MARTA MITEK: Retuszowałaś zdjęcia w projekcie „Graceful. Botero Girls”?

ZUZA KRAJEWSKA: Retuszowałam. Kamienie z plaży, pety, śmieci, ślady po ogniskach. Ciał dziewczyn – nie. W tym projekcie nie chodziło o to, żeby dziewczyny jakkolwiek „naprawiać”. Kiedy patrzysz na zdjęcia, widzisz ich cellulit, pękające naczynka, fałdki – słodkie znaki charakterystyczne. Ciało. Tak prawdziwe, że nie możesz oderwać wzroku.

 

MARTA: Kobiecość w każdym wydaniu jest atrakcyjna?

ZUZA: Gdyby z kategorii pięknej kobiecości wykluczyć grube, starsze, te z za dużymi piersiami, z za małymi i bez piersi, a później jeszcze te z małą ilością włosów, te o innym kolorze skóry, te z piegami na plecach i te na wózku, to które zasłużyłyby na przymiotnik „piękna”? To nonsens, żeby objętość ciała była kryterium oceny czegokolwiek. Każda z nas słyszy, że jest piękna, seksowna, niesamowita, a przecież nie wyglądamy doskonale. Doskonałość to nudna bzdura. Ikony piękna w modelingu też mają coś wyjątkowego – za szeroki rozstaw oczu, diastemę, androgyniczność czy rude włosy. Szuka się cechy niepowtarzalnej i ją podkreśla.

 

MARTA: W jaki sposób wybierałaś dziewczyny do tego projektu?

ZUZA: Proponowałam zdjęcia pulchnym dziewczynom. Czasami reagowały zawstydzeniem, ale w większości były bardzo otwarte. To mnie zaskoczyło, bo obserwując falę hejtu pod sukcesywnie publikowanymi w internecie zdjęciami, spodziewałabym się, że dziewczyny będą stłamszone i zblokowane. A hejt był totalny: od wyrazów pseudotroski o zdrowie, przez komentarze typu „przecież nikt nigdy na taką nie spojrzy”, po naprawdę obrzydliwe i jadowite komentarze frustratek. Tak, hejtują głównie dziewczyny! Same sobie robiąc krzywdę. Może to dlatego, że tak się męczą na siłowniach i dietach, a Botero Girls bezczelnie zadowolone z siebie leżą na plaży. I pewnie jedzą pizzę i piją piwo. A to przecież niedopuszczalne.

 

MARTA: Jak wyglądała praca na planie?

ZUZA: To są bardzo wesołe dziewczyny, więc przede wszystkim było dużo śmiechu. A technicznie – zrozumiałam, że wcale nie jest łatwo sfotografować pulchność. Studiowałam malarskie układy ciał i rzeźby, by wiedzieć, jak najlepiej wyeksponować wdzięki dziewczyn. Trzeba je było dość specyficznie skręcać i wyginać, by fałdki ciała się spotkały i nabrały barokowego wyrazu.

 

MARTA: Ta malarskość jest bardzo widoczna. Ciała dziewczyn w oczywisty sposób kojarzą się też z przedceramicznymi figurkami obfitości. Nazwałaś projekt „Graceful. Botero Girls”, a styl Fernanda Botero, kolumbijskiego malarza i rzeźbiarza, nazywany jest karykaturą stylu klasycznego. Czy to nie pułapka?

ZUZA: To głównie inspiracja rzeźbami Botero – tymi wielkimi dziewczynami, które wylegują się w środku metropolii – tak swobodne pośród tłumu przechodniów. Z Mają Kaszur – kuratorką wystawy rezydencyjnej w Sopocie – stwierdziłyśmy, że „Botero Girls” brzmi jak zespół muzyczny albo gang, co też jest zabawne. W każdym razie to nie karykatury, a boginie. Jadąc na wernisaż do Sopotu, troszkę obawiałam się reakcji mieszkańców, którzy podobno średnio akceptują te plażowe bachanalia. Ale było odwrotnie: wpatrywano się w fotografie ze szczególną uwagą, atmosfera była wręcz mistyczna. Wzruszające doświadczenie.

1 botero zuza krajewska 

Zdjęcie: Young Girls (Młode dziewczyny), seria Graceful. Botero Girls, 2017, Sopot

Wywiad ukazał się pierwotnie w piątym numerze magazynu „ G'rls ROOM” (zima 2017/18)