Strategie pokazania

Erotyka w literaturze pisanej przez Polki długo była na marginesie. Joanna Stryjczyk w szkicu „Pisarki: strategie znikania”, opublikowanym na łamach „Małego Formatu”, pisze: „Odpowiedzią na pytanie, dlaczego doświadczenie kobiece, na pozór lepiej oswojone społecznie niż homoseksualizm, miałoby być tak trudne do wypowiedzenia, nie może być tylko patriarchat czy udział kościoła katolickiego w regulowaniu obyczajowości. Żeńską ekspresję krępują przede wszystkim reguły pola literackiego, również w bardziej liberalnych społeczeństwach zachodnich”. Stryjczyk skupia się na sposobach pisania o przemocy i szukaniu własnego – słyszalnego – głosu. Analizuje książki takie jak „Danke” Dominiki Dymińskiej, „Sztuczki” Joanny Lech, „Inni ludzie” Doroty Masłowskiej, „Maszkaron” Patrycji Pustkowiak, wiersze Genowefy Jakubowskiej--Fijałkowskiej. I wskazuje na „dylemat, przed którym staje polska pisarka: czy powiedzieć dużo i dosadnie, ale przez to zamieszkać w wiecznym literackim przedpokoju, czy może opuścić go na rzecz salonu, ale wyrzec się części własnego głosu?”. Wydaje się, że tak naprawdę już teraz sporo dzieje się w sypialni.

Spróbujmy najpierw połknąć żabę, która inaczej zostałaby słoniem w pokoju. Trudno byłoby poruszać erotyczne wątki w literaturze pisanej przez kobiety i nie wspomnieć o aktualnym bestsellerze, reklamowanym jako polska odpowiedź na Greya. Mowa o książce „365 dni” Blanki Lipińskiej. Fabuła powiela stary jak świat schemat uległej (ale też pięknej, wykształconej, świadomej) kobiety i brutalnego (pociągającego, owładniętego pożądaniem) mężczyzny. Relacje bohaterów są bardzo niepokojące (dość powiedzieć, że książka rozpoczyna się od oralnego gwałtu), a język powieści pozostawia wiele do życzenia. Ale czy fenomen wydawniczy „365 dni” to efekt wyłącznie marketingu z rozmachem? A może właśnie takich erotyków brakuje na rynku? W końcu sama Lipińska w wywiadach przyznaje, że – choć wcale nie uważa się za pisarkę – chce ośmielić Polki do mówienia o seksie. Zachwala, że czytanie jej książki jest „lepsze od pornosa”. Nie jest to, jak chciałoby wydawnictwo Edipresse, powieść „obrzydliwie romantyczna, skrajnie prawdziwa i inspirująca”, ale też – czy taka być musi?

O tym, że opisanie psychiki bohaterki/bohatera wydaje się prostsze niż oddanie procesów zachodzących w ciele, mówi poetka i prozaiczka Joanna Lech: „W niektórych książkach, bardziej popularnych niż ambitnych, rzuca się w oczy schematyzm i papierowość bohaterów. Może oni właściwie zachowują się tak, jak autor chciałby, żeby druga płeć się zachowywała – nie tylko w łóżku? Kobieta-szara myszka, która okazuje się namiętną, acz wciąż skromną pięknością; facet to tajemniczy przystojniaczek; macho-domator ceniący wartości rodzinne, demon w łóżku i demon przy remoncie podłogi w kuchni. Można się zastanowić, czy te książki mają jakikolwiek rys realności, czy może powstały całkowicie wymarzone w głowie autorów i autorek”.

Szorstki język erotyki

Gdzie szukać erotyków? W antologiach poezji. Znalazły się w zredagowanym przez Joannę Lech tomie „Znowu pragnę ciemnej miłości”, a w zdecydowanie mniejszym natężeniu również w pozycji „Warkoczami. Antologia nowej poezji”, wydanej przez SDK w ramach serii Wspólny Pokój. W tej drugiej sporą część zajmują wiersze, w których dużo jest o ciele – od tej biologicznej strony. Erotyka jawi się czasem jako „tanie chwyty” (Katarzyna Ewa Zdanowicz – „Jak umierają małe dziewczynki?”), czasem jako wkurw (Kira Pietrek: „początek stosunku ma trwać 20 jebanych kurwa minut/a nie 3 7 albo 15 sekund”). Są i takie olśnienia, jak wersy Julii Fiedorczuk: „głodna noc tuż-tuż” albo też „straszna jest bliskość ciała, jej niezręczny ślad”, i fragment wiersza „Przystanek afryka” Agnieszki Mirahiny: „za oknem lunął deszcz i wewnątrz jej domu z godziny na godzinę wyrósł pomiędzy nami prawdziwy las równikowy: gorący, wilgotny i duszny. w takim lesie nie idzie wytrzymać i po prostu zrzuca się skórę wchodząc po schodach na górę do sypialni. to była afryka, ale skóra tej dziewczyny była biała jak kość słoniowa”.

Joanna Lech, dokonując wyboru wierszy do antologii „Znowu pragnę ciemnej miłości”, w każdym z nich znalazła coś bliskiego: tęsknotę, czułość, żal. „Lubię mocne i czułe wiersze Genowefy Jakubowskiej, obrazowość Tomka Różyckiego, zmysłową figlarność Agnieszki Hamkało i wiele, wiele innych wspaniałych wierszy”. Lech uważa, że piszący poezję rzadko sięgają do surowej erotyki. „Więcej takich scen można na pewno znaleźć w prozie. Poezja to raczej miłość – choć opisana bardzo zmysłowo, czule i nierzadko z pazurem, wcale nie tak znowu romantycznie” – dodaje.

Polskie poetki, pisząc o seksie, sięgają po mięso, wilgoć i ciężkie powietrze. Szukając erotyki w wierszach, łatwo natrafić na fragmenty takie jak w poemacie „Danke” Dominiki Dymińskiej. Są u niej „trzy minuty randki, żeby włożyć rękę w majtki” oraz „Wszechobecność seksu jest tak karykaturalna,/że już dawno przestałam wiedzieć,/o co w tym wszystkim chodzi”. Sama autorka przyznaje, że w swojej twórczości temat seksu i ogólnie erotyki traktuje raczej ciężko. „Głównie podaję drastyczne przykłady drastycznych zachowań. Należy sobie do tego domyślić morał, że trzeba uważać. Jestem zwolenniczką ostrożnego podejścia do seksu i własnego ciała. Ciało jest ważne, a moim zdaniem lekkomyślne traktowanie własnej i innych seksualności prowadzi do utraty kontaktu z nim. Seks jest całkowicie wtórny – sam w sobie, wyrwany z kontekstu, nie ma mocy twórczej i niewiele wnosi, jest odbiciem, w nim przejawiają się różne ludzkie stany i uwarunkowania”.

Podobny trop odnaleźć można w powieści „Sztuczki” Joanny Lech. Autorka przekazuje w niej historię zebranych doświadczeń – „nie tylko moich, ale i wielu znajomych kobiet, która pokazuje, jak się rodzą mechanizmy seksizmu, zła czy toksyczności. Doświadczenia ciała niesamowicie wpływają na naszą psychikę, ale często mechanizmem przetrwania staramy się to wyprzeć. Opisywanie cielesności jest tak samo ważne dla konstrukcji bohatera jak szczegóły jego biografii i absolutnie nie ma się czego wstydzić. Od tego są pisarki i pisarze. Myślę, że mam trochę obowiązek całościowego opisania świata, nie pomijania, jestem winna szczerość tym, którzy będą to czytać – by książka była prawdziwa. W pisaniu nigdy nie można się wstydzić” – twierdzi Lech.

Tym, co definiuje udaną erotykę w literaturze, jest język – „zarówno na poziomie słów, jak i opisu czy porównań. Ponieważ do dyspozycji mamy właściwie tylko język wulgarny i infantylny, trzeba wytworzyć własny” – twierdzi Dymińska. „Przykro mi, że nie mamy uczciwego, nieobciachowego języka do mówienia o seksie. Nic nowego. Ale to nie kwestia literatury. Gdybym bardziej wierzyła w literaturę, powiedziałabym, że wytworzenie go to właśnie dla niej zadanie. Chyba jednak tego nie mówię”.

Mimo to Dominika Dymińska wskazuje na powieść, która wiele zmienia na polskim rynku książki: „Zauroczyła mnie »Frajda« Marty Dzido. Opisy seksu w książkach zwykle mnie niesamowicie żenują, z »Frajdy« natomiast emanowała uzdrawiająca energia seksu z miłości. Czytałam to, sama będąc zakochaną, w podobnym do bohaterów stanie, i ciekły mi łzy”.

Frajda z intuicji

„Po wydaniu »Frajdy« napisało do mnie dużo osób. Ludzie, których nie znam, którzy odnaleźli tam siebie, swoje historie i doznania. Moi dawni kochankowie, którym udało się odczytać przesłanie umieszczone specjalnie dla nich między wierszami. Dziewczyny, które pisały, że dawkują sobie »Frajdę« i czytają tylko po kilka stron dziennie, żeby mieć większą z tego przyjemność” – mówi Marta Dzido o historii rozpisanej na dwa głosy. Napisała „Frajdę”, bo brakuje jej erotyki w rodzimej literaturze: „Myślę, że język polski – tak bogaty i dający tak duże możliwości – ma zupełnie niewykorzystany potencjał, jeżeli chodzi o opowiadanie o cielesności, zmysłach, pożądaniu, spełnieniach w sposób, który nie byłby żenujący, naiwny albo dystansujący i cyniczny”. Dzido uważa, że to wciąż temat tabu: „Nie mieliśmy w Polsce czegoś takiego jak rewolucja seksualna. W 1907 roku młoda wówczas Zofia Nałkowska żądała dla kobiet »całego życia« była pionierką, która publicznie upominała się o prawo do rozkoszy. Wzbudziła tym kontrowersje, ale udało jej się wywołać dyskusję – to był moment, szansa na to, by taką rewolucję zacząć. W dwudziestoleciu międzywojennym walkę o wyzwolenie kobiet,– także w sferze seksualnej, podjęła Irena Krzywicka. Określała się mianem »gorszycielki«. Żyła z dwoma mężczyznami – z jednym w związku małżeńskim, z drugim w związku partnerskim – i nie ukrywała tego. Nie bała się mówić otwarcie o antykoncepcji czy przerywaniu ciąży. To się działo sto lat temu i kiedy pomyślę sobie, gdzie nasze społeczeństwo jest dziś, to mam wrażenie, że niewiele się od tamtych czasów zmieniło”.

Na to, w jaki sposób o seksie pisze się w polskiej literaturze, zwraca uwagę Agnieszka Wolny-Hamkało. Poetka i prozaiczka przytacza anegdotę: „Kiedyś znajomy krytyk filmowy opowiadał mi, czym różni się nagość w polskim kinie od nagości w kinie amerykańskim. Jego zdaniem w polskim kinie kobieta się ROZBIERA. Wszyscy – operator kamery, reżyser, sama aktorka – bardzo przeżywają ten znaczący moment. Akcja zwalnia, następuje najazd, zbliżenie. W kinie amerykańskim aktorka po prostu ściąga ubranie i przechodzi przez pokój. Nie jest to wydarzenie o randze dziejowej. Nawet jeśli to seksistowska (czemu to zawsze kobieta się rozbiera?) i naciągana metafora – można z powodzeniem zastosować ją w polu literackim. Staram się pisać o seksie bez pruderii i pretensji. Nie estetyzuję seksu, ale też nie unikam tego tematu. Ostatecznie determinuje sporą część naszego życia. W polu wiersza seksualność można przywołać pośrednio: zestawiając słowa, które brzmią w określony sposób, albo przywołując skojarzenia na pozór odległe od cipki lub fiuta. O, te słowa od razu się wybijają. Świecą. Bo wbrew pozorom w literaturze wcale nie widujemy ich często”.

O „cipce suchej jak pieprz” pisze w „Bokserce” Grażyna Plebanek. Patrycja Pustkowiak w powieści „Maszkaron” raczej skupia się na kopulacji, niewprawnych obściskiwaniach i rzadkich seansach pornograficznych. Jednak, jak twierdzi Agnieszka Wolny-Hamkało, można znaleźć w polskiej literaturze pisanej przez kobiety sporo rozmaicie przeżywanej seksualności: „Ale nawet w książkach czy na poziomie wiersza ta seksualność jest zmienna. Bo przecież taka jest rzeczywiście: dynamiczna. Interesująco opisuje seks Inga Iwasiów – w swój charakterystyczny chłodny i przejmujący sposób. Precyzja relacji buduje dystans i to jest podniecające. Drugą autorką, która znalazła na to swój własny język, jest Justyna Bargielska. Utrzymuje napięcie pomiędzy byciem »w« sytuacji i jej bezpośrednim przeżywaniem a zapośredniczoną obserwacją. To też finezyjne i podniecające: robię to (sytuacja utożsamienia) i jednocześnie obserwuję »nas« robiących to (pozycja ironiczna)”.

Joannie Lech brakuje „przaśnej literatury erotycznej z przedwczesnym wytryskiem i niezręczną rozmową w pościeli w różowe kwiatuszki”: „Nie ma za wiele nieidealnego romansu w literaturze. Opisy nudnego albo niezręcznego i nieudanego seksu byłyby czasem lepsze niż zero seksu w powieści”. Według niej receptą na dobrą scenę erotyczną jest prawdziwość. „Zdaje się, że to Marek Bieńczyk kiedyś powiedział, że żeby w ogóle wiedzieć, o czym się chce pisać, i żeby mieć o czym pisać – trzeba najpierw dobrze żyć. I żadne oglądanie filmów, czytanie czy rozpytywanie nie zastąpi prawdziwego doświadczenia”. Lech ma na myśli nie tylko erotykę, ale po prostu dobre historie: „Cechuje je autentyczność. By opisy łóżkowe były przekonujące, muszą być po prostu bardziej realistyczne, wnikliwe i może… banalniejsze. Codzienny seks nie jest, niestety, tak wymyślny, jak czasem w książkach. Może się tej banalności za bardzo boimy”.

Odważ się

Marta Dzido napisała bezpruderyjną opowieść o przyjemności, granicach i nostalgii. Opisała seks w sposób czuły, poruszający. Jak udało jej się uchwycić tę erotykę? „To dla mnie wciąż wyzwanie. Ale bardzo przyjemne, dające dużo satysfakcji. Nie piszę »na zimno«. Żeby to miało sens i działało, muszę się wprowadzić w określony stan. Tak zrobiłam, pisząc >>Frajdę<<. To było sześć tygodni wywoływania w sobie pewnych emocji, odczuwania razem z bohaterami, bycia tam w środku. Wybrałam formę dialogu, opowiadania głównie w drugiej osobie, tak żeby czytający mogli być uczestnikami tej historii, nie tylko odbiorcami. To nie jest częsty zabieg w literaturze”. Pytana o to, czy według niej istnieje coś takiego jak „kobiece spojrzenie na erotykę”, Dzido odpowiada: „Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastawiałam. Na pewno istnieje. Ale czy od razu dzielić to spojrzenie na kobiece i na męskie? Stawiać taką granicę? Myślę, że tych spojrzeń na erotykę jest znacznie więcej”. To też udowadnia w „Frajdzie”, gdzie oddaje głos obojgu bohaterom: „Ciekawe było dla mnie pisać to z perspektywy dwóch postaci – dziewczyny i chłopaka. Tak naprawdę mam wrażenie, że granica w sposobie przeżywania zaciera się i płeć przestaje mieć znaczenie”.

Tym, co z pewnością ma znaczenie, jest wrażliwość. „Dla mnie cała masa wrażeń, odczuć, sytuacji może mieć wymiar erotyczny” – mówi Dzido. Wyczyść Cache „Promienie słońca, które liżą policzki. Pęd powietrza, który czuję, gdy wystawiam głowę przez okno jadącego pociągu. Moment, kiedy wsuwam dłoń w rozgrzany piasek. To jest umiejętność reagowania na nieoczywiste bodźce. Odwaga w dostrzeżeniu zmysłowości tam, gdzie pozornie jej nie ma. Np. w brzmieniu języka portugalskiego, w zapachu ziemi tuż po deszczu, w smaku, jaki zostaje na ustach po kąpieli w morzu”. A choć pytanie było o czynniki, które sprawiają, że erotyka w literaturze nie jest ani żenująca, ani naiwna, to odpowiedź Marty Dzido brzmi jak życiowy kierunkowskaz: „Poruszam się w tej sferze po omacku, intuicyjnie dobieram słowa. Nie mam definicji. Myślę, że najważniejsze to zaufać sobie i nie bać się. Eksperymentować, doświadczać, sięgać po nowe i nieznane”.

 1 marta mitek sawicka girls room

Tekst po raz pierwszy ukazał się w 7 numerze magazynu „G'rls ROOM”.

Ilustracja: Magdalena Sawicka