Mówi o sobie, że rośliny i zioła są obecne w jej życiu od zawsze. Rodzice Ruty mieli działkę, gdzie od dziecka spędzała sporo czasu, mogła tam z szaloną radością i swobodą grzebać w ziemi, brudzić się, oglądać z bliska owady, ślimaki, cały cykl życiowy roślin. „To była prawdziwa magia, niczym wyciąganie królika z kapelusza – wsadzało się do ziemi małe nasionko a zbierało się warzywa”. Jako mała dziewczynka zrywała z mamą na łąkach pokrzywę, szczaw, dziurawiec, który w ich domu był uznawany za panaceum na wszystkie choroby. To rodzice zaszczepili w Rucie miłość do roślin, która pęczniała od dziecka niczym dobrze podlewane ziarno. Nadszedł taki czas, że sięgnęła po konkretną wiedzę. Poszła na studia biologiczne, zrobiła roczny kurs Zielarz-Fitoterapeuta, skończyła dwa kierunki ziołowych studiów podyplomowych. Od dziecka chciała mieszkać na wsi, w odludnym miejscu, codziennie mieć kontakt z roślinami, chodzić na bosaka, być w naturze na co dzień. I tak też się stało.

 

Ewelina: Czy każdy może zamieszkać w wiejskiej głuszy?

Ruta: Na szczęście jest to z wielu powodów niemożliwe. Gdyby wszyscy chcieli się przeprowadzić w odludne miejsca, przy obecnym stanie świadomości bardzo szybko te dzikie tereny zostałyby zniszczone. Aby mieszkać na odludziu, trzeba być mocno osadzonym w sobie, mieć oswojoną ciemność i samotność. Dla części ludzi, szczególnie kobiet, pozostawanie samą w domu na pustkowiu może być dość stresujące. W dużej mierze jesteśmy uczone bać się ciemności, nie chodzić same nocami, unikać pustkowi. Ciemność może kojarzyć się z zagrożeniem. Ten strach jest dość mocno zakorzeniony. Mi też, gdy kilkanaście lat temu zamieszkałam hen za wsią, trudno było przyzwyczaić się do absolutnych ciemności i ciszy jak makiem zasiał. W nocy strzygłam uchem i moja wyobraźnia działała na pełnych obrotach. Przyda się też wewnętrzna równowaga i gotowość na ciężką pracę fizyczną.

Ważne jest dla mnie, aby przeprowadzając się w odludne miejsce, faktycznie w nim się zanurzyć, być osadzonym na tej ziemi. W sytuacji, gdy np. codziennie oboje dorosłych dojeżdża do pracy, zawozi dzieci do szkoł,y to nie jest to jakoś szczególnie przyjazne dla środowiska.

 

Ewelina: Dlaczego swoje działania kierujesz głównie do kobiet?

Ruta: Przede wszystkim dlatego, że lubię towarzystwo kobiet i bardzo bliska jest mi idea siostrzeństwa. Mocno czuję, że w sercach kobiet wciąż tkwi stare dziedzictwo zielarskie. Wiedza babek, zielarek, akuszerek, szeptuch, wiedźm jest zapisana w naszej krwi, w naszych kościach. Wystarczy ją w sobie obudzić, dopuścić do głosu, otworzyć się na nią. To nasza kobieca spuścizna, nasze dziedzictwo. Warto to odkrywać w sobie i do tego wracać.

3 zioa 

Ewelina: Jak odnaleźć w sobie kobiecą moc?

Ruta: Na to pytanie każda z nas musi sobie odpowiedzieć sama, a raczej to poczuć, bo dla każdej źródłem tej siły będzie co innego. Może to być praca, pasja, kontakt z naturą, macierzyństwo, budowanie ciepła domowego ogniska. Ważne, żeby słuchać siebie i iść własną drogą.

Dla mnie kobieca moc to dzikość, niezależność, głębokie i niezachwiane poczucie własnej wartości, zmysłowość, osadzenie w ciele, głęboka intuicja, radość i swoboda. Niezmiernie ważna jest dla mnie filozofia głębokiej ekologii. Na jej ideach dorastałam.

Kobiecą moc, bardzo wspierają w moim odczuciu spotkania z innymi kobietami, bycie z nimi blisko, rozmowy i dzielenie się doświadczeniem, kręgi kobiet – wspólne przebywanie, tańczenie, granie, śpiewanie. Odkrywanie naszej herstorii.

Wszystkim kobietom polecam stworzenie własnego miejsca mocy, gdzie możesz usiąść, wsłuchać się w siebie, odprawić swoje kobiece rytuały, gromadzić ważne dla ciebie przedmioty, kamienie, obrazki, figurki bogiń. 

Bardzo dużo daje mi też noszenie spódnic. Tworzą one krąg, pełnię, koło – kształt doskonały. Pozwalają czuć przepływ kobiecej energii. Nie takiej w wersji pop, ale takiej, z której czerpię mnóstwo siły.

 

Ewelina: Jakie są najważniejsze zioła dla kobiet?

Ruta: Zależy od tego, co chcemy uzdrowić. Wielkim przyjacielem kobiet jest niepokalanek pieprzowy. To śródziemnomorski krzew, działanie lecznicze mają przede wszystkim jego owoce, które po wysuszeniu przypominają ziarna pieprzu, stąd nazwa. Bywa nazywany też mnisim, bo zmniejsza męskie libido. Z tego powodu sadzony był w przyklasztornych wirydarzach. Niepokalanek wywiera wpływ na nasz układ hormonalny, zwiększa wydzielanie hormonu luteinizującego, który wpływa stymulująco na owulację, pobudza też wytwarzanie progesteronu. Dodatkowo hamuje syntezę prolaktyny z przysadki mózgowej, dzięki czemu można z niego skorzystać przy zespole napięcia przedmiesiączkowego, obrzękach i tkliwości piersi wywołanych nadmiarem prolaktyny. Działa też estrogennie, więc może być stosowany w okresie klimakterium.

Przy bolesnych miesiączkach warto zaprzyjaźnić się z ziołami o działaniu rozkurczowym i przeciwzapalnym, do których grona należą m.in. rumianek, krwawnik, melisa, kora kaliny koralowej. Przy nadmiernych miesiączkach można sięgnąć po zioła przeciwkrwotoczne, np. tasznik, ziele rdestu ostrogorzkiego, jasnotę białą, pięciornik gęsi, korę kaliny koralowej czy korę dębu.

W okresie klimakterium, kiedy poziom naturalnych estrogenów spada, co może powodować szereg dolegliwości, warto zaprzyjaźnić się z roślinami bogatymi w fitoestrogeny. Dzięki temu, że przyłączają się do receptorów estrogenowych, częściowo uzupełnią braki. Jak wykazały badania występują one w ponad 300 gatunkach roślin. Najwięksi fitoestrogenowi mocarze to m.in. pluskwica groniasta, koniczyna łąkowa, niepokalanek pieprzowy. Fitoestrogeny zawiera też sporo przypraw np. anyż, kminek, koper, czosnek, pietruszka oraz rośliny strączkowe z soją na czele, niektóre zboża i owoce.

 

Ewelina: „O czym szumią zioła”?

Ruta: Ta licząca 416 stronic książka to pierwszy z trzech zaplanowanych przeze mnie tomów podręcznika na temat ziołolecznictwa. Zrodziła się z potrzeby stworzenia książki popartej wiedzą naukową, a jednocześnie napisanej pięknym i soczystym językiem, bo nasi zieloni sprzymierzeńcy na to jak najbardziej zasługują. Z poziomu nie tylko umysłu, ale serca. Ta książka to esencja mojej wiedzy i kilkudziesięcioletniego doświadczenia w zakresie ziołolecznictwa. Książka, którą sama chciałabym przeczytać wiele lat temu, bo wierzę, że zaoszczędziłaby mi wielu poszukiwań i sporo czasu. Dzielę się w niej wiedzą pozyskiwaną z różnorodnych źródeł (książki, publikacje naukowe, kursy i studia podyplomowe), które zbierałam niczym rozrzucone fragmenty układanki. Nie brakuje też opowieści o moich osobistych doświadczeniach, spotkaniach z roślinami. Mnóstwa receptur, doprawionych szczyptą etnobotaniki i historii. Znajdziesz w niej też dokładne wskazówki, jak prawidłowo sporządzać ziołowe lekarstwa. Książka to pokłosie dwóch lat pracy, 93 tysiące słów, ponad 672 tysiące znaków, niemal 300 pozycji bibliograficznych. Konsultację naukową, co jest dla mnie niezmiernie ważne, bo cenię rzetelność, wykonała prof. dr hab. n. farm. Irena Matławska z Katedry i Zakładu Farmakognozji Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. A ceniony przeze mnie pisarz, Robert Rient napisał mi pełną ciepłych słów recenzję na okładkę. Książka jest dostępna wyłącznie na dedykowanej jej stronie https://oczymszumiaziola.pl/.

1 zioa 

Ewelina: Jak wyglądał proces pisania i skąd decyzja o samodzielnym jej wydaniu ?

Ruta: Pisanie książki okazało się przedsięwzięciem wielkim jak ocean. Czytanie dziesiątek badań naukowych, przeglądanie źródeł etnobotanicznych, aż w końcu musiałam sobie powiedzieć „stop”, bo tak pewnie bez końca przemierzałabym ziołowe ścieżki, od artykułu do artykułu. Pragnęłam, aby książka była bardzo merytoryczna, wartościowa, zawierała sprawdzoną wiedzę, podaną w przystępny sposób. Chciałam napisać książkę, którą sama czytałabym z wypiekami na twarzy. Czasem płynęłam swobodnie niczym zanurzona w ciepłych, przyjaznych wodach płodowych w łonie matki. Znajdowałam rytm, a pisanie szło jak z płatka. Innym razem fale przybierały na sile, pojawiały się trudności i zniechęcenie. W tej podróży moimi przewodnikami były rośliny – te niesamowite, wciąż tak mało przez nas poznane istoty. Bez nich nie byłoby tej książki.

Zdecydowałam się na selfpublishing, ponieważ chciałam samodzielnie decydować o tym, jak będzie wyglądała moja książka. Dochód z niej uzyskany zamierzam przeznaczyć na stworzenie najwspanialszej pod słońcem szkoły zielarskiej, gdzie wiedza akademicka będzie przeplatać się niczym w tańcu z praktyką i głęboko duchowym podejściem do roślin. A wszystko w duchu głębokiej ekologii i ekofeminizmu.

 

Ewelina: „Zioła w Pełni” – skąd się wzięła taka nazwa twojego gospodarstwa?

Ruta: Pełnia to dla mnie stan, w którym niczego nie brakuje.

Z księżycem jestem bardzo blisko. Już kilkanaście lat temu zaczęłam przyglądać się temu, jak czuję się w poszczególnych fazach i wyłonił mi się pewien schemat. Jeżeli księżyc ma tak potężny wpływ na oceany, to ma również wpływ na nasze ciała, które w większości są zbudowane z wody. 

Nów i pełnia są dla mnie zupełnie odmiennymi energiami. Nów to czas skupienia się na sobie, zasiewania ziaren, zadumy i odnowienia sił. W tym czasie podobnie jak księżyc znikam dla świata, mam większą potrzebę samotności. Natomiast kiedy księżyca przybywa, wzrasta we mnie poziom energii i kreatywności. Pełnia to czas świętowania, celebrowania wdzięczności. Ruszam wtedy na łąki, do lasu, na pola. Zbieram sezonowe zioła, aby potem zalać je w szklanej karafce, spadku po babci Stanisławie. A potem zostawiam ją na całą noc w blasku księżyca na zewnątrz. Zimą na parapecie okiennym. To mój eliksir księżycowy. Rano wypijam ten delikatny roślinny macerat. Zawsze towarzyszy temu jakaś intencja, ale też wdzięczność i podziękowanie za to wszystko, co w życiu otrzymuję. Eliksir jest pochwałą sezonowości, dzikości, bycia blisko z przodkiniami: wiedźmami, szeptuchami, uzdrowicielkami. Pijąc go, czuję na plecach ich ciepły oddech. Z nowiem mam rytuał palenia ogniska, aby rozświetlić ciemność nocy, również tej w sobie.

Moje rośliny uprawiam zgodnie z zasadami rolnictwa biodynamicznego, czyli między innym zgodnie z ruchem planet i fazami księżyca. Tradycyjnie zioła były zbierane podczas pełni księżyca i wtedy przypisywano im największą moc. Fascynuje mnie też korelacja faz księżyca z kobiecym cyklem miesięcznym.

 

Kury, miłość Ruty

Ewelina: Na pytanie „dlaczego kury?” odpowiada przekornie, „a dlaczego nie?” Kiedy zamieszkała na wsi niewiele o nich wiedziała. Kiedy trafiły do jej gospodarstwa szybko stały się dla niej kumoszkami.

Ruta: Jeśli nie patrzysz na zwierzęta tylko i wyłącznie pod kątem utylitarności i z antropocentrycznego punktu widzenia, jest szansa zbudować bliską relację. Kury kocham przede wszystkim za to, że tworzą doskonale funkcjonującą wspólnotę. Porozumiewają się ze sobą na bardzo wiele sposobów, fascynujące jest dla mnie poznawanie ich mowy. W moim gospodarstwie mają dożywocie. Mam trzy takie babuszki, które towarzyszą mi od 12 lat. Przypominają stare mędrczynie. Z kurzymi łapkami na skórze wokół oczu. Dla mnie to też jest niesamowite widzieć starzejące się kury. W przemysłowych hodowlach kury po roku, dwóch są utylizowane. Straszliwe słowo w stosunku do żywych istot. A wszystko dlatego, że ich wydajność spada. Nie traktuję moich kur jak maszyny do składania jaj. Są one dla mnie darem. Owocem współpracy kurzego i ludzkiego świata.

 

Co powiedziałabyś sobie 10 lat temu?

Ruta: Powiedziałabym odważ się i nigdy nie odkładaj marzeń na później. Obserwuję, że część osób żyje ideą, że kiedyś nadejdzie świetlana przyszłość i wtedy nagle wszystko zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A życie to przecież nie próba generalna, tylko wspaniały spektakl, który w dużej mierze sam/a tworzysz.

 

Ewelina: Ruta Kowalska wielokrotnie podkreśla, że bardzo ważne jest dla niej, aby nie traktować przyrody jako zielonego marketu, skąd można brać i rwać bez opamiętania. Mówi: „najpierw podziękuj roślinie, a potem poproś o coś dla siebie”.

Ruta: Nic nie napełnia mnie takim szczęściem jak codzienne odkrywanie tajników Zielonego Królestwa Roślin. Wszystko, co mnie do nich przybliża, każda nowa informacja czy obserwacja to wielki dar. Poznawanie roślin umysłem i sercem, doświadczanie ich wszystkimi zmysłami jest jak podróż w nieznane, najbardziej czarowne zakątki, gdzie na każdym kroku czeka kolejna niespodzianka… Ta wędrówka nigdy się nie kończy, a jej nieodłącznym towarzyszem jest zachwyt.  I ja zapraszam Cię do tej pięknej podróży. 

 

Ruta Kowalska – ukończyła studia magisterskie na kierunku biologia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jest absolwentką rocznego kursu zawodowego „Zielarz-Fitoterapeuta” w Krośnie oraz studiów podyplomowych „Zioła w profilaktyce i terapii” na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu i „Zioła i nutraceutyki – ich znaczenie dla gospodarki i zdrowia” na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Ziołowe opowieści snuje na blogu: www.ziolawpelni.pl Prowadzi autorskie warsztaty ziołowe „O czym szumią zioła” oraz „Po zioła. Po moc!”. Jej najnowszą książkę „O czym szumią zioła” można kupić wyłącznie na stronie: www.oczymszumiaziola.pl

2 zioa 

Fot. Unsplash, materiały prasowe