10 lat później trafiam na zdjęcia Mateusza Hajmana. Na koncie mam już kilka swoich rozstępów i fałdek. Znowu czuję się jak nastolatka, która podgląda nagą mamę. Widzę historię, tym razem zapisaną w przepięknym zdjęciu. Naturalne ciała, intrygujące kobiety i mnóstwo niedoskonałości, które potraktowane są z największą czułością i dbałością o szczegół, w jego obiektywie stają się doskonałe. Sensualność, czułość i naturalność sprawiają, że jego zdjęcia są nie do pomylenia z żadnymi innymi.

Z Mateuszem rozmawiam o tym, jak to się stało, że fotografia wygrała z malarstwem, wpływie mody na akceptację kobiecych niedoskonałości i nowym kalendarzu, który niedawno wydał.

1 hajman

Zdjęcie z 4 numeru „G’rls ROOM”

 

WS: Kiedy zacząłeś fotografować?

MH: W liceum. Na początku strasznie nie lubiłem zdjęć. Wolałem malować i rysować, bo mogłem wszystko zaaranżować po swojemu. W fotografii mnie wkurzało, że coś wchodzi w kadr albo zasłania. Dosyć szybko to się zmieniło i przerzuciłem się na zdjęcia. Spodobało mi się w fotografii to, że robię zdjęcia czemuś, co tak naprawdę istnieje. Dużo osób w liceum robiło zdjęcia, więc była spora konkurencja, a to napędzało do działania.

 

WS: Malujesz jeszcze?

MH: Nie mam na razie potrzeby i ochoty.

 

WS: Co sprawiło, że fotografia wygrała z malarstwem?

MH: Tak naprawdę nawet nie wiem, kiedy to się stało. Fotografia zawsze była gdzieś obok, bo była mniej zobowiązująca. Jeszcze jakieś 2 lata temu wmawiałem sobie ciągle, że jest tylko przy okazji, bo było wiele ważniejszych rzeczy. Wygrało chyba właśnie to, że była przy okazji, więc chętniej do niej sięgałem.

 

WS: Perspektywa malarza i fotografa pomaga?

MH: Pomaga. Z jednej strony lubię w fotografii to, że obraz zapisany na negatywie musiał zaistnieć w rzeczywistości, nie wymyśliłem go. Nawet jeśli sytuacja jest zaaranżowana przeze mnie, to istnieje naprawdę. Z drugiej strony nie jest dla mnie ważna technika, tylko obraz w ujęciu ogólnym. Obojętnie, czy jest to malarstwo, grafika czy fotografia, najważniejsze dla mnie są kompozycja, kolory i to, co przedstawia. To, że to jest zdjęcie, jest takim smaczkiem. Nie stawiam na pierwszym miejscu ostrości czy tego, jakim sprzętem fotografuję.

4 Mateusz Hajman 

WS: Bardziej kręci cię proces tworzenia czy efekt końcowy?

MH: Ciekawe pytanie. W fotografii jest zupełnie odwrotnie niż w malarstwie. Proces robienia zdjęć jest trochę męczący i najbardziej cieszy mnie efekt końcowy. Wszystko zależy też od sesji. Lubię zostawić zdjęcia, które zrobiłem na jakiś czas, wrócić do nich, żeby nie dać się ponieść pierwszemu wrażeniu. Po paru miesiącach już nie myślę „O, to był fajny motyw”, tylko patrzę na zimno i oceniam. Tak, zdecydowanie wolę efekt końcowy.

 

WS: Ciekawie jest oglądać twoje zdjęcia w świecie idealnych ciał i nierealnych postaci z Instagrama czy Facebooka, to wygląda trochę jak kontra?

MH: Nie celowa i też nie do końca zgadzam się z tym, co mówisz. Teraz panuje swego rodzaju trend body positive, zauważam też, jak to wpływa na moje zdjęcia, które mimo wszystko są w jakiś sposób wyidealizowane. Chociażby przez to, że jest selekcja tych zdjęć. Dwa, trzy lata temu zdjęcia, na których są rozstępy, krostki czy inne niedoskonałości, pewnie bym wyretuszował. Albo gdyby pojawiła się jakaś fałdka, to bym ją odrzucił. W tej chwili widzę akceptację ze swojej strony i ze strony modelki. Wpływa to też na to, jakie modelki chcę fotografować. Teraz na przykład zastanawiam się nad zrobieniem zdjęcia starszej, dojrzałej kobiecie. Wcześniej pewnie bym o tym nie pomyślał.

 

WS: Kim są twoje modelki?

MH: Lubię robić zdjęcia osobom, które znam. Często też powtarzam zdjęcia z tymi samymi osobami co jakiś czas. Nie muszę co tydzień fotografować kogoś innego. Jeśli pisze do mnie ktoś nieznajomy, to czasem łapię się na tym, że bywam raczej zdystansowany. Kiedyś spisywałem, komu robię zdjęcia, bo chciałem zrobić badania nad tym, dlaczego kobiety pozują do zdjęć, nawet to jakoś potem podsumowałem. Teraz tego nie robię, musiałbym zajrzeć do zdjęć, żeby sobie przypomnieć.

 

 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Mateusz Hajman📷 (@hajman_)

WS: Zastanawiam się, czy fotografowane przez ciebie kobiety mają jakąś wspólną cechę?

MH: Nie mam na tyle dystansu, żeby to dostrzec. Myślę, że ktoś z zewnątrz mógłby to wyłapać, ja nie. Poza tym, że z wszystkimi mam bardzo dobry kontakt i dogadujemy się na luzie, podchodzimy do tego bez spięcia, to nie widzę czegoś, w czym byłyby znacząco podobne.

 

WS: Masz określone kryteria, co do wyboru modelek?

MH: Nie, chyba że chodzi o konkretny projekt, do którego potrzebuję określonego typu urody czy figury. Np. jak wtedy, kiedy robiłem zdjęcia do nowej kolekcji biżuterii Melancholii. Zazwyczaj jednak nie mam żadnych ram czy założeń.

1 Mateusz Hajman

WS: Wolisz pracować z amatorkami czy profesjonalnymi modelkami?

MH: Z tymi profesjonalnymi paradoksalnie bywa trudniej. One wiedzą, jak się ustawić, w jakich pozycjach wyglądają dobrze, przez co robię zdjęcia, a finalnie łapię się na tym, że znam te pozy, gdzieś to widziałem i mi to przeszkadza. Ale nie ma reguły, nie chciałbym generalizować.

 

WS: Masz jakiś sposób, żeby modelki czuły się swobodnie?

MH: Nie, raczej nie. Czasem to ja się bardziej peszę. Kiedy modelka się krępuje, to ja się peszę jeszcze bardziej, zależy od dnia. Czasem jest tak, że po 5 minutach jest swobodnie, a czasem po pół godziny nadal nie. Wiem też, że jak robię zdjęcia częściej, to nie robi to na mnie aż takiego wrażenia, a jeśli np. mam miesięczną przerwę, to jestem trochę na dystans i dłużej to trwa, zanim poczuje się komfortowo.

 

WS: Dlaczego nie fotografujesz mężczyzn?

MH: Bo mi się, aż tak nie podobają. Czasem pojawiają się przy zdjęciach grupowych. Ale ostatnio coraz bardziej zaczynam się przekonywać, może kiedyś przyjdzie taki czas, że pojawią się przed moim obiektywem. No coś tam mam w szufladzie, czeka na specjalną okazję, może w prima aprilis coś wrzucę (śmiech).

3 Mateusz Hajman 

WS: Robisz sporo zdjęć w miejscach publicznych, wiążą się z tym jakieś ciekawe historie?

MH: Pewnie. Robiłem kiedyś zdjęcia na dachu, to były trzy zdjęcia w dwie minuty. Nigdy nie rób aktów na dachu, który jest najniższy w okolicy (śmiech). Ludzie krzyczeli z okien „Tutaj są małe dzieci, zaraz wezwiemy policję!”. Najśmieszniejsze jest to, że zaraz obok był komisariat i jak wychodziliśmy, to patrol faktycznie stał pod wejściem. Lubię sobie to tak układać w głowie, że był wezwany do nas (śmiech).

 

WS: Czy to zdjęcie można znaleźć w twoim nowym kalendarzu, który właśnie wyszedł?

MH: Nie, kalendarz zawiera przede wszystkim zdjęcia zrobione przez ostatni rok, a historia z dachem jest nieco starsza. W sumie kalendarz składa się z 13 kart, jest pięknie wydany, usztywniony, zadbałem o każdy detal. Spora część zdjęć nigdy nie ujrzała światła dziennego, są dostępne tylko tam. Zrobiliśmy też kilka egzemplarzy kolekcjonerskich, które są zapakowane w ręcznie robioną tekę, są tam losowo sygnowane zdjęcia i unikatowy instax.

 

WS: Gdzie można go kupić?

MH: Można zamówić go pisząc na maila Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub w katowickiej Biksie, Geszefcie czy SuperSalonie w Warszawie.

 

WS: Na koniec pytanie, które pewnie wielu osobom nasuwa się na myśl: jak to się dzieje, że tyle kobiet się przed tobą rozbiera?

MH: To proste, biorę je na litość (śmiech).

6 Mateusz Hajman 

Mateusz Hajman – urodzony w 1991 roku fotograf, absolwent malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, gdzie na stałe mieszka i pracuje. Najważniejsze wystawy: „Przedłużające się popołudniowe drzemki”; „Części składowe” w BWA Katowice Dwie Lewe Ręce Katowice; „Wszystko Poza Tym”, Rondo Sztuki Katowice oraz zbiorowa „Co ukryte – aktualna sztuka ze śląska” PGS Sopot. 

mateuszhajman.tumblr.comfacebook.com/hajman

 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Mateusz Hajman📷 (@hajman_)

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości naszego rozmówcy