Tak było właśnie z marką Le Labo. Przez dłuższy czas pozostawała jakimś odległym, nieuchwytnym, zaoceanicznym bytem, o którym dowiadywałem się jedynie z perfumeryjnych stron internetowych. Od początku byłem pod wrażeniem ich bezkompromisowo prostych, laboratoryjnych flakonów z maszynowo wypisanymi formułami i tajemniczymi numerami przy nazwie każdego zapachu. Bo nazwa Le Labo nie wzięła się znikąd. Nawiązuje do praktykowanego przez markę w swoich firmowych butikach personalizowania flakonów i napełniania ich na miejscu dla klienta, który wyrazi chęć zakupu. Jest więc laboratoryjnie, ale z przymrużeniem oka. Le Labo, a nie Le Laboratoire. Jak boho, a nie boheme. Określenie boho zresztą idealnie pasuje do wizerunku marki. Le Labo est boho!

Radość, jaka mnie ogarnęła w dniu, kiedy dowiedziałem się, że marka pojawi się w końcu w Polsce przebił tylko news o tym, gdzie się ona pojawi. Nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego miejsca! Le Labo weszło do GaliLu na początku tegorocznego lata. Niewymuszony luksus tego miejsca wręcz prosił się o wzbogacenie się o tę kultową na całym świecie markę. Pierwszy raz stanąłem przed specjalnie stworzonym (konstrukcja przez dekonstrukcję) standem Le Labo w dniu oficjalnego otwarcia nowego butiku GaliLu 20 czerwca tego roku. Czym mnie przywitał? Industrialnym lookiem, zdezelowanymi kaflami, rzędami symetrycznie ustawionych laboratoryjnych flakonów, obłych świec i powyginanych puszek oraz chowanym w metalowej szufladzie laptopem. To właśnie industrialny boho styl Le Labo! Więcej o inspiracjach już za chwilę.

Le Labo ujrzało światło dzienne w 2006 roku jako dziecko Szwajcara Eddiego Roschiego i Francuza Fabrice’a Penota. Obaj spotkali się w firmie Firmenich gdzie pracowali dla marki Giorgio Armani rozwijając między innymi linię Armani Privé. Emocje jednak wzięły górę nad produktami i tak powstał pomysł założenia Le Labo – manufaktury zapachów z przesłaniem, zrzeszającym wokół siebie grono sympatyków, tzw. souls, i dającym możliwość klientowi zajrzenia na zaplecze produkcji, do laboratorium. Główna siedziba marki znajduje się w nowojorskim Soho. Od 2014 roku Le Labo jest częścią Estee Lauder, ogromnej globalnej grupy kosmetycznej. Roschi i Penot zapewniają, że ten biznesowy krok nie naruszył nic z ich niszowości. Pamiętajmy, że to właśnie może dzięki niemu ujrzeliśmy nowojorska markę w końcu w Polsce.

1 le labo

2 le labo

3 le labo

Le Labo wypuszcza średnio jeden zapach na rok. W podstawowej kolekcji znajdziemy 16 zapachów, które oferowane są w perfumerii GaliLu. Marka wypuściła też trzy zapachy w kolaboracji z paryskim butikiem Colette oraz linię City Exclusives poświęconą takim miastom jak Dubai, San Francisco, Tokio czy Moskwa.

W tworzeniu zapachów inspiruje nas to co lubimy w innych dziedzinach życia, w innych formach wyrazu, produktach i filozofiach. Odnaleźliśmy w sobie wrażliwość na japońską filozofię Wabi Sabi, która zakłada odnajdywanie piękna w sztuce wiecznego ruchu i w koncepcie doskonałej niedoskonałości.

I rzeczywiście, nie ma co szukać tu konwencjonalnie pojętego piękna czy luksusu. Nie znajdziecie tu złota, mieniących się kryształów, barokowych kształtów i ostentacyjnie bogatych materiałów. Co dostaniecie w zamian? Pogiętą puszkę, surowe pudełko z tektury, apteczną etykietę i generyczną tubę z kremem. Ale dostaniecie też to, co najważniejsze – duszę tych produktów, czyli niezwykły, niekonwencjonalny, niedopowiedziany i dopieszczony w każdym detalu zapach. Wybranie jednego było nie lada wyzwaniem. Z 16 oferowanych w warszawskim butiku kompozycji od początku wiedziałem, że nie pokocham tylko dwóch. 14 pozostałych brzmiało dla mojego nosa przepięknie na różne sposoby. Ostateczny wybór podjąłem po dwóch tygodniach dogłębnych testów całej linii (w Le Labo nawet próbki mają industrialny, szorstki sznyt). Mój pierwszy zapach Le Labo jest w każdym calu idealnie zbalansowany i doskonale dogaduje się z moją skórą. Vetiver 46 czeka w tekturowym pudełku, by jesienią odkryć swoją fantastyczną drzewno-dymną naturę.

W warszawskim butiku nie napełnia się flakonów na miejscu. To wymagałoby posiadania odpowiedniego mini-laboratorium. Zapachy przylatują z Londynu, a na miejscu można je spersonalizować wybierając dowolną dedykację o długości maksymalnie 23 znaków, która po wprowadzeniu do laptopa z metalowej szuflady wyląduje na wydrukowanej etykiecie na flakonie oraz na pudełku wybranego zapachu. Wszystkie zapachy w linii podstawowej to wody perfumowane oferowane w trzech pojemnościach: 15 ml (Rose 31, Bergamote 22, Thé Noir 29 i Santal 33), 50 ml i 100 ml. A co oznacza tajemnicza liczba przy nazwie każdej kompozycji? To ilość składników użytych do jej stworzenia. Składnik tytułowy użyty jest w najwyższej koncentracji, wyznacza główny olfaktoryczny kierunek zapachu, ale nie determinuje go w tradycyjny sposób. I tak, w Rose 31 należy się spodziewać tak naprawdę mnóstwo gatunkowego drewna, Vetiver 46 zachwyca akordami smolno-dymnymi, Neroli 36, dzięki słonawym aldehydom, przenosi nas na plażę, a Ylang 49 uwodzi szyprową elegancja mchu dębowego.

Podstawową kolekcję można podzielić na rodzinę zapachów jasnych, słonecznych i kwiatowych (Ambrette 9, Another 13, Lys 41, Ylang 49, Neroli 36, Bergamote 22, Fleur d’Oranger 27, Jasmin 17) oraz cięższych, wytrawniejszych, ocierających się o mroczność (Iris 39, Santal 33, The Noir 29, Oud 27, Patchouli 24, Vetiver 46, Labdanum 18, Rose 31). Fani tych rzemieślniczo-laboratoryjnych zapachów na całym świecie wielbią swoje ulubione kompozycje za ich głębię, zmienność i nieprzewidywalność. Ambrette 9 jest tak delikatny dzięki użytym tu nasionom piżmianu, że stał się ulubioną kompozycją kobiet w ciąży. Another 13 puszcza do nas molekułowe oko, zachwycając mieszanką ambroksanu i syntetycznego piżma. Santal 33 to żywy ogień, delikatny powiew dymu i moment tuż po zmierzchu, w którym zmysłowość przejmuje kontrolę. Vetiver 46 określany jest Rolls-Roycem wśród wetiwerów i najbardziej męskim zapachem w całym portfolio marki. Mimo że paczula gości w nazwie kompozycji Patchouli 24, nie jest ona łatwa do zauważenia. Dominuje tu dymny i skórzany charakter brzozy osłodzony odrobiną wanilii. Krótka formuła Jasmin 17 nadaje perfumom wyraźnego charakteru, o którym nie sposób zapomnieć. 

4 le labo

Le Labo to nie tylko perfumy. W butiku oferowana jest również linia pielęgnacyjna o przepięknym zapachu Hinoki inspirowanym buddyjskimi świątyniami w japońskich górach Kōya-san, które wypełnione są mistycznym, wyjątkowo ciepłym i hipnotyzującym zapachem drzew hinoki rosnących w otaczających je lasach (żel pod prysznic, mydło do rak, krem i pomada do rak, balsam i krem do ciała). Istnieje też czarna linia pielęgnacyjna dla mężczyzn o świeżym aromacie lawendy i bergamotki podbitym spokojem fiołka i bobu tonka. Znajdziemy w niej tradycyjny krem do golenia, balsam po goleniu, lotion do twarzy, olejek do brody, bronzer i pomadę do stylizacji włosów. I na koniec zapachy do wnętrz w postaci świec zapachowych. Reklamowane legendarnym wersetem Come on baby light my fire, kultowe świece Le Labo wykorzystują wosk sojowy i knoty z czystej bawełny. Każda z ośmiu świec jest ręcznie odlewana w Missisipi i wypełniają ją naturalne olejki eteryczne. Występują w dwóch prezentacjach – klasycznej szklanej i metalowej vintage będącej echem fascynacji wspomnianej już filozofii Wabi Sabi. Kolekcje świec i kosmetyków są wolne od GMO, w stu procentach wegańskie i nie testowane na zwierzętach.

Produkty Le Labo mają swoją cenę. W ich skład wchodzą najdokładniej wyselekcjonowane składniki zmieszane zgodnie z zasadami świetnego rzemiosła, doskonały, odpowiedzialny design i prawdziwa troska o każdą osobę zaangażowaną w proces produkcji. Ale twórcy marki twierdzą, że nie powinniśmy nosić ich zapachów dlatego, że zawierają drogie składniki. Mówią: sięgaj po nasze perfumy tylko wtedy, gdy sprawiaj, że się uśmiechasz każdego ranka. Jak wam się podoba taka motywacja?

Poniższy manifest pokazuje, że marka podchodzi do tego co robi absolutnie poważnie i nie do końca poważnie;

Wierzymy, że jest za dużo flakonów perfum, a za mało zapachów z własną duszą.

Wierzymy, że dusza zapachu rodzi się z intencji, która popycha nas do stworzenia go i uwagi, która zostaje mu poświęcona.

Wierzymy, że dobre perfumy muszą wywoływać szok – szok nowości, który splata się z szokiem intymnej bliskości.

Wierzymy, że bardziej ludzkie jest testowanie kosmetyków na mieszkańcach Nowego Jorku niż na zwierzętach.

Wierzymy, że celebrytów powinny obowiązywać normalne ceny.

Wierzymy, że przyszłość luksusu (więc i perfumerii) leży w kunszcie procesu produkcji.

Wierzymy w moc przemyślanych ruchów rąk, ręcznie zbieranych róż, ręcznie wyrabianych świec, ręcznie opracowywanych formuł perfum i współpracy opartej na zaufaniu budowanym własnymi rękoma.

Wierzymy w pasjonatów, którzy pracują z nami.

Wierzymy w filozofię Hafiza: „Zachowuj się wspaniale, przyjacielu. Zawsze zachowuj się wspaniale”.

Wierzymy, że to Nowy Jork sprawił, że jesteśmy, kim jesteśmy, z małą pomocą Wabi Sabi i Thoreau.

Wierzymy, że my i wy, powinniśmy odłożyć na bok nowoczesne narzędzia i znaleźć w życiu czas na wąchanie róż.

Wierzymy, że jesteśmy młodzi tylko raz w życiu, ale niedojrzali możemy być zawsze.

Wierzymy, że objaśnienia zabijają sztukę. Dlatego: nie zawracajcie sobie głowy tym manifestem!

Fot. materiały prasowe