Na początku dobrze wyjaśnić, czemu w ogóle warto pracować z mięśniami dna miednicy. Mięśnie te można zwizualizować sobie jako hamak, który podtrzymuje narządy wewnętrzne, uczestniczy więc również w trzymaniu i oddawaniu moczu. W związku z tym o mięśniach dna miednicy najczęściej mówi się w kontekście problemów z nietrzymaniem moczu właśnie. Problem ten dotyka przede wszystkim kobiet dojrzałych i tych, które już rodziły. Jednak pracę z mięśniami dna miednicy warto zacząć zanim jeszcze zauważymy niepokojące objawy, takie jak uczucie ciągłego parcia, nietrzymanie moczu przy podskokach, kaszlu, kichaniu czy w trakcie dźwigania albo ból w dolnym odcinku kręgosłupa. W końcu i w tym wypadku sprawdza się zasada, że profilaktyka jest o niebo łatwiejsza, niż radzenie sobie z zaawansowanym już problemem.
Trzeba mieć świadomość, że kłopotliwe może być zarówno osłabienie mięśni dna miednicy, jak i ich nadmierne napięcie. To drugie występuje dziś coraz częściej za sprawą stresu. Trening musi być więc dobrany w ten sposób, by pomóc czy to wzmocnić mięśnie, czy też przede wszystkim nauczyć się świadomie je rozluźniać. Dlatego najlepiej pójść na zajęcia z doświadczoną trenerką, choćby na początku, by nauczyć się, jak z mięśniami dna miednicy postępować. Nie zawsze jednak mamy taką możliwość. Samodzielne ćwiczenie w domu (jeśli nie wiemy, jak trenować mięśnie) może być ryzykowne. W przypadku PelviFly mamy jednak możliwość uzyskiwania wirtualnych porad, a samo urządzenie monitoruje pracę naszych mięśni, analizy pokazują nam wyraźnie, nad czym konkretnie musimy popracować, dostajemy szczegółowe wskazówki – dzięki temu ćwiczenie w domu staje się znacznie bezpieczniejsze. Choć oczywiście należy zwrócić szczególną uwagę, żeby wykonywać każde z ćwiczeń w dokładnie taki sposób, w jaki jest to opisane.
Napisałam już krótko o aspektach zdrowotnych związanych z mięśniami dna miednicy. Nie ukrywam jednak, że dla mnie najbardziej przekonującym argumentem, by rozpocząć ćwiczenia były te związane z życiem seksualnym. Regularne ćwiczenia pozwalają lepiej poznać swoje ciało, odczucia i reakcje na bodźce, wyczuć, gdzie dokładnie te nasze mięsnie dna miednicy się znajdują, jak je kontrolować. A to pozwala zintensyfikować doznania seksualne. Mnie taki rachunek prawdopodobieństwa zdecydowanie przekonał i rozpoczęłam serię treningów w domu.
Co dokładnie składa się na system PelviFly? Po pierwsze: urządzenie kGoal, które monitoruje siłę skurczu mięśni oraz fazy ich rozluźnienia. Wykorzystuje 3 rodzaje wibracji: 20 Hz, 50Hz i wibracje biofeedback. Zostało stworzone z silikonu medycznego, jest odporne na działanie wody, zaopatrzone w ekologiczną baterię ładowaną przez USB i bardzo poręczne. Jeśli na początku wyda wam się duże – nie przejmujcie się, zanim wprowadza się je do pochwy, najpierw wypompowuje się powietrze, co znacznie zmniejsza jego objętość. Po drugie: kluczowa jest tu aplikacja mobilna, w ramach której łączymy się z urządzeniem. W aplikacji pokazuje się nasz plan treningowy, osiągamy kolejne cele, możemy monitorować postępy, dowiadujemy się na bieżąco, jak poszły nam konkretne ćwiczenia. Po trzecie: bardzo fajna jest opcja Pelvicoach, która umożliwia bieżące konsultacje ze specjalistką czy specjalistą. Osoba ta odpowie na wszelkie pytania dotyczące mięśni dna miednicy, przygotuje indywidualny plan treningowy, będzie monitorować wyniki wykonywanych przez nas testów. Jesteśmy zdecydowanie zaopiekowane.
Jak rozpocząć ćwiczenia? Jeśli mamy już urządzenie, należy zacząć od ściągnięcia aplikacji. Można od razu założyć w niej konto lub zostawić to na później. W ramach aplikacji łączymy się z urządzeniem i wykonujemy kolejne jasno opisane kroki, by odpowiednio je skalibrować, umieścić w pochwie i móc rozpocząć trening. Na początku musimy wykonać test, na bazie którego będzie wiadomo, w jakiej formie są nasze mięśnie. Analogiczny test będziemy następnie powtarzać co miesiąc, by móc ocenić swoje postępy. Warto ćwiczyć 4-5 razy w tygodniu – regularność jest tu kluczowa. Z każdym tygodniem łatwiej odczujemy wtedy, że mamy kontrolę nad naszymi mięśniami – wiemy, jak je rozluźnić, kiedy, w jakim tempie i z jaką siłą napiąć, jak wrócić potem do stanu relaksu itd. Zadowalające efekty powinny zacząć pojawiać się po około 12 tygodniach regularnych treningów.
Gdy już wykonamy test, w aplikacji pojawi się seria zaplanowanych dla nas treningów. Każdego dnia wykonywać będziemy określone ćwiczenia. Na początku warto przeczytać dokładnie wskazówki dotyczącego odpowiedniego ułożenia ciała i sposobu oddychania – przyzwyczajenie się do właściwej pozycji, poczucie, jak mięśnie pracują, świadome oddychanie – to też zajmie nam chwilę. Trzeba pamiętać, że przed i po każdym treningu należy poświęcić kilka minut na relaksację, w trakcie której świadomie pooddychamy i rozluźnimy mięśnie.
A jak wyglądają same ćwiczenia? Animacje wyświetlane w smartfonie kuszą dawką sentymentu, przypominając proste gry komputerowe z czasów dzieciństwa. Lecimy rakietą przez tunele o określonej wysokości, odpalamy światła na kolejnych piętrach drapacza chmur, pływamy uroczą ośmiornicą czy poruszamy się jako motyl, zbierając kwiaty na naszej drodze. Ćwiczenia są tak sugestywne wizualnie, że łatwo nam połapać się, w którym momencie i z jakim natężeniem wykonać skurcz, czy kiedy się rozluźnić (swoją drogą pojawiają się też oczywiście tekstowe wskazówki). Mówię „łatwo”, ale ja jako osoba, która zawsze miała średnią koordynację ruchową i zostawała o 3 kroki w tyle za resztą grupy na zajęciach aerobiku itp., oczywiście wcale nie złapałam wszystkiego w lot. Zajęło mi kilka dni, by przyzwyczaić się do ćwiczeń i skorelować z pojawiającymi się na ekranie obrazami konkretne ruchy mięśni. Jednak już po kilku próbach wszystko stało się dla mnie przejrzyste i zyskałam większą świadomość ciała. Z czasem jest tylko łatwiej i można na spokojnie pracować nad tymi aspektami, które akurat w naszym przypadku tej pracy wymagają.
W tym momencie ćwiczę od 3 tygodni – to jeszcze za krótko, by odczuć jakieś spektakularne efekty treningów, ale na już na tyle długo, by zauważyć subtelne zmiany, choćby w świadomości dotyczącej mięśni dna miednicy – teraz zwracam na nie o wiele większą uwagę, jeśli np. w ciągu stresującego dnia zauważę, że zbytnio je napinam, wiem też, jak je rozluźnić. I śledzę z przyjemnością przesuwający się powoli na wykresie punkt oznaczający stopień moich postępów. Wiem już, że mam całkiem niezłą siłę mięśni i wiem, jak je relaksować – wytrzymałość to to, nad czym muszę w najbliższym czasie popracować najbardziej. I całkiem z tych nadchodzących ćwiczeń się cieszę.
Fot. materiały prasowe