To Tamara.

Tamara, która ma dziesięć lat i biegnie w zakrwawionych tenisówkach.

To Tamara.

Tamara, która ma trzydzieści dwa lata i biegnie w przemoczonych adidasach.

Biegnie przez miasto. Wpada w ciemną uliczkę, gdzie powietrze przesiąknięte jest wilgocią, gdzie cuchną porozrzucane śmieci. Jest nad Tamarą stalowe, zasępione niebo, wysyłające czytelny komunikat, że trzeba się śpieszyć. Więc Tamara przyśpiesza. Omija zgniecione puszki, strzępki gazet, resztki pożywienia. Łokcie trzyma blisko ciała, głowę skrytą pod kapturem ma pochyloną. To brzydka i smutna część miasta, lecz ona, Tamara, tutaj czuje się najbezpieczniej: z dala od ludzi, od kamer, od wścibskich oczu.

Kilka minut i będzie szósta. Kilka minut i godzina policyjna dobiegnie końca. Kilka minut i Tamara będzie po treningu. Teraz odbija w stronę swojego osiedla i zatrzymuje się przy zaniedbanym placu zabaw. Dłonie opiera o kolana, próbuje uspokoić oddech. Patrzy na zegarek: dziesięć kilometrów pokonała w czterdzieści pięć minut i szesnaście sekund. Jest zadowolona. Jeszcze tylko kupi gazetę i może wracać do siebie. Kiosk znajduje się pod jej blokiem. Tamara zagląda do okienka i gdy szybka się odsuwa, czeka ją pierwsza tego dnia niespodzianka. Patrzy na faceta. Facet patrzy na nią. Jest nalany na twarzy, krótko ostrzyżony, jakoś po sześćdziesiątce. Jego zapadnięte oczy świdrują ją na wylot.

— Nie ma pani Wiesławy? — pyta Tamara, nie kryjąc zdumienia.

Facet kręci głową.

— Nie ma i nie będzie.

— Jak to? Coś się stało?

— A co się miało stać, Wieśka wreszcie poszła po rozum do głowy. Skorzystała z tego programu, co to dają parę złotych i dofinansowanie do wczasów za zwolnienie miejsca pracy. Co się pani dziwi. Wieśka już niemłoda, swoje lata ma, nie będzie do grobowej deski w ciasnym kiosku siedzieć. A tak w domu zostanie, odpocznie sobie, wnukami się zajmie i jeszcze jej za to zapłacą.

Tako rzecze facet. I Tamara już wie, czuje to każdym wyostrzonym zmysłem, aż jej się od tego uczucia włosy jeżą na głowie, że to nie będzie dobry poniedziałek. Nie, gdy się taką wiadomość otrzymuje na dzień dobry. Pani Wiesława, jej ulubiona kioskarka. Kolejna kobieta wchłonięta przez system.

Facet z kiosku obserwuje ją, Tamarę, uważnie i oto jest — wścibskie oko, które choć zapadnięte, już dostrzegło okazję. Więc ona szybko prosi gazetę, płaci bilonem bez konieczności wydawania reszty, milczeniem pomija pytanie, czy mieszka w okolicy, i czym prędzej się wycofuje, chce już być w swoim mieszkaniu. Po drodze jeszcze podepcze wydrukowane w nadmiarze ulotki, które są wszędzie, dosłownie wszędzie, jeszcze umknie zbyt mocno zainteresowanej jej życiem sąsiadce i już, już jest u siebie, w swoim bezpiecznym M2, gdzie okna przesłaniają ciemne rolety; Tamara odsłoni je dopiero za godzinę, gdy będzie wychodzić do pracy.

Następuje rutynowa sekwencja zdarzeń: skok pod prysznic, łyżka w owsiankę, kubek w dłoń nad gazetą codzienną. Tamara siedzi przy kuchennym stole i zaczyna czytać. Krew szybko nabiega jej do twarzy — wystarczy, że spojrzy na pierwszą stronę. Klnie pod nosem słowem na ka. Więc nic się nie zmieniło. Wręcz jest gorzej. Na jedynce wielka świńska twarz pani minister do spraw rodziny, która jest jednocześnie wicepremierem i jedyną kobietą w rządzie. W tytule cytat, który sprawia, że palce Tamary odrobinę zbyt mocno zaciskają się na posrebrzanej łyżce.

„Nasze PUR-y zrewolucjonizowały Polskę”

Znakomicie rozwijająca się gospodarka, istotne zwiększenie dzietności, zahamowanie migracji Polaków za granicę, odmłodzenie społeczeństwa, znaczny spadek bezrobocia, rozwiązanie problemów mieszkaniowych polskich rodzin, bardzo dobre nastroje społeczne — rząd podsumował trzy lata funkcjonowania Programów Udoskonalania Rodziny. Do tej pory uruchomił ich pięć. Kolejne ma w planach.

Tamara czyta, czyta w pośpiechu, a śniadanie staje jej w gardle; po co mówić, że jest wściekła, skoro to oczywiste? Każde kolejne słowo, które Tamara pożera wzrokiem, potęguje w niej uczucie wzburzenia. W gazecie piszą tak: niepokojąca sytuacja polityczno-ekonomiczna w Europie zmusiła Wspólnotę do poczynienia radykalnych kroków. Odpowiedzią na bieżące problemy ma być przede wszystkim zwiększenie dzietności, która, jak to określono, znalazła się nad przepaścią. Wymieniono cały szereg zagrożeń związanych z takim stanem rzeczy. Polskę wybrano jako wzorcowy kraj nastawiony na przywrócenie tradycyjnej roli kobiety oraz rodziny. Rząd uruchomił do tej pory pięć Programów Udoskonalania Rodziny, które z założenia mają podnieść jakość życia polskich rodzin, zapewnić im poczucie stabilności i bezpieczeństwa.

Gazeta przypomina: Program Udoskonalania Rodziny #1 — comiesięczne wsparcie w wysokości średniej krajowej dla rodzin z co najmniej trójką dzieci, Program Udoskonalania Rodziny #2 — wysokie dopłaty na kolejne dzieci, Program Udoskonalania Rodziny #3 — budowa zamkniętych osiedli socjalnych o wysokim standardzie dla rodzin wielodzietnych, Program Udoskonalania Rodziny #4 — comiesięczne wsparcie w wysokości najniższej krajowej plus dofinansowanie wczasów dla kobiet, które zwolnią miejsce pracy, Program Udoskonalania Rodziny #5 — darmowe podręczniki, talony na ubrania, bony na wycieczki po kraju dla rodzin, w których dzieci jest co najmniej troje.

Oczywiście samo podsumowanie hojności rządzących nie wytrąciło jej, Tamary, z równowagi tak bardzo jak zapowiedź kolejnego programu. Tamara czuje, jak kawa pali jej przełyk, wlała ją w siebie odrobinę zbyt szybko, zbyt zachłannie, a winę za to ponoszą informacje w dalszej części artykułu. Program Udoskonalania Rodziny #6 — obowiązkowa rejestracja i stawianie się przed komisją niezamężnych Polek, które ukończyły osiemnasty rok życia. Rząd robi to, tłumaczy pani minister, bo wyraża troskę o ich status quo. Rząd chce lepiej poznać tę grupę społeczną. Rząd wyraża głębokie przekonanie, że dzięki temu będzie mógł zaproponować niezamężnym kobietom rozwiązanie mające na celu wyeliminowanie problemu samotności wśród Polek. PROBLEMU. Pani minister nie ma wątpliwości, że samotność, którą nazywa „zimnym miejscem tego świata”, to przekleństwo, stygmat, życiowa porażka. Nikt nie chce być sam, przekonuje pani minister, nikt, zwłaszcza kobieta. Pani minister nie wyjaśnia jednak, przed jaką komisją miałyby się stawiać niezamężne Polki, o co ta komisja miałaby je pytać i jakie rzekome rozwiązanie rząd chce zaproponować. Pani minister mówi dużo, ale ogólnikowo, czyli jak zawsze. Pani wicepremier jest w rządzie tylko po to, by kobiety czuły, że mają na górze swoją reprezentantkę, a o ich sprawach nie decydują wyłącznie mężczyźni. Pani minister lobbuje. Zachwala PUR-y, każdy jeden nazywając przełomowym. Drogie Polki, nawołuje pani minister poprzez farbę drukarską, to wszystko dla was!

A ona, Tamara, chciałaby bardzo nie wierzyć własnym oczom, lecz wzrok ma dobry. Słowa, które właśnie przeczytała, wlazły jej do głowy i w niej siedzą. To stan, który towarzyszy Tamarze za każdym razem, gdy przegląda prasę, czyli od poniedziałku do soboty. Lecz czytać musi. Musi być na bieżąco, chociaż w jej kraju, w jej ojczyźnie nie ma już wolnych mediów. Są tylko media wdupowłażne, bo kto trzyma sztamę z rządzącymi, ten ma pewność, że jego finansowe źródełko nie wyschnie. Rząd potrafi być szczodry, zwłaszcza dla swoich. Pecunia non olet.

Oczy Tamary są szybkie, sprawnie prześlizgują się po pozostałych stronach, a gdy docierają do końca, Tamara wstaje, sięga po telefon i kciukiem wystukuje wiadomość: „Kawa o 17?”. Karta, z której teraz korzysta, wkrótce zostanie przełamana na pół i wrzucona do kratki ściekowej, jednak jeszcze służy jej wiernie.

Wiadomość potwierdzająca spotkanie przychodzi po minucie i piętnastu sekundach.

Skończywszy śniadanie, Tamara przenosi się do łazienki i rozpoczyna swój codzienny rytuał dopasowania się do ogółu. Staje przed lustrem w bieliźnie. Robi staranny makijaż, choć to czynność, która ją drażni. W uszy wpina srebrne kolczyki. Zaczesuje do tyłu swoje krótkie, zielone włosy, pacyfikuje je żelem. Bierze z pralki perukę i w moment diametralnie odmienia swój wizerunek. Ci, przy których musi zachować ostrożność, znają ją jako krótkowłosą brunetkę. Mimo że czynności prowadzące do zmiany wyglądu Tamara powtarza niemal każdego dnia, wciąż nie może się sobie nadziwić, jaka jest sprawna w tym swoim przeobrażaniu się. Nienawidzi tego, ale jednocześnie ją to bawi, choć bardziej tego nienawidzi.

Tamara wychodzi z łazienki. Wchodzi do pokoju, staje przed szafą — szafa jest wielka, ciężka, zamykana na klucz. Tamara wydobywa ze środka odpowiednie ubranie: czarną spódnicę, białą koszulę, ciemne rajstopy. Ta odzież do niej nie pasuje, Tamara czuje się w niej jak pajac, ale zaciska zęby i zapina wszystkie guziki, zasuwa wszystkie zamki. Koszula wymaga wyprasowania, lecz ona celowo rezygnuje dzisiaj z żelazka. Strój uzupełnia efektownym pierścionkiem z rubinem, który wsuwa na palec serdeczny prawej dłoni. Sięga jeszcze po flakon męskich perfum, którymi skrapia sobie skórę tuż za uszami oraz kołnierzyk koszuli.

Potem kolejna rutynowa sekwencja zdarzeń. Macbook i zewnętrzny dysk twardy do szafy, szafa na klucz, klucz do torebki. Upewnienie się, że rzucony na podłogę materac, który służy Tamarze za łóżko, jest na swoim miejscu: to bardzo ważne — tam, gdzie obluzowała się pod nim część parkietu, Tamara trzyma ukrytego przed światem glocka 17 GEN 4 kaliber 9x19 mm PARA. Kiedy wszystko w odpowiedniej kolejności zostaje zrobione, Tamara zakłada buty na wysokich obcasach, bierze torebkę i wreszcie podchodzi do okna, żeby wpuścić do mieszkania słońce.

Krajobraz po drugiej stronie od pewnego czasu jest niezmienny. Tamara patrzy na pozbawione duszy osiedle, gdzie bloki zbudowano bez czułości, za to pragmatycznie, by na możliwie jak najmniejszej powierzchni upchnąć jak najwięcej osób. Wszystko jest niedoskonałe, tę okolicę, to miasto, ten kraj zżera bylejakość. Jest brzydko i nieprzyjemnie i nie ma na czym oka zawiesić, i wszędzie poniewierają się ulotki, zalegają na chodnikach, ulicach, placach zabaw, trawnikach, wystają z koszy na śmieci, przyklejają się do butów. Świat pokrył papierowy dywan. Żyje się na wielkim śmietnisku.

Tamara podnosi wzrok, patrzy w górę. Pod niebem krążą mechaniczne ptaki.

1 ewa podsiado natorksa wscieke 

Ewa Podsiadły-Natorska „Wściekłe”, editio 2018

 

Fot. materiały prasowe