tapeta.

2 Gomulicki 
OBELISK (PINK) - obiekt, lakierowana żywica, h 3 m, Poznań 2010 (instalacja czasowa, aktualnie w zbiorach prywatnych)

Czy pana zdaniem ta wystawa służy rozbijaniu martyrologicznej narracji o polskiej tożsamości? Czy raczej obraz, który się z niej wyłania potwierdza, że niewiele się w tym aspekcie zmieniło?

Późna Polskość niewątpliwie nakłuwa biało-czerwony balon, nie robi tego jednak nachalnie. Wydaje mi się, że jest to wartościowy głos w dyskusji, przede wszystkim dlatego, że manifestuje obecność postaw alternatywnych wobec wszechobecnej patriotycznej demagogii. Jest to tym bardziej potrzebne zważywszy, że tyleż w Polsce co na świecie obserwować możemy aktualnie zwrot ku postawom konserwatywnym będący bezpośrednim efektem fiaska modelu neoliberalnego. 

 

A jak pan postrzega polskość? Wiem, że na pewno jest pan silnie związany z Warszawą, ale w kontekście przepisywania tożsamości, nowego formułowania pojęcia polskości, a jednocześnie obecnej sytuacji politycznej – jak pan się w tym odnajduje, jako artysta, ale też jako obywatel?

Jestem silnie związany nie tylko z Warszawą ale i z moim krajem w ogóle – jak każde miejsce pierwszych wzruszeń, odkryć i zachwytów jest dla mnie piekielnie ważny. Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że dużo podróżowałem, a pół życia spędziłem w Meksyku i czuję się bardziej obywatelem świata, niż jednego konkretnego kraju. Modele narodowościowe, choć atrakcyjne, są jednak ostatecznie nierozwojowe, a przy okazji stwarzają silne pole do manipulacji. Wolę myśleć o sobie jako o humanoidzie niż ziemianinie czy polaku. Polityka mnie mierzi, staram się izolować od niej na ile tylko jest to możliwe. Nie mam żadnych złudzeń w tej materii. Postacie szlachetne i głęboko etyczne, takie jak Katon Młodszy, są na tej arenie równie rzadkie jak kwiat paproci.

5 Gomulicki

SALA SZUKALSKIEGO (PÓŻNA POLSKOŚĆ) CSW Zamek Ujazdowski, Marzec - Czerwiec 2017

W moim odczuciu przyjemność i zabawa, a przede wszystkim radość z nich płynąca, są absolutnie fundamentalne. Ulotne chwile szczęścia, jakie im zawdzięczamy, są najjaśniejszymi momentami naszego życia, a dla wszystkiego, co jest istotne w życiu, jest również miejsce w sztuce. 

Wcześniej pytałam o przyjemność i zabawę, ale w pana pracach powraca motyw erotyki – jak to jest z erotyką i seksualnością u Polaków? Czy już oswoiliśmy te procesy? Czy nadal nad „kulturą rozkoszy” dominuje „kultura wstydu”? 

Jesteśmy krajem katolickim – poczucie winy powoduje silne zahamowania, a te z kolei odpowiedzialne są za rozliczne frustracje. Nierozładowane napięcie seksualne owocuje wybuchami agresji. Co mam Pani powiedzieć – erotyczny karnawał to to zdecydowanie nie jest, choć nie brak na świecie miejsc gdzie jest gorzej. Myślę, że powszechnie krytykowana za swoją powierzchowność fala hipsterstwa zrobiła dobrze polskim facetom – zdecydowanie mężczyźni z tej opcji są bardziej zadbani, bawią się stylem i rolą przedmiotu pożądania. Myślę jednak, że cały czas na poziomie powszechnym dominuje strach i hipokryzja. “Dziewuchy” mocno ruszyły do natarcia w tym jednak wypadku silnie determinuje je uzasadniona skądinąd złość, a ta również nie sprzyja seksualnej radości. Środowiska nieheteronormatywne cały czas są powszechnie piętnowane, znajdują się więc również w stadium walki, a to znowu nie jest stan sprzyjający rozwojowi “kultury rozkoszy”. Wiosna jednak wyjątkowo pięknie wybuchła w tym roku, nie traciłbym więc nadziei na fajny sex, czego sobie i innym szczerze życzę.

3 Gomulicki 
ŚWIATŁOTRYSK - neon, konstrukcja stalowa, h 17 m, Warszawa 2009 (instalacja stała)

Pojęcia „kultura rozkoszy” używał pan wielokrotnie. Jak można byłoby ją zdefiniować? 

“Kultura rozkoszy” to dla mnie przede wszystkim pielęgnowanie sfery przyjemności jako istotnej dziedziny życia. Dbałość o wyrafinowanie oraz świadome kultywowanie różnorodnych zmysłowych rytuałów. To również głęboka estetyzacja seksualności. “Hedonizm krytyczny” jest narzędziem wielce przydatnym jeżeli chcemy działać na tym polu.

 

Kultywuje pan przyjemność i ciągle to podkreśla, ona powraca też w pana sztuce – co w takim razie stanowi dla pana największą przyjemność w życiu?

Mam problem z kategorią naj. Jest wiele zjawisk, które cenię równie wysoko. Będąc człowiekiem uważnym czerpię satysfakcję z detali. Jeżeli jednak oczekuje Pani bardzo konkretnych deklaracji, to seks w ultrafiolecie, pływanie w jeziorach, spacery po bukowym lesie i emocjonująca lektura są na pewno na górze mojej listy.

6 Gomulicki 
Z serii NIGHTFLIGTH TO VENUS  fotografie, Galeria Leto, Maj 2017

Blog „Pink not dead!”, prowadzony konsekwentnie od lat, plasuje się bardziej w kategorii projektu artystycznego, sztuki internetowej czy portfolio? Jaka jest jego rola?

To przede wszystkim projekt antropologiczny. Interesuje mnie archeologia popkultury, a w tym konkretnym wypadku mam okazję tworzyć dość szczególne archiwum przypadków zdeterminowanych kontrapunktem, do którego mam ogromną słabość. Tyle razy już wypowiadałem się w tej materii, pisałem o ewaluacji banału i testowaniu potencjałów, że pozwoli pani, że tym razem wykręcę się po prostu tym, że lubię ciepły słodki róż – znajduję go jednocześnie ekscytującym i uspokajającym jeżeli mogę pozwolić sobie na ten pozorny paradoks.

 

Bardzo interesuje mnie, jaki jest pana stosunek do feminizmu. Czy istnieje szansa, że w jakimś aspekcie określiłby się pan jako feminista? 

Feminizm nie jest zjawiskiem jednorodnym. Na tym etapie historii spełnia niezwykle istotną funkcję polityczną i społeczną – w tej materii nie sposób go przecenić, a w konserwatywno-katolickiej rzeczywistości wydaje mi się wręcz niezbędny. Jednocześnie “walka o” bardzo łatwo zamienia się w “walkę z”, a ja (pomijając, że jest to swoiste polskie przekleństwo) nie mam przekonania do żadnej ideologii opartej na resentymencie, dlatego zakładam, że stanowi on swego rodzaju fazę przejściową w procesie rozwoju społeczeństwa. Cenię sobie ludzi niezależnych o nietuzinkowych osobowościach bez względu na płeć czy orientację seksualną. Równouprawnienie jest dla mnie czymś oczywistym. Nie uważam się jednak za feministę. Jestem natomiast entuzjastą i na tym polu chętnie spotykam się z bardzo różnymi bestiami dzielącymi moje pasje.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Maurycego Gomulickiego