Paulina Klepacz: Marcinie, ciekawi mnie, czy zanim przystąpiłeś do pracy nad książką, to miałeś jakieś wyobrażenie lata 1939? W końcu szkoła, ale i kultura, bardziej skupiają się na konkretnych wydarzeniach jak wybuch drugiej wojny światowej, najważniejsze bitwy. A życie codzienne przed wybuchem tego konfliktu raczej jest pomijane.

Marcin Wilk: Dlatego właśnie chciałem zająć się tym czasem. Chciałem się przyjrzeć temu, jak ludzie zachowywali się na moment przed katastrofą, która stanowi istotną cezurę w naszych współczesnych dziejach. Interesowała mnie, że tak powiem, zwyczajność, codzienność – picie kompotu z rabarbaru podczas podróży pociągiem z Krakowa do Warszawy, marzenia dziewczyny huśtającej się na hamaku o pierwszym pocałunku czy pragnienie innego młodego chłopaka, aby mieć rower – nomen omen – marki Wilk. Chciałem się dowiedzieć, jak ludziom się żyło przed wojną, jak się zachowywali wobec pogłosek o niej, jak spędzali te upalne dni, które na ogół kojarzą się z beztroską i odpoczynkiem.

Pomysł, aby pisać od strony reporterskiej, czyli patrząc z dzisiejszej perspektywy na tamten świat, pozwolił też bez wątpienia dostrzec szczegóły, które tamtym ludziom umykały, bo na przykład obyczajowość była inna. Postanowiłem więc niejako przepisać tę historię, bazując na opowieściach osób, które wtedy żyły.

W ogóle uważam, że mamy jeszcze sporo tego typu tematów do przerobienia. Dobrym przykładem może być historia kobiet, która ciągle domaga się pełnego wysłuchania, opisania, uzupełnienia albo historia relacji między ludźmi a zwierzętami. Ale przede wszystkim właśnie historia codzienności – nie tylko rozumiana jako muzeum gadżetów z dawnych lat, ale jako opowieść złożona z rozmaitych ludzkich historii, emocji, przeżyć.

 

Paulina: W poszukiwaniu emocji i przeżyć zwróciłeś się więc do świadków pamięci.

Marcin: Tak. Pamięć oczywiście jest niedoskonałym narzędziem, ona przekształca, odkształca, pamiętamy mylnie, mieszają nam się daty, w dodatku pamięć zbiorowa nakłada się na indywidualną, powtarzamy cudze historie jako własne. To było dość niebezpieczne rekonstruować pamięć o przedwojennych wydarzeniach po 80 latach, ale też było bardzo pociągające. Postanowiłem podejść do tematu z wielu stron – posiłkować się również innymi dokumentami, np. wspomnieniami pisanymi tuż po wojnie, pamiętnikami czy prasą codzienną. Ta ostatnia nie tylko dostarcza wiedzy o tych „dużych” wydarzeniach, wybitnych postaciach, ale i o codzienności. Czytając prasę, też trzeba jednak pamiętać o jej ograniczeniach, służbie ideologicznej itd.

Bardzo wdzięczna jest lektura różnego typu ogłoszeń, reklam, które pokazują rzeczywistość mniej znaną. W książce o tym nie piszę, ale zwróciłem uwagę, że prasa w 1939 roku była wypełniona doniesieniami o samobójstwach. Mężczyźni najczęściej popełniali samobójstwa, bo im się nie wiodło w pracy, a kobiety – z powodu zawirowań życia osobistego, co pewnie sporo mówi o wzorcach zachowań płciowych. Ale oczywiście motywy bardziej się różniły.

Korzystając z tych wszystkich źródeł, próbowałem odtworzyć atmosferę tamtego lata. Od razu może warto zaznaczyć, że nie pisałem rozprawy socjologicznej czy dokumentu historycznego, ale reportaż. Dlatego wybrałem kilka stosunkowo reprezentatywnych historii. Kolekcjonując opowieści starałem się bowiem pamiętać o tym, że ówczesne społeczeństwo dość znacząco różniło się od dzisiejszego. Spośród 35 milionów ludzi zamieszkujących tereny w graniach II RP, około ⅔ społeczeństwa stanowili Polacy, reszta to byli Ukraińcy, Białorusini, Żydzi, Niemcy i inne mniejszości… Relacje pomiędzy ludnością były różne. No i jeszcze ważna sprawa: prawie 70 proc. zamieszkiwała na wsi.

 

Paulina: Czytając „Pokój z widokiem”, zastanawiałam się, czy bohaterki i bohaterowie twojej książki nie opowiadają swoich przez pryzmat współczesnej poprawności, obecnego dyskursu.

Marcin: Ja też o tym cały czas myślałem, gdy ich słuchałem. Tego nigdy do końca nie sprawdzisz. Starałem się jednak kierować w swojej pracy zasadą ograniczonego zaufania. Wydobywanie wspomnień sprzed wielu lat to także swoisty proces, który zaczyna się od wzajemnego poznawania, konfrontowania faktów, perspektyw. Po to są spotkania, długie rozmowy. Poza tym posiłkowałem się wiedzą zawartą w opracowaniach, różnego rodzaju monografiach, wspomnianych już gazetach, a całość była potem konsultowana z profesor Anną Landau-Czajką.

Uczciwość nakazuje także dodać, że to, jak opisałem to ostatnie lato przed wojną, to nie tylko kwestia wykorzystanych źródeł, lecz także do pewnego stopnia przepuszczenia ich przez moją wrażliwość. Nie wiązała mnie dyscyplina pracy naukowej, raczej wiodła mną reporterska ciekawość i potrzeba. Chciałem zaprowadzić czytelników do pewnego momentu historycznego, na który będziemy mogli spojrzeć z dzisiejszej perspektywy.

3 pokoj z widokiem 

Paulina: Łatwo było wytypować bohaterki i bohaterów?

Marcin: Nie tak prosto, jakby się to mogło wydawać. Pomogli mi przyjaciele i znajomi, których wypytywałem o to, czy w ich kręgu są osoby, które pamiętają lato 1939 i chcą oraz mogą ze mną o tym porozmawiać. Pomogły też media społecznościowe, o których nikomu się nie śniło w 1939 roku – w ten sposób znalazłem na przykład Mariana Niemierkiewicza Juniora z Gdyni.

Pytasz o bohaterów i bohaterki, a ja chciałem jeszcze przy tej okazji o czymś innym ważnym powiedzieć. Po jednym ze spotkań autorskich, jedna ze słuchaczek słusznie zauważyła, że ta książka powinna mieć jeszcze co najmniej kilkanaście białych stron, bo byłby to hołd dla tych, którzy już nie mogą opowiedzieć swoich historii, którzy zginęli w trakcie wojny. O tych „białych kartkach” warto pamiętać w trakcie lektury.

 

Paulina: Jak wyglądały spotkania z twoimi bohaterkami i bohaterami?

Marcin: Dla mnie spotkania z rozmówczyniami i rozmówcami zawsze są niesamowitym przeżyciem. W tym przypadku miały więcej niż tylko charakter poznawczy, były również zderzeniem kultur czy też pokoleń, w końcu jestem od moich bohaterów kilka dekad młodszy. Więc moja wiedza, moja perspektywa plus wydobywanie wspomnień, dopytywanie sprawiło, że wspólnie odtwarzaliśmy w zasadzie to tytułowe lato – negocjowaliśmy opowieść.

 

Paulina: Jakie emocje towarzyszyły osobom, z którymi rozmawiałeś? I czy nie były zdziwione, że nie pytasz o wojnę?

Marcin: Dużo osób od wojny właśnie zaczynało. Wydawało im się naturalne, że skoro rok 1939, to chcę opowieści wojennej. Muszę też przyznać, że w moich bohaterkach i bohaterach tkwiła ochota opowiadania, jakby wielu z nich czekało, aż zostaną zapytani, a przede wszystkim wysłuchani. Czułem ogromną odpowiedzialność, gdy dzielili się swoimi historiami.

Jeśli zaś chodzi o emocje, to chyba jednak ja się częściej wzruszałem. To było trochę jak niesamowita podróż w czasie. I w sumie ostatni moment, by ją odbyć, bo świadkowie tamtego okresu odchodzą. Jeden z moich bohaterów – Aleksander Semlak, któremu dedykuję „Pokój z widokiem” – zmarł we wrześniu zeszłego roku, zaledwie trzy miesiące po tym, jak rozmawialiśmy.

Czasami z rozmówczyniami i rozmówcami się nie rozumieliśmy. Dużo faktów i szczegółów, które wyłapywałem i uwypuklałem na kartach książki, moi rozmówcy podczas autoryzacji określali jako błahe, chcieli je skreślać. Niektórym z nich być może wydawało się, że to będzie podniosła opowieść w starym stylu, o historii przez duże H, a nie o codzienności. To właśnie ta kwestia różnic kulturowych, pokoleniowych i spojrzenia na historię. Dla mnie kompot, hamak czy inne detale tworzą opowieść bliską życiu, odsłaniają rzeczywistość dotkliwą. Zdarzało się zatem, że trochę się ścieraliśmy, ale w końcu w przypadku bohaterów i bohaterek książki zawsze się udawało dojść do porozumienia. Chyba przede wszystkim dlatego, że i mi, i im zależało na przekazaniu czegoś, dostarczeniu pewnej wiedzy, ostatecznie mieliśmy wspólny cel.

1 pokoj z widokiem 

Paulina: Z każdą kolejną kartką „Pokoju z widokiem” sielskie opisy wakacji coraz gęściej przetykane są pogłoskami o wojnie. Z jednej strony panowało przekonanie, że może jednak ta wojna się nie zdarzy, a z drugiej – że nawet jeśli, to jesteśmy silni, zwarci i gotowi, więc uporamy się prędko z wrogiem.

Marcin: Polska prasa co kilka dni informowała o napiętych stosunkach politycznych, o sytuacji w Gdańsku donosił nieustannie „New York Times”, ale życie toczyło się dalej, ludzie mieli na głowie swoje sprawy, więc te pogłoski o wojnie gdzieś tam były, ale raczej w tle. Można powiedzieć poza tym, że mimo pewnych znaków na niebie i ziemi większość miała nadzieję, że wszystko rozejdzie się po kościach, a jeśli do czegoś dojdzie – „nie oddamy nawet guzika”. Nawet Marian Dąbrowski, redaktor naczelny i właściciel „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, który przecież powinien mieć informacje z pierwszej ręki, planował dość beztrosko wakacje – najpierw wyjazd na Wystawę Światową do Nowego Jorku, później do Francji. Można więc stwierdzić, że zachowywał się dość mało odpowiedzialnie – z dzisiejszej perspektywy – wobec realnego zagrożenia wojną. Poza tym pewne przygotowania do niej trwały – zaopatrywano ludność w maski gazowe, kopano rowy przeciwlotnicze. Wyobrażono sobie, że jeśli się zdarzy konflikt zbrojny, to będzie taki jak ostatnia wojna. Dopiero potem okazało się, że druga wojna światowa bardzo się różniła od pierwszej. Któż jednak mógł o tym wiedzieć latem 1939 roku?

 

Paulina: Wojna bez wątpienia przyspieszyła emancypację kobiet. Już w tym przedwojennym momencie niektóre z bohaterek książki zaczynają działać, nie patrząc na stereotypy płciowe – np. kopią przeciwlotnicze rowy.

Marcin: Kiedy mowa o wojennym okresie, to na ogół mowa jest o mężczyznach. To ogromna impertynencja, bo akurat kobiety odgrywają swoje, ważne role. Były bohaterkami na wielu planach. Jedna z moich rozmówczyń opowiadała na przykład, jak przygotowywała się, aby podjąć działania militarne w razie wojny.

Co do kobiet jeszcze – uderzyła mnie też ogromna samoświadomość innej bohaterki – Aniela Giemza z Rudzicy zaczęła w pewnym momencie opowiadać, jak jej życie wyglądałoby, gdyby była mężczyzną. Przeprowadziła właściwie krytykę postaw determinowanych rolami płciowymi!

Dlatego zresztą też zależało mi, aby wysłuchać różnych opowieści, zderzyć różne perspektywy, pamiętając o istniejących przed wojną ciasnych gorsetach płciowych, które dotyczyły i kobiet, i mężczyzn. Mam także cichą nadzieję, że czytelniczki i czytelnicy będą w stanie empatyzować z bohaterkami i bohaterami „Pokoju z widokiem”, choć żyją dziś w innych zgoła czasach. Wydaje mi się, że emocje takie jak strach i nadzieja – czyli te, które naznaczyły mocno lato 1939 roku – to powszechne odczucia, które pojawiają na różnych etapach naszego życia.

5 pokoj z widokiem 

Książka Marcina Wilka „Pokój z widokiem. Lato 1939” ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B

Fot. materiały prasowe