Całowanie w usta to miłosny rytuał, wyraz pożądania. Już kilkusekundowy pocałunek ma pozytywny wpływ – pracują mięśnie twarzy, spalamy kalorie, serce lepiej pracuje, mózg się dotlenia, w ciele szaleją hormony szczęścia – serotonina, dopamina, endorfina. Długie, namiętne pocałunki są jednak dla niektórych niehigieniczną wymianą płynów ustrojowych, zarazków, bakterii, wirusów. Nawet powitalnego pocałunku nie uznają. No właśnie – czy te w policzek są zdrowe? Czy wypada się całować lub całowania unikać? Może wystarczy serdeczny uścisk dłoni?
Zacznijmy od tego, że symboliczne czy też rytualne pocałunki funkcjonują wśród ludzi od czasów starożytnych. Przeczytamy o nich w Biblii, Kamasutrze, mitologiach. Były wyrazem miłości, przyjaźni, szacunku. Całowanie ziemi, świętych ksiąg, ust lub policzków osobistości, dostojników świeckich i duchowych miało wyrażać szacunek, oddanie.
Obecnie całowanie jest szczególnie rozpowszechnione jako powitalny gest. W Polsce można jego korzeni upatrywać w sarmackiej przeszłości, pełnej wylewnych ruchów czynionych zwłaszcza przy mocnych trunkach, a także w silnych związkach rodzinnych. Bo właśnie wśród członków rodziny całowanie w policzek (zwykle trzy razy) jest najbardziej naturalne w naszej kulturze. Najpierw buziaczki były domeną bliskich sobie kobiet, jednak coraz więcej ludzi, zwłaszcza młodych wita w ten sposób nawet nowo poznane osoby nie tylko na gruncie prywatny, lecz także zawodowym (głównie w branżach kreatywnych, mediach itp.).
Z europejską wylewnością mają problem głównie Amerykanie. Najgorsze jest, że co kraj, to obyczaj, i nadstawiając policzek nie wiedzą, ilu pocałunków się spodziewać. Dla nich najbezpieczniejszą formą jest cmokanie w powietrze nad policzkiem. Muśnięcia wargami po skórze są dla nich fałszywe, z kolei siarczyste wyciskanie mokrych śladów budzi u nich odrazę i strach przed przenoszeniem się bakterii. Szczególnie wylewni są mieszkańcy Europy Środkowej i Wschodniej, czyli my Słowianie. W Polsce i w Rosji, podobnie jak w Serbii popularne jest potrójne całowanie policzków. Włosi czy Hiszpanie też witają się ciepło – po całusie na policzek. Belgowie całują raz. We Francji ilość buziaków zależy od regionu i waha się od dwóch do czterech. W Paryżu są to zwykle dwa pocałunki.
Cóż, to faktycznie może nastręczać trudności i powodować niezręczne sytuacje. Na pewno jest tak, kiedy jedna osoba rzuca się do całowania, a druga się odsuwa lub robi to zaraz po jednym pocałunku. Pewnie wielu z nas zdarzyło się w takiej chwili zderzyć nosami, czołami, trafić w usta zamiast w policzek… Chyba najlepiej wtedy obrócić wszystko w żart. W końcu jesteśmy w teoretycznie sympatycznych okolicznościach. Podobnie może być, kiedy wąsaty wujek sięga po naszą rękę, aby złożyć na niej pocałunek, a my ją odruchowo cofamy… Co z tym fantem robić?
Jeśli jesteśmy osobą przyjmującą pocałunek, to powinniśmy się jednak na niego zgodzić. Zwłaszcza w obcym kraju, zgodnie z powiedzeniem: jeśli wejdziesz między wrony… Uciekanie przed pocałunkami może zostać uznane za niegrzeczne. Jeśli to my chcemy się wylewnie witać, możemy najpierw dać znak ciałem, przysunąć się bliżej i sprawdzić reakcję, gotowość (np. nadstawienie policzka) lub nie do takiego powitania. Jest to kwestia wyczucia, intuicji. Z bliskimi osobami nie jest to problem, zwłaszcza w kontaktach z dalszymi znajomymi trzeba wykazać się pewną elastycznością. Najlepiej sprawdza się też pojedynczy buziak. W przypadku całowania w rękę, mężczyzna też powinien dać kobiecie chwilę na reakcję, wyciągnięcie ręki. Ewentualnie może „ostrzec” o swoim zamiarze, np. posiłkując się zwrotem: rączki całuję. Wprawdzie jest on dość anachroniczny, ale może pomóc uniknąć niezręczności. Mimo rozluźnienia obyczajów, eksperci savoire vivre nie zalecają poufałych buziaków w miejscu pracy.
Fot. główne: flickr.com