„Nóż na skórze” to pełnometrażowy obraz Jennifer Reeder, artystki wizualnej i autorki licznych krótkich metraży. Już niebawem będzie szansa obejrzeć go podczas festiwalu Nowe Horyzonty, w ramach sekcji „Trzecie Oko”, której matronujemy. „Reżyserkę można nazwać antropolożką magii pierwszego świata. Czujnie tropi ślady myślenia magicznego, czekające na odczytanie znaki, amulety, ochronne pseudonimy. W jej ujęciu nawet ubrania pełnią funkcję zbroi przeciwko złym mocom, codzienne czynności nabierają znaczenia rytualnego, a słowa i gesty – formę zaklęć” – opowiada Ewa Szabłowska, kuratorka sekcji. Z Reeder rozmawiamy oczywiście o magii, ale i dojrzewaniu, seksualnej przemocy oraz kobiecej przyjaźni jako najlepszej strategii przetrwania w opresyjnym świecie.

 

Jak w wielu filmach czy serialach z wątkiem kryminalnym (choćby w „Miasteczku Twin Peaks”, do którego twój obraz jest często porównywany”), tak i w twoim filmie punktem wyjścia jest śmierć młodej dziewczyny. „Nóż na skórze” znacząco różni się jednak od tytułów, do których przyzwyczaiło nas kino. Carolyn – zaginiona nastolatka – wciąż odgrywa aktywną rolę w przedstawianej historii, a cały obraz przybiera formę feministycznego manifestu.

Jennifer Reeder: Z feministycznego punktu widzenia pokazanie kolejnej martwej dziewczyny, ofiary przemocy zredukowanej do ciała, które ma posłużyć jako pretekst dla rozwoju fabuły (a takich zabiegów w horrorach czy thrillerach jest pełno), to dość problematyczna kwestia. Zastanawiałam się, jak mogę opowiedzieć tę historię inaczej. Tak jak powiedziałaś, kluczowe było dla mnie, aby Carolyn była wciąż aktywna, obecna w swojej własnej historii. W „Nożu na skórze” mamy więc do czynienia z martwą dziewczyną, ale zdecydowanie nieposłuszną, niepoddającą się filmowej konwencji, w której przeważnie ma szansę być tylko niemą ofiarą. Obecność Carolyn zaznaczyłam, wprowadzając do filmu magiczne elementy. Ciało nastolatki pojawia się i znika. Okulary, które po sobie zostawiła niepokojąco świecą i mają niezwykłe moce. Rana, którą Carolyn zrobiła na czole swojemu chłopakowi, za nic nie chce się goić, jest formą naznaczenia, nie przestaje mu przypominać o tym, co zrobił…

 

Chłopak zostaje zresztą podwójnie naznaczony, jedna z przyjaciółek Carolyn, również źle przez niego potraktowana, wyszywa na jego kurtce hasło, które ma ostrzegać przed nim wszystkie dziewczyny, odsłaniać jego zamiary. Motyw przemocy seksualnej jest w ogóle mocno zaznaczony w twoim filmie. Pojawia się np. wątek nauczyciela napastującego jedną z uczennic, którego zachowanie w końcu zostaje obnażone przed całą klasą. W związku z tym chciałam zapytać, na ile tematyka twojego filmu łączy się z akcją #MeToo i problemami, na które zwróciła ona uwagę?

Jennifer Reeder: Zaczęłam pracę nad filmem jeszcze przed akcją #MeToo, rzeczywiście zależało mi jednak na pokazaniu problemów, które ona później zaadresowała. Chciałam opowiedzieć o grupie dziewczyn, które starają się jakoś przebrnąć przez dojrzewanie i coraz trudniejsze życiowe wyzwania, podczas gdy są otoczone dorosłymi, którzy nie tylko zmagają się z różnymi życiowymi kryzysami, ale również często zupełnie nie szanują cudzych granic. #MeToo odsłoniło powszechność problemów, z którymi my, kobiety, zmagamy się od najmłodszych lat. Pokazało, w jaki sposób patriarchalne społeczeństwo daje przyzwolenie uprzywilejowanym mężczyznom na zaspokajanie swoich potrzeb i fantazji, nieraz w brutalny sposób, z zupełnym pogwałceniem zasad świadomej zgody. W filmie pokazana jest historia nauczyciela molestującego uczennicę. Ja sama przeżyłam coś podobnego. Oczywiście nie była to identyczna historia jak ta pokazana w filmie – choćby nie sprzedawałam mu antydepresantów mojej mamy (śmiech) – jednak to doświadczenie pozostawiło po sobie podobne odczucie. Dopiero lata później, gdy spojrzałam na całą sytuację jako dorosła osoba, zrozumiałam, w jak drastyczny sposób ten mężczyzna przekroczył moje granice i jak okrutna jest rzeczywistość, która każe nam takie sprawy bagatelizować, zachować dla siebie, wstydzić się. Myślę, że to, iż w filmach o nastolatkach czy w życiu obserwujemy często „wredne” dziewczyny nie jest przypadkowe, czasem to może być ich jedyna dostępna broń, sposób na ochronę w trakcie dorastania.

 

Taka sugestia pada z ust jednej z bohaterek. Jednak mam wrażenie, że w „Nożu na skórze” równie istotną, a może nawet najistotniejszą bronią bohaterek jest przyjaźń. Jak ważne są twoim zdaniem relacje między kobietami (zarówno w okresie dojrzewania, jak i późniejszym życiu) i czego brakuje ci w sposobie, w jaki pokazywane są na ekranie?

Jennifer Reeder: Nie tylko „Nóż na skórze”, ale i inne moje filmy pokazują kobiecą przyjaźń jako strategię przetrwania. Dla mnie osobiście przyjaźnie z kobietami zawsze były szalenie ważne, wzbogacające, dające siłę. I wciąż są. Relacje z moimi najbliższymi przyjaciółkami, mamą, siostrą… Tymczasem w kinie więzi między kobietami często pokazywane są jako wątłe, naznaczone zazdrością i rywalizacją, drugoplanowe w porównaniu do tych między kobietami a mężczyznami. W swoich filmach chciałam pokazać więc relacje między kobietami, jakich sama doświadczyłam i jakich z pewnością doświadczyło wiele z nas. Po pokazach często podchodzą do mnie dziewczyny, nieraz bardzo poruszone, mówią, że wreszcie zobaczyły na ekranie coś bliskiego swoim doświadczeniom kobiecej przyjaźni. Bardzo mnie to cieszy. Za sprawą swoich filmów chciałam też obalić mit wrednej dziewczyny. Jak już wspominałam, zależało mi, by pokazać, że ta „wredność” jest raczej reakcją na różnorodne opresyjne mechanizmy obecne w naszym społeczeństwie czy na problemy dorosłych spadające na dzieci, a nie dowodem na zły charakter dziewczyn czy ich wrodzoną zawiść i rywalizacyjność.

 

„Nóż na skórze” odsłania różne odcienie relacji między dziewczynami, pokazuje stereotypy, na które te relacje są narażone, ale ostatecznie zdecydowanie zwycięża siostrzeństwo.

Jennifer Reeder: Razem bohaterki są silniejsze, mają szansę poradzić sobie z wyzwaniami. Łączy je niezwykłe uczucie bliskości, zaufania, wsparcia. Wielokrotnie obserwowałam coś takiego, także już jako dorosła kobieta i zawsze robi to na mnie olbrzymie wrażenie. Np. gdy pracowałam nad filmem krótkometrażowym „A Million Miles Away” na planie zebrałam bardzo młode dziewczyny, które w ogóle wcześniej się nie znały. Pochodziły z różnych miejsc, miały bardzo różnorodne doświadczenia. A jednak bardzo szybko zbudowały prawdziwą wieź, rodzaj intymności.

1 Knives and Skin Aurora Real De Asua as April Martinez Ireon Roach as Charlotte Kurtich and Haley Bolithon as Afra Siddiqui 

Mam wrażenie, że choć w teorii w twoim filmie na pierwszym planie są nastoletnie dziewczyny, w praktyce równie dużo miejsca i uwagi poświęcasz ich matkom. Szczególnie zafascynowała mnie postać matki Carolyn. Po zniknięciu córki jest w takiej rozpaczy, że zaczyna zachowywać się zupełnie nieprzewidywalnie, ma tak wyostrzone zmysły jak dzikie zwierzę czy wręcz nadprzyrodzona istotna. Zastanawia mnie, dlaczego zdecydowałaś się przedstawić wszystkie matki jako tak trudne, skomplikowane postaci, zmagające się z licznymi problemami. Od razu do głowy przyszedł mi zbiór opowiadań „Histeryczki” („Difficult Women”) Roxane Gay.

Jennifer Reeder: Zarówno w prawdziwym życiu, jak i w kinie uwielbiam trudne kobiety. Intryguje mnie, że trudno do nich dotrzeć, ale gdy już to w jakimś stopniu się uda, odsłaniają się fascynujące i nieraz bardzo trudne historie, sposoby na radzenie sobie z traumą. Jednocześnie kino obchodzi się często z matkami bardzo schematycznie, eksponuje te cechy, których wciąż społecznie się od matek wymaga, a jakiekolwiek odstępstwa tępi.

 

Dzieli matki na te dobre i złe.

Jennifer Reeder: Ja tymczasem chciałam pokazać kompleksowe postaci, dojrzałe kobiety, które muszą zmierzyć się z kryzysami, zaliczyć jakby powtórne dojrzewanie, przejść przez jakąś ważna zmianę. Mamy więc matkę zmagającą się z depresją, matkę udającą, że jest w ciąży i przechodzącą przez skomplikowany romans i wreszcie matkę Carolyn, Lisę, której żałoba przybiera ekstremalne formy. Każda z nich musi z czymś sobie poradzić, podjąć jakieś zdecydowane działania, wybudzić się z letargu, poprosić o pomoc, przyznać się do błędu czy po prostu wstać z łóżka.

 

Wspominałaś wcześniej o historii z nauczycielem. Jak wiele jest w „Nożu na skórze” z twoich własnych doświadczeń?

Jennifer Reeder: Fabuła filmu jest w pełni osadzona w fikcyjnym świecie, nie wprowadzałam do niej żadnych wydarzeń z mojego życia w dosłownej formie, natomiast na pewno obecne są ślady pewnych moich nastoletnich odczuć czy doświadczeń. Jestem w tym momencie na takim etapie mojego życia, że różnorodne wcześniejsze doświadczenia zdążyłam już w pewien sposób przemyśleć, przerobić, nie miałam potrzeby więc robić tego na ekranie. Zarówno jako twórczyni, jak i osoba jestem dość ugruntowana, sama jestem matką i myślę, że całkiem nieźle wywiązuję się z tej roli (śmiech), w przeciwieństwie do matek, które pokazałam na ekranie nie przechodzę teraz żadnego wielkiego kryzysu. Jednocześnie czuję się wciąż bardzo blisko związana z dziewczyną, jaką byłam kiedyś. Dalej pamiętam bardzo dokładnie, jakich emocji doznawałam, będąc nastolatką. Co czułam, gdy po raz pierwszy poważnie pokłóciłam się z moją mamą, gdy po raz pierwszy się zakochałam, gdy czułam zagrożenie ze strony wspomnianego nauczyciela… Myślę, że to, że nie utraciłam łączności z tą młodszą wersją mnie sprawia, że wciąż potrafię zrozumieć, jak to jest być młodą dziewczyną, a co za tym idzie: potrafię pisać w sposób autentyczny o życiu nastolatek. W moich filmach zamieszczam też elementy, które kojarzą mi się z moim własnym dojrzewaniem, składniki, które były ważne dla mojej tożsamości. Pojawiają się np. covery piosenek, których sama słuchałam, elementy garderoby, które były dla mnie ważne, bohaterki noszą t-shirty z feministycznymi nawiązaniami i cytatami, które były w tamtym okresie dla mnie bardzo ważne.

 

Zatrzymajmy się na chwilę przy muzyce. To bardzo charakterystyczne, że w wielu twoich filmach pojawiają się elementy musicalowe, bohaterki śpiewają wspólnie piosenki. Dlaczego jest to dla ciebie tak ważne?

Jennifer Reeder: Pamiętam, że gdy byłam nastolatką, muzyka była dla mnie szalenie ważna. Potrafiła idealnie zgrać się z emocjami, dać uczucie natychmiastowej łączności z jakimś miejscem czy osobą, przywołać wspomnienia. Pamiętam, że nieraz pod koniec lekcji marzyłam tylko o tym, by dotrzeć już wreszcie do domu i słuchać w kółko jakiejś piosenki (śmiech). Myślę, że nie jestem w tych doświadczeniach odosobniona, dla większości nastolatków muzyka jest bardzo istotnym składnikiem tożsamości. W wielu filmach o dorastaniu muzyka jest więc bardzo mocno obecna. W moich filmach chciałam jednak pójść o krok dalej – dając bohaterkom możliwość śpiewania, wyeksponować ich aktywną rolę w historii. Wspólne śpiewanie to też sugestia czy też obietnica, że w tym pokazanym na ekranie niebezpiecznym, pełnym problemów świecie jest miejsce na harmonię, spokój, współpracę, szczęście, piękno.

 2 Knives and Skin Aurora Real De Asua as April Martinez Ireon Roach as Charlotte Kurtich and Haley Bolithon as Afra Siddiqui

Wykorzystanie muzyki wydaje się celnym sposobem na opowiadanie o dojrzewaniu. Czy uważasz, że również zastosowanie elementów magicznych może oferować tu wyjątkowe narracyjne możliwości? Pomóc oddać specyfikę tego burzliwego okresu? Twój film jest przepełniony magią, może nie w dosłownym sensie, ale właściwie każdy przedmiot obecny na planie, element stroju, makijażu, wydaje się mieć swoją symbolikę, gesty, słowa, zachowania przybierają formę rytuałów. Pomagają wyrazić siebie, dodają również siły, momentami mają prawdziwie emancypacyjny charakter.

Jennifer Reeder: Mój zamiar był właśnie taki, by pokazać te wszystkie elementy, o których wspominałaś, jako rodzaju rytuału czy zaklęcia. Tak samo jak muzyka, różne przedmioty, np. ubrania, potrafią być bardzo ważne dla młodych osób. Mogą pomagać odnaleźć się w chaosie, dawać poczucie przynależności, ale i unikatowości, wzmacniać. Gdy pracuję nad scenariuszem, zastanawiam się często nad przedmiotami, gestami, jakimś elementem, którego umieszczenie w filmie pozwoliłoby oddać aurę danej bohaterki czy bohatera. Gdy mówię o aurze, nie mam jej na myśli w new-age’owym, dosłownym wymiarze, a w kontekście symbolicznym. Wiem, że moja szminka nie ma magicznych mocy – niestety (śmiech). Przedmioty kumulują jednak pewną energię, mogą np. dodać nam odwagi, jeśli same świadomie zdecydujemy się potraktować je w ten sposób. To nie przypadek, że ulubionym strojem jednej z mam pokazanych w „Nożu na skórze” jest konkretny t-shirt z tygrysem. Lynn w ogóle go nie zdejmuje, nie wychodzi z domu. A gdy odcina się od wszystkich, traci kontakt ze światem, w końcu to tygrys z t-shirtu ożywa, reprezentuje jej głos rozsądku, każe jej stanąć na nogi. Jestem nie tylko reżyserką, ale również artystką wizualną, opowiadanie z pomocą obrazu, świadome wykorzystywanie różnych obiektów, budowanie atmosfery z pomocą środków wizualnych było dla mnie zawsze ważne i naturalne. Gdy zbieram inspiracje do kolejnych filmów, myślę raczej nie o innych filmach, a o sztuce, fotografii, obrazach. Przywiązuję uwagę do różnorodnych szczegółów – np. kolorystyki. W „Nożu na skórze” jest bardzo dużo odcieni fioletu, różu i czerwieni – kolorów, które kojarzą się dorastającymi dziewczynami. Zależało mi na atmosferze odwołującej się do realizmu magicznego, ale i budzącej skojarzenia ze stylistyka vintage, wybrałam taki sposób kręcenia, który zagwarantował barwom rodzaj miękkości i subtelności.

 

Podczas Nowych Horyzontów twój film zostanie zaprezentowany w sekcji poświęconej współczesnym czarownicom, rytuałom, alternatywnej duchowości. Sekcji pokazującej mechanizmy wykluczania kobiet buntujących się przeciwko systemowi, naznaczonych jako czarownice, ale i prezentującej kobiecą siłę. W związku z tym na koniec chciałam zapytać cię, co twoim zdaniem figura czarownicy może zaoferować współczesnym dziewczynom, czy może stać się ważnym składnikiem tożsamości, mieć charakter feministyczny?

Jennifer Reeder: Gdy tylko Ewa [Szabłowska] powiedziała mi, że mój film zostanie pokazany w tej właśnie sekcji, ogromnie się ucieszyłam, od razu zakochałam się w tym pomyśle! Uważam, że to doskonały kontekst do pokazania „Noża na skórze”. Myślę, że historyczna perspektywa jest tu bardzo ważna. Tak zwane polowania na czarownice wiązały się ze strachem przed niezależnymi, silnymi kobietami, które robiły wiele rzeczy wbrew patriarchalnemu systemowi, nieraz w sekrecie. Ten strach przed nieposłusznymi kobietami, które wcale nie potrzebują przyzwolenia mężczyzn czy otoczenia, by podążać własną ścieżką wcale nie zniknął, wciąż jest mocno obecny. Z jednej strony powiązanie tych buntujących się kobiet z magią stawało się powodem ich stracenia, z drugiej – ten schemat narracyjny oferuje nam bardzo potężną symbolikę. W różnych opowieściach wyłamujące się z tłumu kobiety zostały obdarzone olbrzymią mocą! Miały do dyspozycji magię i mężczyźni nic nie mogli na to poradzić. To bardzo inspirująca metafora, dla mnie, zarówno jako dla kobiety, jak i twórczyni, figura czarownicy jest czymś ogromnie ważnym, dającym siłę. Dodatkowo jako nastolatka identyfikowałam się z subkulturą gotycką. Myślę, że zarówno mnie, jak i wielu dziewczynom, które czuły się w jakiś sposób inne ta stylistyka i tożsamość, w której opowieści o czarownicach, odgrywały ważna rolę, pozwoliła się odnaleźć, trafić na własną drogę, w moim przypadku prowadzącą między innymi do feminizmu.

3 Knives and Skin Aurora Real De Asua as April Martinez Ireon Roach as Charlotte Kurtich and Haley Bolithon as Afra Siddiqui

Fot. materiały prasowe