Z jednej strony nasi dziadkowie oraz rodzice wychowani na retoryce powojennej uczyli się o nierównościach społecznych, kapitalistach, obszarnikach, wyzyskiwanych klasach niższych – chłopach, robotnikach... i wreszcie o kobietach. Z drugiej, nasze pokolenie miało już do czynienia z kompletnie odmienną narracją – wybicie się Polski na niepodległość, wizją biednego aczkolwiek ambitnego kraju z trudem i dumą odbudowującego swój potencjał. Wątek społeczny w tej narracji zszedł raczej na dalszy plan. Warto się jednak zastanowić, „jak to było naprawdę”, zwłaszcza w przypadku kobiet.

Zaczniemy więc od sprawy oczywistej. W najpowszechniejszym modelu społecznym przed II wojną światową rolą kobiety było opiekowanie się dziećmi i prowadzenie gospodarstwa domowego, którego utrzymaniem zajmował się mąż. Mimo istnienia środowisk o odmiennych tradycjach i okresowych zmian wynikających z przejściowych trudności, chociażby kryzysu ekonomicznego, który ogarnął cały świat w latach 30. XX wieku, wzorzec ten był powszechnie przyjęty i akceptowany. Ujmując rzecz najprościej: w owym czasie kobiety trwały w pewnym zawieszeniu między społeczeństwem tradycyjnym i nowoczesnym. Z jednej strony hasła emancypacyjne były już dobrze znane i nie szokowały opinii publicznej, a praca kobiet wynikająca z uprzemysłowienia stała się w niektórych rejonach codziennością, z drugiej jednak strony typowym portretem młodej kobiety była marzycielka, której główną ambicją było dobre zamążpójście. 

Kobiety borykały się więc z wizerunkiem pozbawionej uczuć emancypantki lub słabej, bezwolnej istoty. Nic więc dziwnego, że kobiecość wymagała ponownego zdefiniowania. W jednym z numerów czasopisma „Bluszcz”, uznawanego za główny oręż do kształtowania kobiecego charakteru, starano się na nowo określić te cechy, które pasowałyby do wyzwań ówczesnych realiów. Maria Grossek-Korycka, wszechstronnie uzdolniona poetka, tłumaczka i publicystka, prorokowała rozwój nowego, wyższego porządku kobiecości. Jak miał wyglądać ten „kobiecy cud”? Autorka stwierdziła: „To przesąd, że się nie daje połączyć słodycz i moc, delikatność i energia, miłość i dzieło –polot intuicji i żelazne tryby logiki. Cechy te wykluczają się na niższym stopniu w pierwotnej psychice, ale się kojarzą ze sobą doskonale w psychice wyższej (...). Kobieta, przyswajając sobie metody ścisłego myślenia, logizując swoją inteligencję przez tresurę szkolną, nie potrzebuje bynajmniej zatracać wrodzonej intuicji  przeciwnie należy ją ochraniać od zakusów rozumu, który jest agresywny i dąży do rozstrzygania sam o wszystkiem. Inteligencja wyższa rozporządza dwoma aparatami, z których każdy ma wyznaczoną dziadzinę: będzie miała parowóz do jeżdżenia po ziemi i samolot do latania w powietrzu. Logika tylko założy hamulce, opanuje tylko impulsywność i instynktowność kobiecego prymitywu, które są rozpaczą dla rozumu i tak często nieszczęściem dla życia” (M. Grosek-Korcyka, Świat Kobiecy, „Bluszcz” nr 1, 2/1926 r.). Nowoczesna kobieta, powinna więc być wykształcona, samodzielna, a do tego korzystać w pełni z wewnętrznej siły intuicji i charakteru. Brzmi znajomo? 

1 kobiety w dawnej polsce

Rzecz jasna, proroctwa M. Grossek-Koryckiej nie byłyby możliwe bez doniosłych zmian w sferze polityczno-prawnej. Po odzyskaniu niepodległości nastąpiły zasadnicze przeobrażenia, które wyznaczyły tory usamodzielnienia kobiet. Pora na odrobinę polityki. Zgodnie z dekretem Tymczasowego Naczelnika Państwa z 1918 r. kobiety otrzymały bierne prawo wyborcze. Apele działaczek Komitetu Wykonawczego Zjazdu Kobiet Polskich, które tak nawoływały o przyznanie praw wyborczych paniom: „Kobiety, przyszłość Wasza w ręku Waszym! Zdobywajmy prawa!” - wreszcie odniosły skutek. Jak niecodzienna była to sytuacja niech świadczy choćby odniesienie do filmu „Sufrażystki” (2015), przedstawiającego mozolną i długą walkę Brytyjek o prawo do głosu. Kolejnym kamieniem milowym był rok 1921 oraz modyfikacja niektórych przepisów prawa cywilnego dotyczących kobiet. Na mocy nowej ustawy zniesiono obowiązek wspólnego zamieszkania małżonków. Żona w razie zaginięcia męża przejmowała zarząd nad całym majątkiem, oprócz tego zyskała również możliwość występowania przed sądem bez upoważnienia wydanego jej przez męża. W razie gdy mąż nie zapewnił odpowiednich warunków bytowych rodzinie, żona miała prawo na drodze sądowej ubiegać się o swoje prawa, a nawet domagać się części majątku. Można zatem stwierdzić, że dokładnie 96 lat temu kobieta, przynajmniej formalnie, przestała być własnością męża, bo jak zauważają historycy co prawda prawa zaczęto wyrównywać, ale szanse równe nie były. Chociażby w pracy.

W okresie międzywojennym z roku na rok rosła liczba kobiet pracujących. W 1921 r. udział kobiet w populacji zawodowo czynnych wynosił 29,13%, a w 1931 r. wzrósł do 31,37%. Środowisko to było bardzo zróżnicowane i zależne od klasy społecznej. O ile w przypadku ziemiaństwa sytuacja kobiet nie uległa większej zmianie w porównaniu do lat wcześniejszych (głównym zarządcą i gospodarzem majątku był mężczyzna i dopiero gdy go zabrakło, pozycję tę zajmowała kobieta), o tyle największe przeobrażenia zaszły w sferze „inteligencko-mieszczańskiej”. Zmiana pozycji i roli (w tym zawodowej) kobiet w skali ogólnospołecznej miała swój początek właśnie w tym środowisku, a następnie była przejmowane przez przedstawicielki innych klas społecznych. Kobiety wywodzące się z inteligencji mieszczańskiej najczęściej zajmowały stanowiska pracownic umysłowych albo zasilały szeregi tzw. wolnych zawodów. Praca w charakterze np. sekretarek była już przyjęta przed I wojną światową, tak więc wraz z rozrostem biurokracji nastąpiła fala zatrudnień kobiet na tym stanowisku. Nowością było natomiast powierzanie kobietom stanowisk kierowniczych, co wiązało się również z posiadaniem przez nie wyższego wykształcenia. Jednak należy podkreślić, że takie sytuacje miały głównie miejsce w sekretariatach, bibliotekach i innych profesjach, w których kobiety były już obecne od lat. Pomimo coraz większej aktywności kobiet na rynku pracy ich sytuacja płacowa była z dzisiejszego punktu widzenia gorsząca. Wypłata mężczyzny na równorzędnym stanowisku była średnio o 40% wyższa! Dodatkowo wciąż istniały grupy zawodowe, do których kobiety nie miały wstępu, np. wszelkie stanowiska kierownicze w administracji (kobieta nie mogła dajmy na to objąć teki ministra). Nie zatrudniano ich także na stanowiskach sędziów, notariuszy, prokuratorów (prokurator Alicja Horn, bohaterka słynnej powieści T. Dołęgi-Mostowicza była wyłącznie wytworem wyobraźni autora), nie mówiąc już o wojsku i policji (z wyjątkiem służb specjalnych).

Ponadto nie miały co liczyć na „etat” w dyplomacji. Pod tym względem Polska niewiele różniła się od ówczesnego świata. Niewielką grupę stanowiły kobiety na uczelniach wyższych, natomiast coraz więcej przedstawicielek płci pięknej wykonywało wolne zawody – pojawiały się lekarki, adwokatki stanowiąc awangardę kobiet pracujących. I co istotne, to właśnie środowisko kobiet zamężnych, lepiej sytuowanych, dla których praca stanowiła połączenie ambicji i społecznikowskich zapędów było przede wszystkim przedmiotem zainteresowania, ale i głównym odbiorcą publicystki w stylu czasopisma „Bluszcz”. Kwestia ta w odniesieniu do kobiet, dla których praca zawodowa była koniecznością, rzadko była poruszana.

Kilka słów warto poświęcić również elicie kobiet pracujących, a mianowicie niewiastom, które mogły pochwalić się statusem gwiazdy. Sławomir Koper w książce „Królowe salonów II RP” opisuje m.in. karierę sceniczną i bajeczne życie Poli Negri, Lucyny Messal  legendy warszawskiej operetki czy triumfy sportsmenki Haliny Konopackiej. Bez wątpienia ich kariery budziły podziw zarówno męskiej, jak i żeńskiej części społeczeństwa, jednak należy pamiętać, że stanowiły zaledwie garstkę spośród tych wszystkich kobiet, którym praca artystyczna czy sportowa nie przyniosły spełnienia, fortuny i bogactwa.

Konkludując, przed wojną – o ile kobieta nie była zmuszona do pracy  w dobrym tonie pozostawało poświęcenie się rodzinie. Niemniej, warunkiem pozytywnego wizerunku kobiety pracującej było wzorowe wykonywanie przez nią obowiązków domowych i rodzinnych. Zaangażowanie w pracę zawodową nie mogło kolidować z rolą żony i matki, inaczej kobieta traciła poparcie społeczne w kwestii samodzielnej aktywności. A co z tymi wszystkimi kobietami, które sytuacja życiowa wbrew ich woli zmusiła do pracy, z wdowami i starymi pannami, które najczęściej były wypychane poza przyjęte normy i ramy? Kobietami wiejskimi (nie ziemiankami), których praca w żaden sposób nie była normowana, czy tymi, które w wyniku trudnych sytuacji życiowych zeszły na drogę występku, również moralnego? O tym w następnym tekście. 

Fot. wikipedia.org