Projekty młodej polskiej marki po prostu nas urzekły. Stworzone z dbałością o każdy detal, łączące najlepsze tradycje rzemieślnicze z nowoczesną technologią, będące czymś więcej niż tylko produktem. I jeszcze nazwy poszczególnych modeli: Cassiopeia, Odysseus, Venus, Perseus, Pegasus… Chciałyśmy się dowiedzieć, jak to jest zamarzyć o stworzeniu okularów i doprowadzić do szczęśliwego efektu finalnego. W herbaciarni na warszawskiej Ochocie Joanna podzieliła się z nami sięgającą gwiazd historią.

 

Paulina Klepacz: Kiedy okulary Sirène pojawiły się na naszym rynku, zwróciłyśmy uwagę, że stoi za nimi głębsza idea, a wasi ambasadorzy to osoby szczególne, które robią inspirujące rzeczy, ale nie zobaczymy ich na pierwszych stronach gazet.

Joanna Jurczak: Zależało nam na odpowiednim wypozycjonowaniu marki. Od początku chcieliśmy z Kamilem, aby za naszymi okularami kryły się autentyczne wartości, którymi sami się kierujemy. Tworząc Sirène, postanowiliśmy osadzić markę w szerszym, kulturowym kontekście. Już decydując się na nazwę, przywołaliśmy Kurta Vonneguta Jr. i jego powieść „Syreny z Tytana”.

Podobnie jest z osobami, które zapraszamy do współpracy – Monika Powalisz, Michał Rusinek czy muzyk Baasch – oni wszyscy prezentują bliskie nam postawy. Są twórcami, wykonują swoją pracę z pasją. Chcielibyśmy, by okulary Sirène znalazły odbiorców wśród ludzi, którzy wykonują twórczą pracę i doceniają to, że nasza marka prezentuje ciekawy koncept, a nie tylko modne oprawki jak wielkie marki-korporacje. Staramy się, by wizerunek Sirène konsekwentnie wychodził poza sferę mody – chcieliśmy, by sesje naszych opraw były nieszablonowe i by nasi odbiorcy za sprawą mediów społecznościowych mogli dowiedzieć się czegoś ciekawego o świecie, kosmosie, nauce.

 

Aleksandra Nowak: Patrząc na wasze projekty i myślenie o marce, nie sposób nie odnieść wrażenia, że nawiązujecie do najlepszych tradycji, jeśli chodzi o tworzenie okularów, do marek, których modele się nie starzeją, stają się kultowe. Czy to dobry trop? Czerpiecie inspiracje z przeszłości?

Joanna Jurczak: Zależy nam na tworzeniu oprawek, które będą nie tylko elementem stylu, lecz obiektem wpisującym się w historię wzornictwa. Zresztą w przypadku okularów – ze względu na proces produkcyjny, który trwa nawet do 8 miesięcy – sezonowość wygląda nieco inaczej niż w przypadku choćby ubrań. W związku z tym kolekcje okularów zmieniają się zwykle raz do roku. Jeśli chcieć odnosić się więc do trendów, trzeba umieć je długofalowo przewidywać. My oczywiście śledzimy trendy, ale to nie one są dla nas głównym wyznacznikiem. Przede wszystkim stawiamy na jakość i odniesienia do historii. Inspirują nas takie kultowe marki z długą tradycją jak Cutler and Gross. Ich oprawy to klasyki, wygodne, ponadczasowe, trwałe. Po kilkudziesięciu latach od kupienia wciąż mogą wyglądać świetnie. Chcielibyśmy, aby także nasze oprawy zarówno teraz, jak i za 50 lat były tak samo wartościowym produktem. Dobrze zaprojektowane i wykonane rzeczy po prostu się nie starzeją.

Przygotowując się do pracy nad marką, zrobiłam obszerny research. W swoich projektach odnoszę się do tego, co mi się podobało w minionych dekadach – do lat 20., 50. czy 60. Na przykład model Venus, świetny w wersji przeciwsłonecznej, choć inspirowany ostatnią dekadą XX wieku, wykonany jest we współczesnej technologii. Z kolei Saturn to hołd dla aviatorów z lat 50., jednak ze zmienioną, charakterystyczną podwójną ramką w okolicy nosa. Poza tym jeśli mamy fason w klimacie retro, to u nas zyskuje on na przykład nieoczywisty, wyróżniający go kolor. Chciałam dodać coś od siebie do klasyki. Bardzo istotne są też dla mnie detale, które składają się na spójność marki i ją wyróżniają – nasze oprawy z przodu mają tytanowe gwiazdki, na zausznikach pojawia się zaś wygrawerowany symbol słońca.

 1 sirene

Paulina Klepacz: Wasza marka nawiązuje do tych najlepszych, dbacie o detale. Acetat do wyrobu opraw Sirène pochodzi z włoskiej fabryki Mazzucchelli istniejącej od 1849 lat. Finalna produkcja odbywa się zaś w Polsce, w podwrocławskim zakładzie.

Joanna Jurczak: Ważne było dla nas, aby produkować w kraju. Z jednej strony mamy dzięki temu większą kontrolę, a z drugiej wspieramy rodzimy rynek. Są oczywiście elementy, które sprowadzamy z zagranicy, ale też staramy się najpierw sprawdzić polskie możliwości, następnie szukamy w Europie i wybieramy małe manufaktury, często rodzinne biznesy prowadzone w bliskim nam duchu.

Udało nam się też nawiązać współpracę z fabryką Mazzuchelli. Wybraliśmy się tam w poszukiwaniu materiałów i tak trafiliśmy na charakterystyczny, przypominający marmur acetat. To pozostałości zamówienia stworzonego wiele lat temu dla innej marki. Materiał bardzo nam się spodobał i postanowiliśmy go wykorzystać, bo kierujemy się filozofią, aby nie nadprodukować, a bazować na tym, co już jest dostępne. Poza tym to tworzywo ma dość przyjazny skład, oparty w dużej mierze na roślinnych komponentach.

 

Aleksandra Nowak: A jak to jest z projektowaniem, jeśli chodzi o bardziej techniczne kwestie? Czy kierujesz się na przykład typem twarzy potencjalnych odbiorców?

Joanna Jurczak: Tak, zdecydowanie. Póki co mamy w naszej ofercie jeden rozmiar opraw, ale różne kształty, które mogą dobrze wyglądać na wielu twarzach. Myślimy też nad wprowadzeniem rozmiarówki. Mówi się np. że w naszej części Europy ludzie mają dość szerokie twarze, okazało się jednak, że niekoniecznie tak jest. Szczęśliwie, projektując, byłam w kontakcie z manufakturą i korzystałam z wypracowanych tam wzorów. Jednak trzeba pamiętać, że inaczej projektuje się na rynek europejski, inaczej na przykład na azjatycki. Nasze kształty i wymiary twarzy się różnią.

 

Paulina Klepacz: No właśnie – Warszawa, Polska, Europa. Co dalej?

Joanna Jurczak: Staramy się wyjść dalej, ale to kwestia czasu. Wcześniej zajmowałam się przede wszystkim projektami graficznymi, dlatego samo stworzenie okularów było dla mnie wyzwaniem, do którego przygotowywałam się bardzo długo i pieczołowicie. Sirène to nasze małe dziecko, uczymy się na błędach i każdego dnia coś nas zaskakuje. Póki co mamy jedną kolekcję, w jej skład wchodzi kilkanaście modeli. Wciąż usprawniamy sprzedaż online, starannie wybieramy też miejsca stacjonarne, w których nasze oprawy są dostępne. Zależy nam, aby były zgodne z ideą naszej marki. Tak jest na przykład z warszawskim sklepem Kōgaku, który tworzą prawdziwi pasjonaci okularów – Kaja i Tomek.

Jesienią byliśmy na targach optycznych w Paryżu, teraz szykujemy się na targi w Monachium, gdzie pokażemy się na stoisku naszego niemieckiego dystrybutora. W tym momencie skupiamy się na tej części Europy, ale nasze plany są zdecydowanie długofalowe, a co za tym idzie szukamy wsparcia. W tym momencie właściwie wszystkim z Kamilem zajmujemy się sami. Jak więc w przypadku wielu małych marek czeka nas pewnie niedługo etap wprowadzania kolejnych osób do projektu. To bywa niełatwe, bo często, gdy tworzysz wszystko od A do Z, wydaje ci się, że trudno będzie przekazać komuś część obowiązków. Jednocześnie bardzo lubię projektować z kimś i chciałabym zaprosić nowe osoby do współpracy. Ten pierwszy rok istnienia Sirène był dla nas bardzo intensywny, mam nadzieję, że kolejne również będą obfitować w dużo nowych pomysłów i wyzwań.

2 sirene

3 sirene

Fotograf: Todd Antonio Somodevilla (Instagram @toddsomodevilla)

Modelka: Marysia Makowska (Instagram @marysiamakowska)

Fot. materiały prasowe marki Sirène