Jeżdżących w Polsce dziewczyn jest zaskakująco dużo. Większość z nich riderkami została, bo pasją do motocykli zaraził je jakiś chłopak. Droga od „plecaka” do kierowcy jest najłatwiejsza i rzadko kiedy wykracza poza poruszanie się na motocyklu w grupie lub samodzielnie. Nuda! To jak jazda na rowerze, której w dzieciństwie nauczył cię tato. Marilyn Monroe była zdania, że nie przeszkadza jej życie w męskim świecie tak długo, jak może w nim być kobietą. Szukam zatem historii kobiet, które w tym stereotypowo męskim świecie zakorzeniły się mocniej i nie są tylko przejazdem. Tych historii jest dużo. 70-letnia, emerytowana nauczycielka z małego miasteczka, która jako młoda dziewczyna pierwsza w swojej wsi miała prawo jazdy uprawniające ją do kierowania motocyklem i dojeżdżała nim do pracy. Znana blogerka, która ma kanał na YouTube, gdzie uczy podstaw makijażu, a po godzinach realizuje się, śmigając swoją maszyną. W końcu docieram do trzech, które fascynują mnie najbardziej. Każda z innego powodu, bo dziewczyny różni niemal wszystko. Miejsce pochodzenia, wiek, to, czym się zajmują i w jakim miejscu życia są. 

Szyję Joanny Zagórskiej okala sztywny, biały kołnierzyk w asyście klap granatowej marynarki. Asia jest specjalistką od zarządzania kulturą pracy, która robi porządki w wielkich korporacjach, ucząc jak usprawnić procesy. Jest konkretna. Warszawa, Bratysława, Bukareszt, Budapeszt, Sofia, Moskwa, Praga. Wszędzie tam pracowała i wszędzie wywoływała zdziwienie, kiedy pod szklany biurowiec zajeżdżała na motocyklu. Reakcje były różne: od słów uznania dla jej pasji po nutę zawiści. Nie każdy potrafi łączyć korporacyjną karierę z nieszablonowymi pasjami. Asia jednak jest stworzona z kontrastów. 

Jeździ od 8 lat. Tak, zaczynała jako „plecak”. Woził ją chłopak, z którym spotykała na studiach. Nie, nie pasowało jej, że musi się prosić i być od niego zależna. Szybko postanowiła zrobić uprawnienia i kupić sobie własną maszynę. Nie jest zwierzęciem stadnym, w grupie się męczy. Trzeba trzymać tempo, być blisko, dostosować się do innych, a tego Joanna nie lubi. Dla niej jazda oznacza wolność, mobilność, przygodę i niemal medytacyjne bycie ze sobą. Zeszły sezon to 18 000 przebytych kilometrów i dwie samotne podróże. Pierwsza wiodła przez Litwę, Łotwę i Estonię wprost do Rosji, celem drugiej była Chorwacja. Żeby do niej dojechać, Joanna zahaczyła o Słowację, Węgry, Słowenię, Włochy, Austrię i Czechy. A dziś, kiedy czytacie ten tekst, najpewniej podróżuje samotnie przez Rumunię lub Mołdawię.

Asia nie jest jednowymiarową bohaterką. Nie jest młodą korpowyjadaczką bez zobowiązań, która odreagowuje stres skokami adrenaliny. Nie ma minimalistycznej kawalerki w centrum i kolekcji sukulentów, które nie potrzebują zbyt wiele troski. Ma za to domek na wsi pod Krakowem i 5-letnią córkę Helę, dla której jest wzorem i najważniejszą osobą na świecie, bo wychowuje ją samodzielnie. Kiedy świat Asi zaczął orbitować wokół Helenki, zniknął z niego ojciec dziewczynki, a motocykl został sprzedany. Która matka małego dziecka ma czas na tak wymagające pasje? Potem jednak Asia pomyślała, że może tak do pracy zamiast samochodem... A potem, że dookoła przysłowiowego komina, że po mieście tak czasem... A potem, że ona to kocha i musi to jakoś zaplanować, a w czym jak w czym, ale w planowaniu to przecież jest bezbłędna. Mała Hela, kiedy mama jedzie do pracy, zostaje pod opieką innej samodzielnej mamy, która mieszka po sąsiedzku.Hela ma tam jak w domu. Zawsze też może zostać odwieziona do Lublina, do rodziców Asi, ale tam jest aż siedmioro wnucząt, więc konkurencja dość duża jak na preferencje Heli. Hela jest śmiałą, śliczną dziewczynką, która na śniadanie najchętniej jadłaby boczek. Zapytana o to, czy zamierza w przyszłości jeździć na motocyklu jak mama, mówi, że jeszcze nie zdecydowała, że nie wie. Wie za to, że należy pomóc jej z makaronem, bo jest za długi i nie jest w stanie go sama dobrze pogryźć. Asia kroi córce makaron, a mi tłumaczy, że stara się być odważna, ale mieć głowę na karku:

– Wiem, że na motocyklu można zginąć. O błędy jest łatwo, a brak wyobraźni lub zwyczajny pech może skończyć się śmiercią zdecydowanie częściej, niż kiedy prowadzi się samochód. Ale wiem też, że nie robiąc tego, co się kocha, tego, do czego coś nas woła, w ogóle żyć nie warto. Oczywiście myślę o tym, że jestem właściwie jedynym opiekunem Heli, ale chcę jej przekazać, że nie można rezygnować z siebie i swoich marzeń. Zawsze jeżdżę w kasku, zawsze ubrana w odpowiednie ciuchy. Staram się przestrzegać wszelkich zasad bezpieczeństwa. Czy jak Hela będzie starsza, będę brać ją jako „plecak”? No pewnie, jeśli tylko będzie chciała! Już się nie mogę tego doczekać. Czy mam wyrzuty sumienia, że zostawiam małą samą? Teraz wyjeżdżam maksymalnie na 8–10 dni w miesiącu. Wcześniej nie zostawała nigdy sama na tak długo, bo zabierałam ją ze sobą w służbowe podróże, ale teraz Hela ma swoje sprawy, związała się z miejscem i jeździć z mamą już nie chce. Na dłużej opuszczam ją, kiedy jadę na wyprawę. Córa stacjonuje wtedy u moich rodziców. Gdy wracam, jest szczęśliwa, podziwia moje siniaki i mówi, że jest ze mnie dumna. Wiem, że spełniona mama to szczęśliwe dziecko. Hela jakby na potwierdzenie kiwa głową i przytula Asię. Siedzimy, kończymy leniwe śniadanie na krakowskim Kazimierzu. W tym samym czasie motocykl Asi przemierza ocean, żeby dogonić właścicielkę po wyprawie na Kubę.

2 dziewczyny i maszyny motocykl Joanna Zagorska

Joanna, fot. archiwum prywatne 

Pamiętacie Stuntmana Mike’a z Tarantinowskiego „Death Proof”? Ewa Stunts mogłaby go zawstydzić! Nie zdążę nawet się z nią spotkać, jej grafik jest tak napięty. Informacje na stronie zdają się potwierdzać to, co widać na zdjęciach. Mogłaby być marvelowską superbohaterką ze swoją dziecięcą buzią i aureolą blond włosów. Jest bardzo drobna, bo ważny jedynie 48 kg i mierzy 164 cm. Nie byłoby to może wyjątkowe, gdyby nie fakt, że Ewa jest pierwszą kobietą w Polsce, która zajmuje się stuntridingiem motocyklowym, a jej maszyna waży ponad 200 kg.

Ta niewinnie wyglądająca dziewczyna potrafi zrobić naprawdę trudne do wykonania tricki kaskaderskie, wśród nich drifty, burnouty czy wheelie. Postawić motocykl na jednym kole nie jest prosto. Wystarczy, że jeździec straci kontrolę nad pojazdem i ryzykuje upadek, który może skończyć się urazem kręgosłupa i kalectwem. To jednak nie jest przeszkoda, kiedy ma się cel, a Ewa go ma. Pochodzi z małego miasteczka. Dzieciństwo spędziła, snując się po podwórkach i krzątając po rodzinnych garażach. Czas upływał jej głównie w otoczeniu osób starszych od niej. Wujowie majsterkowali, przerabiali i ciągle coś tworzyli. Kiedyś jeden z nich kupił wymarzony motocykl. Przejażdżkę Hondą VF 750 F zapamiętała bardzo dobrze. – Choć podczas jazdy zbyt wiele nie widziałam, bo pożyczony kask był tak duży, że obracał się na mojej głowie, poczułam wtedy jeszcze głębsze pragnienie posiadania własnego motocykla – wspomina.

Jak mężczyźni reagują na kobietę stunterkę? Żywo. Większość się zachwyca, część od razu się oświadcza, są też tacy, którzy próbują udzielać dobrych rad i zgrywać znawców.

Potem to pragnienie ewoluuje do postanowienia: Ewa chce osiągnąć sukces w świecie motocyklowego freestylu. Co dzieje się z nią dziś? Jest pierwszą kobietą w Polsce, Austrii i Anglii, która startuje w zawodach stuntu motocyklowego w klasie regulaminowej. W praktyce oznacza to tyle, że Ewa jeździ na maszynach dużej pojemności. Jedne dziewczyny zbierają buty, inne książki, Ewa zbiera mocne doświadczenia i motocykle. Obecnie ma 3, wszystkie utrzymane w perfekcyjnym stanie technicznym (inaczej ta zabawa mogłaby skończyć się naprawdę niewesoło) i zadziwiająco ładne, powiedzielibyśmy „kobiece”. O pierwszym, który miała, mówi, że był po prostu brzydki. Wtedy jednak było to jak zdobycie stromego wierzchołka góry, więc Ewa nie narzekała na jego wygląd, po prostu bardziej niż wszystkiego innego chciała jeździć. Dziś, kiedy jej popularność szybuje w górę, a na samym Instagramie obserwuje ją ponad 14 000 osób, sprawy mają się całkiem inaczej. Kawasaki i Honda CBR125R pomalowane są w tygrysie prążki, a felgi są wściekle fuksjowe. Honda CBR600 połyskuje metaliczną czachą na baku, ale również przyozdobiona jest fioletowymi akcentami. Kiedy Ewa Stunt robi show lub startuje w zawodach, nie ma wątpliwości, że jest dziewczyną, nie ma miejsca na niedomówienia czy oczekiwanie, że może spod kasku wysunie się kosmyk blond włosów i da publice do myślenia. Obcisłe spodnie, kolorowe kaski, elementy w różu, panterka i inne motywy zwierzęce na stałe już wpisały się w jej wizerunek. – Uwielbiam swoją kobiecość i jeżdżąc motocyklem, nie próbuję na siłę być twarda i męska – mówi Ewa.

Jak mężczyźni reagują na kobietę stunterkę? Żywo. Większość się zachwyca, część od razu się oświadcza, są też tacy, którzy próbują udzielać dobrych rad i zgrywać znawców. – Wszystko to w porządku – mówi Ewa – dopóki nie okazuje się, że taki doradca sam zapomina złożyć nóżkę, motocykl po prostu mu gaśnie i nie jest w stanie ruszyć i odjechać. Poza tym reakcje są bardzo pozytywne, jak wtedy, gdy Ewa występowała na legendarnym niemieckim torze Hockenheim, a energia publiczności liczącej ponad 50 000 widzów dała jej takiego powera, że mogłaby przejechać jeszcze setki kilometrów. 

1 dziewczyny i maszyny motocykl Joanna Zagorska

Agata, fot. Mateusz Griesa

Nie tylko Ewa odczuwa korzyści płynące z bycia kobietą w świecie przesyconym mężczyznami. Agata całkiem przypadkiem zyskała przewodnika po tym świecie. Jeśli ktoś ci powie, że żadna dobra historia nie rozpoczęła się w centrum handlowym, nie wierz. Pewnego leniwego dnia, kiedy miała może z 16 lat i jeździła na skuterze, w galerii handlowej zaczepił ją nieznajomy właściciel pięknej SHLki. – Dzień dobry, czy to parking dla kasków? – zapytał, widząc kask Agaty leżący na stole. Brzmi jak początek romantycznej miłości, tyle że Agata nie zakochała się wcale we właścicielu motocykla, ale w jednośladach, a dziś sama tworzy motocykle dla siebie i innych.

Kiedy jakiś czas po tym spotkaniu jej wehikuł potrzebował drobnej naprawy, a ona szukała pomocy na Facebooku, znajomość zawiązana w galerii handlowej się przydała i Agata wraz ze skuterem mogła liczyć na pomoc nowego znajomego. Tak trafiła do jego piwnicy pełnej starych polskich i niemieckich motocykli, części oraz rozpoczętych projektów i przepadła na dobre dwa lata. Znajomy rzucał nazwami – cafe racer, bobber, wydumka, a Agata nie mając pojęcia o czym on w ogóle mówi, wracała do domu i wklepywała wszystko w Google. Wtedy jeszcze nie mieściło jej się w głowie, żeby przerabiać motocykle. Po co? Niezbyt jej się podobały te wynalazki, wolałaby mieć model prosto z fabryki. Marzyła jednak o własnej wydumce, a kumpel obiecał, że pomoże. Był pomysł, były części i było miejsce, w którym można było zacząć działać. Okazało się jednak, że znajomy nie ma aż tyle czasu, żeby kontynuować dłubanie przy cudzym sprzęcie. Agata wzruszyła ramionami i poszła swoją drogą, jednak natrętne myśli o motocyklach wracały. – Długo się zbierałam, żeby coś zrobić. Zastanawiała się: „A może kupię jakiś tani motocykl i go przerobię? Niee, nie mam sprzętu, nie dam rady”. Po miesiącu czy dwóch ten pomysł powrócił. W środku tygodnia zapaliła mi się lampka, w międzyczasie zdążyłam wybłagać rodziców o kawałek miejsca w garażu i jakieś nowe narzędzia, a w niedzielę już miałam motocykl. I udało mi się. W trzy miesiące przerobiłam swój pierwszy pojazd, chociaż kosztowało mnie to masę wysiłku fizycznego i psychicznego. Kilka rzeczy bym w nim zmieniła, ale i tak jestem z siebie bardzo dumna, zważywszy na różne czynniki takie jak wiek – miałam wtedy 18 lat – sprzęt i możliwości.

Ale apetyt Agaty rośnie w miarę jedzenia. Dziewczyna udziela się na forach o customach, żeby się zainspirować, ogląda przeróbki motocykli na YouTube, informacje zdobywa w sieci, po rady biega do starszych kolegów, którzy traktują ją jak młodszą siostrę, zawsze jeszcze jest tata, który siedzi w temacie od lat. Zapisała się też na kurs mechanika motocyklowego, na który dojeżdża z Grudziądza do Warszawy. I zbiera same pochwały. W rodzinnym mieście zaczepiają ją ludzie, chwaląc motocykl, na którym jeździ (niestety, ze względu na prawo jazdy to mniejsza pojemność, niż Agata by sobie życzyła, ale Drag Star przerobiony na bobbera i tak wygląda imponująco), na koncertach czy w pubach też ją zaczepiają: “Ty taka drobniutka i robisz takie motocykle?" Ostatnio nawet zagaił ją jakiś starszy pan, żeby powspominać, jak to za młodu woził dziewczynę na MZ-cie. To ciepłe przyjęcie sprawia, że Agacie nie wydaje się, żeby płeć była problemem, wręcz przeciwnie, jest atutem. Mężczyzn intrygują blond włosy powiewające podczas jazdy, a koledzy raczej wspierają i doradzają, a nie ograniczają możliwości rozwoju. Zresztą o tym Agata myśleć czasu nie ma. Ma projekty do zrobienia i to na nich się skupia. Jakie? Np. Suzuki GS 550 E z 1981 roku, czarny, prosty, idealnie w stylu Agaty, z ciemnobrązową kanapą. Albo Honda Dominator, czyli typowe enduro, która aż się prosi, by przerobić ją na scramblera, ale najpierw trzeba znaleźć bazę.

– Małe doświadczenie, młody wiek czy płeć nie są poważnymi przeszkodami w działaniu. Co było najtrudniejsze? Najtrudniejsze było poukładanie wszystkiego w głowie. Danie sobie przyzwolenia na podążanie za marzeniami. Choć czasem myślę, a jeśli rację mają ci, którzy mówią: "fajnie mieć pasję, ale znajdź sobie porządną pracę, ja też lubię pielić w ogródku, ale nie da się z tego utrzymać". Tyle że Agata tak nie chce. Nie chce słuchać o interpretacjach wierszy i zakuwać słówek z francuskiego. Serce wyrywa jej się do warsztatu, w głowie kotłują kolejne pomysły. Wie już, że zamiast siedzieć w szkolnej ławce, woli siedzieć wśród motocyklowych części. Ostatni rok liceum zamienia na szkołę zaoczną, żeby więcej czasu móc spędzać w garażu. Czuje, że to najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć. Dlaczego? Bo grzebać w motocyklach zamierza choćby się waliło i paliło. To jedyna rzecz, do której stale ma zapał, z którą nic nie może konkurować. Docelowo chce mieć swój warsztat, składać motocykle na zamówienie i zbudować wokół siebie ekipę zaprzyjaźnionych specjalistów, którzy będą podzielać jej zapał. Pytam, skąd wzięła się w niej ta pasja. – Sama nie wiem, chyba po prostu z serca. Od dzieciaka uwielbiałam wszystko, czym można się poruszać bez użycia siły własnych mięśni. Na każdym festynie, jeśli tylko była taka możliwość, zaliczałam jazdę na quadzie. To musi być gdzieś głęboko, bo nikt we mnie tego nie zaszczepił. Nie ma historii o tym, jak to tata czy dziadek dawali mi jeździć motorynką po wsi, bo mój start wyglądał zupełnie inaczej. Tata dawno, dawno temu miał Jawkę i MZ-tę, ale sprzedał je, zanim zdążyłam się urodzić, żeby kupić samochód. Sam chętnie kupiłby Harleya, ale mama skutecznie wybija mu ten pomysł z głowy.

 

SŁOWNIK

Stunt riding/stunt motocyklowy – dyscyplina sportowa bazująca na kaskaderskich akrobacjach na motocyklu (np. popisowa jazda na jednym kole).

Cafe racer – szybki, lekki, ale niewygodny jednoślad o minimalistycznym wyglądzie, inspirowany brytyjskimi modyfikowanymi motocyklami z lat 60. Cafe racery uznawano za symbol buntu, były popularne wśród subkultury rockersów i służyły do nielegalnych wyścigów pomiędzy knajpami.

Bobber – jednoosobowy motocykl składany na zamówienie, pozbawiony błotników oraz wszelkich dodatków. Charakteryzują go wysoka kierownica i niskie siedzenie.

Enduro – bardzo wygodny motocykl, który sprawdza się zarówno na asfalcie, jak i na bezdrożach. Turystyczne enduro to ulubione maszyny motocyklowych podróżników.

Scrambler – motocykl enduro stylizowany na maszyny z lat 50. i 60.

Burnout – palenie gumy podczas jazdy

Drift – kontrolowany poślizg

Wheelie – jazda motocyklem na tylnym kole

Wydumka – motocykl skonstruowany z różnych części według indywidualnego pomysłu konstruktora

 

Artykuł ukazał się pierwotnie w czwartym numerze magazynu „G’rls ROOM” (4/2017)