Łukasz: Na twojej pierwszej płycie „Córka” z 2014 roku Tina wyrusza z małej mieściny do Warszawy, gdzie musi zmierzyć się z problemami i pokusami wielkiego miasta. W pewnym momencie pyta: „Czy jestem jeszcze sobą?”. Wracasz do jej historii na nowym krążku „Solarium 2.0”. Czy Tina dalej jest sobą?

Karolina: Warszawa jest kokieteryjna i wciągająca, dlatego łatwo można się w niej zatracić. O tym jest ta opowieść.

 

Łukasz: Tiny nie kusi powrót do domu?

Karolina: Kusi. Nie ma siatki znajomych, bezpieczeństwa, mieszkania po babci. Czasem trafia w ślepy zaułek pt. „pielęgnowanie samotności”. Jest słoiczką, dla której Warszawa jest poligonem. Ludzie, którzy decydują się tutaj być, zakasują rękawy i robią, co do nich należy. Nie ma, że boli.

 

Łukasz: Chyba że przestaje w tym życiu nam wychodzić, odnosimy porażkę za porażką.

Karolina: Znam osoby, które stwierdziły, że Warszawa nie jest dla nich. Ale nie odbieram tego w kategoriach zwycięstwo – porażka. Tinę miasto zachwyciło, zawirowała w nim. Właściwie z Nią – Warszawą.

 

Łukasz: Tina, mimo że zatraca się w stolicy, to jednak przemyca ten swój wschodni pierwiastek, świat zaklęć i rytuałów, prowadzi ją wewnętrzny głos.

Karolina: Głos, który powinien należeć bardziej do stuletniej szeptuchy. Tak go czasem czuję. Ten głos daje mojej bohaterce ogromną siłę, którą i ja odkrywam, poznając coraz lepiej biały śpiew. Nawet jeśli Tina chciała zapomnieć o swoim dotychczasowym życiu, zamknąć furtkę i uciec do Warszawy, ten rdzenny pierwiastek i tak w niej siedzi. Sokółki się nie wyprze.

Znam osoby, które stwierdziły, że Warszawa nie jest dla nich. Ale nie odbieram tego w kategoriach zwycięstwo – porażka. Tinę miasto zachwyciło, zawirowała w nim. Właściwie z Nią – Warszawą.

Łukasz: Wydaje mi się, że najpierw chcesz uciec ze wsi, później, kiedy nabierasz dystansu, zaczynasz czerpać z tego, co zostawiłaś.

Karolina: Gdy przyjechałam do Warszawy, przestałam używać przyimka „dla”, bo miałam wątpliwości…

 

Łukasz: „Podobasz się dla mnie”…

Karolina: Nauczyłam się mówić poprawnie, ale przecież to nasze wschodnie zaciąganie jest piękne. Poza tym ściana wschodnia to teren wielokulturowy: kościoły, synagogi, meczety, prawosławie, katolicyzm, Tatarzy. Wracam tam coraz częściej, bo mnie coraz bardziej kusi. I nie wiem, czy chodzi tylko o te wsie. Myślę, że dzisiaj potrzebujemy poczucia silnej tożsamości, a w rozpędzonym, trochę bezpańskim mieście nie jest o to łatwo.

 

Łukasz: Na płycie bohaterka patrzy na świat z twojej perspektywy. Mam wrażenie, że sama doświadczyłaś działania mechanizmu popkultury i kapitalizmu kilka lat temu; tego, że sława nie jest wynikiem skończonych szkół, nie zdobywasz jej kolejną płytą czy spektaklem, bo pierwszy sukces osiągnęłaś dzięki jednemu nagraniu – interpretacj piosenki The Tiger Lillies „Heroin and Cocaine” na wrocławskim PPA, która została hitem na YouTube, stałaś się wtedy „tą dziewczyną od hery i koki”.

Karolina: Rozkminiałam to wiele razy. Od lat w szkołach wpajano mi, że zawód artysty jest bardzo trudny, że aktor musi się liczyć z brakiem pracy i niepowodzeniem. Kiedy więc występ na PPA okazał się sukcesem, zaczęłam to podważać, zaczęłam przejmować interpretację innych, widzieć to trochę nie swoimi oczami. A to nie był internetowy wybryk, choć definicję zdarzenia zostawiam innym. Dla mnie to była lekcja, że ciężka praca się opłaca. Na szczęście bańka iluzji pękła i wróciłam do swojej narracji i znaczeń.

 

Łukasz: Masz twórcze ADHD, działasz na wielu polach...

Karolina: Tak, dobrze to nazwałeś. Jeszcze gdy studiowałam w Białymstoku, robiłam dużo różnych rzeczy. Na pierwszym roku warszawskiej Akademii Teatralnej, kiedy teoretycznie nie można jeszcze grać, jeździłam po festiwalach, wykorzystując podczas występów to, czego nauczyłam się na Wydziale Lalkarskim, uważając, że to nie jest komercyjnie zatruta sprawa. Potem poszłam w piosenki. Dziś dalej mam kilka projektów, ale inaczej już to planuję. Ważne, żeby mieć nad tymi wszystkimi kreacjami kontrolę.

 

Łukasz: Wspólnym mianownikiem historii bohaterek na płycie Gangu Śródmieście, jak i twoich solowych są opowieści o dorastaniu.

Karolina: Często są to momenty, które najchętniej byśmy wyparli i wycięli, boimy się tej konfrontacji, samopoznania. Ale jeśli chcesz poznać rytuały, wejść głębiej, musisz wrócić do samego początku. Ja chciałam być chłopcem, ścinałam się na krótko, chodziłam w ogrodniczkach i zadawałam się tylko z chłopakami. To są elementy tożsamości kształtowane za dzieciaka, do których chcesz po latach wrócić, bo są zwyczajnie ciekawe. Ale żeby było naprawdę ciekawie, po drodze musi trochę zaboleć.

 

Łukasz: Budowanie męskiej tożsamości to również próba obrony swojej wrażliwości?

Karolina: Mamy wpojone, że mężczyzna jest silniejszy i może więcej, więc to naturalne, że chcesz stanąć obok niego; być tak samo silna i mądra. Ale takie widzenie tylko pogłębia różnice i moim zdaniem staje się przeterminowane, więc nie chcę już tego dłużej utrwalać. Zmiana, dobra zmiana, zależy też od nas samych, kobiet.

 

Łukasz: Chciałbym jeszcze spytać o konwencję, bo w całym tym smutku, melancholii, walce pojawia się u ciebie dużo dowcipu, dystansu, kreacji. Kamp jest sposobem na to, żeby powiedzieć więcej, przekuć bańkę szarej rzeczywistości?

Karolina: Ile mam smutku, tyle mam radości. A na „Solarium 2.0” jest grany folko-punk, który mieści się w nurcie opuszczonych, zawstydzonych piosenek. Ciężko o tym opowiedzieć, dlatego zapraszam na koncerty. Trasa startuje w październiku. Solarium 2.0 18 Poland Tour is coming…

1 Karlina Czarnecka wiktor malinowski Girls ROOM 

Wywiad ukazał się po raz pierwszy w 7 numerze magazynu G'rls ROOM

 

Fot. Wiktor Malinowski