Paula Szewczyk: To prawda, że ilustratorką zostałaś przez przypadek?
Ola Niepsuj: Prawda. Zawód znalazł mnie przypadkiem, chociaż kiedy dostałam się na Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi, mniej więcej tak wyobrażałam sobie swoją przyszłość. Ten pomysł na życie pojawił się dzięki studiom w Portugalii, gdzie zapisałam się na zajęcia z ilustracji, których na ASP nie było. Połączyłam to, czego nauczyłam się w Polsce,z tym, czym jest ilustracja, i dziś wypadkową tego połączenia jest to, co robię.
Paula Szewczyk: To bardziej praca rzemieślnicza czy artystyczna?
Ola Niepsuj: Rzemieślnicza, bo polega na rozwiązywaniu konkretnych problemów. Kiedy pracowałam nad plakatem Festiwalu Skrzyżowanie Kultur, musiałam zastanowić się, jak przedstawić ideę festiwalu zrozumiale na pierwszy rzut oka, jak celnie trafić do jego odbiorców, a także pozyskać nowych, jak oddać jego atmosferę, muzyczność czy ideę wielokulturowości, a przy tym sprawić, żeby plakat się podobał. Zwykle tak właśnie pracuję, podchodząc krytycznie do swoich pomysłów w poszukiwaniu słusznej koncepcji i formy. Sporo czasu poświęcam też na research. Właściwie projektowanie to ostatni etap.
Paula Szewczyk: Jak wygląda?
Ola Niepsuj: Poruszam się między kartkami, notesami i ścinkami gazet. Bardzo wtedy bałaganię. Gromadzę mnóstwo materiałów, bo nigdy nie wiem, co może się przydać. Cieszę się, że mogę im dać drugie życie, że zyskują nowe znaczenia w nowym kontekście. Kiedy kończę projekt, dokładnie sprzątam, chcę mieć czystą kartę (i stół) przed pracą nad kolejnym.
Paula Szewczyk: Nie lubisz mówić o sobie „artystka”?
Ola Niepsuj: Bo się nią nie czuję. Zazdroszczę artystom, mają dużo więcej wrażliwości oraz to coś, czego mi jeszcze brakuje, a czego może w ogóle nie będę mieć. Cieszę się, że zajmuję się projektowaniem, bo pozwala mi trzymać życie zawodowe w określonych ramach. Dzięki niemu nie odpływam, mogę zaplanować swoją zawodową drogę na kilka miesięcy do przodu.
Paula Szewczyk: Czym miałoby być to „coś”?
Ola Niepsuj: Nie mam pojęcia! Może wypieram się określenia „artystka”, bo wiąże się z nim określone, stereotypowe postrzeganie tego, kim artysta jest, często niestety nacechowane negatywnie. Za to projektant to osoba, która budzi więcej szacunku i zrozumienia dla swojej pracy, jest ona uzasadniona, ma określony cel i podlega obiektywnym ocenom, a nie tylko ocenom gustu, jak praca artysty.
Paula Szewczyk: Historia z propozycją pracy złożonej przez nieznajomego na Placu Zbawiciela jest prawdziwa?
Ola Niepsuj: Tak. Pracowałam w kawiarni, bo w mieszkaniu padł mi internet, gdy nieznajomy mężczyzna zajrzał mi przez ramię. Zobaczył moją ilustrację i zaprosił do współpracy, zostawiając wizytówkę. Okazało się, że to dyrektor artystyczny festiwalu Undergroundzero w Nowym Jorku, do którego zrobiłam identyfikację wizualną. Do dziś mamy kontakt. Dzięki tej znajomości udało mi się też na Manhattanie razem z Marysią Zaleską i Agatą „Endo” Nowicką przygotować wystawę polskich ilustratorów.
Paula Szewczyk: Nazywasz to szczęściem czy przeznaczeniem?
Ola Niepsuj: Szczęściem! Uważam się za wielką szczęściarę. Początki mojej drogi były wyjątkowo fortunne. Chociaż nie mam wątpliwości, że i tak najważniejsza jest praca – to jakieś 60% sukcesu. Na pozostałe 40 składają się po równo szczęście i talent. Sama zastanawiam się czasem, dlaczego mam tak dużo zleceń. Może to kwestia pokory?
Paula Szewczyk: I dobrej organizacji?
Ola Niepsuj: Znakomitej! Praca wolnego strzelca wymaga dyscypliny, a tu znów miałam szczęście, bo mogłam obserwować od dziecka, na czym polega biznesowe podejście – rodzice wspólnie prowadzą Pracownię Architektoniczną. Dzięki temu wcześnie zrozumiałam specyfikę pracy na własny rachunek.
Paula Szewczyk: Nie bałaś się, że ilustratorka to zawód, z którego nie da się wyżyć?
Ola Niepsuj: Moja babcia miała takie myśli, kiedy dostałam się na Akademię, była przerażona! W jej pokoleniu pokutował stereotyp artysty jako człowieka ledwie wiążącego koniec z końcem. Pracować zaczęłam jeszcze na studiach, więc już wtedy wiedziałam, że z projektowania można się utrzymać. Nie chcę mówić o obawach, ale jedyna, jaką mam, to że zacznę się powtarzać. Że stanę się przewidywalna, pozwolę odbiorcy się mną znudzić. Dlatego nie wychodzę z każdej okładki i każdej gazety. A jeśli pojawiam się często, to eksperymentuję.
Paula Szewczyk: Nie boisz się eksperymentów politycznych?
Ola Niepsuj: Nic a nic. Mówię o sobie „feministka”, angażuję się. Choć mam pewien kłopot z popfeminizmem, ale to już osobna historia. Bieżące tematy polityczne bywają trudne do zilustrowania, bo w dobie Internetu i popularności mediów społecznościowych, wiele już zostało powiedziane. Ale to, jak plakat polityczny potrafi zawładnąć przestrzenią, a stało się tak na lipcowych protestach przeciw reformie sądownictwa z plakatem „Konstytucja”, utwierdza mnie w przekonaniu, że autor w chwilach kryzysu też powinien zabrać głos, a ilustracja może mieć niesamowitą moc.
Fot. materiały prasowe