Prosiłyśmy, byście opisały swoje najlepsze doświadczenie związane z menstruacją. Oto zwycięskie odpowiedzi:

 

Lubię mieć okres. Jasne, że wiąże się z wieloma nieprzyjemnościami – boli, jestem wtedy marudna, zdekoncentrowana, zapominalska i mam wielki, wzdęty brzuch. Ale właśnie dlatego jest to dla mnie, dla każdej z nas, czas na odpoczynek. Przypomnienie, żeby na moment przystopować, pozwolić sobie na popełnienie kilku błędów (w diecie, w pracy, w relacjach, w czymkolwiek). I w ogóle regularne, comiesięczne przypomnienie o tym, że mamy ciała i że musimy o nie jak najlepiej dbać, by być zdrowe i szczęśliwe. Okres ma w tym sensie podobne zalety, co seks czy masturbacja – dzięki niemu wchodzimy ze swoim ciałem w głębszą relację: silniej je odczuwamy, a przez to możemy lepiej poznać, co jest dla niego dobre, jak się nim opiekować. W końcu miesiączka to regularna lekcja tego, że jak raz na jakiś czas zwolnimy, strzelimy jakąś gafę, to świat się nie zawali.

Cenię okres również za to, że jest oznaką zdrowia, sygnałem od organizmu, że wszystko ze mną w porządku. Dlatego moim najlepszym miesiączkowym doświadczeniem był pierwszy naturalny okres po półtorarocznej przerwie i długotrwałym sztucznym wywoływaniu miesiączki. Takie zaburzenia wystąpiły u mnie właśnie dlatego, że niczego nawet na moment nie mogłam sobie odpuścić. Zagłodziłam się nieprawidłową dietą, zamęczyłam zbyt intensywnymi treningami, niezdrowymi relacjami z innymi ludźmi i perfekcjonizmem w każdej możliwej dziedzinie. Powrót do normalności zawdzięczam właśnie Pani Miesiączce:).

Monika

 

To historia, która zmieniła moje myślenie na temat okresu, a jednocześnie jedna z najbardziej szalonych przygód dotyczących menstruacji, jaka przydarzyła się w moim życiu. Miałam 16 lat, a miesiączkowałam już od około dwóch. Zawsze stosowałam podpaski, bo szczerze mówiąc nie bardzo znałam swoje ciało, trochę wstydziłam się sama sobie poprzyglądać i nie wiedziałam, jak zabrać się za rozeznanie w terenie bardziej śmiałym, jakim były tampony, nie mówiąc o kubeczkach. Nie potrafiłam też przyglądać się swojemu cyklowi, nie byłam w stanie wymierzyć, kiedy okres mnie „dopadnie”, tak więc prawie zawsze miałam przy sobie saszetkę z podpaskami i bielizną na zmianę. Pech chciał, że pewnego razu miesiączka nadeszła w najmniej spodziewanym momencie – podczas domówki u jednego z kolegów z klasy. O rany, co to był za dramat. Siedziałam w łazience, nie wiedząc, co zrobić, on siostry nie miał, a mama pewnie gdzieś w niezłym ukryciu trzymała swoje zapasy, bo przetrzepałam wszystkie możliwe szafki i nie znalazłam nic, co mogłoby mnie uratować. Z pomocą nadeszła moja najlepsza przyjaciółka Zośka, której przez kratki w drzwiach łazienki wytłumaczyłam, o co chodzi. Ona, przychodząc z odsieczą, wsunęła mi do łazienki tampona przez szparę między drzwiami a podłogą. Tampona, i to z aplikatorem. Słodki boże, pierwszy raz w życiu coś takiego zobaczyłam! Kiedy go rozpakowałam, nie wiedziałam, jak się zabrać za aplikację, nie miałam pojęcia, co się z tym robi, i po co ten plastik, gdzie to, jak to, i w ogóle, o co chodzi? Nie wychodziłam z toalety przez kolejne minuty, w głowie miałam tysiące panicznych myśli, a kiedy moja przyjaciółka wróciła, by ponownie sprawdzić, czy jeszcze żyję, zrezygnowana otworzyłam drzwi i ze wstydem przyznałam, że nie wiem, o co chodzi i bardzo proszę o pomoc. Jak to dobrze, że rówieśniczki potrafią być tak wspaniałe i wyrozumiałe! Pomimo wyłożenia całej teorii, łącznie z prezentacją przez Zośkę na swojej pięści co i jak, ja dalej nie potrafiłam zrozumieć używania tamponów z aplikatorem. Wtedy nadszedł ostateczny test przyjaźni, ponieważ Zośka zakasała rękawy i postanowiła sama zainstalować to cudo w moim ciele. Nie powiem, czułam dyskomfort, ponieważ dotychczas nawet z żadnym z chłopców nie byłam tak blisko. Zosia widziała mój wstyd i zmieszanie, ale ze spokojem wytłumaczyła mi, że to tylko drobnostka, że ona została nauczona przez mamę, że okres to nie koniec świata, to rzecz naturalna i nie ma się czego wstydzić, w końcu każda z nas przez to przechodzi. Jej podejście sprawiło, że moje ciało przestało być dla mnie samej tematem tabu i niewiele później sama zaczęłam prowadzić research na temat tego, co mam „tam na dole” i jak „to” właściwie działa. Nikt nigdy wcześniej nie dodał mi tyle siły i odwagi, by zgłębiać temat seksualności, który jest przecież naturalny i normalny. Kilka lat później ta sama Zośka wkręciła mnie w temat kubeczków i teraz jestem posiadaczką jednego, ale idealnie dopasowanego kubeczka menstruacyjnego.

PS. Impreza była wyśmienita, tampony zdobyły moje zaufanie i potem używałam ich coraz częściej. A z Zośką przyjaźnimy się do dziś, jestem matką chrzestną jej pierwszego synka Stasia :) 

Alicja

 

Moje dobre wspomnienie związane z okresem pochodzi sprzed 10 lat, czyli z czasów gimnazjum. W skrócie: dostałam okresu tuż przed zawodami pływackimi. Powiedziałam trenerowi, że nie mogę startować, bo jestem niedysponowana. Powiedział tylko, że my, sportsmenki i inne kobiety, mamy sposoby na miesiączkowanie. Wtedy pomyślałam, że faktycznie okres to nie wymówka, bo przecież kobiety startują w olimpiadach i jak mogłyby zrezygnować z takiej imprezy tylko przez to, że akurat wypada im okres. Pierwszy raz używałam tamponu, na dodatek miałam wejść do wody. Miałam podwyższoną temperaturę ciała i czułam, że woda będzie parować jak do niej wskoczę. Po wszystkim okazało się, że zrobiłam swój najlepszy czas. Od tamtej pory okres traktuję jak coś, co jest częścią mnie i nie przeszkadza mi w niczym. Oczywiście mam świadomość, że nie przechodzę go boleśnie jak część dziewczyn, co pozwala mi normalnie funkcjonować. Przez te kilka lat zauważyłam, że okres wręcz dodaje mi siły i że w jego trakcie jestem bardziej waleczna i zdeterminowana. To menstruacja pokazała mi, że przeszkody w większości są w naszej głowie i to od nas zależy, jak je ominiemy. 

Kasia

1 your kaya konkurs grls room

Fot. materiały prasowe Your KAYA