Paulina: Czy koniec świata wyobrażasz sobie tak jak Twoi bohaterowie w opowiadaniu „Lata naste”, czy może pandemia koronawirusa inaczej Cię nastraja?

Maria: Tekst, o który pytasz, powstał pewnie jakieś trzy lata temu, więc w tym sensie książka stanowi rodzaj kapsuły czasu z przemyśleniami z tego okresu. Ale to akurat się chyba niewiele zmieniło – nadal koniec naszej cywilizacji wydaje mi się stanem, w który wejdziemy bardzo powoli, niezauważenie, zajęci czymś zupełnie innym i nadal apokalipsa kojarzy mi się z nadmiarem, w którym utoniemy. Nie wiem, czy będzie to przypominało dziecięcą wizję z mojej książki, pewnie będzie to proces dużo bardziej skomplikowany. Co ciekawe, jedynym optymistycznym aspektem pandemii, jeżeli w ogóle można o takim w tak tragicznej sytuacji mówić, jest chyba to, że świat się zatrzymał i można żywić naiwną nadzieję, że gdy ruszy z powrotem, to będzie już inny, bardziej przemyślany pod względem ekologicznym, mający świadomość, do czego doprowadziliśmy czy też powoli doprowadzamy.

 

Paulina: Podczas lektury zastanawiałam się, dlaczego zdecydowałaś się na narratora a nie narratorkę. Główni bohaterowie opowiadań to też mężczyźni. Dlaczego?

Maria: Kiedy piszę, zazębiam ze sobą dwa obszary: to, co na wskroś moje, i to, co należy całkowicie do świata zewnętrznego. „Moje” są przede wszystkim uczucia, stany emocjonalne, psychologia moich bohaterów. Reszta to sztafaż zbudowany z elementów, które najlepiej te emocje czy przekaz w moim odczuciu oddają. W tym sensie nie piszę o sobie, bo większość tych elementów – osób, faktów, miejsc – nie ma żadnego związku z moim rzeczywistym życiem. I lepiej mi się pisze, gdy ten drugi obszar pozostaje do pewnego stopnia obcy, stąd właśnie wybór męskiego narratora, którego łatwo mi jest wyraźnie oddzielić od siebie samej. Zresztą „Żywopłoty” nie podejmują tematów związanych z płcią, z jakimkolwiek przeżywaniem tej płciowości, za to podejmują – mam nadzieję – tematy dotyczące człowieczeństwa i dla tego człowieczeństwa całkowicie uniwersalne – takie jak przemijanie, odczucie własnej czasowości, śmierć. W kontekście tych pojęć płeć nie ma większego znaczenia, staje się więc wyborem czysto technicznym.

 2

Paulina: Jednak nie brakuje w Twojej prozie ciekawych kobiecych czy też dziewczęcych postaci. Bardzo podobała mi się na przykład dziewczyneczka. 

Maria: Mam jakiś rodzaj pozytywnych uczuć chyba do wszystkich opisywanych przeze mnie postaci, bo podejrzewam, że nie potrafiłabym opisać danej postaci, nie wchodząc z nią w jakiś rodzaj zażyłości. Bohaterka, o którą pytasz, jest mi szczególnie bliska, bo bardzo odbiega od schematu, który sama sobie zresztą stworzyła, tylko po to, by pokazać jego miałkość. „Dziewczyneczka” ze swoją brawurą i zdecydowaniem stanowi kontrapunkt dla mojego pełnego wątpliwości, wycofania i poczucia alienacji narratora i stąd pewnie rodzi się i jego fascynacja.

 

Paulina: Skąd w Tobie ta czuła uważność wobec rzeczywistości? W każdym z opowiadań dajesz jej popis.

Maria: Miło mi, że tak to oceniasz. Chyba podobnie jak mój narrator jestem raczej typem introwertycznego obserwatora niż aktywnego uczestnika wydarzeń. Ma to swoje rozliczne wady, ale pozwala z pewnością czujniej tę rzeczywistość obserwować, dostrzec więcej jej elementów. To z pewnością pomaga w pisaniu.

 

Paulina: Twoi bohaterowi albo podglądają cudze życia, albo my czytając o nich, czujemy, że przenosimy się do cudzego świat. Przykładamy oko do dziurki od klucza, ucho do ściany. Myślisz, że lubimy podpatrywać innych, by uciec od swojej codzienności? Czy Ty podpatrujesz i się inspirujesz? Chciałabym tutaj zapytać przede wszystkim o Twoje pisarskie taktyki i powód, dla którego tworzysz.

Maria: Wydaje mi się, że siła literatury polega na stworzeniu warunków, w których można z czystym sumieniem przyjrzeć się innym życiom, innym rzeczywistościom, odmiennym sposobom myślenia. Jest to być może rzeczywiście rodzaj podglądactwa, tym bardziej, że bohaterów książek poznajemy często dużo lepiej niż bliskich nam ludzi, bo widzimy ich w wielu intymnych sytuacjach, mamy wgląd w ich myśli. Sądzę, że powodem, dla którego jest to interesujące, nie jest tylko ucieczka od codzienności, ale i zwykła ciekawość tych światów równoległych, nieraz przecież po prostu pięknych czy też pięknie pokazanych. Ale sam proces czytania rzeczywiście ma w sobie coś z ucieczki, w trakcie lektury nasza percepcja jest w końcu zupełnie gdzie indziej, odrywamy się od otaczającego nas świata. Choć jak mówiłam, lubię obserwować otaczający mnie świat, nie postrzegam procesu pisania jako podpatrywania, bo nie bazuję na moim doświadczeniu w trakcie tworzenia fikcyjnego świata. W książce pojawiło się parę elementów z zasłyszanych przeze mnie historii czy motywów z mojego otoczenia, ale zostały porządnie przetworzone, bo moim celem nie jest odtwarzanie rzeczywistości, a przetwarzanie jej przez siebie, jeśli można to tak górnolotnie określić. Dla przykładu w jednym z rozdziałów piszę o ogrodzie zimowym sąsiadów – ten ogród istnieje naprawdę, obserwuję go codziennie z okna mojego mieszkania, patrzę na niego teraz, gdy rozmawiamy. Ale pisząc, nie zerkałam za okno, nie próbowałam odtworzyć sytuacji związanej z moimi sąsiadami, nie opisywałam wyglądu tej konkretnej budowli. Spodobał mi się motyw niewielkiej przydomowej szklarni odbijającej światło, wszystko inne zadziało się już w mojej głowie.

 

Paulina: Miłość i śmierć – to motywy, które ustawiają nam życia. Ustawiają też w pewien sposób Twoje opowiadania. Który z tych motywów jest Ci bliższy?

Maria: Zajmowałam się śmiercią jako motywem literackim i jego miejscem w strukturze powieści w swojej pracy magisterskiej i badaniach po studiach, więc zdecydowanie jest to bliższy mi temat. Zresztą chyba widać to również w „Żywopłotach”, gdzie kres życia pojawiający się w różnych konfiguracjach dominuje nad wątkami związanymi z miłością. Może w kolejnych książkach – oby takowe kiedyś powstały – ta przewaga się odwróci. Myślę, że byłby to przejaw jakieś pisarskiej dojrzałości, bo paradoksalnie miłość wydaje mi się nieporównywalnie trudniejszym tematem.

 1

 

Maria Karpińska „Żywopłoty”, wydawnictwo W.A.B. 2020

 

Fot. Jędrzej Sokołowski