Paulina  Klepacz: Działacie od 2001 roku. Niewiele jest takich organizacji, do których młodzi ludzie mogą się zwrócić anonimowo z prośbą o pomoc, z problemami dotyczącymi seksualności. Jak wyglądały początki Pontonu?

Aleksandra  Józefowska: Istniejemy już około 16 lat. Najpierw funkcjonowaliśmy jako Grupa Młodzieżowych Doradców, potem długo jako Grupa Edukatorów Seksualnych, co jednak nie oddawało tego, że w zasadzie od początku niemal w 99% nasz zespół składa się z kobiet, z wolontariuszek, i dlatego od niedawna określamy się najczęściej jako Grupa Ponton. 

 

Paulina: A skąd się wziął „ponton” w nazwie? 

Ola: Pamiętam, jak na jednym z pierwszych zebrań to słowo wpadło mi do głowy na zasadzie prostego skojarzenia, że ponton to szalupa ratunkowa, niesie pomoc. Jednocześnie jest wykonany z gumy, rymuje się ze słowem „kondom”, więc wszystko gra. Nie przypadkowo też Ponton powstał przy Federze (Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny) – od początku mieliśmy u podstaw feministyczne ideały. Nasza organizacja wyrosła z potrzeby pomagania dziewczynkom. Zwłaszcza w Polsce kobieca seksualność wiąże się z opresją. Chcieliśmy wspierać dziewczynki, które nie wiedzą, co zachodzi w ich ciałach w okresie dojrzewania, i walczyć ze związanymi z tym lękami, ale też z nadużyciami seksualnymi, czy wreszcie chronić je przed nieplanowaną ciążą w bardzo młodym wieku, a także uczyć, że seksualnością można i warto się cieszyć. Lata pracy w Pontonie, spotkania w szkołach, dyskusje z młodzieżą, kontakt poprzez telefon zaufania pokazały nam, że nie możemy jednak zapominać o chłopakach. Nie możemy wyłącznie dziewczynom mówić, że powinny być asertywne, że mają swoje prawa, że kiedy decydują się na współżycie, to musi być na nie zgoda obu stron, że na antykoncepcję mogą się składać z partnerem itp. Tej wiedzy potrzebuje każda osoba. 

Paulina  Trojanowska: Pracując w telefonie zaufania, zauważam, że od jakiegoś czasu większość dzwoniących to właśnie chłopcy. 

Ola: Faktycznie coraz więcej chłopców się odzywa. Nie wiem, czy już przeważają nad dziewczynami, ale kiedyś dzwoniło ich stosunkowo mniej. 

 

Paulina: Z jakimi problemami dzwonią? 

Paulina: Z mojego doświadczenia wynika, że nie mają podstawowej wiedzy dotyczącej dojrzewania i seksualności. Wiele zostało do zrobienia, jeśli chodzi o uświadamianie dziewczyn w kwestii ich rozwoju, chłopcy w tym temacie też są pozostawieni w dużej mierze sami sobie. A oni, jak i mężczyźni w ogóle, żyją pod presją, są obciążeni stereotypami, doświadczają przemocy. I tak jak mamy sporo organizacji dla dziewczyn i kobiet, które dbają o nasze prawa w różnym zakresie, tak nie kojarzę takich organizacji dla mężczyzn. Poza organizacją, która broni praw ojców. 

Ola: Z drugiej strony to mi przypomina dyskusje akademickie z początku lat 2000 toczące się wokół gender studies – czy powinny to być zajęcia tylko dla kobiet, czy mają być dla wszystkich. Wzięło się to z tego, że ogólnie cała przestrzeń jest bardziej ukierunkowana na mężczyzn, więc czas na studia, które będą o tym, jak zadbać o prawa kobiet. Ale znowu – jak zmienić rzeczywistość, jeśli do tej zmiany nie przyłożą się też mężczyźni?

Paulina: I gdzie jest taka przestrzeń, w której faceci mogliby pogadać o swoich problemach, na przykład przedwczesnym wytrysku? Zaburzenia erekcji dotyczą dziś ponad 2 milionów mężczyzn. Coraz młodszych. I telefon zaufania, i nasze forum, a także raporty pokazują, jaka presja związana z seksualnością ciąży na współczesnych facetach – muszą się sprawdzić w łóżku, nie mogą odmówić stosunku, powinni być zawsze gotowi, chętni. Dlatego jest we mnie duża troska o chłopców, którzy nie mają gdzie się zwrócić ze swoimi dylematami, a przyznanie się do nich w grupie społecznej, w której funkcjonują, może być powodem ostracyzmu. 

 

Paulina: Na szczęście mogą zadzwonić do was, do Pontonu. 

Paulina: Dzwonią i pada z ich strony bardzo dużo pytań natchniętych pornografią. Zwróciłam też uwagę, że jeśli dzwoni chłopiec, to często rozmowa jest w trybie głośno mówiącym i odbywa się na przykład na imprezie. Mówi jeden odważny, ale kilka osób słucha moich odpowiedzi. Padają pytania typu: „czy można włożyć penisa w cewkę moczową?”, często są zadawane w formie żartu. Dziewczyny mają w sobie większą otwartość i odwagę, żeby porozmawiać o seksualności. Chłopcy wciąż zasłaniają się śmiechem.

Ola: Również obserwuję, że potrzebne jest wsparcie kolegów, użycie formy żartu. Z chłopcami znacznie mniej się rozmawia, co pokazał nasz raport oparty na wypowiedziach młodzieży na temat tego, jak wygląda wychowanie seksualne w ich domach. Mniej się z nimi rozmawia o seksualności, cielesności, bo nie ma do tego takiego pretekstu jak miesiączka w przypadku dziewcząt. Co za tym idzie, chłopcy nie wyrabiają w sobie umiejętności pytania, rozmawiania na te tematy. Choć przyznam, że mam na swoim koncie długie, poważne rozmowy telefoniczne z chłopakami, jeden na jeden. I jak wspomniała Paulina, wychodzą wtedy kompleksy spowodowane oglądaniem pornografii. Pojawiają się pytania, czy to jest normalne, że nie potrafią tak długo współżyć, jak to widzieli w filmie, lub to, że ich genitalia wyglądają inaczej niż u aktorów. Często ujawniają się lęki przed pierwszym kontaktem seksualnym – że nie sprostają wyobrażeniu seksu, które mają. Pojawiają się także telefony związane z brakiem asertywności u chłopców. Często zresztą słyszymy o decyzji o rozpoczęciu życia seksualnego spowodowanej presją społeczną, rówieśniczą. I chłopcy, i dziewczyny są przekonani, że wszyscy wokół uprawiają seks. W związku z tym sądzą, że jeśli oni nie będą go uprawiać, to będą w jakiś sposób gorsi. 

Paulina: Co więcej, młodzi ludzie mają wrażenie, że wszyscy uprawiają seks jak w „50 twarzach Greya”. Jestem związana z Pontonem od 7 lat i zauważam, że pytania coraz częściej dotyczą praktyk BDSM.

Ola: W ogóle obserwujemy presję, że wszystko musi być wyjątkowe, oryginalne. Niezależnie od wieku czujemy, że powinniśmy się czymś wyróżniać, w każdej dziedzinie życia. I bardzo często tym obszarem, gdzie trzeba być szczególnie fajnym, wyjątkowym, jest obszar naszej seksualności. Już nie wystarczy mieć partnera czy partnerki i po prostu uprawiać seksu.

1 grupa ponton wywiad girls room cyber kids

Paulina: Wypadałoby dołączyć do tego nietypowe gadżety, mieć niecodzienne fetysze?

Ola: Tak, i wszystko w porządku, jeśli sami taki seks wybieramy, kiedy to są potrzeby płynące z wewnątrz, a nie w jakiś sposób nam narzucone. Na podstawie tego, czym młodzi się z nami dzielą, wynika, że wielokrotnie w łóżku lądują dwie osoby, z których żadna nie miała rzeczywistej ochoty na kontakt seksualny lub nie była gotowa na eksperymenty. Ale nie dali sobie czasu. Przekaz popkulturowy brzmi: idź na całość, bądź gotowa na wszystko, nie bój się eksperymentów. Jeśli jeszcze dołączymy do tego łatwo dostępną pornografię, to mamy źródło przymusu, który odczuwają młodzi ludzie, aby iść czym prędzej ze sobą do łóżka, sprawdzić się. 

Paulina: Jednocześnie mam poczucie, że brakuje młodym tak podstawowej wiedzy, jak choćby tej, że w czasie stosunku waginalnego nie wkłada się penisa do macicy – tego dotyczyło pytanie 25-letniego mężczyzny do telefonu zaufania. I mamy dajmy na to rozmowę telefoniczną na temat praktyk BDSM, podczas której wychodzą braki w znajomości anatomii czy tego, jak wygląda mechanizm zapłodnienia.

Ola: Czy może się okazać, że jestem w ciąży, bo korzystałam z toalety publicznej? Tego typu pytania cały czas do nas wracają. Brakuje takiej postawy środka. Albo mamy do czynienia z osobami, które mają bardzo silne obawy przed zajściem w ciążę
– dziewczyny opisują nam sposoby zabezpieczania się i to są na przykład brane od roku tabletki antykoncepcyjne, do tego stosowane są globulki i prezerwatywa, ponadto partner powstrzymuje wytrysk, czyli naprawdę jest zero ryzyka, ale ta osoba pyta nas, czy jednak jesteśmy w stanie wskazać, że jakieś ryzyko ciąży jest, bo ją pobolewa brzuch. Taka osoba potrafi pisać czy dzwonić kilka razy. Albo mamy osoby, które są kompletnie niefrasobliwe – nie mają podstawowej wiedzy o seksualności i jej nie szukają, uprawiają seks z różnymi partnerami bez zabezpieczenia, wierząc w skuteczność stosunku przerywanego jako sposobu zapobiegania ciąży i kompletnie nie zajmując się tematem chorób przenoszonych drogą płciową, a co za tym idzie – bardzo dużo ryzykują. 

Nie możemy wyłącznie dziewczynom mówić, że powinny być asertywne, że mają swoje prawa, że kiedy decydują się na współżycie, to musi być na nie zgoda obu stron.

Paulina: Szkolna edukacja seksualna jest dziś gorsza niż kilka temu. Lekcje WDŻ nie spełniają ważnego zadania – nie dostarczają rzetelnej informacji o szeroko pojętej seksualności. Wasza działalność jest odpowiedzią na ten brak.  

Ola: Obecnie byłoby lepiej, aby obowiązkowe zajęcia z wychowania do życia w rodzinie, o które walczyliśmy przez wszystkie lata naszej działalności, nie zostały uchwalone. Bo nie chodziło nam o program naładowany kuriozalnymi treściami – gdzie na przykład przekonuje się dziewczynki, że ich jedynym celem jest wyjście za mąż i seks nastawiony na prokreację. Taką „wiedzą” wyrządzimy młodym ludziom krzywdę. 

Paulina: Problemem jest też niedostosowanie tego programu do potrzeb. Jest w nim coś zupełnie innego, niż to, o co pytają mnie dzwoniący. Program WDŻ nie jest odpowiedzią na realne potrzeby młodych ludzi. A wystarczyłoby ich o nie zapytać. 

 

Paulina: Ale wówczas wyszłoby na jaw, że chcą uprawiać seks, dowiedzieć się, jak to robić, na co nie ma zgody „ekspertów” pracujących nad wytycznymi do lekcji WDŻ.

Ola: Twórcy podstawy programowej mają kompletnie życzeniowe podejście. Sądzą, że jeśli dorośli wyraźnie napiszą w książkach, że nastolatki nie powinny uprawiać seksu, to przełoży się to na życie. A jest to nierealne. Seks będzie uprawiany, ale z poczuciem winy czy bez odpowiedniego przygotowania. Oprócz tego w programach WDŻ jest bardzo dużo stereotypizacji, na przykład obarczania młodych dziewczyn winą za potencjalne wykorzystywanie seksualne – są treści, które mówią, że trzeba się szanować, kontrolować, odpowiednio ubierać. Chłopców przekonuje się natomiast, że mają prawo się wyszaleć i jeszcze nie muszą być odpowiedzialni. Więc w tym momencie naprawdę lepiej, że te lekcje nie są obowiązkowe, bo takich lekcji byśmy sobie nie życzyli w szkołach.

 

Paulina: Młodzi też mają do nich raczej negatywne podejście. Wypisałam sobie kilka opinii z waszego raportu „Realizacja zajęć Wychowanie do życia w rodzinie” (2016): „Głupia sprawa, gdy któryś raz z rzędu jest powtarzany ten sam temat, na przykład budowa penisa. Mieliśmy to na biologii, na wdż-cie. Już na pierwszym roku wdż-tu było wszystko omówione, ale trzeba mieć to drugi rok, trzeci. Wałkowane w kółko tego samego  jest  trochę bezcelowe”, „Zero szału”, „Rozczarowanie. To są lekcje, które przekazują mi mniej, niż ja wiem. Będąc na tych zajęciach, mam wrażenie, że się cofam”.

Paulina: Zajęcia WDŻ miały w założeniu odstraszyć od uprawiania seksu, a tymczasem zraziły młode pokolenie do uczenia się o seksualności, ciekawości co do seksu. Na początku pracy z nowymi uczennicami i uczniami bardzo często spotykam się z niechęcią, przewracaniem oczami, że znowu o seksie, a więc coś nudnego. Została wykonana zła robota. Jednak dużo zależy też od osoby prowadzącej. W naszym raporcie, o którym wspomniałaś, znajdują się informacje, że niektóre osoby świetnie prowadzą zajęcia, są chwalone przez młodzież. Niestety, to wyjątki. 

Ola: W roku 2015 na zlecenie MEN i minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej Instytut Badań Edukacyjnych przygotował duży raport na temat edukacji seksualnej. Wynikało z niego, że zarówno młodzież, jak i rodzice życzą sobie tych zajęć w szkołach. Badane osoby wskazywały, że chciałyby, aby szkoła poruszała wszystkie tematy, w tym antykoncepcję, orientacje seksualne, aborcję – kwestie, o których młodzież chce dyskutować. Obecnie szkoła nie oferuje dyskusji, operuje raczej treściami mocno światopoglądowymi.

Choć mam za sobą 16 lat pracy, najbardziej szokujące dla mnie jest to, że na lekcjach WDŻ wciąż można się dowiedzieć kuriozalnych rzeczy. Mam tutaj fragmenty wypowiedzi uczniów, zacytowanych w jednym z raportów: „Dziewczyna, która współżyła przed ślubem, jest jak nadgryzione jabłko, którego nikt nie będzie chciał zjeść”, „Kobieta jest jak kwiat, który musi być zapylony przez owada”, „Prezerwatyw nie można stosować, bo mają pory, przez które przenikają wirusy, i będą tak naciskać na penisa, że odetną dopływ krwi i mężczyzna pozostanie bezpłodny”.

4 grupa ponton wywiad girls room cyber kids

Paulina: A co z tą „rodziną”, która zawarta jest w nazwie zajęć. Jak te zajęcia do życia w rodzinie przygotowują?  

Ola: Mamy do czynienia z tworzeniem na siłę jednej, obowiązującej wizji rodziny. W praktyce modeli rodzinnych jest wiele i żaden nie powinien być wykluczany. W jednym z naszych raportów była opisana sytuacja, która bardzo mi utkwiła w głowie – dziewczyna opowiadała o nauczycielce, która twierdziła, że dzieci wychowywane w rodzinach niepełnych wyrastają na osoby nienormalne. Użyła dokładnie tego słowa. Wtedy nasza bohaterka wstała z ławki i powiedziała, że w klasie jest 11 dzieciaków z niepełnych rodzin. To obrazuje zderzenie fantazji o doskonałym świecie, gdzie mama gotuje z córką zupę, a tata gra z synem na gitarze, ze światem rzeczywistym. Swoją drogą sam język też jest opresyjny, rozmawiając o kimś wychowującym się z jednym z rodziców,  mówimy „rodzina niepełna” – to brzmi jak ocena lub napiętnowanie. 

 

Paulina: Świat się zmienia, żyjemy w rzeczywistości zarówno realnej, jak i wirtualnej, zwłaszcza młodzi ludzie, i trzeba się do tych zmian dostosować. Wy, wychodząc im naprzeciw, pod koniec ubiegłego roku zrobiliście wraz z agencją Cyber Kids on Real kampanię online dotyczącą seksualizacji w świecie wirtualnym.

Ola: Zdecydowaliśmy się na kampanię online opartą na gifach, bo chcieliśmy trafić do nastolatków siedzących w internecie, którzy nie przyjdą do nas po broszurki ani nie zadzwonią. Programy wdrażane przez MEN kompletnie pomijają zagadnienia takie jak sexting, nękanie w sieci o charakterze seksualnym, nie pokazują, jak się przed tym bronić. 

Paulina: Szkoła zaczyna być coraz bardziej anachroniczna, a życie młodych ludzi w dużej mierze toczy się w świecie wirtualnym, na ekranie smartfona trzymanego pod ławką czy zeszytem, podczas gdy nauczyciel stoi z kredą przy tablicy. W domu rodzice też często nie nadążają za nowościami technologicznymi, pracują coraz dłużej i tym samym mają coraz mniej czasu dla dzieci, na poznawanie ich świata. 

Ola: Ale i my, pracujące z młodzieżą na co dzień, ledwo nadążamy. Przychodzimy na kolejne zajęcia i niemal zawsze dzieciaki informują nas o czymś nowym, wymieniają jakąś nową youtuberkę, która zajmuje się seksualnością, niekoniecznie przekazując wartościowe treści. A co dopiero rodzice i nauczyciele. 

Paulina: To jednak nie usprawiedliwia świata dorosłych, nie daje nam przyzwolenia, abyśmy pozostawali w takiej bajce, tkwili w ułudzie, że istnieje tylko jeden model szczęśliwej rodziny, która, niestety, daleka jest od rzeczywistości. 

Ola: I w fałszywym przekonaniu, że życie seksualne nastolatków nie istnieje, że dopiero po ślubie heteroseksualna para uprawia seks z miłości i w celu prokreacji. 

 

Paulina: Co więcej, waszą pracę postrzega się mylnie jako seksualizację młodzieży…

Ola: Tą kampanią chcieliśmy też pokazać, czym właściwie jest seksualizacja, bo samo słowo zostało zinterpretowane niezgodnie z definicją, obrócone przeciwko nam. Mówi się, że edukatorzy seksualni seksualizują młodzież, co po krótce ma znaczyć, że nakłaniają do uprawiania seksu.

 

Paulina: Tymczasem hasło kampanii dotyczącej seksualizacji to „Nie zmieniaj się na siłę” i dotyczy kreowania swojego wizerunku tak, aby był on seksowny w powszechnym rozumieniu.

Paulina: Młodzi ludzie, z którymi konsultowaliśmy kampanię w trakcie jej tworzenia, zdają sobie sprawę z tego, co robią, tak mocno się kreując, ale nie widzą w tym nic złego. Mówią, że tak wygląda ich świat. Niektórzy zastanawiali się, czy można sprawić, by osoby, które przerabiają zdjęcia, malują się, nie robiły tego, skoro takie postępowanie zapewnia im popularność w grupie. Dużo pozytywnych komentarzy dotyczyło tego, że kampania mówi o problemach i zagrożeniach, ale nie ocenia – na przykład gif dotyczący makijażu nie był krytyką malowania się w ogóle, ale wyjaśniał, z czego to malowanie wynika.

Ola: Makijaż może być fajny, ale nie powinno być tak, że jestem fajna tylko dlatego, że mam makijaż. Chcieliśmy to przekazać młodym ludziom w formie, która do nich najlepiej przemówi. Zwracamy też uwagę na kwestię asertywności. Wyznaczanie własnych granic, konsensualna zgoda na seks – to również taki absolutny basic, którego młodych ludzi trzeba nauczyć. W szkołach uczy się odmawiania przysłowiowego kieliszka wódki czy narkotyków i nie pojmuję, dlaczego te programy nie obejmują sfery seksualnej, skoro wiemy na podstawie badań przeprowadzonych przez Naukową i Akademicką Sieć Komputerową, że statystycznie rzecz ujmując, w każdej trzeciej klasie gimnazjum co najmniej jedna osoba wystąpiła nago przed kamerką internetową.

 

Paulina: Zastanawiam się, jak w takiej anachronicznej, bojącej się seksualności szkole mają się odnaleźć osoby, które nie przystają do heteronormatywnej wizji świata – homoseksualne, transpłciowe.

Ola: Nie odnajdują się. Piszą do nas o tym. I są to zazwyczaj długie listy. Jeden chłopak pisał, że nauczycielka była przygotowana tylko do omawiania związków heteroseksualnych. W innych kwestiach wypowiadała się nieudolnie, wyraźnie wstydziła się niuansów seksualności. Kiedy wspomniał, że są przecież inne orientacje, nauczycielka wyrzuciła go z klasy.

Paulina: Z moich doświadczeń edukatorskich wynika, że żaden temat nie wzbudza tak silnych emocji, jak orientacje psychoseksualne. To temat wywołujący kontrowersje, dzielący klasę, pokazujący, jak bardzo jest to zagadnienie nieprzepracowane albo właśnie postrzegane w stereotypowy sposób. Łatwo młodego człowieka ukierunkować na pewne myślenie, jeśli zostawiamy mu mało przestrzeni, narzucamy poglądy. 

Ola: Kiedy mam okazję pracować z gimnazjalistkami i gimnazjalistami, temat orientacji, owszem, powoduje jakieś napięcie, które jednak w wyniku rozmowy opada. To ważne zagadnienie, a jest zamiatane pod dywan. Tymczasem w każdej klasie może być przecież osoba nieheteroseksualna, która chce poczuć się równoprawna, zaakceptowana.

Paulina: W ogóle mało się daje przestrzeni młodym ludziom, aby samodzielnie kształtowali swoje zdanie. Są zdziwieni, kiedy proponuję dyskusję, przegadanie tematu. Ale to konieczne. Jeśli zdołają rozmawiać w grupie, łatwiej będzie o porozumienie w sytuacjach intymnych. Łatwiej będzie powiedzieć, na co mają ochotę czy też na co ochoty nie mają.

Ola: W Pontonie bardzo byśmy chcieli wspierać przekonanie, że seks jest fajny, pozytywny, radosny, przyjemny. Tymczasem bardzo często musimy pokazywać ciemne strony seksualności. Mówić komuś, że jeśli uprawiał seks na imprezie bez prezerwatywy, to możliwość ciąży jest, i to duża. Co więcej, istnieje jeszcze ryzyko infekcji przenoszonych drogą płciową.

Paulina: Bardzo często jest tak, że jeśli młodzież nie usłyszy tego od nas, to nie dowie się tego ze szkoły, z domu czy z internetu. 

 

Paulina: Potrzeba pracy u podstaw.

Paulina: Dotyczy to nie tylko nastolatków, ale też młodych dorosłych, jak i starszych. W Polsce mamy niepoodrabiane lekcje z seksualności. 

2 grupa ponton wywiad girls room cyber kids

Paulina: Więc trudno się dziwić, że młodzież o seksie nie rozmawia w domu rodzinnym?

Ola: W 2011 roku opublikowaliśmy raport „Skąd wiesz? Jak wygląda edukacja seksualna w polskich domach”. Takie tematy jak masturbacja czy przemoc na tle seksualnym są poruszane w nikłym procencie. Młodzi są pozostawieni sami sobie i to się odbija w telefonach do nas. Powtarzają się pytania, czy robię coś złego, masturbując się, czy będę niepłodny z tego powodu. Te pytania często bazują na przekonaniu, że plemniki się wyczerpią, np. jako kara. Kiedyś dostaliśmy mail od dziewczynki – pisała, że zdarza jej się czasem masturbować, ale to, co słyszała na temat ten, zawsze dotyczyło chłopców. Czy zatem ona jest jakaś nienormalna? I czy możemy napisać, że dziewczyny też się masturbują. To było dla mnie smutne, bo znów się okazało, że seksualność kobiet nie jest wystarczająco obecna w społecznej świadomości. Nawet kiedy nastolatkowie na zajęciach wypisują aktywności seksualne oraz różne ich synonimy i w końcu dojdą do tego, że masturbacja też się do nich zalicza, to wypisują potoczne określenia „walić konia” i pokrewne, które jeszcze dobitniej pokazują, że to aktywność „męska”. Masturbacja kobieca jest niewidoczna także w języku. W sumie problem zaczyna się już od określeń kobiecych narządów płciowych. Kiedy jesteśmy na poziomie małych dzieci, jest jeszcze OK, te wszystkie zdrobnienia pasują, ale w dorosłym życiu mamy do wyboru albo je, albo medykalizmy, albo wulgaryzmy. Zawsze pytam o te określenia młodych ludzi, bo ciekawi mnie, co myślą. Większość jest negatywnie nastawiona do zdrobnień i raczej ich nie używa. Zauważmy, że chłopcy wykorzystują słowo „cipa” lub „cipka”, kiedy chcą podkreślić, że któremuś z nich coś się nie udało, że ktoś jest niewystarczająco męski czy kiedy chcą się wzajemnie obrazić. Więc dla dziewczyn to słowo nie ma pozytywnych konotacji, jest po prostu wulgarne. Na stronach pornograficznych są takie hasła jak „gorące cipki”, ale już „gorących siusiaków” tam nie znajdziemy. Więc z jednej strony są pozytywne skojarzenia i próba odzyskania „cipki”, która wpisuje się w nurt pozytywnej seksualności, a z drugiej są dziewczyny, dla których te pornograficzne czy obraźliwe konotacje przekreślają „cipkę”. Ale zwykle jest tak, że w grupie pojawia się przynajmniej jedna dziewczynka, która mówi, że to było słowo używane u niej w domu przez mamę, zna je od dziecka i jest ono dla niej neutralne, fajne. Potem mamy słowo „wagina”, które dobrze się przyjęło, ale jednak ma coś w sobie formalnego, medycznego. 

Paulina: I określa tylko część żeńskich narządów płciowych, a nie całość. 

Ola: Jednak coś się powoli zmienia. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu na zajęciach z edukacji seksualnej słowo „wagina” nie występowało, nikt nie wypisywał go na tablicy. Wydaje mi się, że ono weszło trochę szturmem do języka i to dzięki serialowi „Seks w wielkim mieście”, gdzie co chwilę pada ta „vedżajna”.

 

Paulina: Może najlepsze byłoby nowe słowo na masturbację i nowe słowo na cipkę?

Ola: Potrzebne jest odzyskanie seksualności kobiet i „zadomowienie” jej w polskim języku – zarówno przez oswajanie słów, którymi dysponujemy, jak i poprzez tworzenie nowych określeń. Niestety, w języku mamy zakodowane piętnowanie kobiecej seksualności – słowo „srom” oznacza również wstyd i hańbę. Dlatego tak ważna jest pozytywna edukacja seksualna. Chodzi o to, aby dziewczyny, kobiety, uwrażliwiły się na te kwestie i nie odczuwały lęku, wstydu czy zagubienia, myśląc o swoim ciele. Teraz słowo „cipka” staje się coraz bardziej widoczne, pojawia się na manifach, strajkach kobiet – i super. Im więcej pozytywnych konotacji i nowych słów do wyboru, tym lepiej. 

Paulina: Czy będzie to „cipka”, czy jakiekolwiek inne określenie kobiecych narządów płciowych, to powinno ono należeć wyłącznie do kobiet.

 

PONTONOWY TELEFON ZAUFANIA

w każdy piątek 16:00 - 20:00

22 635 93 92

 

Grupa Ponton 

Grupa Ponton na Facebooku

Grupa Ponton na Instagramie

3 grupa ponton wywiad girls room cyber kids

Wywiad ukazał się w trzecim numerze magazynu "G'rls ROOM" (lato 2017).

Materiały graficzne wykonane przez Cyber Kids on Real publikujemy dzięki uprzejmości Grupy Ponton