Nic nie wskazywało na to, że dwie młode architektki Mania i Roksana, założą kosmetyczny concept store. W końcu kto chciałby marnować karierę architekta? Dziewczyny faktycznie poznały się przy wspólnym projekcie, w biurze architektonicznym. Mania właśnie skończyła studia za granicą (a mieszkała w Rzymie, Holandii i Korei), projekt się przeciągał, a ona znalazła wspólny język z biurową koleżanką Roksaną. Właściwie zaczęło się niewinnie. Dziewczyny pojechały na wspólne wakacje w dwutygodniową podróż po Azji. Wietnam, Birma, kilkudniowy trekking przez dżunglę totalnie je zachwyciły. Zdecydowanie mniej zachwycił je jednak azjatycki klimat. Gorące powietrze, brud i bardzo wysoka wilgoć sprawiły, że idealne cery pozapychały się, zanieczyściły i były mało instagramable, a że w przygodzie nie chodzi o piękny wygląd, dwa tygodnie podróży doprowadziły dziewczyny do wizerunku „na miotłę”. Dziewczyny zachwyciły się, ogromnym wyborem kosmetyków oferowanym nawet w sklepach wielkości naszych osiedlowych spożywczaków. Mani przypomniało się, jak jej mama zajawiona kosmetycznymi nowinkami zaczęła na modłę Koreanek myć skórę olejami, i że ona sama, kiedy mieszkała w Korei, używała wielu z lokalnych kosmetyków. Roksana zainwestowała w swoje pierwsze serum ze śluzem ślimaka, Mania w wybielający balsam, obie w maseczki w płachcie i właściwie wyszły obładowane kosmetykami do pielęgnacji, bo musicie to wiedzieć, dziewczyny zdecydowanie przedkładają pielęgnację nad kolorówkę i radość z zakupów tekstylnych. Wtedy też stało się jasne, że nie można w Polsce bazować na kosmetykach kupionych na miejscu. Trzeba je mieć już zawsze przy sobie. Ale gdzie je kupić? I tak powstał pomysł na koreański sklep konceptualny o wdzięcznej nazwie O jeju!
Lata poświęcone architekturze wcale nie poszły na marne. A już na pewno nie czas, jaki Mania spędziła za granicą. Od razu było wiadomo, że paskudna, ciemna i pomalowana na brązowo dawna burgerownia musi zostać rozświetlona, rozjaśniona, zmieniona na przestrzeń dziewczyńską, ale nie infantylną. Wiadomo było też, że meble muszą być zaprojektowane przez właścicielki, a każdy detal dopieszczony. I tak właśnie jest. Chyba nikt, kto wejdzie do O jeju, nie może nie ulec pokusie zrobienia sobie dyskretnego selfie w wielkim okrągłym lustrze w otoczeniu roślin i naturalnych kosmetyków. Jest pięknie, świeżo i bardzo butikowo. Myli się jednak ten, kto sądzi, że jest ą, ę. Pod nogami pałęta się schroniskowy pies Piotruś przygarnięty przez Manię, na stole leżą dziewczyńskie czasopisma i książki o pielęgnacji, a każdy, kto wejdzie, traktowany jest jako potencjalny znajomy. Zresztą sklep działa dopiero trzy miesiące, a już ma stałych klientów. Jeśli myślicie jednak, że na półkach znajdziecie tylko koreańskie marki, srogo się zdziwicie. Cały koncept polega na koreańskich metodach pielęgnacji, nie ma jednak powodu, żeby nie robić tego polskimi kosmetykami. Obie dziewczyny są wegetariankami o wysokiej świadomości ekologicznej i zależy im na wspieraniu niewielkich, lokalnych producentów. Chcą, żeby to, co było dostępne głównie online, u nich mogło być powąchane, przetestowane i obejrzane. Często promują małych producentów, którzy swoje wyroby tworzą w domach, a ich firma to jedna lub dwie osoby. Znajdziecie tu choćby świece Soyoosh albo kosmetyki Jan Barba, chociaż są i większe marki jak np. Mokosh.
Wydaje się jednak, że kosmetyki to właściwie tylko pretekst do pewnego dialogu. Lokalność nie tylko jest ważna, kiedy chodzi o wybór kosmetyków, które pojawią się na sklepowych półkach. Ważne jest też życie w komitywie z sąsiadami i stworzenie przestrzeni, która umożliwi dziewczyńskie rozmowy o pięknie, własnym biznesie, zarządzaniu czasem czy po prostu byciu. Ten pomysł Mania przywiozła z Holandii, gdzie społeczeństwo się integrowało i oddolnie tworzyło mnóstwo tematycznych inicjatyw, w których można było wziąć udział. U dziewczyn najważniejszy jest stół. Chociaż na co dzień leżą na nim mydełka, magazyny i wazony ze świeżymi kwiatami, podczas spotkań zamienia się w taki stół, jaki pamiętamy z domu. Stół wokół, którego gromadzi się rodzina i rozmawia. Na kanwie tej idei powstały O jeju x GIRLS, czyli dziewczyńskie brunche, podczas których można spotkać się i poznać z inspirującą bohaterkę, np. projektantkę biżuterii Polę Zag, a wyśmienite jedzenie znów po sąsiedzku dostarcza restauracja Zenit. Kolejną inicjatywą są holistyczne warsztaty dotyczące piękna, czyli cały cykl spotkań O jeju x SKIN. Cztery warsztaty gdzie eksperci edukują, jak zadbać o swoje piękno w każdym aspekcie. I tak można poćwiczyć pilates na pięknych matach Miamiko, a potem posłuchać Małgosi Wrzak, która mówi o holistycznym odżywianiu w służbie piękna. Wykładowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego Ania Bańbura i Michał Nowak dzielili się wiedzą, jak planować dzień, wprowadzić zmiany i zdrowe nawyki, a w serii planowane są jeszcze warsztaty z harmonijnego życia i alternatywnych sposobów dbania o zdrowie. Można więc powiedzieć, że drzwi O jeju się nie zamykają. Zresztą kiedy siedzimy w promieniach słońca przed kamienicą, pijamy wodę i rozmawiamy o tym, jak to wszystko się stało, co chwilę ktoś tęsknie zagląda do wnętrza lub próbuje wejść, mimo że w poniedziałki jest zamknięte.
Warto było rzucić karierę architektoniczną dla koreańskiej pielęgnacji? – pytam. Ależ my wcale jej nie rzuciłyśmy – śmieją się właścicielki. – Właściwie odkąd zaprojektowałyśmy nasz sklep, co chwilę ktoś prosi nas o to, żebyśmy zrobiły projekt wnętrza i dla niego. Cały czas się rozwijamy w obu kierunkach i właśnie to jest najpiękniejsze – opowiadają. Spytane o najbliższe plany mówią, że niebawem ruszy ich sklep online i bardzo, ale to bardzo chciałyby otworzyć sklep stacjonarny w Warszawie. Kiedy wpadają do nas dziewczyny ze stolicy, zdyszane, mające godzinę wolnego, zanim wsiądą w powrotny pociąg, mówią: – Zastanawiałyśmy się, co trzeba koniecznie zrobić, będąc w Krakowie i oczywiście przypomniało nam się, że trzeba odwiedzić właśnie was, u nas nie ma niczego takiego. Czujemy się wtedy superdocenione, fajnie gdybyśmy i u nich mogły być na miejscu.
ULUBIONA URODOWA SZTUCZKA MANI
Mam dosyć suche włosy. Są kręcone i na dodatek przesuszone rozjaśnianiem, często robię maseczkę z olejku z kamelii japońskiej (tsubaki), którą pozostawiam na włosach na noc przed myciem, dzięki czemu włosy są nawilżone i lśniące. Używam olejku również na mokre włosy tuż po umyciu i zaraz po wysuszeniu.
ULUBIONA URODOWA SZTUCZKA ROKSANY
Zdecydowanie maseczka z czerwonej glinki rozrobionej z hydrolatem z róży i paroma kroplami olejku z drzewa herbacianego! Fajnie wyrównuje koloryt, a olejek działa antybakteryjnie i zapobiega powstawaniu nowych zaskórników.
Fot. materiały prasowe