Tę historię już znamy i przepracowałyśmy ją wielokrotnie. Bracia Grimm, Disney, Hilary Duff, tańcząca Selena Gomez i bezdenna skrzynia reinterpretacji baśni o ładnej, skromnej, sympatycznej dziewczynie i marzeniu, które udaje jej się spełnić. Geremy Jasper uruchamia ją raz jeszcze. W stylu rodem z drogich, amerykańskich teledysków pogrywa z konwencją, stwarzając Kopciuszka wykraczającego poza schemat, do którego przyzwyczaiła nas popkultura. PS W tej opowieści nie ma miejsca na księcia.

1 patti candy

Patricię Dombrowski (Danielle Macdonald) należy sportretować, używając kategorii, których najbardziej nie lubimy – płeć: kobieta, rasa: biała, rozmiar: plus size. Ze snu o karierze raperki wybudzają ją dwa obowiązki: sprawdzenie, w jakim stanie jest matka po wczorajszej imprezie i odgrzanie w mikrofalówce owsianki dla babci. Gdy atmosfera w domu gęstnieje, Patti związuje włosy, wychodzi na ulicę New Jersey, zakłada słuchawki i unosi się nad popękaną szosą, dzielącą osiedlowe szeregowce. Muzyka przenosi ją do świata, który z założenia nie jest jej dedykowany  zamkniętej strefy męskości, definiowanej przez wulgarność i agresję, której aspirujący raperzy dają upust podczas ulicznych bitew freestyle’owych. Tytułowa bohaterka nagminnie przekracza ustanowioną granicę, udowadniając, że chcemy całego życia! i prędzej czy później je dostaniemy.

Lubię w tym filmie wyrazisty i spójny akcent tożsamościowy. Patricia wie, jaka jest. Wie, że trochę nie przystaje i de facto nigdzie nie należy  ani do domu, w którym kumulują się frustracje matki, ani do lokalnej, homogenicznej społeczności. Gdy po wykonaniu freestyle’u za plecami swojego idola, staje przed nim, słyszy: „Spodziewałem się zobaczyć kogoś innego”. Zatem kogo? Co istotne, film zupełnie odsuwa problem, który mógłby wydać się oczywisty kompleksu na tle fizycznym. Choć z ekranu docierają echa komentarzy dotyczących cielesności bohaterki jej obfitego biustu, wagi, piegów, kręconych włosów pozostają w sferze zewnętrznej. Patti ani razu nie daje do zrozumienia, że odczuwa dyskomfort wynikający z relacji ze swoim ciałem. W tekstach piosenek wielokrotnie artykułuje samoświadomość i dumę z niej. Reżyser koncentruje się na pokazaniu siły osobowości, determinacji i odpowiedzialności bohaterki: wyznaczaniu celów, konkretnych zadaniach i ich sumiennej realizacji. Patti Cake$ to nowy Kopciuszek, który nie gubi pantofelka, lecz odhacza kolejne punkty z samodzielnie skonstruowanej listy, a siłą, która owe działania napędza, jest to, co określamy jako girl power

Film Geremy’ego Jaspera ogląda się jak wysokobudżetowy teledysk, bo właśnie stąd bije źródło jego twórczości (wyreżyserował m. in. Dog Days Are Over Florence + The Machine czy Love You Like a Love Song Seleny Gomez). Autor korzysta z technik występujących we współczesnych klipach, flirtujeze znanymi już formami. I to jest ładne, przyjemne dla oka, sycące. Nieustannie wywołuje wrażenie deja vu raz dlatego, że przypomina Angelę The Lumineers, za chwilę Dark Horse Katy Perry. Wbrew pozorom zabieg ten nie powoduje rozdźwięku, bo jest estetycznym odzwierciedleniem zarówno tego, co widzialne, jak i tego, co wyobrażone. 

Idąc do kina z góry założyłam, że film mi się nie spodoba. Później przeczytałam, że miał premierę na Sundance, zebrał pozytywne recenzje i postanowiłam dać mu szansę. Ostatecznie nie jest to może mój ulubieniec - sporo w nim naiwności, właściwej temu gatunkowi, kiczu i hiperbolizacji. Dotyka jednak wielu istotnych kwestii społeczno-kulturowych. Przedstawia dziewczyńskie życie jako kolaż doświadczeń, których nabiera się, walcząc i niesie przesłanie, że nie jest lekko, ale należy w tej walce wytrwać. Dlatego lubię Patti i to, że ostatecznie jej wychodzi. 

Idźcie do kina z kimś fajnym, by zresetować się po ciężkim tygodniu. Z kimś, kto następnego dnia wyśle wam znaleziony na YoutTubie klip PBNJ, co wywoła niekontrolowane parsknięcie przez nos podczas podróży tramwajem do pracy.  

Fot. materiały prasowe