Wasza marka – Your KAYA – oferuje produkty do higieny intymnej dla kobiet. Wyjątkowe, bo starannie zaprojektowane, wykonane tylko z naturalnych materiałów, przyjazne dla organizmu, ale i środowiska. Ciekawi mnie, jak było z waszą świadomością ekologiczną i konsumencką jeszcze zanim stworzyliście Your KAYA. Czy pamiętacie jakieś przełomowe zdarzenia, które sprawiły, że zaczęliście zwracać większą uwagę na to, co kupujecie?

Marek: Pamiętam, że kilka lat temu obejrzałem dokument, w którym była mowa między innymi o tym, jak dużo wody zużywa się przy produkcji jednego kilograma wołowiny – a potrzeba na to około 15 000 litrów! Z początku nie mogłem uwierzyć w te liczby, ale dane na długo utkwiły mi w głowie.

Kaja: Później nawet pytaliśmy znajomych, jak dużo wody ich zdaniem zużywa się w tym celu. Oczywiście wszystkie odpowiedzi były ogromnie zaniżone. To pokazało nam, że jako społeczeństwo mamy bardzo małą wiedzę o tym, jak wpływamy na środowisko.

Marek: Myślę, że od tamtego momentu zaczęliśmy zwracać większą uwagę na to, co kupujemy, jak użytkujemy przedmioty, ile odpadów wytwarzamy, co i na czym jemy, z czego pijemy, czy nie wykorzystujemy słomek itd. Choć pamiętam moją reakcję po tamtym filmie, mimo wszystko trudno byłoby mi wskazać konkretne wydarzenia, które zaważyły na tym, jak kształtowała się nasza świadomość ekologiczna, bo mam wrażenie, że przychodziła do nas stopniowo.

Kaja: I wciąż przychodzi, bo nabieranie świadomości ekologicznej czy konsumenckiej to proces, który właściwie nigdy się nie kończy. Zawsze można pogłębić wiedzę na jakiś temat, coś zrobić lepiej. Wydaje mi się, że obydwoje mamy takie charaktery, że nagła, drastyczna zmiana nie przychodzi nam łatwo. Preferujemy metodę małych kroków. Dzięki niej dokonywanie bardziej ekologicznych wyborów z każdym dniem staje się łatwiejsze, bardziej naturalne, instynktowne. Po prostu wchodzi w nawyk. Pamiętam, że kiedyś moje zakupy w drogerii trwały maksymalnie 10 minut, to był bieg od półki do półki. (śmiech) Teraz to cała wyprawa, takie zakupy robię znacznie dłużej, w skupieniu, sprawdzam składy, z wieloma produktami się pożegnałam, część kupuje w specjalistycznych sklepach bądź online. Podobnie wydłużyły się zakupy spożywcze. Postaraliśmy się ograniczyć jedzenie mięsa, ale też unikać plastikowych opakowań, więcej rzeczy przyrządzać samodzielnie. Oczywiście pewnie wiele moglibyśmy jeszcze zmienić, ale myślę, że to przyjdzie w swoim czasie.

Marek: Swoją drogą praca nad Your KAYA też wiele nas nauczyła, sprawiła, że przyjrzeliśmy się jako konsumenci kolejnym obszarom, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi.

1 your kaya 

A jak w ogóle zaczęła się historia Your KAYA?

Marek: Dość przypadkowo. Rozmawialiśmy o firmie oferującej subskrypcyjny model sprzedaży maszynek do golenia, która ujęła nas swoim podejściem do komunikacji. Zaczęliśmy więc zastanawiać się, jakie jeszcze produkty fajnie byłoby sprzedawać w ramach subskrypcji.

Kaja: Oboje studiowaliśmy też w Barcelonie, na mocno kreatywnych kierunkach, przygotowujących do stworzenia czegoś własnego. To chyba dlatego myślenie w kontekście biznesowym jest dla nas czymś bardzo naturalnym, więc od tego się zaczęło.

Marek: Doszliśmy do wniosku, że środki do higieny intymnej świetnie pasowałyby do tego modelu subskrypcyjnego. Nagle uświadomiliśmy sobie, że nigdy nie przyglądaliśmy się z uwagą ich opakowaniom, sprawdzając składy. Zacząłem więc szukać informacji, a te okazały się szokujące. Dioksyny, poliester, chlor, rayon, plastik, pestycydy… To wszystko trafia do szeroko dostępnych podpasek, wkładek, tamponów. Co więcej, Europejska Agencja ds. Leków nie wymaga od producentów artykułów do higieny intymnej podawania składów ich produktów. Aż trudno było mi w to uwierzyć, zadzwoniłem do Kai, by zapytać, czy wie, z czego robione są popularne tampony.

Kaja: Zapytałam, czy z bawełny, ze sporą dawką nadziei. (śmiech) Mimo że od dawna uważałam się za świadomą konsumentkę, jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, by zainteresować się środkami do higieny intymnej. Gdy wreszcie to zrobiłam, ta wiedza mnie poraziła. Szczególnie, że robiąc research, znaleźliśmy też informacje, że statystycznie kobiety zużywają w ciągu życia ponad 10 000 sztuk produktów do higieny intymnej, a pochwa jest przecież najbardziej chłonną częścią ciała – nawet bardziej niż jama ustna! Efekt był taki, że tampony, z których korzystałam przez lata na dobre mi obrzydły.

 

A na sklepowych półkach w popularnych drogeriach bardzo długo nie było alternatywy – wszystkie tampony i podpaski przesiąknięte chemią, więc taka wiedza mogła doprowadzić tylko do frustracji. Dopiero teraz pojawia się więcej szeroko dostępnych ekologicznych produktów.

Kaja: To prawda. Nie mogliśmy pogodzić się z tym stanem rzeczy, uznaliśmy, że kobiety w Polsce zasługują na coś lepszego.

Marek: Nie podobało nam się również to, w jaki sposób prowadzona jest komunikacja wszystkich tych bardziej znanych marek – sprowadza się do głupkowatych, krzywdzących, stereotypowych haseł. Menstruację się infantylizuje. Dlatego pomyśleliśmy, że fajnie byłoby zaserwować Polkom coś zdrowszego, ale i komunikowanego w taki sposób, że z tą marką mogłyby się utożsamić. Bo chyba trudno utożsamiać się np. ze sloganem „Mam podpaskę, wszystko jest już na tip top”. (śmiech)

2 your kaya 

W reklamach większości znanych marek produkujących tampony i podpaski słowo „okres” pada rzadko, a jeśli już, to w nawiązaniu do wstydliwego zdarzenia, które udało się ukryć. Uff, nikt nie odkrył, że ten okres mamy. Kolor czerwony też się w reklamach nie pojawia. Są tylko nieliczne wyjątki, jak reklama Libresse Blood Normal. Fajnie, że w Polsce jest taka marka jak Your KAYA, która zachęca do dyskusji na temat menstruacji, ale i seksualności.

Kaja: Staramy się opowiedzieć o okresie w inny, naszym zdaniem bardziej naturalny, prawdziwy sposób, a czerwonego koloru z pewnością się nie boimy. Efekt jest taki, że rzadko pojawiają się neutralne komentarze na temat naszej marki. Większość jest bardzo pozytywnych, dziewczyny piszą, że czekały na reklamę bez niebieskiego płynu. Ale zdarzają się też komentarze, że krew jest obrzydliwa i jak mamy czelność coś takiego pokazywać. Naszym zadaniem jest tylko pilnowanie, by kultura wypowiedzi nie została zaburzona, żeby wszyscy byli wobec siebie kulturalni, ale poza tym nie blokujemy żadnych komentarzy. Fajnie, że rodzi się dyskusja, temat okresu zostaje poruszony, dziewczyny same zaczynają ze sobą rozmawiać, dzielić się doświadczeniami, przemyśleniami… To nas bardzo cieszy.

Marek: Bardzo zależy nam na tej dyskusji, bo chcemy temat okresu znormalizować, odejść od stereotypów. Głupkowate teksty sugerujące np. że dziewczyna zachowuje się w jakiś określony sposób, bo ma okres, są puszczane mimochodem, uważane za niewinne. A w rzeczywistości suma tych „niewinnych” wypowiedzi ma ogromny wpływ na mentalność, a co za tym idzie realia społeczne, a przez to nawet na zdrowie kobiet. Ponieważ nie rozmawiamy normalnie o okresie, bo wielu osobom temat wydaje się wstydliwy, często bagatelizowane są ciężkie objawy okresu u kobiet i wciąż za rzadko diagnozuje się między innymi endometriozę. A cierpi na nią 1 na 10 kobiet na świecie.

Kaja: Zachęcamy do rozmowy na różnorodne tematy związane z okresem, dlatego ruszyliśmy z serią artykułów pod hasztagiem #mensTRUEacja. Pierwszym tekstem był „Trudny okres dla reklamy”, a kolejny poruszał właśnie temat endometriozy i spotkał się z ogromnym odzewem. Zarówno w komentarzach, jak i wiadomościach prywatnych zaczęło pisać do nas mnóstwo dziewczyn, które albo dawały znać, że też zmagają się z endometriozą, albo dziękowały, że wreszcie uświadomiły sobie, że to, co przeżywają od lat, nie jest wcale zabawne ani błahe, że może dotyczyć ich choroba. Te drugie stwierdziły, że teraz odważą się pójść do lekarza, przebadać, zawalczyć o swoje zdrowie i komfort. Wcześniej ludzie mówili im „wymyślasz”, „przesadzasz”, „to normalne, że masz bolesny okres” i to sprawiło, że nie wykonały badań.

 

Nawet samym lekarzom zdarza się bagatelizować objawy, nie wykonywać szczegółowych badań.

Marek: Dlatego bardzo cieszymy się, że dużo dziewczyn zaczęło polecać w komentarzach lekarzy, którzy im pomogli. Znaleźli się tam ginekolodzy i ginekolożki z różnych miast. To, że mogliśmy w ten sposób komuś pomóc, dało nam ogromną satysfakcję i pokazało, że coraz większy zasięg można wykorzystać do naprawdę świetnych celów.

 5 your kaya

Ciekawi mnie jeszcze, jak w ogóle zaczęliście produkcję tamponów? Domyślam się, że zanim powstało Your KAYA nie wiedzieliście, jak czy gdzie je wytwarzać, musieliście znaleźć kogoś kto je zaprojektuje.

Kaja: Gdy tylko zdecydowaliśmy, że chcemy zająć się produktami do higieny intymnej dla kobiet, zaczęliśmy zastanawiać się, jak do tego podejść, od jakich produktów zacząć, jak je wykonać, gdzie szukać specjalistów. Mieliśmy pojęcie o tworzeniu biznesu, ale o produkcji tamponów żadnego.

Marek: Na początku, chyba tak jak zawsze, staraliśmy się znaleźć kogoś, kto miałby pojęcie o branży w naszym środowisku, wśród znajomych, ale okazało się, że nikogo takiego nie znamy. Zaczęliśmy więc research w internecie – chcieliśmy znaleźć kogoś, kto miałby już duże doświadczenie przy produkcji takich środków, od kogo moglibyśmy się czegoś nauczyć. Znaleźliśmy sporo firm, które zajmowały się produkcją środków do higieny intymnej działających w Izraelu, Czechach, Hiszpanii, we Włoszech. Zaczęliśmy prowadzić z nimi rozmowy i z czasem dowiadywać się, jak wygląda taka produkcja, co jest potrzebne, jakie są koszty itd. Ostatecznie stanęło na słoweńskiej firmie z dużym doświadczeniem, która najbardziej przekonała nas do siebie.

Kaja: Zaczęło się od tamponów, bo ja sama i dziewczyny z mojego otoczenia najczęściej ich używałyśmy. Od początku planowaliśmy jednak stopniowe wprowadzanie kolejnych produktów. Pojawiły się już wkładki, podpaski, kubeczki menstruacyjne, płyny do higieny intymnej... Teraz było nam już oczywiście łatwiej, bo mieliśmy wypracowane kontakty z firmami z branży i wiedzieliśmy, z kim możemy stworzyć najlepszy produkt, komu zaufać. Biznesowo jesteśmy w stanie poradzić sobie sami, ale produkcyjnie stawiamy na wyspecjalizowane firmy – naszych partnerów biznesowych.

Marek: Świetnie byłoby stworzyć wszystkie produkty samodzielnie, ale żeby to zrobić, musielibyśmy posiadać zakład produkcyjny, a do tego niezbędny jest ogromny kapitał.

Kaja: Choć tworzenie takiej własnej linii też nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Jeśli jest się nowym w branży, na wielu rzeczach można się potknąć. Tymczasem wybierając wykonawców, mogliśmy polegać na czyimś doświadczeniu, mieć pewność, że dana firma posiada wszystkie certyfikaty, na których nam zależy, wykona swoje zadanie na najwyższym poziomie.

 

A na czym najbardziej wam zależy, gdy pracujecie nad nowym produktem?

Kaja: Przede wszystkim szukamy najlepszego rozwiązania dla kobiet. Za każdym razem, gdy myślimy o nowym produkcie, pytamy o opinię różne dziewczyny z naszego otoczenia. Mam wrażenie, że te rozmowy w ogromnej mierze wpływają na fakt, że udaje nam się osiągnąć fajne efekty. Nie bylibyśmy w stanie pomyśleć o wszystkim sami, bo z okresem można mieć bardzo różne doświadczenia. Każda kobieta zna swoje ciało najlepiej. Dlatego zdecydowaliśmy np., że to klientki wybierają, ile tamponów w danym rozmiarze znajdzie się w opakowaniu, które kupują. Staramy się też być kompletnie transparentni – informować, co dokładnie robimy, jak wygląda produkcja, skład itd.

Marek: Zależy nam na tym, by nasze produkty były jak najpraktyczniejsze, by sprawdzały się na co dzień. Wciąż poszukujemy nowych, jeszcze lepszych rozwiązań. Czasem okazuje się, że to, co wymyślimy jest niewykonalne. Zamarzyło nam się na przykład, aby plastikowe otoczki tamponów zamienić na takie wykonane z biodegradowalnego bioplastiku. Okazało się jednak, że biomateriały nie są jeszcze tak wytrzymałe, by mogły się sprawdzić w takim produkcie. Cały czas uczymy się więc czegoś nowego. Na początku zastanawiamy się, co my jako konsumenci chcielibyśmy otrzymać, a później staramy się dopasować do tej wizji całą resztę. Duże koncerny myślą przede wszystkim o tym, co przyniesie im największy zysk i będzie najłatwiejsze do przeprowadzenia logistycznie. Wydaje mi się, że najwyższy czas, by ta tendencja została odwrócona – to potrzeby kupujących powinny być na pierwszym miejscu. W ten sposób działa coraz więcej firm, które stawiają na jakość, etyczność produkcji, ekologiczność, tworzą swoją filozofię. Z nami jest podobnie.

 

Jesteście partnerami w biznesie, ale również parą. Ciekawi mnie, jak wygląda wasza współpraca, jak dzielicie się zadaniami?

Kaja: Wydaje mi się, że podobnie w biznesie, jak i w życiu prywatnym, nie stosujemy sztywnego podziału zadań czy ról. Przeważnie do wszystkich większych projektów i zagadnień siadamy razem, a to, kto i czym konkretnie się zajmie, wychodzi w praniu.

Marek: Unikamy korporacyjnego podejścia. Szczególnie na tym etapie rozwoju Your KAYA, stosunkowo nowej firmy, nie miałoby ono racji bytu. Ciągła wymiana pomysłów jest dla nas bardzo cenna, stymuluje kreatywność, pozwala kierować myśli na różne tory. Nie ma takiego obszaru, który byłby zarezerwowany wyłącznie dla Kai lub dla mnie.

Kaja: Mamy też super zespół, który poza Markiem składa się z samych dziewczyn. Część z nich pisze teksty na naszego bloga, inne odpowiadają za zamówienia. Staramy się robić wspólne burze mózgów. Lubimy słuchać innych ludzi, poznawać ich zdanie, zanim podejmiemy decyzje. Zauważyliśmy, że właśnie ta praca grupowa, swobodna wymiana myśli, wsłuchanie się w zdanie osób, które odpowiadają za konkretne dziedziny w firmie, prowadzi do optymalnych rozwiązań. Natomiast jeśli już miałabym dzielić nasze obowiązki, to przeważnie jest tak, że Marek działa bardziej operacyjnie, a ja zajmuję się częściej codzienną komunikacją z naszymi klientkami i mediami społecznościowymi Your KAYA. To daje mi mnóstwo satysfakcji, bo masa dziewczyn do nas pisze i dzieli się swoimi odczuciami – to super miła sprawa! Zupełnie nie spodziewaliśmy się tak dużej liczby wiadomości.

Marek: Dla każdej marki to spełnienie marzeń mieć tak zaangażowanych odbiorców, ale i informacje z pierwszej ręki o tym, co sprawdziło się najlepiej, a co jeszcze można by poprawić, jak rozszerzyć portfolio produktów.

 3 your kaya

Na koniec chciałam was jeszcze spytać, czy pamiętacie, jakie podejście do okresu mieliście lata wcześniej, w trakcie dojrzewania? Z jakimi informacjami czy mitami się stykaliście?

Kaja: Myślę, że miałam szczęście, bo moi rodzice byli zawsze bardzo otwarci, miałam z nimi dobre relacje, mogłam porozmawiać z mamą o ciele i nie tylko. Czułam się więc pewnie z tematem jako dziewczynka, perspektywa pierwszego okresu nie budziła we mnie lęku ani wstydu. Pamiętam natomiast, że gdy byłam w gimnazjum, moje koleżanki bardzo to przeżywały, pamiętam, że kiedyś jednej z nich poplamiły się krwią spodnie i było to dla niej niesamowicie nieprzyjemne, zawstydzające doświadczenie. Rozmawiałyśmy ze sobą o menstruacji, ale tylko w najbliższym gronie. Poza tym temat nie funkcjonował, edukacji seksualnej w szkole oczywiście nie było. Dziś to dla mnie najnaturalniejsza rzecz na świecie, by rozmawiać o okresie ze znajomymi, ale nie zawsze tak było.

Marek: W moim życiu bardzo długo menstruacja była natomiast całkowicie niewidoczna, nieobecna. Wydaje mi się, że wielu mężczyzn tak to wspomina. Jako chłopcom, nastolatkom nic nam w tym temacie nie mówiono. I to nie jest dobre. Właśnie dlatego brakuje nam często wiedzy, zrozumienia. Prowadzi to do tabuizacji okresu, tworzenia się stereotypów, a przecież menstruacja to nie powinien być wstydliwy temat dla faceta! A widzę, że nadal jest, nawet dla dojrzałych mężczyzn, co zauważamy dobitnie, odkąd założyliśmy Your KAYA. Gdy poruszy się temat okresu przy kolacji, nagle następuje konsternacja, wiele osób nie reaguje, stara się schować pod stół. Po prostu nie wiedzą, co powiedzieć na naszą działalność, wielu facetów robi gigantyczne oczy albo zaczyna się śmiać, a przecież nie ma w tym nic zabawnego.

Kaja: Natomiast fajne jest to, że faceci z grona naszych najbliższych znajomych są już ekspertami od kubeczków menstruacyjnych, zupełnie nie mają problemu, by o tym rozmawiać. Teraz, gdy siedzimy z przyjaciółmi przy stole, temat okresu pojawia się bardzo często, wszyscy są zainteresowani, rozmawiamy w otwarty sposób – i to jest super. Okazało się, że wystarczyło, by część osób się przełamała, oswoiła temat i teraz nie ma on już w sobie nic z tabu. Potrzeba tylko odrobiny chęci na początku.

 4 your kaya

Fot. materiały prasowe marki Your Kaya, zdjęcia: Bulletproof Warsaw