Osiem lat temu duet, który powstał trochę z przypadku, stał się jednym z wiodących głosów na polskiej indie-folkowej scenie. Zaczynali jako para śpiewających po angielsku aktywistów, żywiołowych i zarażających pasją amatorów. Teraz, w pełni świadomi swoich możliwości artyści, powracają z czwartym albumem, gdzie mierzą się z tematami aktualnymi dla pokolenia obecnych trzydziestolatków. W rozmowie z nami opowiadają o swojej przyjaźni, strachu przed nacjonalizmem, szacunku dla Boba Dylana, koncertowaniu z Moniką Brodką i karierze, która idzie swoim torem. 

 

W mediach często toczy się dyskuja o romantycznych związkach prowadzonych na odległość i trudach z tym związanych. Jednak rzadko zastanawiamy się, jak jest z przyjaźnią w tego typu sytuacjach. Skoro podkreślacie, że to właśnie „przyjaźń jest podstawą waszej twórczości”, chciałem spytać: jak to jest z utrzymywanie relacji na odległość?

Karol: Pewnie jest trochę jak w romantycznej relacji między dwójką ludzi. Trzeba się przede wszystkim dobrze komunikować.  

Paula: Faktycznie. U nas jest troszkę inaczej, bo mamy wspólną robotę do wykonania, więc siłą rzeczy, to napędza kontakt. Akurat my to chyba za dużo ze sobą rozmawiamy (śmiech).

 1 paula i karol

Making of klipu Rocky, fot. Agnieszka Kokowska

A jakby robota was nie łączyła? Relacja by przetrwała?

Karol: Na pewno byłaby inna, ale jestem pewien, że tak. Działalność zespołu i pisanie piosenek, to tylko część naszych wspólnych tematów czy zainteresowań. Jesteśmy normalnymi przyjaciółmi, którzy się wspierają, czasem mają do siebie pretensje, etc. Nic by tego nie zmieniło.

Paula: Nie mam zbyt wielu znajomych w Hamburgu, a mieszkam tam już cztery lata.

Karol: Tu przecież nie chodzi tylko o mnie. Paula ma masę przyjaciół w Polsce, z którymi jest blisko i dystans tego nie zmienił.

Paula: Jednak ty jesteś moim najlepszym przyjacielem.

Karol: To tylko w jedną stronę działa.

Paula: Oooo? (wszyscy się śmieją). Zespół sprawia, że ciągle jestem „zanurzona” w Warszawie, bo jestem tu średnio raz w miesiącu. Może przez to znajomi zapominają, że ja mieszkam na co dzień w Hamburgu?

 

Ja nie zapominam, że jesteście fanami Boba Dylana, a szczególnie Karol. Jak zareagowałeś na całe zamieszanie z Noblem dla artysty?

Karol: To jest ciężki temat, bo ja nie kumam tej sytuacji. Wydaje mi się, że poprzez stanie się ikoną, Bob Dylan wymyślił sobie tryb funkcjonowania, który go trochę odizolował od rzeczywistości. Oczywiście, mogę tylko spekulować, bo nie znam osobiście Dylana (śmiech). Jednak jako fan, bardzo się cieszę z tej nagrody. Jego słowo pisane miało niesamowity wkład w kulturę, bo spod jego ręki wychodziła najlepsza literatura.

 

Jeden z waszych fanów na Facebooku zastanawiał się, czy wasz singiel „Rocky” nawiązuje do słynnego boksera, podobnie jak robił to Dylan w „Hurricane”.

Karol: Naprawdę (śmiech)? Dylan otwiera moją ulubioną płytę [„Desire” z 1976 roku – przyp. red.] historią niesłusznie oskarżonego o gwałt boksera. Sprawa miała oczywiście tło o podłużu rasowym. Dylan napisał niesamowity tekst opisujący całą historię. Przepiękny numer, ale „Rocky” jest o czymś zupełnie innym...

Paula: Nasz singiel opowiada o byciu w relacji, która troszeczkę przytłacza. To nie musi być relacja romantyczna.

Karol: Opowiadamy też o dorosłości, podejmowaniu decyzji. Ostatnio rozmawialiśmy z naszym przyjacielem z zespołu, który zauważył, że jest to numer o mniej romantycznym, a bardziej pragmatycznym spojrzeniu na relację. Chodzi o podjęcie świadomej decyzji, a nie chwilowe uniesienie.

 

Skoro jesteśmy w temacie świadomowych decyzji  Karol kiedyś powiedział w wywiadzie, że dopiero, kiedy się zaprzyjaźniliście, to zaczęliście pisać razem. Jest w tym coś intymnego, osobistego?

Paula: Dopiero, jak się zaprzyjaźniliśmy? Ja mam wrażenie, że od początku działania razem, pisaliśmy wspólnie.

Karol: Czekaj, czekaj. Dopiero na drugim czy trzecim spotkaniu, po spędzeniu kilku dni ze sobą...

Paula: ...nie byliśmy jeszcze przyjaciółmi i nie znaliśmy się za bardzo! Myślę, że muzyka była magnesem i choć lubiliśmy się od początku, to nie było jeszcze między nami głębokiej więzi, gdy pierwsza twórczość powstawała.

Karol: To była też inna relacja, jeśli chodzi o pisanie. Ja trochę rządziłem...

Paula: ...ale też słuchałeś mnie uważnie! I wspierałeś.

Karol: Tak, to prawda.

Paula: Pragnę tylko podkreślić, że muzyka nie zrodziła się z wielkiej przyjaźni. Zanim się dobrze poznaliśmy, potrafiliśmy dogadywać się w sprawach muzyki. Po prostu zaczeliśmy razem grać, a reszta przyszła sama.

Karol: Na pewno byliśmy sobą zauroczeni i zafascynowani. Pamiętam, że jak się poznaliśmy, od początku jarałem się, że grasz na skrzypcach i cymbałkach, jarałem się twoim śpiewem. Pierwszego dnia dałaś mi składankę z ulubionymi utworami i wszystko mi się na niej podobało. Ja konserwatywnie żyłem Dylanem, a Paula przygotowała mi mix off’owych i folkowych rzeczy z Kanady. Do tej pory moja kariera DJ’ska opiera się na tych utworach (śmiech).

Paula: Mieliśmy super przelot, który spowodował silne zauroczenie muzyczne.

Karol: Jedna rzeczy wydaję się ciekawa. Od początku byliśmy bardzo otwarci i szczerzy ze sobą. Może nie byliśmy przyjaciółmi od pierwszych dni współpracy, ale nie było między nami dystansu.

 

Oboje jesteście dziećmi psychologów.

Paula: Tak i oboje potrafimy bardzo szybko przejść na intymne i poważne tematy z ludźmi. Jeśli chodzi o Karola, to ja byłam w szoku, że znalazł się ktoś, kto „wydobył” muzykę ze mnie. Byłam naukowcem, który tylko chciał sobie trochę pośpiewać, poćwiczyć – taki aerobik (śmiech). Myślałam, że jestem fatalna i nie spodziewałam się, że ktoś potraktuje mnie poważnie. Karol się jarał moimi próbami, dostrzegł melodie we mnie i przy nim czułam się kimś innym.

Karol: Pierwsza melodia, którą ułożyłaś [artysta zaczyna nucić  przyp. red.], to jedna z najlepszych rzeczy, jakie napisaliśmy.

 

Prześledzenie waszej kariery przyprawiło mnie o słodko-gorzkie refleksje. Otwieram artykuły z 2010 roku, czytam o „nowej nadziei” i „jakości” na polskiej scenie. Kiedy wydaję się, że od tego etapu wasza kariera wystrzeli, po dwóch czy czterech latach można było przeczytać podobne rzeczy, a wy dalej tkwicie w niszy.

Paula: No tak. Nasza kariera szła nieraz mocno do góry, co my sami potrafiliśmy zahamowywać. Często o tym myślę.

Karol: Nie wiem, czego ludzie się spodziewali, co może się wydarzyć po naszym debiucie...

3 paula i karol

Making of klipu Rocky, fot. Agnieszka Kokowska

Bardziej zastanawia mnie, czego wy się spodziewaliście.

Karol: To jest też kwestia naszych decyzji. Mi się podobało, że Paula chce być socjologiem. Fajne jest poczucie, że „nie musisz”, że istnieją alternatywy poza muzyką.

Paula: Nie chciałabym, żeby nasza kariera potoczyła się inaczej, bo uwielbiam moje życie naukowe. Byłam naukowcem zanim zaczął się nasz zespół. To prawda, był taki moment, że rzuciłam pracę na uczelni, żeby w pełni się poświęcić zespołowi i w rezultacie... czułam się źle. Miałam wrażenie, że nie po to robiłam doktorat, żeby żyć jako muzyk. A czasem żałuję, że nie jestem nim na pełen etat. Może jest to dziwne podejście, ale nic na to nie poradzę.

Karol: Ja mógłbym godzinami na ten temat rozmawiać. Przede wszystkim cieszę się, że potrafiliśmy przetrwać jako zespół i ta nasza działalność muzyczna dostosowała się do naszych osobistych potrzeb. Bardziej rozpiera mnie duma z osiągnięć, niż smutek z rozmyślania nad niewykorzystanymi okazjami. Zobacz, np. jeździmy do Niemiec, mamy tam bookerów i wierną grupę fanów, nasze płyty wydawane są na winylu. W Polsce możemy zagrać w ogólnokrajowej telewizji, a ja od dwóch lat żyję wyłącznie z muzyki. To są duże rzeczy. Nawet jeśli nie przekłada się to na te „mieszkania z zaiksów”, to my nie czujemy rozgoryczenia.

 

Uczucie rozgoryczenia towarzyszy singlowi „Our Town”. Jaki koncept stał za klipem do tego utworu?

Paula: Robert Bęza miał wizję psychodelii w mieście, gdzie my jesteśmy takimi...

Karol: Dziwakami.

Paula: Takie było ogólne założenie, że zwiedzamy to miasto jako ludzie, którzy nie do końca do niego pasują.

Karol: Fajnie, że klip uchwycił trochę miejsc, które przemijają bądź zaraz przeminą. To jest zmieniające się miasto i nasza nieudolność w zadbaniu o nie.

Bardziej chcieliście się skupić na uniwersalności przestrzeni miejskiej czy chodzi o Warszawę w tym utworze?

Paula: Warszawa jest dla mnie trochę przytłaczająca i frustrująca i starałam się zawrzeć to uczucie, że jeśli tak patrzysz na miejsce, w którym żyjesz, to nie do końca wiesz, co ze sobą zrobić.

Karol: Dla mnie ten numer jest komentarzem do niektórych społecznych napięć, których nasilenie obserwujemy od jakiegoś czasu: rasizm, migracje, nacjonalizm. Boję się skrajnych nacjonalistycznych działań.

 

Wspominałeś niejednokrotnie w wywiadach, że gdybyś umiał kalkulować w muzyce, to pisałbyś punkowe protest songi.  

Karol: To prawda, ale ja chcę z ludźmi rozmawiać i nie chciałbym doprowadzić do sytuacji, że ktoś o bardziej konserwatywnych poglądach, nie mógłby znaleźć miejsca dla siebie na naszym koncercie. Protest song trochę wyklucza dialog.

 

Jeden z utworów na nowej płycie nazywa się „Lost but not forgotten”. Czujecie się „zagubieni, ale nie zapomniani”?

Paula: Hmm, chyba nie w tym momencie (śmiech). Pisząc to, myślałam nad moim związkiem oraz jak się w nim czuję. Zawsze mam tak, że gubię trochę siebie w relacji z drugą osobą. Jednak pomimo frustracji, które z tego wynikają, trzeba zawsze pamiętać, że osoba, z którą jesteśmy w związku uczy, motywuje, pobudza. Tak jest?

Karol: No właśnie zastanawiam się, o czym jest ta piosenka i trochę nie wiem (śmiech). Przyznam, że ja czasem się czuję „zagubiony, ale nie zapomniany”. Myślę, że to byłoby dobre podsumowanie naszego zespołu, szczególnie w momentach zwątpienia. Niejednokrotnie w ostatnich latach nie wiedzieliśmy, co robić, ale pamiętaliśmy, kim jesteśmy i na czym nam zależy.

 2 paula i karol

Fot. Aurora Romano

Na czym wam obecnie zależy?

Paula: Na tym, żeby zespół trwał.  Żebyśmy my i każdy kto w nim gra czuł się dobrze. Żeby nie paść z przepracowania i ciągłych podróży, ale też żeby grać fajne koncerty i grać je coraz lepiej.

 

Macie jakieś wspomnienia ze wspólnej trasy z Moniką Brodką?

Karol: Świetny czas. Pełne sale, dużo fajnych przygód z załogą. Jesteśmy  wdzięczni Monice, że w ogóle chciała wziąć taki zespół jak nasz w trasę i się tym jarała. Wyciągnęła nas z małych warszawskich lokali. Pamiętam, że graliśmy często bisy, które były w pełni improwizowane.

 

To bardziej profesjonalna trasa, ale zaliczyliście też dużo mocno amatorskich i spontanicznych występów w mieszkaniach, klubach i na ulicach całej Europy i nie tylko. Byliście trochę jak bitnicy, ciągle „w drodze”?

Karol: Trochę tak. Uwielbiam być w busie, w trasie, choć nie tęsknię za spaniem na podłodze w parę osób.

Paula: Ciekawie spędzaliśmy czas w tamtych latach. Mieliśmy życie hipisowskie, bo jesteśmy trochę hipisami.

Karol: Trudne warunki jednak nas w pewnym momencie trochę zmęczyły. W moim przypadku alkohol się do tego przyczynił i przestałem pić.

 

Długo już nie pijesz?

Karol: Cztery lata. Ale bez przesady, dobrze wspominam tamte czasy.

Nigdy nie byliście parą, ale jak to określił kiedyś Karol, łączy was „przyjaźń, która wydaję się być abstrakcją”. Co miałeś przez to na myśli?

Karol: Zaobserwowałem, że mamy ciekawą historię z Paulą i zanim się poznaliśmy nasze drogi się mocno mijały, a doświadczenia życiowe były do siebie dość podobne. Paula urodziła się w Kanadzie, po czym wyjechała do Polski. Ja urodziłem się tutaj, a potem ruszyłem z rodziną do USA. Oboje jesteśmy z rozbitych rodzin, a nasi rodzice się trochę znali, a na pewno mieli wspólnych znajomych. Paula jeździła do Kawkowa pod Olsztynem i ja tam bywałem, ale w innych latach. Nasze doświadczenia są bardzo podobne i nasze spotkanie miało sens, ale mogliśmy tak naprawdę na siebie nigdy nie trafić.