W 5 numerze magazynu „G’rls ROOM większość miejsca poświęciłyśmy zagadnieniom związanym z miesiączkowaniem. W tym kwestiom ekonomicznym. Niedawno też publikowałyśmy tekst Julii Maciochy, która poruszyła w nim sprawę miesiączki wśród osób bezdomnych i wiążących się z tym problemów. 

Okazuje się jednak, że my, miesiączkujące dziewczyny i kobiety, które wrzucają ot tak co miesiąc opakowanie tamponów lub podpasek do koszyka w drogerii, powinnyśmy się może chwilę zastanowić. Co nami kieruje, kiedy wybieramy nasze środki higieniczne? Ich cena, rozmiar, zapach, idee promowane przez danego producenta? To, czy pokazuje w reklamie czerwony czy niebieski płyn? Nie zastanawiamy się, czy zapach rumianku, który ma tłumić naturalną woń wydzieliny lub specjalna siateczka zapewniająca idealną suchość, są bezpieczne. No chyba że nas taka siateczka odparza, to wtedy zwracamy uwagę, aby wybierane przez nas produkty jej nie miały. 

Dwa lata temu Dunka Helena Kristensen postanowiła odpowiedzieć na brak w 100% naturalnych podpasek i tamponów na rynku. Tak powstała marka GingerOrganic. Wykonane są z czystej, certyfikowanej bawełny i niczego więcej, co niweluje ryzyko podrażnień czy uczuleń. Produkty GingerOrganic posiadają ważne międzynarodowe certyfikaty: Nordic Ecolabel, ECOCERT, AllergyCertified, FSC, GOTS. Bielone są nadtlenkiem wodoru, który powstaje w naturalny sposób. Tymczasem na ogół dostępne produkty higieniczne bywają niebezpieczne dla naszego zdrowia lub powodują dyskomfort, bo wykorzystywana do ich  produkcji mieszanka bawełny i celulozy drzewnej jest zwykle wybielana za pomocą chloru, bawełna użyta do ich produkcji może zawierać np. pestycydy, a więc substancje chemiczne, które mogą podrażniać, osłabiać barierę ochronną i w ten sposób sprzyjać infekcjom intymnym czy wysuszać delikatne błony śluzowe. Jeśli uświadomimy sobie, że okres mamy co miesiąc przez jakieś 40 lat, to okazuje się, że możemy mieć za pośrednictwem tamponów czy podpasek kontakt z potencjalnie niebezpiecznymi substancjami chemicznymi dość często.

Osobiście testowałam podpaski na dzień i wkładki GingerOrganic (ofercie marki znajdziemy również w 100% biodegradowalne: podpaski na noc, tampony z aplikatorem i bez aplikatora), które kupiłam po raz pierwszy na Ekocudach w zeszłym roku, zanim jeszcze pojawiły się w sieci Rossmann. Podpaska pokryta jest bawełną, absorbent to także w 100% certyfikowana organiczna bawełna. Od spodu zabezpiecza ją biofolia pozyskiwana ze skrobi kukurydzianej (bez GMO). Podpaska należy do cienkich, wielkość jest dość standardowa, są skrzydełka. Dobrze chłonie, z użytą do jej produkcji bawełną obcuje się komfortowo. To tyle jeśli chodzi o obserwacje z dość krótkiej perspektywy. Do tej pory od czasu do czasu, jeśli budżet na to mi pozwala, staram się zaopatrywać w podpaski i wkładki GingerOrganic. Jedno opakowanie wkładek i jedno podpasek przy mojej obfitości krwawienia zwykle wystarcza na jedną miesiączkę, czasem coś zostanie. Jednak trzeba przyznać, że jest to spory wydatek około 22 złotych za paczkę. Wydaje mi się, że to wydatek, który się opłaca, jestem przekonana, że nasze miejsca intymne powinny obcować z jak najbardziej naturalnymi środkami. To jednak ma swoją cenę, a opodatkowanie środków higienicznych takich jak wkładki, podpaski, tampony czy kubeczki menstruacyjne w tym wszystkim nie pomaga. Marzy nam się, żeby więcej marek szło tym tropem, żeby przykładało wagę do jakości stosowanych materiałów i zdrowia klientek, a nie tylko tego, żeby nam coś nie przeciekło, żeby otoczenie nie poczuło, że mamy okres. I żeby jak najwięcej z nas mogło sobie na takie jak najbezpieczniejsze, przyjazne dla nas i dla środowiska produkty pozwolić.

3 ginger organic

1 ginger organic 

https://sklep.4organic.pl/pl/c/Ginger-Organic/18

Fot. materiały prasowe