Madeline (Helena Howard) to mieszkająca w Nowym Jorku nastolatka, która mierzy się z rozmaitymi problemami okresu dojrzewania. Brzmi dość standardowo? W praktyce jest wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że Madeline rzadko jest sobą. Częściej bywa kotem, żółwiem, czy najróżniejszymi postaciami, w które wciela się by odpowiedzieć na wymogi otoczenia lub uciec od rzeczywistości. Sprawy komplikuje dodatkowo toksyczna relacja bohaterki z jej neurotyczną, nadopiekuńczą matką Reginą (w tej roli Miranda July). Pasją Madeline jest teatr, tam dziewczyna znajduje swoje miejsce, ale metody pracy zafascynowanej jej talentem reżyserki Evangeline (Molly Parker) sprawiają, że nastolatka będzie na scenie wracać do traum i koszmarów, budzić swoje demony. Gdzie kończy się nastoletnia burza hormonów oraz chaotyczne, bolesne poszukiwania własnej tożsamości a gdzie zaczyna choroba psychiczna? Josephine Decker opowiada o pracy nad filmem „Madeline’s Madeline”, swojej twórczości, wspólnych doświadczeniach młodych dziewczyn i tym, co fascynuje ją w relacjach między kobietami.
Jednym z głównych tematów twojego najnowszego filmu – „Madeline's Madeline” – jest granica między życiem a sztuką oraz to, jakie konsekwencje może przynieść zbytnie jej rozmycie. Zastanawia mnie, jak ty utrzymujesz równowagę między tymi dwoma dziedzinami. Czy są jakieś tematy, wspomnienia, emocje, które są dla ciebie na tyle intymne, że nigdy nie umieściłabyś ich w swoich filmach, czy też przepracowywanie ich poprzez sztukę jest dla ciebie kojące i wyzwalające?
Josephine Decker: Właściwie większość mojej twórczości oparta jest na osobistych doświadczeniach. Nie znaczy to, że zamieszczam w moich filmach wspomnienia w wersji 1 do 1, jednak pewne emocje, relacje, sceny z mojego życia przenikają do moich filmów – nawet jeśli tego nie planuję, co bywa czasem przerażające (śmiech). Nie wiem, jak działają inni twórcy, pewnie metod pracy jest wiele, ale ja po prostu muszę czerpać z własnych przeżyć, wtedy mam wrażenie, że to, co robię jest szczere. Wszystkie postaci, które pojawiają się w moich filmach, mają coś ze mnie. Nie inaczej jest w „Madeline's Madeline” – po części identyfikuję się zarówno z Madeline, jak i z Reginą oraz Evangeline. Każda fabuła, nad którą pracuję, zaczyna się od jakiegoś przemyślenia, pytania, na które staram się znaleźć odpowiedź. To, jak później toczy się filmowa historia, jest efektem poszukiwania tej odpowiedzi.
W przypadku „Madeline's Madeline” historia rodziła się także podczas improwizacji z aktorami. Jestem ciekawa, jak wyglądała twoja współpraca z zespołem. Jak dużą część opowieści przedstawionej w filmie zaplanowałaś na początku, a na ile rozwinęła się ona w trakcie wspólnych improwizacji?
Josephine Decker: Zanim przystąpiłam do pracy, miałam w głowie pewne tematy, którymi koniecznie chciałam się zająć. Dużo myślałam o roli sztuki, o tym, w jaki sposób na nas wpływa, gdy jesteśmy nie tylko jej odbiorcami, ale i twórcami. Chciałam też zgłębić temat trudnych relacji między dzieckiem a rodzicem oraz choroby psychicznej. Było dla mnie kluczowe, by film odnosił się właśnie do tych zagadnień. Byłam również pewna, że chcę współpracować z Heleną Howard, odtwórczynią roli Madeline. Gdy zobaczyłam jej występ podczas przeglądu teatralnego dla nastolatków, którego byłam jurorką, natychmiast poraził mnie jej talent, naturalność, emocjonalność, dźwięk jej głosu… Helena doprowadziła mnie do łez, nigdy wcześniej coś takiego mi się nie przydarzyło – od razu powiedziałam jej, że to najlepszy występ aktorski, jaki widziałam w życiu. Ona też się rozpłakała, a gdy wyszła z sali, pobiegłam za nią jak szalona fanka, by powiedzieć, że chciałabym z nią pracować (śmiech). Od tych składników zaczęło się więc tworzenie scenariusza. Tymczasem moja metoda pracy z zespołem w dużej mierze przypominała pracę Evangeline z aktorami, którą mogliśmy oglądać w filmie. Różnica polegała przede wszystkim na tym, że starałam się zapewnić aktorom jak największy komfort emocjonalny na planie. Dlatego próbom towarzyszyły liczne rozmowy o tym, jaka jest rola sztuki i jaka odpowiedzialność spoczywa na artyście, na ile grając daną rolę, zatracamy siebie, czy wykorzystywanie w swojej sztuce historii osób, które znamy jest etyczne, kiedy przekraczamy granice w niebezpieczny dla nas lub innych sposób itd. Niektóre wydarzenia, które mają miejsce w „Madeline's Madeline” są efektem właśnie tych rozmów z aktorami. Pewne motywy również narodziły się spontanicznie w trakcie prób, np. surrealistyczne sceny obrazujące relację lekarz-pacjent. Chcieliśmy odnieść się do współczesnej fiksacji na punkcie zdrowia, wiecznego szukania tego, co można by jeszcze wyleczyć lub poprawić tam, gdzie wcale nie ma takiej potrzeby.
Kadr z filmu „Madeline’s Madeline”
W filmie obserwujemy bardzo wyraziste kobiece trio – jest Madeline, grana przez wspomnianą już Helenę Howard, jej matka Regina, w którą wciela się Miranda July oraz reżyserka przedstawienia, czyli Evangeline, którą portretuje Molly Parker. Na ile charakter bohaterek oraz ich skomplikowane relacje były zdefiniowane już w scenariuszu, a co aktorki wniosły do swoich postaci?
Josephine Decker: Akurat w przypadku tego trio ich relacje i osobowość były bardzo mocno zaznaczone w scenariuszu, bo są one centralną częścią filmu. To, w jaki sposób te kobiety wykorzystują się nawzajem, ale jednocześnie czerpią przyjemność z bycia ze sobą, kształtuje fabułę. Gdy coś jest nie tak między Madeline a jej matką, od razu widać tego skutki podczas prób dziewczyny z innymi aktorami. Gdy Madeline rozmawia o problemach w domu z Evangeline – która również przybiera matczyną pozę – przekłada się to na relację bohaterki z matką, ale także uwidacznia w przedstawieniu. Obserwujemy również relację między Evangeline a Reginą. Ta trójka oddziałuje więc bardzo intensywnie na siebie, ale i na otoczenie – całą trupę teatralną i kształt przedstawienia, które tworzy. Bardzo się cieszę, że pracowałam nad scenariuszem wraz z Donną di Novelli, która pomogła mi wyeksponować dramatyzm i napięcie towarzyszące relacji Reginy i Madeline. A skoro mówimy o tym, co aktorki wniosły do swoich ról, to każda nadała swojej postaci osobisty rys, ale chyba najbardziej widocznym tego przykładem jest dla mnie postać Reginy. Zdecydowanie spodziewałam się, że to Regina będzie głównym czarnym charakterem, tymczasem, gdy zagrała ją Miranda, odkryłam, że mam w sobie olbrzymie pokłady empatii dla tej postaci i jej słabości.
Gdy starałam się przyjrzeć obiektywnie temu, co robi Regina – jej nadopiekuńczości wobec Madeline, emocjonalnym wybuchom, które skutkowały obniżaniem samooceny nastolatki – nie dziwiło mnie, że Madeline reaguje złością i buntem. Jednocześnie Miranda July zagrała matkę głównej bohaterki w taki sposób, że w postaci było tyle bezbronności i niepewności, że nie dało się jednoznacznie potępić Reginy.
Josephine Decker: Zdecydowanie. Nawet kiedy Regina podejmuje złe decyzje, które mają fatalne konsekwencje, trudno jej nie współczuć. Widzimy, jak strasznie kocha swoją córkę i jak ta relacja wymyka jej się spod kontroli. Myślę, że Miranda July jest na tyle ciepłą, pełną uroku osobą, że w jej wykonaniu Regina po prostu nie mogła okazać się stuprocentowo czarnym charakterem.
Zarówno Regina, jak i Evangeline starają się włożyć Madeline w rozmaite, pasujące im role. Ale Madeline sama też to robi. Raz jest kotem, innym razem żółwiem, jeszcze innym – różnymi wersjami siebie. To doświadczenia nieobce dorastającym dziewczynom, ale jednak w przypadku Madeline przybierają formę ekstremalną. Jak to wszystko wpływa na nastolatkę, która jest właśnie w trakcie kształtowania swojej tożsamości?
Josephine Decker: To, w jak wiele ról wciela się Madeline jest rzeczywiście dość ekstremalne – ale tak jak powiedziałaś – to doświadczenie, z którym może utożsamić się wiele kobiet. Okres bycia nastolatką jest trudny. Gdy jesteś młodą kobietą, słyszysz te wszystkie głosy z różnych stron, mówiące ci, jak powinnaś się zachowywać, jak wyglądać, jakie ma być twoje życie. Z drugiej strony sama starasz się eksperymentować z różnymi tożsamościami, „przymierzać” je. Dochodzą do ciebie wszystkie obecne w mediach i kulturze przesłania dotyczące bycia kobietą i testujesz pewne opcje lub się wobec nich buntujesz. Tak czy inaczej, często eksplorujesz właśnie pewne role, nie pozwalasz sobie jeszcze na bycie w pełni sobą. Łatwo się w tym wszystkim pogubić, a nie zapominajmy, że Madeline zmaga się też z problemami psychicznymi, które sprawiają, że to doświadczenie jest jeszcze bardziej skomplikowane. Nie dziwię się, że wyzwala to w niej frustrację i agresję, ale pod koniec filmu bohaterka próbuje się wyzwolić z tych schematów.
Kadr z filmu „Madeline’s Madeline”
Co było dla ciebie najtrudniejsze w wiernym przedstawieniu w filmie choroby psychicznej? Czy musiałaś zrobić duży research na ten temat?
Josephine Decker: Tutaj ponownie odniosłam się do osobistych doświadczeń. Dorastałam w pobliżu bardzo bliskiej mi osoby, która zmagała się z chorobą psychiczną. Również w trakcie kręcenia filmu, ktoś mi bliski był w trakcie leczenia psychiatrycznego. Miałam więc sporo doświadczeń i przemyśleń w tej kwestii, jednak zrobiłam też obszerny research, sporo czytałam, odbyłam wiele rozmów.
Na koniec chciałam jeszcze zapytać cię o pewne punkty wspólne w twoich filmach. Nie tylko „Madeline’s Madeleine”, ale również poprzednie twoje obrazy obracają się wokół kobiet. Czy jakieś cechy twoich bohaterek lub ich doświadczenia – może charakterystyczne właśnie ze względu na płeć – fascynują cię najbardziej jako twórczynię?
Josephine Decker: Rzeczywiście portretuję głównie kobiety i ich doświadczenia. Zarówno „Masło na zasuwce”, jak i „Łagodnie i czule” opowiadały o kobiecej seksualności i starały się pokazać ją w sposób, który rzadko widuję na ekranie. Z jednej strony mówiły o przemocy, z drugiej – o tym, jak wyzwalające i napawające siłą może być czerpanie przez kobiety z ich seksualności. W „Madeline’s Madeline” jest inaczej, tu na pierwszy plan wysuwają się relacje między matką a córką. Jednocześnie to kolejny raz, gdy opowiadam o relacjach między kobietami, bo tego również brakowało mi w kinie. A moim zdaniem te relacje są często o wiele bardziej złożone, bogate, intymne i głębsze niż romantyczne relacje kobiet z mężczyznami, o których w filmach opowiada się znacznie częściej. Fascynuje mnie sposób, w jaki kobiety na siebie oddziałują oraz fakt, że ich relacje potrafią być zarówno szalenie destrukcyjne (w końcu najlepiej znamy swoje wzajemne słabości i wiemy dokładnie, jak je wykorzystać, jak sobą manipulować), jak i dodające niesamowitej siły, dające poczucie bliskości, jakiej nie da żaden mężczyzna. Potrafimy zarówno doprowadzić się nawzajem do emocjonalnej przepaści, pogrążyć, ale i być dla siebie najlepszym możliwym wsparciem. Często te dwa ekstrema idą w parze i tak jest właśnie w relacji Madeline i jej matki.
Film „Madeline’s Madeline” będzie można obejrzeć podczas 18. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty w ramach sekcji „Girlhood”, której z olbrzymią przyjemnością patronujemy! Pokazy filmu Josephine Decker odbędą się we Wrocławiu 30 lipca (poniedziałek) o 16:15, 1 sierpnia (środa) o 13:15 oraz 3 sierpnia (piątek) o 10:15.
Josephine Decker
Fot. materiały prasowe