Wychowałaś się w rodzinie artystycznej, twoja mama Teresa Gierzyńska jest fotografką, zaś ojciec Edward Dwurnik malarzem. W domu zalegały obrazy czy książki?

Zdecydowanie obrazy ojca oraz w mniejszym stopniu fotografie mamy, która ma wielki dorobek, ale prawie w ogóle nieznany.

 

Fotografie archiwizowała w albumach czy wieszała na ścianie?

Rzadko wisiały. Czasem stały o coś oparte albo leżały na stołach. Prace ojca zajmował przestrzeń ścian. Nie miał gdzie tego wszystkiego trzymać, zresztą i ja mam ten problem. No, ale ja maluję dużo wolniej. A książki? Też były, głównie albumy z malarstwem, które trochę zbieram do dziś i upycham na półkach wysoko pod sufitem. Zaglądam do nich dwa razy na rok, większość dzieł mistrzów jest dziś w internecie. Poza tym jednym z moich ulubionych zajęć w Berlinie jest przesiadywanie w księgarniach artystycznych i kartowanie albumów. Nie muszę ich kupować. 

 

A te albumy z dzieciństwa?

Miałam ich sporo i ciągle po nich rysowałam, zarysowywałam. Byłam wtedy małą dziewczynką, rodzice pozwalali mi niszczyć książki. Mieliśmy też sporo literatury pięknej, mama czytała powieści tacie, a on malował. Ja też, gdy maluję, słucham audiobooków.

1 readling room pola dwurnik

Pola Dwurnik, Seria Lagwidere - porcelanowe figurki przedstawiające różne artystki, 2017, fot. Agnieszka Rembacz

Częściej niż muzyki?

Zdecydowanie. Słucham książek w różnych językach, żeby upiec trzy pieczenie na jednym ogniu – poznać książkę, potrenować francuski albo niemiecki, no i skończyć obraz.

 

Masz podzielność uwagi.

Tak, ale wielu malarzy słucha audiobooków w pracowni. Ostatnio po niemiecku słuchałam „1Q84” Murakamiego, a po polsku znów przesłuchałam wszystkie wydane w ten sposób powieści Joanny Bator.

 

Ma to wpływ na twoje prace?

Patrzę potem na obraz i przypominają mi się fragmenty książki. To zabawne. Ale generalnie to, czego słucham, nie ma wpływu na proces powstawania obrazu.

 

Jak już rozmawiamy o miejscu pracy, to trzeba cię zapytać najpierw, gdzie ono jest? Mieszkasz między Berlinem a Warszawą, teraz dochodzi do tego Szwajcaria i Bazylea, gdzie coraz częściej bywasz.

W maju otwieram w Bazylei wystawę, no i mam tam mnóstwo znajomych oraz kolekcjonerów moich prac. Nauczyłam się nie tęsknić do miejsca, w którym mnie nie ma, i cieszyć się tym, co jest w danej chwili wokół. Niestety, zawsze po przyjeździe potrzebuję dobę, aby się przestawić na pełne funkcjonowanie w innym niż wczoraj miejscu. Dzień podróży jest dniem zawieszenia.

2 readling room pola dwurnik

Pola Dwurnik, Alcyna na morskim potworze, 2014, olej na płótnie

Jetlag.

Ale jest coraz lepiej. Gdy przeprowadziłam się do Berlina, to cały rok był fatalny, a teraz czuję się nieswojo tylko jeden dzień.

 

Berlin, to niby oczywisty kierunek dla artystów nie tylko z Europy Środkowej, w końcu to miasto, gdzie mieszkał David Bowie...

Albo Nick Cave.

 

Artyści, squaty, galerie...

Ale ja tam pojechałam, żeby być blisko Warszawy. Pamiętaj, że artyści nie działają na mnie jak magnes, bo oni już w moim życiu są, począwszy od rodziców przez dalszą rodzinę. Obie siostry mojej mamy skończyły ASP, mężowie tych sióstr również, mój pradziadek ze strony mamy był projektantem i wykładowcą na uczelni artystycznej i tak dalej.

 

Czyli sensowniejsza byłaby ucieczka.

Być może, ale artyści aż tak bardzo mi nie przeszkadzają (śmiech). Berlin jest blisko Warszawy, a w nią jestem wrośnięta i choć nie zawsze dobrze się tu czuję, to jest mój dom. Fajne w mieszkaniu w dwóch miejscach jest to, że znajomi zawsze myślą, że akurat jestem w tym drugim i nie wyciągają mnie na imprezy, kawy i herbaty – nie odciągają mnie tym samym od pracy. To dla takiej pracoholiczki jak ja bardzo wygodne. Generalnie wyraźnie oddzielam czas na spotkania i na sesje malarskie czy rysunkowe. Kiedy pracuję, nie wychodzę z domu i z nikim się nie widuję. Na przykład dziś nic już nie zrobię. Mam jeszcze jednego gościa, a wieczorem wychodzę.

 

Twoje prace bardzo często odnoszą się do spotkań, nazwijmy je nieładnie towarzyskimi.

Mówisz o pracach komiksowo-rysunkowych, tak. Na szczęście nie muszę specjalnie wychodzić w miasto, żeby złapać czy podsłuchać ciekawe sytuacje, one zdarzają mi się cały czas w nadmiarze.

10 readling room pola dwurnik

A wracając do dzieciństwa, podsłuchiwałaś, kiedy mama czytała twojemu tacie?

Słuchałam, bo często siedziałam z nimi w pracowni. Miałam swoje zabawki i pokój, ale pracownia była atrakcyjniejsza. Weź pod uwagę, że mój ojciec siedział w niej od rana do nocy. Malowanie, rysowanie łatwo mu przychodziło, nie męczył się, był szczęśliwy. Ja to czułam, malarskie atelier było bezpiecznym i dobrym miejscem. Nic dziwnego, że jako dorosła osoba też dniami i nocami siedzę w studio. Mama czytała na głos książkę, tata malował, ja malowałam z nim na jego płótnie albo rysowałam w swoim bloku, i tak płynęło życie. Muszę kiedyś wykopać moje rysunki z tych osiemdziesiątych lat. Mam ich setki, komiksy o koniach i psach...

 

A myślisz, że te pierwsze książki dla dzieci, które czytała ci mama, jakoś wpłynęły na ciebie?

Pamiętam tylko, że uwielbiałam „Rupaki” Danuty Wawiłow, ale czy te dziwaczne wiersze jakoś mnie ukształtowały? Raczej nie. Muszę je odnaleźć i sprawdzić. Tata uwielbiał literaturę rosyjskich mistrzów - Gorkiego, Gogola, Dostojewskiego. Być może to od nich przejęłam tę specyficzną, nieszczęsną melancholię, która we mnie siedzi i mnie czasem gryzie. Wtedy, w wieku 4-6 lat, nie rozumiałam treści tych książek, ale czułam smutek, jaki z nich bił.

7 readling room pola dwurnik

A to otaczanie się obrazami miało wpływ na to, jak ty pracujesz?

Ależ oczywiście i żadne szkoły ani nauczyciele nie potrafili wyplenić ze mnie miłości do wielkoformatowego malarstwa. Te małe kwadratowe portrety kobiet, które tu widzisz, to tak naprawdę kadry z dużych obrazów. Na początku mieszkaliśmy w bloku na Stegnach. Na największej ścianie największego pokoju zawsze było naciągnięte podobrazie i powstawał na nim obraz. Wyobraź sobie trzyletnią mnie – malutkie dziecko, stojące przed tą ścianą. To wielkie podobrazie przekraczało całą obejmowalną wzrokiem przestrzeń i cały czas się zmieniało, bo tata ciągle coś na nim malował. To dlatego dziś, im większe płótno mam przed sobą, tym bardziej czuję się w domu. Nie szczególnie lubię malować małe obrazy.

 

A wychowanie w domu artystów nie zadziałało w ten sposób, że miałaś ochotę od tej sztuki uciec? Nie było takiego etapu w twoim życiu?

Zostałam artystką wizualną, bo w moim wypadku nie było innej możliwej drogi. Wychowałam się w domu, w którym sztuka była najważniejsza, definiowała wszystko – rozkład i porządek dnia, wyjazdy, decyzje, radości i smutki, była ratunkiem i odpowiedzią na kłopoty, sposobem komunikowania się. W domu wszędzie unosił się zapach terpentyny. Dziś już go nie czuję, chyba od nadmiaru. Gdy byłam nastolatką bardzo chciałam zostać reżyserem filmowym, ciągle wymyślałam scenariusze wielkich produkcji kinowych. Studia na historii sztuki wybrałam tylko dlatego, że byłam finalistką olimpiady z tej dziedziny i nie musiałam zdawać egzaminów wstępnych. Nie byłam do końca pewn,a co chcę w życiu robić i uznałam, że najlepsze warunki na zastanowienie się będą w Instytucie Historii Sztuki, najmniej wkuwania. Byłam też finalistką olimpiady z języka polskiego i czasem żałuję, że nie wybrałam polonistyki.

 

Zdolne dziecko.

Byłam kujonem, przyznaję. Ale byłam miłym kujonem, dawałam ściągać koleżankom. 

8 readling room pola dwurnik

A pisanie?

Chyba wszystkie nastolatki pisały swoje opowieści o miłości. Ja też. Tylko że co tydzień zaczynałam nową, udało mi się skończyć tylko jedną z około pięćdziesięciu. Potem marzyłam, by napisać coś na kształt „Lalki" Bolesława Prusa. Albo coś, co miałoby szekspirowski rozmach. Uwielbiałam Teatr Telewizji. Mnie chyba ogólnie fascynowało wszystko, co oglądali i czytali rodzice, byłam bardzo grzecznym dzieckiem.

 

Nie buntowałaś się?

Teraz dopiero się buntuję. Tak zatytułowałeś kiedyś rozmowę ze mną.

 

Teraz zatytułuję, że nie czujesz zapachu.

Przychodzą goście, więc wietrzę i wietrzę, wydaje mi się, że jest dobrze, a oni do mnie, że terpentynę czuć już na korytarzu.

 

Nic nie czuję.

Bo od pięciu dni nie malowałam.

 

Wróćmy do książek i twojej pracy. Nie wpływa jedno na drugie?

Czasami tak. Od paru lat pracuję nad serią obrazów opowiadających o zwycięstwie czarownicy Alcyny – postaci z poematu Ludvica Ariosta „Orland szalony”. Pierwotnie punktem startowym była opera Hendla „Alcina” poświęcona tej postaci. Bardzo polecam ci „Orlanda szalonego” na smutne, szare wieczory. Wspaniała rzecz. A pomysł, by namalować wielki triumf Alcyny, podsunęła mi wspomniana wcześniej Joanna Bator, z którą się przyjaźnię. Alcyna została ukarana za uwodzenie bezbronnych rycerzy i zamienianie ich w zwierzęta, ale też za poczucie wolności i niezależność. Odebrano Alcynie jej urodę i czarodziejskie moce. Joanna ma rację – namalować triumf Alcyny może tylko klasyczny, figuralny malarz, taki jak ja. Nie ma sensu pisać kolejnego poematu, bo nikt nie dorówna mistrzostwu Ariosta.

 

Krążąc wokół pisania trzeba przypomnieć, że tym też się zajmujesz, pisząc teksty dla swojego muzycznego projektu Cosmic Parrot.

Tak, napisałam już jakieś dwadzieścia piosenek, ale nagrywam je pojedynczo i w dużych odstępach czasu. Właśnie, wspólnie z multiinstrumentalistą i improwizatorem Mateuszem Franczakiem nagraliśmy czwartą piosenkę pt. „Będzie cudownie”.

5 readling room pola dwurnik

6 readling room pola dwurnik

Rysunki Poli Dwurnik do książki „Koty. Podręczni użytkownika”

Twoja twórczość słowno-muzyczna przypomina mi projekt Doroty Masłowskiej aka Mister D., jej płyta była tą samą opowieścią, co jej „Wojna polsko-ruska…”.

Chcesz powiedzieć, że moje piosenki opowiadają o tym samym, co moje prace wizualne?

 

Tak.

To chyba zależy od danego utworu, ale niewykluczone, że masz rację.

 

Siedziałaś w domu, dobrze się uczyłaś, byłaś dobrym dzieckiem…

…pić alkohol zaczęłam po osiemnastce. 

 

Byłaś zamknięta w artystycznym kloszu. A przecież twoja twórczość wyrasta z obserwowania i podsłuchiwania innych ludzi. To było tak, że jak wyparowałaś z domu, to od razu zaczęłaś chłonąć ludzi, sytuacje, ich zachowania? To wydało ci się ciekawsze od tego, co w domu?

Długo byłam aspołeczna. Do czasu studiów nie potrafiłam w ogóle normalnie się z nikim komunikować. Potem zmusiłam się, przełamałam lęk i stres, jaki budziły we mnie sytuacje towarzyskie. Art World jest bardzo teatralny, przerysowany i śmieszny. To, jak ludzie tego świata próbują zachować normalność przy jednoczesnym graniu wyjątkowych, jest bardzo zabawne. To jest świetny materiał na historię rysunkową.

3 readling room pola dwurnik

Pola Dwurnik, Piosenka dla Wojtka, rysunek nr 4, 2013-2014, tusz na papierze 

Tak jak twoje niedoszłe spotkanie z Wojtkiem Bąkowskim w warszawskim barze. Zrobiłaś z tego kilkanaście dużych rysunkowo-kolażowych plansz, które wystawiłaś w Muzeum Sztuki Współczesnej we Wrocławiu.

Albo trzy godziny w pociągu relacji Berlin-Warszawa, kiedy przysiadł się do mnie Artur Żmijewski. Chciał, żebym mu coś narysowała w zeszycie, jak to on. Ale to nie jest tak, że chwilę później robię z przypadkowego spotkania szybki komiks. Bardzo długo pracuję nad każdym dialogiem i każdym rysunkiem, czasem nawet kilka miesięcy. Obecnie siedzę nad historią spotkania z pewnym znanym polskim poetą. Będzie ci się podobała.

 

4 maja Pola otwiera wystawę Langwidere Series w Galerie Idea-Fixa w Bazylei. Jeśli będziecie w tamtych okolicach, koniecznie zajrzyjcie! A gdybyście szukali pięknie wydanej książki, to sięgnijcie po  „Koty. Podręczni użytkownika” Tomasza Majerana z rysunkami Poli Dwurnik (wydawnictwo Wolno)

9 readling room pola dwurnik

Fot. Łukasz Saturczak, prace publikujemy dzięki uprzejmości artystki