Hasztag w sprawie równouprawnienia. Można się pobłażliwie uśmiechnąć: kolejny pomysł wizerunkowo perfekcyjnego rządu Justina Trudeau. Czy to cokolwiek zmienia? Niewiele – może się wydawać. Jednak to, że kanadyjski premier nazywa siebie feministą, maszeruje w Paradzie Równości i tworzy parytetowy rząd – z uśmiechem ogłaszając to całemu światu, także na Facebooku czy Twitterze – zasadniczo zmienia publiczną narrację o równouprawnieniu.

Samo świętowanie tegorocznego Międzynarodowego Dnia Kobiet pod hasłem „Equality Matters” mówi wiele o współczesnej Kanadzie. Celem nie są „tylko” prawa kobiet, a równe prawa wszystkich. Niby niuans, ale dobrze ilustruje obecny kurs kanadyjskiej polityki. Co więcej, nie jest to cel wyznaczony na odległą przyszłość, lecz na teraźniejszość. Dlatego trzeba próbować wprowadzać go tu i teraz, nawet jeśli zmieni to tylko drobny ułamek rzeczywistości. A najlepiej zacząć od najmłodszego pokolenia. Jak inaczej odczytać osobiste deklaracje Trudeau, który wielokrotnie podkreśla, że uczy swoje dzieci – i córkę, i synów – równości?

W tym samym duchu wypowiada się Sophie Grégoire Trudeau, żona premiera, od lat angażująca się w działalność na rzecz równouprawnienia kobiet. Oboje mają zresztą podobną łatwość w docieraniu do ludzi i przystępnym formułowaniu postulatów w swojej istocie feministycznych czy genderowych, ale podawanych w prostych słowach i bezpretensjonalnym tonie. Trudno przecież nie zgodzić się z Grégoire Trudeau, która 8 marca pisze na swoim oficjalnym profilu facebookowym: „Prawdziwa równość kobiet zaczyna się wtedy, gdy przełamujemy płciowe stereotypy i szczerze dyskutujemy o tym, jacy chłopcy i dziewczyny »powinni« być i co »powinni« robić”.

Obecność wątków równościowych w oficjalnym dyskursie to jeden z tych wyróżników kanadyjskiej polityki, którego wartość trudno przecenić. Może nawet jej cecha kluczowa? Wszak – mimo ważnych gestów i zdecydowanych deklaracji – Kanada wcale nie należy do równościowej czołówki, przynajmniej według światowych rankingów poświęconych różnym aspektom życia kobiet, od wysokości zarobków po liczbę absolwentek uczelni wyższych. Jeśli patrzymy na liczby, Kanada na pewno nie jest liderem, choć oczywiście plasuje się dość wysoko. Jeśli jednak spojrzymy na wątki, jakie dzięki Trudeau zostały poddane publicznej dyskusji – choćby tylko w prasowych analizach „trudeaumanii” – trudno przecenić kanadyjską siłę oddziaływania.

1 kobiety w kanadzie

Za przykład niech nam posłuży zeszłoroczne Światowe Forum Ekonomiczne. Według przygotowywanego z tej okazji rankingu Global Gender Gap Report (skupiającego się przede wszystkim na czynnikach wpływających na nierówności płacowe kobiet i mężczyzn), Kanada zajęła 35. miejsce wśród 144 państw. Kanadyjskie media analizują oczywiście takie raporty i punktują systemowe słabości, ale świat obiegły raczej słowa Trudeau wygłoszone podczas jednej z dyskusji panelowych. Premier przywoływał sugestie swojej żony, że tak samo jak wspiera ich córkę i zachęca ją do działania, tak też powinien uczyć synów, jak traktować kobiety, by w przyszłości zostali feministami just like dad. Stwierdzenie Trudeau, że „nie powinniśmy bać się słowa »feminizm«” zostało nagrodzone brawami.

Podobnie rzecz ma się z parytetem w rządzie powołanym przez kanadyjskiego premiera. Wszyscy mają w pamięci słynną odpowiedź Trudeau na pytanie, dlaczego wśród powołanych przez niego ministrów połowę stanowią kobiety: „Bo mamy 2015 rok”. Żaden z innych rządów ostatnich latach nie okazał się tak symboliczny, choć równą liczbą kobiet i mężczyzn wśród ministrów mogła się pochwalić w ostatnich latach m.in. Hiszpania (rząd utworzony w 2008 roku), Francja (powołany w 2012 roku) czy państwa skandynawskie; co więcej, w norweskim rządzie z 2005 roku przewagę zyskały kobiety.

Do znaczących – choć pozornie może drugorzędnych – decyzji rządu Trudeau należą zmiany w nowej serii kanadyjskich banknotów. Wizerunki umieszczane na pieniądzach w uproszczeniu pokazują, co zajmuje istotne miejsce w wyobraźni zbiorowej danego narodu. Niewiele miejsc wydaje się bardziej reprezentacyjnych i symbolicznych – i obsadzonych równie niesymetrycznie pod względem płci. 8 marca 2016 roku Trudeau ogłosił, że do końca 2018 roku zostanie wyemitowany banknot, na którego awersie po raz pierwszy pojawi się wizerunek wybranej wybitnej Kanadyjki. Co prawda na 20-dolarowym banknocie (i rewersie każdej monety) znajduje się portret królowej Elżbiety II, ale zajmuje ona to miejsce jako monarchini Kanady.

2 kobiety w kanadzie

Kobieta na banknocie, niby drobiazg. Jak ważny to krok, świadczyć mogą dyskusje, które co jakiś czas wybuchają w kolejnych krajach i zazwyczaj grzęzną na etapie rozważań lub oddolnych działań niewspieranych przez rządzących. Warto zaznaczyć, że w Kanadzie również wszystko zaczęło się od społecznej inicjatywy, którą wsparło ponad 73 000 obywateli.

W oficjalnie otwartym naborze zgłoszono ponad 26 000 (!) kandydatur kobiet, które powinny zostać uwiecznione na kanadyjskich banknotach. Bank Kanady wytypował 461 bohaterek, które spełniały określone kryteria. Przykładowo nie mogły być to postaci fikcyjne, mimo że wiele osób głosowało na Anię z Zielonego Wzgórza – dobrze znaną bohaterkę powieściowej serii Lucy Maud Montgomery. Sama pisarka znalazła się natomiast na liście zawierającej ostatnich 12 nazwisk wyłonionych w przedostatniej turze. Ostatecznie zdecydowano, że na 10-dolarowym banknocie znajdzie się portret Violi Desmond (1914-1965), czarnoskórej aktywistki sprzeciwiającej się segregacji rasowej

Z eksponowaniem w przestrzeni publicznej historii kobiet czy emancypacyjnych dążeń w ogóle jest w Kanadzie nieźle. Jeśli chodzi o obecnie obowiązującą serię banknotów, wprowadzoną w 2011 roku, to na rewersie 100-dolarówki umieszczono wizerunek badaczki pochylonej nad mikroskopem, symbolizującej kanadyjski wkład w odkrycia medyczne. W 2016 roku wyemitowano z kolei okolicznościową monetę przypominającą stuletnią rocznicę nadania kobietom prawa wyborczego w trzech pierwszych prowincjach. Ostatnie lata przyniosły też fundację wielu pomników upamiętniających aktywistki walczące o prawa kobiet. W 2012 roku przed budynkiem parlamentu w Quebec City – jakby dla przeciwwagi wobec szeregu figur męskich bohaterów otaczających historyczny gmach – odsłonięto rzeźbę przedstawiającą cztery kobiety ważne dla polityki tej prowincji. W reprezentacyjnych miejscach kilku miast (m.in. Calgary) oraz przed zabudowaniami Parlamentu Kanady w Ottawie stanęły natomiast pomniki Famous Five.

Może to właśnie w Famous Five można poniekąd upatrywać źródeł charakterystycznego Equality Matters, kanadyjskiego położenia akcentu na równość dla wszystkich – jako takich samych obywateli. W 1928 roku większość Kanadyjek miała już od kilkunastu lat prawo wyborcze (jedynie mieszkanki prowincji Quebec musiały poczekać jeszcze do roku 1940), a w 1921 roku wybrano pierwszą deputowaną do Izby Gmin. Kobiety wciąż nie mogły jednak kandydować do Senatu, co – przynajmniej pozornie – stwierdzała Ustawa o Brytyjskiej Ameryce Północnej z 1867 roku. Pięć aktywistek, znanych później właśnie jako Famous Five, wystosowało w tej sprawie oficjalne zapytanie do Sądu Najwyższego Kanady: czy słowo „osoby” (persons) w sekcji ustalającej zasady kandydowania do Senatu odnosi się także do kobiet?

Co prawda sąd zaprzeczył, ale apelacja złożona do sądu brytyjskiego odniosła ostatecznie pozytywny skutek. Decyzja ta nie tylko otworzyła kobietom drogę do Senatu, lecz także wprowadzała nowe możliwości interpretowania prawa – oczywiście na korzyść kobiet, oficjalnie uznanych już za „osoby”. W tzw. Persons Case można więc upatrywać swoistego poprzednika feministycznego hasła „Women’s rights are human rights”. Kobiety są osobami, a prawa kobiet to prawa człowieka.

4 kobiety w kanadzie

Kolejnym krokiem na drodze równouprawnienia w sferze wyobraźni zbiorowej jest zmiana wprowadzona do pierwszego fragmentu kanadyjskiego hymnu państwowego zaczynającego się od słów: „O Canada / Our home and native land! / True patriot’s love in all thy sons command…”. W czerwcu 2016 roku partia Trudeau przegłosowała ustawę zmieniającą frazę „in all thy sons” na „in all of us”. Argumentowano, że w takiej formie odnosi się wreszcie do wszystkich obywateli oraz nie wyklucza kobiet, które dotychczas nie mogły identyfikować się ze słowami najważniejszej narodowej pieśni, wymieniającej jedynie „synów” Kanady.

Oczywiście feministyczne postulaty wprowadzone do przestrzeni publicznej nie rozwiążą kwestii płciowej nierówności w magiczny sposób. Jako najważniejszy problem Kanady na tym polu wymienia się dyskryminację i przemoc wobec kobiet o pochodzeniu indiańskim, a przede wszystkim wysoką liczbę morderstw i zaginięć wśród tej grupy. W 2016 roku powołano komisję śledczą badającą tę sprawę, obiecywaną przez Trudeau podczas wyborów, która na razie skupia się na zbieraniu informacji o ofiarach.

Wśród słabych punktów kanadyjskiego systemu wymienia się także stosunkowo niską aktywność polityczną kobiet i wciąż istniejące nierówności płacowe. Grégoire Trudeau szczególnie wspiera edukację dziewcząt, jest kanadyjską ambasadorką kampanii „Because I Am a Girl”. Włącza się również w kampanie dotyczące zaburzeń żywieniowych, otwarcie mówiąc o bulimii, z którą zmagała się w młodości. Do angażowania się w politykę zachęca zaś młode kobiety organizacja Equal Voice. Prowadzi projekt „Daughters of the Vote” skupiający 338 Kanadyjek (w wieku od 18 do 23 lat), które reprezentują swoją lokalną społeczność i jednocześnie wdrażają się w działalność polityczną. Z tymi właśnie delegatkami spotkał się 8 marca tego roku Justin Trudeau.

Tego samego dnia premier zapytany przez dziennikarzy o to, kim chce zostać w przyszłości jego córka Ella-Grace, tłumaczył: „Wiecie, to ośmiolatka. Część niej chce być księżniczką, a część gwiazdą rock’n’rolla”. I dodał: „Ja staram się natomiast wpoić jej braciom, że może być kimkolwiek chce, kiedy dorośnie. Bo to ważny przekaz”. 

5 kobiety w kanadzie

Fot. materiały prasowe