Nawiązując do hasła propagowanego przez „Barłóg literacki”, zapytam: dlaczego jeśli nie będziemy czytać, umrzemy?

Większość naszego życia spędzamy w wyobraźni i w historiach, które nie zdarzają się realnie. One sprawiają, że nasze codzienne życie jest do zniesienia. Uważam, że gdybyśmy nie mieli możliwości tego literackiego eskapizmu, to rzeczywiście byśmy umarli, ponieważ nie wytrzymalibyśmy ze sobą 24 godziny na dobę. A książki pozwalają nam uciec w strefę, w której jesteśmy bardziej skupieni na tym, o co w życiu chodzi, nie rozpraszamy się na codzienne drobnostki. Albo w ogóle odpuszczamy sobie jakikolwiek sens i bawimy się w surrealne gry i w to, że świat jest zupełnie inaczej skonstruowany. Krótko mówiąc – czytanie zapewnia nam komfort psychiczny, łączność ze sobą i daje nam narzędzia, za pomocą których możemy opisać i zrozumieć świat.

To była specyfika mojego pokolenia – buntowaliśmy się przez książki, poezję: czytało się Jima Morrisona i wiersze Sylvii Plath. Były takie książki kultowe, które po prostu trzeba było przeczytać.  

Obecnie, kiedy żyjemy w ciągłym niedoczasie, coraz trudniej znaleźć chwilę na lekturę. Masz jakieś konkretne sposoby na wygospodarowanie tego czasu? Trzymasz się jakiejś dyscypliny albo masz swój rytuał, którym możesz się podzielić?

Tak, bardzo chętnie doradzę. Nie jestem ortodoksyjną czytelniczką, nie uważam, że książki występują tylko w formie papierowej i najlepiej grubsze niż 200 stron. Chodzi o to, żeby wchłaniać słowa dobrego gatunku, niezależnie od tego, na jakim nośniku one występują. Nawet w formie audio. Osobiście jestem wielką fanką podcastów, które są takimi mini-książkami. Uwielbiam podcast Invisibilia czy This American Life, a także, produkowaną przez amerykańskie radio publiczne powieść non-fiction w wersji audio „S-town”. Jestem za tym, żeby tak jak włączamy odruchowo przy śniadaniu radio, telewizor czy przeglądamy Facebooka, tak samo odruchowo codziennie czytać czy słuchać po kilka stron. Bo przecież nie chodzi o to, żeby teraz sobie powiedzieć „wezmę się za siebie i zacznę czytać”, jakbyśmy planowali fitness przed latem, tylko po prostu robić to małymi kroczkami. Zapewniam, że jak się człowiek przyzwyczai, to się od tego bardzo łatwo uzależni; trochę jak w piosence Jefferson Airplane „White Rabbit” – „feed your head” – jak już raz zaczniesz, to później nie możesz przestać.

 

Łukasz Orbitowski niedawno na swoim blogu napisał, że jego sposobem na codzienną lekturę jest otwarcie butelki piwa i czytanie tak długo, aż dopije je do końca. W Polsce taki sposób mógłby się dobrze sprawdzić.

To jest świetny pomysł, szczególnie, że w pewnej dawce i piwo, i książka działają przed snem kojąco. Na pewno ma się wtedy lepsze sny niż zamartwiając się tym, co wydarzy się następnego dnia w pracy lub bombardując się dużą ilością obrazów z telefonu czy laptopa. Też oczywiście oglądam czasami seriale przed zaśnięciem, ale wydaje mi się, że jednak lepiej zasypia się do historii z książki – to sprawia, że nasze fale mózgowe uspokajają się, wyciszamy się, zwalnia nam się rytm, a tego w dzisiejszych czasach bardzo potrzebujemy.

3 reading room karolina sulej 

7 reading room karolina sulej

Pamiętasz swoje pierwsze czytelnicze wybory? Sama sięgałaś po książki czy jednak rodzice musieli cię trochę nakłaniać?

Mój tata jest inżynierem i zajmuje się mechaniką pojazdów gąsienicowych, czyli czołgów. Dużo czytał, ale były to książki głównie związane z jego zainteresowaniami branżowymi. Czytał jednak też powieści i reportaże, więc to od niego nauczyłam się, że kompletowanie biblioteki jest fajne, nawet jeżeli w życiu zawodowymi niekoniecznie potrzebuje się tego rodzaju książek. Ja sama zaczęłam czytać jako nastolatka, byłam typem dziewczyny, którą dzisiaj określilibyśmy mianem nerda. Lubiłam spędzać czas sama i z osobami, które sobie wymyślałam albo o których czytałam w książkach. I bardzo dużo tego, jaką jestem kobietą dzisiaj, wzięło się właśnie z czytania. Osoby z mojego najbliższego otoczenia również dużo czytały. To była chyba specyfika tamtego pokolenia – buntowaliśmy się przez książki, poezję: czytało się Jima Morrisona i wiersze Sylvii Plath. Były takie książki kultowe, które po prostu trzeba było przeczytać. Moja prawdziwa przygoda z książkami zaczęła się właśnie wtedy. Natomiast moja potrzeba pisania książek zaczęła się nawet wcześniej, bo jedną straszliwą powieść napisałam, kiedy byłam w pierwszej klasie liceum. Opowiadała o zazdrosnej siatkarce, która zabija swojego wybranka. Był to absolutny koszmar (śmiech). Jeżeli chodzi o czytanie, to uważam, że warto jak najwcześniej wyrobić w sobie ten odruch, ponieważ idzie za tym wiele korzyści: łatwiej uczy się nowych rzeczy i z pewnością jest się bardziej odpornym na różnego rodzaju manipulacje i zalew informacji, które często nie mają żadnego sensu. W książkach jest akurat tyle informacji, ile potrzeba. Opowieść nie jest bełkotem, na który możemy natrafić w internecie, ale ma na celu do czegoś nas doprowadzić, do jakiejś prawdy, czymkolwiek by była.

 

A kulturoznawstwo, które studiowałaś, miało wpływ na twój stosunek do czytania?

Wtedy odkryłam czytanie na nowo, z innej strony. Na studiach dowiedziałam się, że w literaturze chodzi też o to, żeby zrozumieć jakimi jesteśmy ludźmi. Nie tylko, aby się upajać tym, jak coś jest dobrze napisane, ale po prostu docenić, że ktoś wyszedł właśnie z taką propozycją do czytelników. I podobny stosunek do książek mamy z Sylwią Chutnik w „Barłogu literackim” – nie kierujemy się tym, że będziemy czytać tylko literaturę wysoką albo określone gatunki, nie chcemy też niszczyć książek zajadłą krytyką. Już sam fakt, że są i że komuś chciało się je napisać w dobie bardzo trudnego rynku książki, niewysokich zaliczek, niskich nakładów, spadku czytelnictwa, wydaje się bardzo ważny. I też oczywiście uwielbiamy książkę jako przedmiot. To, że mam tutaj tyle książek, to nie tylko ciężar merytoryczny, ale też pewnego rodzaju dekoracja, rodzaj ogrzania domu, ponieważ książki są ciepłe, a każda z nich niesie ze sobą pewien rodzaj wspomnienia. Bardzo lubię oglądać je jak zdjęcia, traktuję to jak rodzaj kręgosłupa. Bardzo często zapominamy, jak przeszliśmy pewną drogę intelektualną albo emocjonalną, żeby być tym, kim jesteśmy. Książki nam o takich rzeczach przypominają.

 

Masz taką książkę, która towarzyszy ci od bardzo dawna i nie chcesz się z nią rozstawać?

Mam taką książkę, przeczytałam ją, gdy miałam szesnaście lat i są to „Dzienniki” Sylvii Plath  od lat nastoletnich do trzydziestu jeden lat, kiedy popełniła samobójstwo. Nawet dzisiaj często je podczytuję. Bardzo pomogła mi w tym, aby zrozumieć nie tylko to, jak chcę pisać i myśleć o literaturze, ale też co jest bardzo ciekawego i bardzo trudnego w byciu dziewczyną.

4 reading room karolina sulej 

Czy twój księgozbiór jest jakoś oddzielony od książek twojego męża?

Byłoby świetnie, ale nie jestem tego rodzaju osobą  uporządkowaną. Mój mąż jest skipperem, więc ma dużo książek związanych z pływaniem. Chcieliśmy podzielić księgozbiory tematycznie, ale nie udaje się utrzymać ich na miejscu, ponieważ jedną książkę się wyciąga, inne przybywają. W efekcie są dosyć pomieszane. Nie wiadomo, gdzie zaczynają się moje, a gdzie kończą jego. Tutaj jest trochę żeglarskich, tam jest trochę modowych, tutaj książki związane z tematami Zagłady i II wojny światowej, którymi się zajmuję. Tam na końcu są książki kucharskie, jest też trochę poezji, książek amerykańskich i związanych ze sztuką. A tutaj mam jeszcze książki reporterskie. Dodatkowo książki trzymamy też w sypialni.

 

Pracujesz obecnie nad kolejną książką?

Piszę teraz książkę o Coney Island. To takie miejsce w Nowym Jorku, miejsce metafora, gdzie mieści się teren dawnych legendarnych parków rozrywki. Dziś również są tam parki rozrywki, ale trochę innego rodzaju. Druga część tej wyspy to jeden z najbardziej skomplikowanych etnicznie i pod względem ekonomicznym obszarów w całych Stanach. Jest to bardzo specyficzne połączenie – Ameryka w pigułce.

 

(przechodzimy do drugiego pokoju)

Tutaj mam album dotyczący Coney Island, który powstał na podstawie wystawy w Brooklyn Museum. Trzymam go przy łóżku, bo jak widzisz książki nam się już nie mieszczą, dlatego część trzymamy w sypialni, trochę zalega jeszcze w piwnicy, nieustannie jakieś oddaję. Mam bardzo dużo książek, które recenzuję te są przechodnie. Tutaj leży porcja książek gotowych do omówienia w następnym „Barłogu”. Są w użyciu i cały czas się przemieszczają. Tutaj mam książkę pt. „Ślady Holocaustu w imaginarium kultury polskiej”, którą ostatnio wydałam razem z moim zespołem do badań nad Zagładą. Pozycja ta opisuje, w jaki sposób pamiętamy w obrazie, słowie i praktykach kulturowych II wojnę światową i Holocaust. Tutaj mam też oczywiście swoją własną książkę, której bardzo nie lubię wyciągać i za którą już nie przepadam. Jest to książka pt. „Modni. Od Arkadiusa do Zienia” i jest to pierwsza polska książka non-fiction, która powstała o modzie. Dzisiaj napisałabym ją inaczej ale to chyba naturalna przypadłość literacka, poporodowa.

2 reading room karolina sulej

To, że mam tyle książek, to nie tylko ciężar merytoryczny, ale też pewnego rodzaju dekoracja, rodzaj ogrzania domu, ponieważ książki są ciepłe, a każda z nich niesie ze sobą pewien rodzaj wspomnienia. Bardzo lubię oglądać je jak zdjęcia, traktuję to jak rodzaj kręgosłupa. Bardzo często zapominamy, jak przeszliśmy pewną drogę intelektualną albo emocjonalną, żeby być tym, kim jesteśmy. Książki nam o takich rzeczach przypominają. 

A jaki masz stosunek do okładek? Mają na ciebie wpływ?

Wydaje mi się, że jest to bardzo dobry dodatek do książki. Jak już wspominałam, traktuję książki przedmiotowo, lubię ładny papier, styl i grubość czcionki. Nawet ostatnio wyszła taka książka wydana przez Karakter pt. „Książka. Najpotężniejszy przedmiot naszych czasów zbadany od deski do deski”, opisująca ewolucję książki jako konceptu przez lata. Aczkolwiek wydaje mi się, że bardzo brzydka okładka nie pogrąży dobrej literatury. Na przykład ta – „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood, która została wydana ponownie z okładką serialową i cóż… nie jest to arcydzieło, ale jest do przeżycia. Bardzo lubię np. serię ekologiczną wydawnictwa Marginesy, która jest bardzo spójna i ładna. Czytam też dużo na Kindlu i książki w pdf-ie.

 

Czyli wersja elektroniczna w niczym nie przeszkadza.

Wydaje mi się, że bardzo ułatwia. To jedna z możliwości. Ludzie ciążą teraz ku książkom, które mogą być fetyszem, czyli przepięknych, bibliofilskich wydań do postawienia na półce. Resztę kupują w formie elektronicznej. Może właśnie te przemiany, dziejące się teraz, doprowadzą do nowych zjawisk w czytelnictwie, a nie do jego zaniku. Dlatego też robimy ten program z Sylwią. Wydawało nam się, że trzeba po prostu zmienić formę przekazu.

9 reading room karolina sulej

Jakim typem czytelnika jesteś? „Barłóg” postuluje dosyć swobodne, nieformalne podejście do lektury.

Zdecydowanie uwielbiam czytać w łóżku. Czytam w łóżku przed zaśnięciem, ale też w środkach komunikacji, lubię czytać w wannie, czasami czytam też przy jedzeniu. Dodanie książki do różnych czynności, nadaje im samym waloru. Ale na przykład nie lubię czytać w kawiarniach, bo często się wtedy dekoncentruję i patrzę na ludzi. Lubię też po książkach pisać. Zapiski sprawiają, że taka książka jest bardziej moja, a ja tylko bardziej ją przeżywam i pamiętam. Uważam, że książki są po to, żeby żyły i zużywały się.

 

Pożyczasz?

Pożyczam, z całą odpowiedzialnością, bo one bardzo rzadko wracają, ale liczę, że ktoś też mi kiedyś pożyczy i o tym zapomni. Staram się być wyluzowana, jeżeli chodzi o podejście do książek i nie zapominam, że chodzi jednak o przyjemność czytania.

 

Masz jakieś swoje miejsca, w których lubisz kupować książki?

Mam swój ukochany antykwariat Kwardyga, który teraz współpracuje z „Barłogiem literackim”. Mają tam nie tylko stare książki, ale też mnóstwo wydań np. z lat 90., których już nigdzie nie ma. Więc żeby spotkać ładne wydanie albo powieść, której już nikt nie wznowił, warto zaglądać do antykwariatów. Teraz książki w księgarniach mają bardzo krótkie życie, szybko są wydawane i szybko znikają. Później trafiają do antykwariatów. Jestem wielką fanką książek anglojęzycznych, więc dużo książek kupuję w wersji elektronicznej, a te stanowią już inny księgozbiór.

Uważam, że powinniśmy czytać przede wszystkim te książki, które coś w nas zmieniają, dzięki którym czujemy się w danym momencie życia bardziej świadomi. Wydaje mi się, że to jest sedno literatury – poruszenie opowieścią o człowieczeństwie własnym i cudzym. Bycie z książką jest medytacyjnym byciem z samym sobą.

5 reading room karolina sulej 

Zdarza ci się odwiedzać jakieś księgarnie lub antykwariaty w podróży?

Jasne, nawet jak byłam na Karaibach, to na jednej z wysp, Bequia, wstąpiłam do kawiarenki, gdzie znalazłam książkę antropologiczną „Wyobrażając sobie Karaiby”.

 

W „Barłogu” macie również cykl „Książki osobliwe”. Pamiętasz najbardziej osobliwą książkę, na jaką trafiłaś?

Dostałam taką świetną książkę osobliwą od Małgosi Halber – „Seks nietypowy” Lwa-Starowicza, ale teraz chyba niestety jej nie znajdę…

6 reading room karolina sulej 

Domyślam się, że jako dziennikarka i współprowadząca „Barłóg literacki” jesteś zmuszona czytać kilka książek naraz.

Niestety. Rzadko czytam dla przyjemności, bo większość książek, po które sięgam, jest związana z redakcją „Wysokich Obcasów” albo „Barłogiem literackim”, albo z książką, którą piszę, albo z książką, którą będę pisać. Niestety, obecnie do większości książek muszę mieć utylitarne podejście. Ale oczywiście zdarzają się lektury, które czytam tylko dla przyjemności. Taką książką była z pewnością „Ganbare! Warsztaty umierania” Kasi Boni – moim zdaniem jeden z najlepszych reportaży ostatnich lat. Zakochałam się w niej i nie chciałam jej kończyć. Inną bardzo ciekawą książkę polecił mi mój mąż – który pływa na jachtach – to pamiętnik Laury Dekker, dziewczyny, która w wieku 14 lat wypłynęła w samotną podróż dookoła świata, co wywołało sporą sensację w Holandii.

 

Widzę, że w twojej biblioteczce przeważa literatura faktu.

Czytam sporo fikcji, ale moje serce jest rzeczywiście z non-fiction. Sama piszę non-fiction, jestem po szkole Mariusza Szczygła i Wojtka Tochmana i współpracuję z wydawnictwem „Dowody na istnienie”. Oprócz tego bardzo lubię czytać książki, które pokazują, że ludzkie historie mają w sobie potencjał przepięknej opowieści i nie trzeba do nich zbyt wiele dodawać.

10 reading room karolina sulej

A jakie książki, z reportaży i nie tylko, mogłabyś polecić?

Bardzo lubię „Głód” Martina Caparrósa – epicki reportaż o głodzie, który ma ponad siedemset stron. Przebrnięcie przez to jest intelektualnym i emocjonalnym wyzwaniem. Mocno poruszyła mnie jego opowieść o cierpieniu, którego na co dzień nikt nie zauważa. Objętość książki była w tym wypadku wręcz zaletą, bo lubię historie, z którymi możemy obcować przez dłuższy czas, szczególnie tak wspaniałe jak ta. Podobnie miałam z „Moją walką” Knausgårda. Przypomniała mi się również Zaide Smith, którą uwielbiam, a która przyjaźni się z Knausgårdem. Ona jest unikalnym połączeniem intelektualistki i niezwykle zmysłowej kobiety. Wydaje mi się, że ten rodzaj literatury jest nam w Polsce potrzebny, literatury środka, która w żadną stronę nie skręca za bardzo.

 

Są takie książki, które uważasz, że każdy powinien przeczytać albo czujesz, że sama powinnaś je przeczytać?

Nie byłam w stanie przeczytać Marcela Prousta. Zatrzymałam się na początku i dalej nie mogłam przebrnąć. Czasami dostaje mi się od przyjaciół, że każdy wykształcony człowiek powinien Prousta znać i przeczytać. W ogóle nie uważam, że jest coś takiego jak książki, które powinno się przeczytać. Myślę, że każdy, kto zacznie czytać, dojdzie do tych książek, które stanowią tzw. kanon. Bo one i tak w pewnym momencie się gdzieś pojawią. Jeżeli się ich nie przeczyta, to w końcu zacznie ich brakować jako kontekstu czy referencji i będzie trzeba się z nimi zapoznać. Nie da się przeczytać wszystkich kanonicznych lektur, to jest jakiś aberracyjny pomysł, który bardziej odstrasza od czytania niż zachęca. Obowiązek czytania tego, co miało nam zapewnić intelektualną glorię, skończył się wraz z serią „Gazety Wyborczej” pt. „Klasyka literatury”, którą wszyscy kupili, postawili na półce i nikt nie przeczytał. Nie lubię tego rodzaju zadań, uważam, że powinniśmy czytać przede wszystkim te książki, które coś w nas zmieniają, dzięki którym czujemy się w danym momencie życia bardziej świadomi. Wydaje mi się, że to jest sedno literatury – poruszenie opowieścią o człowieczeństwie własnym i cudzym. Bycie z książką jest medytacyjnym byciem z samym sobą.

A czytanie i rozmawianie o książkach jest również ciekawym zajęciem towarzyskim, co staramy się udowodnić w „Barłogu literackim”. Kultura generalnie jest dosyć poręczna. Mi książki przypominają, kim jestem i cały czas pokazują, że ciągle się rozwijam – a to jest fajne. Nie pamiętam zakładek w swojej przeglądarce internetowej, a przeczytane historie zostają ze mną na długo.

12 reading room karolina sulej 

Fot. Marcos Rodriguez Velo