Masz sporo książek z biblioteki.

Bo lubię tam chodzić. Wypożyczanie sprawdza się, zwłaszcza jeśli nie masz gdzie trzymać książek. Regał w sypialni, tutaj druga warstwa i kolejny stos obok... Może kupię sobie skrzynki i tam poupycham książki. Z drugiej strony w mojej lokalnej bibliotece jest miejsce pełne bezpańskich książek, które można sobie zabierać, więc często mój bilans i tak bywa dodatni. Na przykład ostatnio wynalazłam tam sobie super stare wydanie „Dzieci z Bullerbyn” z czasów, gdy nie było mnie nawet na świecie. 

Coż, lubię zbierać książki. Fizyczne posiadanie niektórych tytułów wnosi trochę radości w moje smutne życie. Nie cierpię pożyczać, bo potem ciężko doprosić się zwrotu, więc siedzę na wielkiej górze książek jak smok Smaug.

 

Pamiętam, że przy twoim debiucie zastanawiałem się, kiedy udało ci się go napisać, bo obok przecież doktorat z farmacji, zajęcia ze studentami, praca w aptece, szkoła filmowa, kot…

To było dużo rzeczy na raz, więc dlatego dałam radę funkcjonować tak tylko rok. Mój organizm powiedział stanowcze „nie!”. Otarłam się o szpital i nagle wyszło, że nie jestem nieśmiertelna i niezniszczalna, a czasem warto po prostu odpuścić albo odpocząć. Świat się w tym czasie nie zawali. Na doktoranckich wzięłam dziekankę, z której nie wróciłam. Może po czterdziestce zacznę jeszcze raz, kto mi zabroni, tym bardziej, że miło wspominam pracę ze studentami. Trochę nie mogłam usiedzieć spokojnie w laboratorium, bo jestem narwana, ale satysfakcja z udanych badań to super sprawa. Szkoła filmowa trwała rok, skończyłam jeszcze grafikę, zrobiłam dyplom w pracowni ilustracji, bo mi się marzy zrobienie bajki dla dzieci, ale tak od zera, tak, że wszystko jest w niej moje – od historii po obrazki. Wzięłam też udział w warsztatach dramatopisarskich, żeby zobaczyć teatr od środka i w końcu zmierzyć się z dramatem jako formą literacką, a nie tylko życiową. Jak mnie nie ma w aptece, to pewnie siedzę w jakimś teatrze. Poza tym to, co zwykle – książki, kot i filmy. 

4 reading ROOM Aleksandra Zielinska 

Filmy?

Pomagam przy pisaniu scenariuszy. Należę do zespołu literackiego przy Studiu Munka, gdzie razem z innymi pisarzami wspieramy młode reżyserki i młodych reżyserów. Wspaniała robota, ciekawi ludzie i filmy, po które sama bym pewnie nigdy nie sięgnęła. Jak tydzień z kinem koreańskim.   

 

Sama piszesz?

Na razie nie, ale kiedyś za pełnometrażowy scenariusz się wezmę. Póki co, są książki, teraz trzecia. [We wrześniu tego roku ukazał się zbiór opowiadań „Kijanki i kretowiska” nakładem wydawnictwa W.A.B., który objęliśmy jako patronatem, a w czwartym numerze magazynu „G’rls ROOM” ukazało się jedno z opowiadań z tego zbioru – przyp. red.]

 

Długo powstawała?

Ponad rok, w sumie bliżej dwóch lat, zaczęłam pisać zaraz po ukończeniu drugiej powieści. Opowiadania pisało mi się prościej, lepiej. Czułam, że wracam po wielu trudach do miejsca, gdzie czuję się, jak w domu. W końcu od opowiadań zaczynałam wieki temu, kiedy wysyłałam krótkie teksty do redakcji czasopism fantastycznych.

 2 reading ROOM Aleksandra Zielinska

Dostałaś kopa po nominacji do nagrody Gombrowicza? [Aleksandra Zielińska została nominowana w czerwcu 2017 roku do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza za swoją drugą książkę „Bura i szał” (W.A.B.) – przyp. red.]

Tak, kopa owszem, ale pod kątem motywacyjnym. Nominacja i wyjazd do Radomia, żeby ją odebrać, były fajnymi przeżyciami, wniosły radości w moje raczej nudne życie. Odczarowałam swoje wyobrażenie o Radomiu, poznałam wspaniałych ludzi, przeżyłam kilka nowych przygód z tanimi liniami autobusowymi. Prawie jak wakacje. Zresztą, dobrze jak ktoś docenia to, co robisz, po prostu.

 

A tym kwiatom nie jest zimno na balkonie?

Uwielbiam hodować kwiaty, ale one nie lubią być hodowane przeze mnie. Ale w kuchni mam awokado, chcesz zobaczyć? Byłam kiedyś w Poznaniu u Kuby Wojtaszczyka, który na śniadanie zrobił mi pastę z tego owocu i poprosiłam, żeby podarował mi pestkę, abym sobie wyhodowała własne.  Powiedział, że „ni chuja, nic nie urośnie”. I co? Wyhodowałam. Znaczy hoduję, bo na owoce czeka się od czterech do siedmiu lat, zależy od źródła internetowego. O masz skarpetki w awokado!

 

Nie ma przypadków. A reszta?

Seler właśnie malowniczo żółknie, miętę zjadły jakieś insekty, pelargonie wytrzymały pół roku. Tylko kot przeżyje.

 

Młody jest.

Patrz, przygląda się, bo wie, że o nim gadamy, ale to ten rodzaj kota, który ma wszystko gdzieś, dom, mnie, świat…Zresztą, jest to bardzo szlachetne zwierzę, pewne siebie, obdarzone niekwestionowanym urokiem. Królewna Szyszka, po prostu. Nikt nie musi wiedzieć, że ma słabość do kartonów i toreb foliowych. 

1 reading ROOM Aleksandra Zielinska 

Dobra, to może o książkach pogadajmy, bo to „Reading ROOM”, choć uważam, że kwiaty są ciekawsze.

Ale książki nie umierają.

 

Nie da się ukryć. W którym miejscu pracujesz?

W kuchni. Zawsze. Przy stole, na taborecie bez oparcia, od którego bolą mnie plecy, ale byłam już dwa razy na pilatesie i czekam, aż bóle przejdą. A zresztą, jak boli, to znaczy, że się żyje. 

 

Z widokiem na awokado.

Tak. Są tam tylko kwiaty albo ich resztki. Nie ma książek, ale są wydruki, które właśnie uprzątnęłam. Ja nie poprawiam dużo, ale mój redaktor lubi pisać po moich tekstach i na takich kolorowych wydrukach pracuje mi się najlepiej. Zatem mam ten stos prozy i scenariuszy, bo scenariusze akurat lubię mieć pod ręką. Dużo łatwiej się wtedy o nich gada. Poza tym lubię pisać ręcznie, ale jestem mańkutem i często sama mam problem z odcyfrowaniem tych wszystkich mądrości, jakie wymyśliłam.  

 

Co czytałaś w trakcie pracy nad „Kijankami…”?

Davida Fostera Wallace’a. 

 

Przewidywalnie.

Czytałam go zanim był modny w Polsce! Naprawdę. To totalnie moje! No i mój level smutku. 

5 reading ROOM Aleksandra Zielinska 

Ale rozrzucony po kilku półkach. Nie masz natręctwa, żeby te książki jakoś specjalnie poukładać?

No właśnie czasem bym chciała mieć porządek. Trochę tu koczuję, nie czuję się jak u siebie, nie zmieniam tego mieszkania, bo wiesz, ja mentalnie mam trzynaście lat i mentalnie idę do gimnazjum, którego już nie ma. Układam sobie te książki jakkolwiek, biblioteczne tylko osobno, żeby nie pogubić, ale przeczytane wymieszały się z nieprzeczytanymi, tak samo z autorami, później wpadam w panikę, że coś, co leżało obok mnie, właśnie zaginęło.

(Przez chwilę rozmówcy poruszają temat najsmutniejszych piosenek świata i autorka pierwszy raz słyszy o Sad Kermicie, który wykonuje piosenki jednego z ulubionych piosenkarzy pisarki, czyli Elliotta Smitha, stąd już szybka droga do twórczości Aleksandry Zielińskiej.)

Czasem się zastanawiam, co sprawa, że moje książki są aż tak mocno odbierane, jako pesymistyczne. Ja wiem, że „Kijanki…” to książka, która nie sprawia, że jesteś szczęśliwy, ale ludzie ją odkładają i wracają do niej dopiero po kilku dniach, bo nie mogą czytać jednym tchem, tak ich dołują te opowiadania. 

 

Opowiadania po dwóch powieściach to odpoczynek? Inna forma, żeby się sprawdzić? Literacki skok w bok?

Raczej się od tego zwyczajnie zaczyna. Nie wysyłasz wydawcom od razu powieści, ale opowiadania do magazynów. Ja tak robiłam z pierwszymi próbami. Później, jak zebrałam opowiadania i złożyłam je w zbiór, to wszyscy pukali się w czoło, więc usiadłam i napisałam powieść, trochę nie było wyjścia, ale bardzo dobrze się stało. Teraz, kiedy poprawiłam warsztat, postanowiłam wrócić do krótkiej formy, bo to wbrew pozorom trudne zadanie, serio. Na dodatek chciałam, żeby opowiadania z „Kijanek…” były spójne, stanowiły element większej całości, dlatego umieściłam tam powracające motywy, podobne zabiegi formalne, symbole, w końcu ujednoliciłam atmosferę. 

3 reading ROOM Aleksandra Zielinska

Myślisz o sobie, jako o kimś, kto dzieli życie na literaturę i farmację?

Mam taką naturę, że jak mam jakąś szansę w życiu, to z niej korzystam, choćbym miała umrzeć ze zmęczenia. Teraz te dwie ścieżki łączę, ale kto wie, co będzie dalej. To, że pracuję na etacie w aptece, bardzo porządkuje mi dzień i pozwala na spokojne pisanie, chociaż czasem utrudnia wyjazdy.

 

Wykorzystujesz swój zawód w twórczości? Wydaje mi się, że nie w pełni, a to przecież duży atut.

Bohaterka mojej pierwszej powieści była studentką farmacji, pojawiało się też wiele leków. W drugiej opisałam przykład szaleństwa, zaś leki również są jakimś fetyszem. W trzeciej to bardziej botanika, rośliny, małe zwierzątka.  Też nie chciałabym pisać poradników „jak żyć”. Z drugiej strony te motywy ciągle się mieszają. Czasem odczuwam brak wykształcenia stricte humanistycznego i wiedzy ogólnej, ale swojej drogi nie żałuję, poszerzyłam sobie pole widzenia przez te milion kierunków, o jakie zahaczałam na kilku uczelniach.

6 reading ROOM Aleksandra Zielinska 

Fot. Łukasz Saturczak